Team Liquid Honda – LCS #1

Team Liquid Jeong "Impact" Eon-young
Eom "UmTi" Seong-hyeon
Eain "APA" Stearns
Sean "Yeon" Sung
Jo "CoreJJ" Yong-in
Jake "Spawn" Tiberi

Od relegacji aż po finał MSI

Cóż, jeśli mowa o mocarzach i czołówce MSI... Team Liquid Honda wydaje się (i prawdopodobnie jest) najmniej przerażającą ekipą z całej czwórki. Choć historia mówi zupełnie co innego. TL jest bowiem jedną z najbardziej utytułowanych organizacji w League of Legends Championship Series. Do rozgrywek najwyższego szczebla dołączyła ona już w roku 2015. Początki nie należały do najbardziej imponujących – po niezłym debiutanckim sezonie nadszedł bardzo przeciętny rok 2016, a następnie dramatyczny 2017. Wtedy to Liquid otarło się nawet o spadek z ligi, dwukrotnie broniąc swojego miejsca w turnieju promocyjnym. Nic więc dziwnego, że przed wejściem w sezon 2018 włodarze wymienili cały skład, nie zostawiając nawet cienia po poprzedniej porażce.

Było to wejście z impactem impetem. Z impactem w zasadzie też, gdyż właśnie w tym okienku transferowym do drużyny dołączył Jeong "Impact" Eon-young, który zresztą po trzyletniej rozłące w 2024 roku powrócił do domu. Lata 2018-2021 były najlepszym okresem ekipy spod końskiego szyldu. Czterokrotne mistrzostwo LCS, czterokrotny wyjazd na Worldsy i dwukrotny udział w MSI. Udział to mało powiedziane – w 2019 roku TL zawędrowało aż do finału tego turnieju, pokonując po drodze ówczesnych mistrzów świata, Invictus Gaming. Czy był to fart, ogromna niedyspozycja chińskiego zespołu, czy może zasługa faktycznych umiejętności? Trudno powiedzieć. Nie da się jednak ukryć, że Liquid było na fali.

Powrót syna marnotrawnego i dodatek młodej krwi

W międzyczasie wyjściowa piątka kilka razy przechodziła gruntowną przebudowę. Aktualny jej kształt zaczął formować się w ubiegłym roku, kiedy po nieudanym koreańskim eksperymencie ostał się jedynie trzon w postaci Jo "CoreJJa" Yong-ina, Seana "Yeona" Sunga i Eaina "APY" Stearnsa. Cała trójka miała na swoim koncie wiele wątpliwych występów, a popisy TL na ostatnich mistrzostwach świata zakończyły się żenującym 0-3 z rąk GAM Esports. Pozostawienie zawodników na kolejny rok budziło zatem masę pytań wśród kibiców. APA i Yeon określani byli jako beztalencia, a CoreJJ w oczach wielu był przeterminowanym już emerytem. Do tego doszedł niesamowicie kontrowersyjny transfer – nowy leśnik formacji, Eom "UmTi" Seong-hyeon, dopiero co szorował dno koreańskiej tabeli.

Nikt nie kwestionował decyzji włodarzy o ponownym przyjęciu pod swoje skrzydła Impacta, który przez ostatnie lata wciąż prezentował się jako jeden z lepszych toplanerów w Ameryce. Miało to natomiast nie wystarczyć, żeby osiągnąć jakikolwiek, choćby drobny, sukces. A wystarczyło! Wiosenna faza zasadnicza nadal była dość przeciętna, jednak w play-offach Liquid okazało się zupełnie inną ekipą. Rozkręcając się z meczu na mecz, APA i spółka pozbywali się przeciwników coraz większego kalibru. Najpierw przyszła pora na 100 Thieves. Następnie ofiarą padło Cloud9, co było sporym szokiem, bowiem przed sezonem Chmury były głównym faworytem całej ligi. W finale doszło natomiast do rewanżu z FlyQuest i tu również Team Liquid okazał się lepszy, pozwalając formacji Kacpra "Inspireda" Słomy urwać zaledwie jeden punkt.

