Snax wita się z Katowicami z wysokiego C

Snax po raz pierwszy podczas turnieju Counter-Strike'a w Katowicach zameldował się w 2014 roku. Miało to miejsce zaledwie kilka tygodni po tym, jak przesądzone zostały losy jego ówczesnej ekipy. Wszak w 2013 roku Filip "NEO" Kubski i Wiktor "TaZ" Wojtas brali pod uwagę przejście na League of Legends. Z kolei Jarosław "pashaBiceps" Jarząbkowski mógł całkowicie porzucić esport, by pójść do "zwykłej" pracy i utrzymać w ten sposób swoją rodzinę. Ale wtedy niespodziewanie pojawiło się Virtus.pro. I chociaż niedoświadczeni Pogorzelski oraz Paweł "byali" Bieliński początkowo budzili wątpliwości włodarzy VP, to ostatecznie i ten duet zasilił formację. A przecież w obwodzie był Ladislav "GuardiaN" Kovács, ale nieugięty był szczególnie TaZ. – Uwierz mi, wiem jak się wygrywa i dokonam tego, jeśli mi zaufasz. Potrzebny mi jednak do tego krajowy skład, który mówi tym samym językiem i za który będę mógł ręczyć – zapewniał ówczesnego szefa Virtusów, zmarłego w ubiegłym roku Antona "Snega1" Cherepennikova. Ten natomiast dał się przekonać, a reszta, jak to się często mówi, jest historią.

Virtus.pro EMS One Katowice 2014fot. ESL/Helena Kristiansson

Virtus.pro przy udziale Snaxa zatriumfowało wszak podczas ESL Major Series One Katowice 2014. Sam Pogorzelski był znaczącym elementem składu, chociaż, co ciekawe, statystycznie lepiej wypadli od niego wówczas byali oraz pasha. Niemniej rating na poziomie 1,20 i tak robił wrażenie. Tym bardziej, że słabiej poradzili sobie choćby Patrik "f0rest" Lindberg, Dan "apEX" Madesclaire czy Jesper "JW" Wecksell, czyli zawodnicy o nieporównywalnie większym niż Snax dorobku. Jakby tego było mało, w skali całego roku młody gracz również miał powody do zadowolenia. I to ogromnego, bo zarówno jego drużyna, jak i on sam spisywali się fantastycznie. Zostało to docenione przez ekspertów serwisu HLTV, którzy wybrali Pogorzelskiego czwartym zawodnikiem świata. Rok później stało się dokładnie tak samo, a i w Katowicach był sukces. Może nie na miarę triumfu, ale półfinał ESL One Katowice 2015 nadal robił wrażenie. I raczej mało kto spodziewał się, że dla Snaxa będzie to ostatnie tak wysokie miejsce na katowickim turnieju.

Smutne pożegnanie na wiele lat

Co więcej, był to też jak dotychczas przedostatni raz, gdy Pogorzelski pojawił się na scenie legendarnego Spodka. Ostatni natomiast miał miejsce w 2016 roku. Virtus.pro zostało wtedy wyrzucone za burtę w ćwierćfinale przez późniejszych triumfatorów IEM Katowice, czyli Fnatic. Dla całej polskiej piątki był to jednak w gruncie rzeczy dość słaby turniej. A najlepiej niech świadczy o tym fakt, że żaden z Virtusów nie opuszczał stolicy Górnego Śląska z dodatnim ratingiem. Ale też był to tylko przedsmak tego, co działo się w kolejnych latach. 2017 rok to już bowiem sensacja! VP odpada już w fazie grupowej po porażkach z Natus Vincere, North oraz, co najbardziej zaskakujące, z Heroic. Wtedy też z biegiem czasu na monolicie Virtusów zaczęło pojawiać się coraz więcej pęknięć. Wizerunek zespołu związanego ze sobą niczym rodzina zaczął się kruszyć. – Uważam, że nie jestem złym liderem i dość dobrze prowadziłem. [...] Jednakże starsza część naszego zespołu nie potrafiła aż tak dopasować się do stylu, do którego dążyłem. Więc szukali problemów na każdym kroku – pisał we wrześniu Snax.

Teraz idą nowe czasy, będziemy grać zapewne bardziej sztywnie i ja będę mógł skupić się na sobie. Życzę naszym, żeby też w końcu siebie odnaleźli, bo już trochę na to czekamy. Czasy trochę się zmieniły i większość drużyn ma samych kotów. Rzadko ktoś ma na lanach ratingi poniżej 0,80, a u nas u niektórych jest problem, żeby wyjść z 1,00. Oby doświadczenie, które chłopaki mają po 17 latach gry w CS-a, w końcu wyszło na powierzchnię – pisał dalej. Ale niewiele się zmieniło, więc doszło do pierwszej od wielu lat zmiany, której ofiarą padł TaZ. Szybko też okazało się, że wpadka z 2017 roku to nie był jeszcze "szczyt". Na starcie kampanii 2018 Snax i jego partnerzy, w tym wypożyczony z Teamu Kinguin Michał "MICHU" Müller, zawiedli na całej linii. A katem ponownie było Heroic, które dobiło Virtusów po ich wcześniejszej porażce z G2 Esports. Lokaty 13-16. to był szok. Jednakże to właśnie w ten sposób na wiele lat Pogorzelski pożegnał się z Katowicami. Co więcej, znowu nie udało mu się wyjść "na plus" w kwestii statystyk indywidualnych.

