Wersja wideo wywiadu dostępna pod tym adresem


Dawid "dawer" Pątko: Jakie są twoje pierwsze wrażenia z Kinguin Esports Lounge? Jest to mniejsza arena niż w Warszawie, ale wygląda ona całkiem przyzwoicie.

Paweł "delord" Szabla: Ja grałem w czasach, w których turnieje esportowe były dosyć częste. Była widownia, można było także spotkać wszystkich ludzi przygotowujących dla nas te rozgrywki, więc dla mnie to jest zawsze pewnego rodzaju wisienka na torcie. Bardzo to lubię, arena wygląda fenomenalnie, dużo osób czeka na wejście. Bardzo się z tego powodu cieszę, bo wydarzenie wygląda genialnie.

Wspomniałeś o tym, że dawniej dużo tych wydarzeń było, ale jednak przez ostatnie lata z powodu COVID-u gdzieś te lany uciekły. Jak ważne są dla ciebie te eventy? Bo wydaje się, że podczas nich cała społeczność może się spotkać i budować.

To prawda. Jakby nie patrzeć, lubimy miejsca, w których ktoś ma podobne zainteresowania, co my. Z takich wydarzeń ludzie czerpią pozytywną energię. Według mnie jak najbardziej takie eventy scalają społeczność i są potrzebne. Jest jak jest, niestety ostatnimi czasy było ich mniej. Mam jednak nadzieję, że one wrócą i liczba takich wydarzeń będzie się zwiększała. To jest dla widza pewna forma spotkania komuś, komu kibicuje na co dzień. Piłkarze mają mecze, my też powinniśmy mieć mecze.

Jakie jest twoje nastawienie przed tym finałem? Zero Tenacity zgarnia wszystko, czy może jednak underdog, jakim jest Back2TheGame, po raz kolejny wygra?

Mamy turniej lanowy, w którym może wydarzyć się tak naprawdę wszystko. Strzelałbym, na podstawie mojego doświadczenia, w stronę Z10. Ekipa ta ma graczy, którzy pod presją pokazywali już swoje mocne strony. B2TG na pewno zaskoczyło, bo nie wiem, czy ktokolwiek dawał im szansę na uczestnictwo w tym finale przed samym sezonem. Wydaje mi się, że ma szanse, ale raczej wskazywałbym na Z10.

B2TG pokazało w ostatnich seriach, że gracze są kolektywem. Ta ekipa gra drużynowo, Bartłomiej "VoV" Ryl jako trener i gracze całkiem młodzi stażem, którzy nie są zbyt znani. Jaka jest twoja opinia na temat tej drużyny? Czy są to indywidualności, które się wyróżniają, czy bardziej to cała drużyna, w której każdy gracz ciągnie innego do przodu?

Jest takie powiedzenie, że najlepsza drużyna koszykówki ma 2,5 zawodników. W esporcie też troszeczkę tak jest. Z mojego doświadczenia wynika, że nawet jeżeli ktoś się za bardzo nie wyróżnia jako gwiazda, to czasami za kulisami potrafi robić robotę, bez której ta cała budowla, jaką jest drużyna, by nie przetrwała. Na pewno chłopaki tą swoją spójnością i być może dobrą metą są w stanie wygrywać. Trudno powiedzieć, bo nie jesteśmy w środku tej drużyny, natomiast być może też granie z pozycji underdoga i mniejsza presja mogą sprawić, że gra się dużo łatwiej. Zero Tenacity ma to przysłowiowe 10 kawalerek, 10 kucharzy i masażystek, a B2TG nie jest faworytem i to może działać na korzyść tej formacji.

Poruszyłeś temat Z10, które, nie ma się co oszukiwać, w tych play-offach gra poniżej oczekiwań. Na początku przegrana 2-3 z B2TG właśnie, potem bardzo niepewna wygrana z Forsaken. Uważasz, że dzisiaj Zero Tenacity się skupi i pokaże, że jest zdecydowanie najlepsze w naszym regionie?

Kwestia jest taka, że bardzo dobrze jest testować swoje umiejętności w meczach o stawkę. W ten sposób wychodzą wszystkie twoje wady i zalety. Dużo łatwiej przygotować się do następnych spotkań, gdy ktoś twoje wady odkryje. Wtedy jesteś cały nagi i musisz się chować. Uważam, iż to, że Z10 miało gry, w których nie wyglądało dobrze, może zadziałać na ich korzyść. Sztab szkoleniowy i zawodnicy dzięki temu mogą wiedzieć, na czym się skupić, aby w finałowym starciu pokazać klasę. Ja powiem szczerze, że lubię czasami przegrać, żeby wiedzieć, z czym moi zawodnicy mają problem i z czym ja mam obowiązek się zmierzyć. Dla Zero Tenacity te porażki powinny poskutkować czymś dobrym. Wiadomo, można mówić, że to jest drużyna, która powinna wygrać wszystko, ale rywalizacja to jest rywalizacja. To nigdy nie jest takie proste, zawsze na koniec zostaje wygrany i przegrany, ale myślę, że Z10 wyciągnie wnioski i tym przegranym dzisiaj nie będzie.