Siła przyjaźni kontra zwinne ręce

Jeśli chodzi o źródło mocy TL, to legendarna siła przyjaźni okazała się faktem. Na próżno szukać w tym składzie wybitnie utalentowanych jednostek – choć Impact i CoreJJ w swoim peaku potrafili zachwycać, to lata świetności są już dawno za nimi. W nadchodzących starciach mistrzów LCS powinniśmy więc zwracać uwagę przede wszystkim na rozczytanie mety i współpracę drużynową, zamiast oczekiwać dominacji poszczególnych zawodników.

Przydatne mogą okazać się także pewne "pocket picki" (APA, patrzymy na twojego Ziggsa). Trzeba jednak przyznać, że mecz z Top Esports nie będzie należał do najłatwiejszych, a zdolności telepatyczne graczy i asy wyciągane z rękawa mogą nie dorównać umiejętnościom mechanicznym ich chińskich przeciwników. I najprawdopodobniej nie dorównają.

G2 Esports – LEC #1

G2 Esports Sergen "BrokenBlade" Çelik
Martin "Yike" Sundelin
Rasmus "Caps" Winther
Steven "Hans Sama" Liv
Mihael "Mikyx" Mehle
Dylan Falco

Każda legenda ma swój początek

G2 Esports to ekipa, której europejskim kibicom przedstawiać z pewnością nie trzeba. Nie każdy jednak śledzi jej poczynania od samego początku – a sporo sukcesów Samurajów miało miejsce już lata temu. Cofnijmy się więc do roku 2016. Organizacja Carlosa "ocelote'a" Rodrígueza, wcześniej znana jako Gamers2, wchodzi do EU LCS. Pod przywództwem Luki "Perkza" Perkovicia zdobywa pierwszy, drugi, trzeci, czwarty tytuł. Era wieloletniego królowania Fnatic dobiega końca – na europejskim tronie zasiada nowy lider. Po drodze mamy oczywiście Worldsy i MSI – na tych pierwszych G2 nie radzi sobie najlepiej, ale drugie miejsce na MSI 2017 może być już powodem do dumy, prawda?

Nastaje jednak 2018. Jedynym śladem po poprzednich składach jest już tylko chorwacki midlaner. Na topie melduje się zaś duński talent ze Splyce, Martin "Wunder" Hansen, a w lesie mamy Polaka! Nowym gajowym G2 zostaje Marcin "Jankos" Jankowski. Do tego dołóżmy botlane prosto z Teamu Roccat – Petera "Hjarnana" Freyschussa, szerzej znanego jako OTP Heimerdingera, oraz Kima "Wadida" Bae-ina. Ta odsłona Samurajów okazuje się jednak nie być odsłoną na miarę mistrzostwa. Niezła wiosna, ale znacznie gorsze lato niemal pozbawiają G2 nadziei na mistrzostwa świata, a triumfy ponownie święcą Czarno-Pomarańczowi. Finały regionalne okazują się natomiast ostatnią deską ratunku, a na upragnionych Worldsach zespół dokonuje niemożliwego, eliminując Royal Never Give Up w ćwierćfinale i kończąc turniej w top 4, przegrywając dopiero z przyszłym mistrzem, IG.

"This is what peak League of Legends looks like and it comes from Europe!"

Przed sezonem 2019 zaczynają pojawiać się dziwne plotki. Rasmus "Caps" Winther miałby odejść z Fnatic? Perkz miałby zroleswapować na ADC? Toż to jakiś absurd. Jak się okazało, nie do końca. Szokujące roszady faktycznie mają miejsce – duński środkowy zajmuje miejsce Perkovicia, który rozpoczyna nowy rozdział jako botlaner. Na supporcie ląduje zaś kolejny wychowanek Splyce – Mihael "Mikyx" Mehle. Pomimo straty ważnego zawodnika kibice ponownie stawiają Fnatic na szczytach swoich tier list – taka wybuchowa mieszanka nie ma przecież prawa aż tak dobrze zadziałać. Benc, znów nic bardziej mylnego. G2 nie tylko wygrywa oba splity. G2 okazuje się najlepszą ekipą w historii Europy i jedną z najlepszych formacji na świecie, wygrywając MSI jako pierwsza drużyna w historii tego regionu.