Chude lata z dala od wielkiego świata

I znowu też okazało się, że, zgodnie z dewizą optymistów, nigdy nie jest tak źle, by nie mogło być gorzej. W połowie 2018 roku Snax przeniósł się do mousesports. Ale m.in. z uwagi na problemy językowe nie odnalazł się w nowym środowisku. Dlatego też już pół roku później stanął na czele nowego Virtus.pro. Weterani w osobach NEO i pashy odeszli, a przyszli nowi gracze. Nowe miało być też otwarcie, ale ostatecznie Virtusi nigdy nawet nie nawiązali do dawnych sukcesów. Po zaledwie sezonie projekt więc wygaszono. Z kolei Snax zaliczył niespodziewany powrót na polską scenę. Występy w Illuminar Gaming czy Anonymo Esports z pewnością nie były czymś, o czym pomyślelibyśmy jeszcze dwa lata wcześniej. Zjazd był zatem oczywisty, ale trzeba też pamiętać, że czasami warto zrobić krok wstecz, by wykonać dwa kroki naprzód. Niemniej w następstwie Pogorzelski o IEM Katowice mógł tylko pomarzyć. Co prawda awansował na zawody w 2021 roku wraz z IHG, ale przed nimi... jego zespół się rozpadł. Zresztą, i tak była to impreza rozgrywana wyłącznie online z uwagi na szalejącego wówczas COVID-a.

Snax Pompa Team PGE Superpuchar PLEfot. Polska Liga Esportowa/Jakub Piotrowicz

Z kolei w kampanię 2022 Snax wszedł bez organizacji, a temat Katowic wydawał się odległy, jak nigdy dotąd. Tym bardziej że MONKEsports tak szybko, jak powstało, tak szybko się rozpadło. Przełomem miał być niespodziewany występ na IEM Dallas 2022. Polak pojechał tam jako zmiennik w ENCE, a jego powrót na scenę tier 1 wywołał ogromne poruszenie. To jeszcze wzrosło, gdy przy dużym udziale mistrza świata z 2014 roku Ośmiornice zdobyły wicemistrzostwo. Nic więc dziwnego, że gdy w fińskiej organizacji zaczęły się zmiany, kandydatura Snaxa była brana pod uwagę. – Rozważaliśmy go. Mieliśmy czterech różnych graczy, pomiędzy którymi wybieraliśmy jako zespół, a on był jednym z nich. Było blisko, byśmy wybrali jego – mówił później Marco "⁠Snappi⁠" Pfeiffer. Wydawało się, że mimo to ktoś sobie o polskim Dziku przypomni. Miało go zresztą chcieć G2 Esports, ale tę opcję odrzucił sam Snax. I niewykluczone, że potem tego pożałował, bo czas mijał, a upragniony angaż nie przychodził. W efekcie nasz rodak mimo chwilowego przypomnienia o sobie pozostał z niczym.

Snax wraca po 10 latach

Zaczął więc budowę kolejnego projektu, tym razem pod szyldem Let Us Cook. Ten po wielu tygodniach spekulacji związał się z Pompa Teamem, co dało nam mariaż niczym wyjęty z innego wszechświata. Snax, niegdysiejszy czołowy gracz świata, w organizacji należącej do Szymona "IsAmU" Kasprzyka. I chociaż Pogorzelski zdążył wznieść z nią PGE Superpuchar Polskiej Ligi Esportowej, to ostatecznie nie zabawił on w Pompie zbyt długo. Już po miesiącu bowiem pojawiła się okazja z gatunku takich, których przeoczyć zwyczajnie nie można. Bo niewykluczone, że taki pociąg zatrzyma się na stacji tylko raz. Dość zresztą z wyszukanymi metaforami, przejdźmy do rzeczy. A rzecz była taka, że przed Snaxem otworzyła się droga do upragnionego powrotu do tieru 1! Tę dał mu GamerLegion, który nadal nie otrząsnął się po sensacyjnym wicemistrzostwie świata i późniejszej utracie ważnych ogniw drużyny. Odejście Kamila "siuhego" Szkaradka do MOUZ wytworzyło wyrwę w segmencie dowodzenia, a Sanzhar "neaLaN" Iskhakov bynajmniej jej nie załatał.

Przejęcie schedy po siuhym powierzono więc Snaxowi, a ten tym razem się nie zawahał i zdecydował się prowadzić w języku angielskim. Od tego czasu wyniki osiągane przez GamerLegion nie są może szczególnie okazałe, ale wystarczyły one, by drużyna zdobyła zaproszenie na Intel Extreme Masters Katowice 2024. A Pogorzelski po 10 latach wraca do miejsca, w którym jego kariera na dobre eksplodowała. Dziś ma on 30 lat. Ogrom sukcesów, drużynowych i indywidualnych, na koncie. A także przebycie trasy, która dla wielu oznaczała wyłącznie coraz szybszy bieg w dół. – Nie będę kłamał, małe łezki pojawiły się w moich oczach, bo przypomniały mi się czasy VP. Sam zresztą możesz zauważyć, że nawet teraz nieco płaczę – mówił Snax przy okazji wspomnianego występu w Dallas wraz z ENCE. Trudno oczekiwać, by na IEM Katowice 2024 powtórzył wraz z GL ten wyczyn i sięgnął po wicemistrzostwo. Ale gdy spojrzymy na ostatnie lata, to już sam powrót do Katowic jest ogromnym osiągnięciem, które dla wielu wydawało się nierealne.

IEM Katowice 2024