Wspomniałeś, że czasami lubisz przegrać. Pewnie lubisz też wygrać, natomiast nie robiłeś tego w zasadzie od ponad roku w esporcie. Skąd decyzja o odpuszczeniu trenowania?

Rywalizacja jest czymś, co od wielu lat mi towarzyszy. Bez niej czuję się dziwnie, dlatego w dalszym ciągu szukam możliwości powrotu na przyszły sezon. Nie zdecydowałem się, żeby prowadzić drużyny w tym roku, gdyż nie chciałem się angażować w projekt, w który nie za bardzo wierzyłem. Chcę przeczekać ten moment w esporcie, w którym są jakieś perturbacje. Uznałem, że ewentualnie mogę gdzieś wskoczyć, jeżeli potrzebna będzie moja pomoc i były takie możliwości, jednak te oferty też nie były zbyt atrakcyjne.

Skupiam się na co-streamowaniu, i ogólnie na tworzeniu rozrywki wokół League of Legends. Dalej jednak uwielbiam esport i ta rywalizacja jest czymś, czego mi brakuje. Jest luka w moim życiu i czeka ona na wypełnienie, więc jestem pewien, że wrócę.

Jakie warunki musi spełnić projekt, żeby delord wrócił do esportu?

Na pewno musi to być projekt, w który ja wierzę. W drużynie muszą znaleźć się zawodnicy, którym ja jestem w stanie zaufać, którzy będą siebie i mnie wspierać podczas naszej wspólnej przygody. Fajnie by było, gdyby organizacja miała plan na przyszłość, a nie tylko na najbliższe trzy miesiące. Wiem, że to jest oklepane, ale w esporcie bardzo mało jest takich projektów. Trudno znaleźć kogoś z długoterminowym planem.

W pierwszej kolejności na pewno rozważyłbym Francję, Niemcy i Hiszpanię. Polska jest, jaka jest, ale stąd się wywodzę, więc zawsze rozważę polską ofertę, jeżeli się pojawi. Z Ultraligą jest jednak taki problem, że bardzo mało jest drużyn, które są w stanie zaproponować warunki chociaż w połowie zbliżone do tego, co organizacje z wyżej wymienionych krajów. Ale kto wie, ja nigdy nie mówię nie. W tamtym sezonie był pomysł, aby zrobić drużynę dla Rybsona i Xayoo. Miałem nawet dogadanych zawodników, ale niestety finalnie wyszło jak wyszło. To są jednak zawsze pomysły, które można rozważyć, więc tak jak wcześniej wspomniałem, nie mówię nie.

Wspomniałeś wcześniej o co-streamach, natomiast ten finał jest pierwszym i jedynym twoim co-streamem Ultraligi w tym sezonie. Dlaczego nie zdecydowałeś się na transmisje z całego sezonu?

Mamy bardzo dużo contentu z LoL-a. Uznałem, że nie jestem w stanie robić wszystkiego, a ponadto godziny rozgrywania Ultraligi niezbyt mi odpowiadały. To były główne powody. Nie uważam natomiast, że Ultraliga była czymś nieatrakcyjnym. Tym bardziej że gdy oglądam innych co-streamerów, to podczas tych transmisji jest bardzo dużo ciekawych momentów, w których można się pośmiać czy też czegoś nauczyć. To jest po prostu polska liga, tu mamy wszystko. Natomiast ja czułem, że nie mogłem robić tego na takim poziomie, na jakim bym chciał. Nie uważam też, że jestem lepszy od chłopaków, którzy w tym momencie to robią.

Wokół tych co-streamów powstało dużo dyskusji – komuś się chciało, komuś nie. Jedni twierdzili, że Ultraliga jest nieatrakcyjna, drudzy na odwrót. Natomiast czy uważasz, że co-streamy spełniły swoje zadanie?

W poprzednim sezonie było trochę afer i trochę mniej atrakcyjnych momentów. Natomiast ja uważam, że co-streamy na pewno pomagają wydarzeniom, które mają miejsce. Na pewno pomagają LoL-owi i Ultralidze. Widzowie też lubią oglądać coś w towarzystwie kogoś innego. Co-streamerzy pełnią funkcję takiego kumpla, z którym możesz pogadać sobie o czymś, co właśnie oglądasz. Wszyscy siedzimy na wirtualnej kanapie, rozmawiamy ze sobą, śmiejemy się. Oczywiście podchodzimy do tego troszeczkę luźniej, natomiast ja osobiście lubię trochę merytoryki. Staram się tłumaczyć ludziom, co się dzieje w grze. Niektórzy to lubią, niektórzy nie, to zależy od konkretnego widza.