Wielki Szlem staje się coraz bardziej realny. Do spełnienia największych marzeń brakuje już tylko mistrzostwa świata – a i to zdaje się być w zasięgu Jankosa i spółki. Awans do play-offów – zaliczony. Damwon Gaming w ćwierćfinale – pokonane. SKT Telecom T1 w półfinale – załatwione. Niestety – finałowy boss w postaci FunPlus Phoenix okazuje się nie do przejścia. Brutalna porażka 0:3 niszczy wszelkie nadzieje na historyczny sukces, wciąż jednak pozostawiając w pamięci te dobre wspomnienia na wiele długich lat.

G2 jedyną nadzieją Zachodu na MSI?

Co po 2019? Po 2019 już tylko tendencja spadkowa. Choć półfinał Worldsów w sezonie 2020 wciąż można zaliczyć do dobrych wyników, to od tamtej pory G2 nie było nawet blisko podobnych rezultatów. Awanse do play-offów? Zero. Wygrane serie przeciwko azjatyckim drużynom? Zero. Przegrane serie przeciwko Ameryce? Cóż... Nie mówiąc już o fatalnym roku 2021, w którym to "superteam" z udziałem Martina "Rekklesa" Larssona na mistrzostwach świata nawet się nie pojawił. Nic więc dziwnego, że zarząd – już bez ocelote'a – zdecydował się na diametralną przebudowę na przestrzeni kolejnych splitów, po której swoje miejsce ostatecznie zachował jedynie Caps (i poniekąd Mikyx, który wrócił do organizacji po rocznej przerwie).

Historia zatoczyła koło, a G2 znów dominuję Europę już drugi sezon z rzędu, choć nie idą za tym osiągnięcia na skalę światową. Co by jednak nie mówić, mimo całego żalu o brak wyników, Samuraje to prawdopodobnie jedyna nadzieja Zachodu na tym MSI. Do starcia z T1 wciąż podejdą oni w roli niekwestionowanego underdoga, ale w aktualnym stanie ligi urwanie choć jednej mapy wicemistrzom LoL Champions Korea będzie powodem do uśmiechu. A przynajmniej uniesienia kącika ust.

Bilibili Gaming – LPL #1

Bilibili Gaming Chen "Bin" Ze-Bin
Peng "Xun" Li-Xun
Zhuo "knight" Ding
Zhao "Elk" Jia-Hao
Luo "ON" Wen-Jun
Fu "BigWei" Chien-Wei

Z małej chmury duży deszcz

Wchodzimy na pole równie imponujące, co niebezpieczne. Trzecią ekipą jest Bilibili Gaming – formacja najprawdopodobniej najbardziej tajemnicza z wielkiej czwórki. Aż do ubiegłego roku było o niej dość cicho. Swoje pierwsze kroki w LoL Pro League stawiała ona dopiero w 2018, a zawodnicy z debiutanckiego składu dziś odpoczywają na emeryturze lub pozostają bez drużyny. Nie jest to wielkie zaskoczenie, gdyż do chińskich dominatorów zdecydowanie było im daleko. Rok 2019 i 4. miejsce w letnich play-offach to największy sukces BLG w latach 2018-2022. Tutaj lokata 6., tutaj 11., tutaj 8., tutaj 10. Ligowy średniak jak się patrzy – raz wyżej, raz niżej. Najlepsze miało nadejść dopiero po kilku sezonach.

Wczoraj średniak, dzisiaj wicemistrz MSI...

W rok 2023 Bilibili weszło pod wodzą Chena "Bina" Ze-Bina, który – wypożyczony do Royal Never Give Up – wygrał MSI 2022, po czym powrócił do "właściwej" organizacji. Oprócz niego z dotychczasowym pracodawcą pożegnała się cała czwórka zawodników. Różnica klas widoczna była już na pierwszy rzut oka, choć 5. miejsce w fazie zasadniczej nie zapowiadało sukcesu, który miał nadejść. Wolne miejsca obsadzili natomiast gracze, po których należało spodziewać się jakości indywidualnej, która zaprocentuje w play-offach. Zeng "Yagao" Qi wyciągnięty z JD Gaming, Peng "Xun" Li-Xun prosto z Invictus Gaming, Zhao "Elk" Jia-Hao – cichy bohater kiepskiego Ultra Prime i w końcu Luo "ON" Wen-Jun z Weibo Gaming, wcześniej funkcjonującego jako zaskakujące Suning.

