Fnatic BO5
vs
17:00
Team BDS

Fnatic przeczołgane przez Vitality

Jeśli chodzi o skuteczną rozgrzewkę przed dzisiejszym starciem, to Fnatic ma za sobą niezwykle intensywny weekend. Czarno-Pomarańczowi rozegrali w minionej kolejce dwie serie i aż siedem gier. Ich droga przez mękę rozpoczęła się od pełnego BO3 przeciwko Teamowi Heretics, w którym Marek "Humanoid" Brázda i jego świta z początku wcale nie wyglądali jak faworyci. Pierwszy punkt trafił właśnie do Heretyków i choć FNC ugrało dwie pozostałe gry, to styl tych zwycięstw mógł pozostawiać sporo do życzenia. W kolejnym starciu natomiast mogliśmy przekonać się, że chaos i walka w błocie to po prostu ulubione metody podopiecznych Tomáša "Nightshare'a" Kněžínka. A przynajmniej metody, które sprawdzają się u nich najlepiej.

Pech chciał, że trafili na przeciwników, którzy odnajdują się w tym zamieszaniu równie dobrze. Rekord zabójstw w serii BO5 ustanowiony w 2020 roku przez G2 Esports i MAD Lions KOI nie stanowił dla tych formacji najmniejszego wyzwania. W ciągu czterech gier padło bowiem aż 199 killi. I tym razem Fnatic również uległo na samym początku pojedynku, aby potem zaatakować trzykrotnie i zameldować się w finale dolnej drabinki. Nerwy obydwu ekip zostały jednak mocno nadwyrężone, a ostatnia odsłona spotkania do samego końca trzymała kibiców w zawieszeniu przed potencjalną grą numer 5. Do tej ostatecznie nie doszło, aczkolwiek drużyna Oha "Noaha" Hyeon-taka z pewnością podejdzie do dzisiejszej batalii z drobnymi zakwasami, ale i nieco bardziej odporna na potencjalny stres i zawirowania.

BDS wciąż o krok od sukcesu

Po kiepskim początku szwajcarskiej organizacji w LEC nadeszło kilka udanych splitów. Odmienione BDS weszło w sezon 2023 znacznie lepiej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Zima wciąż była dość niemrawa w wykonaniu Adama "Adama" Maanane i spółki, a prawdziwe podboje zaczęły się dopiero na wiosnę. Pierwsze miejsce w fazie zasadniczej i dominacja w drodze do finału napawały optymizmem. Stawiały też wciąż niedoświadczonych zawodników w naprawdę komfortowym położeniu i o krok od wyjazdu na MSI. Przeszkodą nie do przeskoczenia okazali się natomiast MAD Lions. BDS w finałowej serii brakowało zaledwie jednego punktu, aby pojawić się na europejskiej ścianie chwały. Lwy wrzuciły jednak szósty bieg w najmniej oczekiwanym momencie i odebrały ekipie francuskiego toplanera marzenia o międzynarodowym turnieju.

Te spełniły się zaś na lato, bowiem drużyna prowadzona przez Adriena "GotoOne'a" Picarda zakwalifikowała się na Worldsy. Na próżno szukać na nich wielkich osiągnięć, ale słaba dyspozycja była wtedy zmorą całego regionu. BDS po drobnych zmianach powróciło równie silne w sezonie 2024, ale ponownie to nie wystarczyło, aby sięgnąć po trofeum. Najpierw formację do dolnej drabinki odesłało – klasycznie – G2. Potem zaś raz jeszcze zatrzymało ją MAD Lions KOI, korzystając z problemów drużynowych związanych z roszadami na górnej alei. Dziś zespół Yoona "Ice'a" Sang-hoona stoi w pozycji bardzo podobnej. Porażka przeciwko Samurajom znów sprowadziła koreańskiego strzelca i jego kompanów do walki w drabince przegranych. Klątwa Lwów została natomiast przełamana, gdyż te zostały wyeliminowane przez Pszczoły dwie rundy temu. BDS może więc podejść do walki z nieco mniejszym strachem, że historia lubi się powtarzać.

Priorytety Fnatic i BDS

Historia i narracja to jedno, ale najważniejsze wydarzenia rozgrywają się na samym Summoner's Rifcie. Na nim również znajdziemy wiele ciekawych zestawień indywidualnych pomiędzy tymi formacjami – rozpoczynając na topie i na bocie kończąc. Zdawać by się mogło, że Fnatic i BDS są pod względem stylu gry jak ogień i woda. I faktycznie, od tych drugich zazwyczaj dostajemy znacznie bardziej kontrolowane i poukładane występy. Priorytety w kwestii rozpędzanych graczy okazują się natomiast znacznie bliższe. W szeregach szwajcarskiej organizacji do niedawna pierwsze skrzypce grał Adam. Francuz powoli uczy się jednak dopasowywać do roli zadaniowca i spełniać ją bez swoich ikonicznych wyborów pokroju Dariusa czy Garena. Coraz częściej widzimy go prowadzącego samowystarczalne postacie, które mają umożliwić jego współtowarzyszom nacisk na pozostałe alejki. Podobnie rysuje się to u Czarno-Pomarańczowych – na próżno szukać u Óscara "Oscarinina" Muñoza Jiméneza herosów wymagających ciągłej atencji leśnika.

Zdecydowanie większe różnice idzie zauważyć w lesie i na midzie. Nie da się ukryć, że duet Iván "Razork" Martín Díaz i Humanoida jest jedną z najważniejszych osi FNC, pozostawianą w składzie już trzeci rok. Hiszpan z Czechem mieli wiele wątpliwych momentów, jednak w aktualnej odsłonie drużyny to właśnie ta dwójka błyszczy najjaśniej. Widać to także po podejmowanych przez nich wyborach. Obaj zawodnicy nie boją się testować nowych rozwiązań i choć te nie zawsze wychodzą (patrz: Diana w wykonaniu Marka Brázdy), to żaden z nich nie czeka w spokoju na porażkę. Nawet gdy wydaje się ona nieunikniona. Dzikie pomysły rzadziej wykluwają się zaś w głowach Théo "Sheo" Borile'a i Iliasa "nuca" Bizrikena. A przynajmniej ci rzadko dają im ujście. Nie znaczy to jednak, że francuska para nie potrafi wziąć spraw w swoje ręce. Midlaner BDS na kontrolnych magach w walkach drużynowych czuje się wyśmienicie, co podsumował pentakillem jako Hwei przeciwko Vitality.

Koreańskie starcie polskiego pochodzenia

Dla kibiców polskiej sceny LoL-a szczególnie nacechowane emocjonalne będzie zestawienie na dolnej linii. Wszak tam zmierzy się ze sobą dwóch byłych reprezentantów Zero Tenacity – Noah i Ice. Gdy ten pierwszy w 2023 roku dostał angaż do Fnatic, to właśnie obecny strzelec BDS zastąpił go w rozgrywkach Ultraligi. Obaj marksmani zresztą stanowią aktualnie o sile swoich zespołów. A w szczególności Ice, na którego przerzucony został znacząco ciężar rozgrywki, kiedy jego ekipa zdecydowała się nieco "uspokoić" górną aleję. Noah, choć częściej pozostawiany samemu sobie na bardziej skalujących bohaterach, jest natomiast nadzieją Czarno-Pomarańczowych, gdy Razork z Humanoidem mają gorszy dzień. To w wiosennych play-offach zdarzyło się już kilka razy i wtedy koreańska Zeri okazała się skutecznym kołem ratunkowym.

Ale kimże byliby strzelcy bez swoich wspierających, cichych bohaterów? Labros "Labrov" Papoutsakis doczekał się już swoich pięciu minut, kiedy Blitzcrank w jego rękach siał postrach w minionym splicie. O Yoonie "Junie" Se-junie mówiło się zaś głównie przed sezonem, kiedy okazało się, że wejdzie on w buty Adriana "Trymbiego" Trybusa. Z początku spokojny support zaczął się jednak rozkręcać i coraz częściej widzimy z jego strony odważne wejścia oraz niezwykle szeroki wachlarz postaci. Aczkolwiek wciąż wydaje się, że stojący w cieniu swoich ADC zawodnicy będą w nadchodzącym spotkaniu tworzyć raczej drugi plan.


Transmisję z tego spotkania oraz jutrzejszego finału LEC będziecie mogli obejrzeć po polsku na kanałach Polsat Games. Dostępna będzie ona w telewizji, na Twitchu oraz w serwisie YouTube. Po więcej informacji na temat bieżącej odsłony rozgrywek zapraszamy do naszej relacji tekstowej, w której znajdziecie się po kliknięciu poniższego baneru:

LEC 2024 Spring