To powinno chodzić, prawda? I chodziło, jeszcze jak. Swoje zmagania w drabince pucharowej BLG rozpoczęło od drugiej rundy. I szło jak burza, niszcząc po drodze formacje takie jak właśnie RNG, WBG, Oh My God oraz Edward Gaming. Jedynym rywalem nie do przejścia było JDG, z którym to Bin i spółka przegrali dwukrotnie. Dwukrotnie w regionie, bowiem dwie kolejne porażki przytrafiły im się na MSI. Ale czy na pewno można nazwać to porażką, jeśli mówimy o finale całego turnieju? Wicemistrzostwo śródsezonowego wydarzenia zapoczątkowało dobrą passę Bilibili, która dała o sobie znać także na Worldsach 2023. Niespodziewane lanie od Weibo zakończyło jednak rok chińskiej niespodzianki z delikatnym niesmakiem, który doprowadził do jednej zmiany przed startem kolejnego splitu.

...czyżby więc jutro mistrz MSI?

Jednej, ale jakże istotnej roszady. BLG oddało JDG to, co wzięło rok wcześniej, czyli Yagao. Wzamian biorąc od swoich największych rywali zawodnika, który na językach fanów LPL pojawiał się już od paru ładnych lat jako jeden z czołowych midlanerów – głównie za sprawą swoich poczynań w TES. W taki oto sposób szeregi Bilibili zasilił Zhuo "knight" Ding. Mogłoby się wydawać, że pole do progresu jest znacznie mniejsze, biorąc pod uwagę wysokie lokaty w poprzednim sezonie i ścisk panujący w czołówce regionu. Chińscy giganci wykorzystali jednak to pole bezbłędnie, dominując ligę od początku fazy zasadniczej i przegrywając tylko jedno spotkanie przeciwko IG.

To powtórzyło się także w play-offach. Pojedyncze gry co prawda też padły łupem przeciwników, ale nikt nie zdołał wyrwać z rąk ekipy Elka zwycięstwa w całej serii. Najbliżej było Top Esports, które sprowadziło jeden z meczów do pełnego BO5. To był jednak jednorazowy incydent, bowiem w finale BLG poradziło sobie z byłą formacją knighta bez większych problemów. Trudno zatem byłoby nie rozpatrywać tego zespołu jako jednego z faworytów do mistrzostwa MSI 2024. Na realne odpowiedzi będziemy natomiast musieli chwilę poczekać, gdyż PSG Talon w pierwszej rundzie drabinki nie powinno dla Bilibili stanowić najmniejszego wyzwania.

Gen.G Esports – LCK #1

Gen.G Esports Kim "Kiin" Gi-in
Kim "Canyon" Geon-bu
Jeong "Chovy" Ji-hoon
Kim "Peyz" Su-hwan
Son "Lehends" Si-woo
Kim "KIM" Jeong-soo

Brzydkie kaczątko powoli przeobraża się w łabędzia?

Jak już mówimy o faworytach, to pora przejść do wisienki na torcie. Głosy ekspertów w tej kwestii są podzielone, bowiem Gen.G Esports to kolejna ekipa, w przypadku której rzeczywistość nie do końca współpracuje z historią. Jeong "Chovy" Ji-hoon i spółka dorobili się podczas ostatnich turniejów łatki zespołu, który dławi się pod presją. Nie zawsze jednak tak to wyglądało. Wróćmy do roku 2017. Dlaczego 2017, skoro Gen.G wtedy nie było jeszcze w LCK? Ano dlatego, że to właśnie skład mistrzów świata z tamtego sezonu zapoczątkował dynastię tej organizacji, wykupiono z Samsung Galaxy. Nie był to jednak rok szczególnie udany, aczkolwiek świeżo upieczeni zwycięzcy, choć rotujący składem i chybotliwi, zakwalifikowali się na Worldsy. O tych natomiast zapewne woleliby zapomnieć, gdyż bilans 1-5 pod koniec fazy grupowej to raczej powód do wstydu niż do dumy.

GEN powoli kształtowało swoją tożsamość, wymieniając kolejnych graczy ze splitu na split. Formacja ta od 2020 rok w rok pojawiała się na mistrzostwach. Najpierw miejsca 5-8., potem 3-4. W sezonie 2022 wydawało się, że to jest TEN moment i TEN skład. Choi "Doran" Hyeon-joon, Han "Peanut" Wang-ho, Park "Ruler" Jae-hyuk i Son "Lehends" Si-woo, a przede wszystkim wspomniany już Chovy. Całkowita dominacja LCK, wynik 17-1 podczas letniej fazy zasadniczej i 3:0 przeciwko T1 w finale zwiastowało niechybny sukces. Ten jednak raz jeszcze nie nadszedł. Koreański zespół w play-offach Worldsów dwukrotnie został wrzucony do bratobójczych pojedynków, najpierw z trudem rozprawiając się z Damwon KIA, a następnie przegrywając z przyszłymi mistrzami, DRX. W tamtej chwili to był szczególny cios, bowiem Cho "BeryL" Geon-hee i jego świta ledwo dostali się na turniej i nikt nie spodziewał się, co wydarzy się na jego końcu.

Forma Gen.G to jedna wielka zagadka

Przed sezonem 2023 Gen.G zdecydowało się na zmiany na pierwszy rzut oka jedynie kosmetyczne. Tylko na pierwszy rzut oka, bo z organizacją pożegnał się jej najwierniejszy element – Ruler. Wraz z nim odszedł także Lehends, topside zaś pozostał ten sam. Kim "Peyz" Su-hwan do spółki z Yoo "Delightem" Hwan-joongiem wydawali się być odświeżeniem, którego ten zespół potrzebował. Na konto Chovy'ego wpadł więc kolejny tytuł LCK, co jednak nie przełożyło się na wybitne osiągnięcia na MSI. Znacznie lepsze okazały się ekipy z Chin, a GEN zakończyło imprezę sromotną weryfikacją z rąk BLG.

O tej porażce koreańscy mocarze mogli na chwilę zapomnieć, gdyż czekał na nich kolejny split lokalnych rozgrywek. Ten poszedł równie gładko, co poprzedni, a nawet jeszcze lepiej. Drużyna młodego strzelca straciła w fazie zasadniczej tylko dwa punkty, a w finale T1 nie zdołało nawet dojść do głosu. Nic więc dziwnego, że fani z niecierpliwością czekali na kolejne Worldsy i łudzili się, że tym razem ich idolom pójdzie nieco lepiej. Wynik? Przegrana "pięciomapówka", ponownie przeciwko BLG i lokaty 5-8. Mieszanka pecha, formy dnia i odrobiny nadziei na wyrost ponownie dały o sobie znać i włodarze zadecydowali, że czas na większe zmiany.

Jeden z faworytów MSI czy kandydat do "chokera" roku?

Roszady zadziały się więc na topie, w lesie i na supporcie. Rolę wspierającego objął znany już w szeregach organizacji Lehends, na topie zameldował się chwalony przez lata Kim "Kiin" Gi-in, a nowym leśnikiem został jeden z najbardziej cenionych dżunglerów w historii LoL-a – Kim "Canyon" Geon-bu. I wybrzmiała więc ta sama śpiewka: "tym razem Gen.G rozniesie wszystkich".

I jak na razie w swoim regionie tych wszystkich rozniosło. Fenomenalny split pomimo trudniejszego finału znów napawa kibiców optymizmem, a ci nieco bardziej sceptyczni wciąż zastanawiają się, czy przyklejona przed laty łatka "chokerów" znów zabłyśnie w najmniej oczekiwanym momencie, czy może jednak "klątwa Chovy'ego" to tylko złudzenie. A o tym przekonamy się już niedługo przy okazji meczu z Fnatic, bowiem to właśnie Czarno-Pomarańczowi będą pierwszym rywalem GEN na tegorocznym MSI.


Przed nami dzień przerwy od MSI, a następnie wielki powrót międzynarodowych zmagań już we wtorek. Na turnieju pozostało już tylko 8 najlepszych ekip – spodziewajcie się więc LoL-a z najwyższej półki. Transmisję ze wszystkich spotkań możecie oglądać na kanałach Polsat Games w telewizji, na Twitchu oraz w serwisie YouTube. Po więcej informacji na temat MSI 2024 zapraszamy do naszej relacji tekstowej, w której znajdziecie się po kliknięciu poniższego baneru: