Już po pamiętnym programie Polsatu [b]"Nasze dzieci"[/b] kusiło mnie, żeby coś skrobnąć na poruszany tam temat, tym bardziej, że niemal równocześnie w jednej z gazet lokalnych zauważyłem dosyć irytujący tytuł [b]"Internet to zło"[/b][end] - i nie był to wcale tytuł przekorny, bo odzwierciedlał podobny pogląd, jaki zaprezentowali autorzy programu "Nasze dzieci". Smaczku sprawie dodaje fakt, że jeden z tworców programu studiował reżyserię u Piotra Szulkina, znanego chociażby z takiego filmu jak "Wojna Światów". Szulkin w tamtym okresie swojej twórczości - w pewnym uproszczeniu oczywiście - międlił temat totalitaryzmu i zniewolenia przez dłuższy czas. Z "Wojny Światów" - filmu z okresu stanu wojennego - w pamięci zapadła mi szczególnie jedna kwestia: "Telewizja kłamie!". Ten program udowodnił to większości - może nie wszystkim, bo z pewnością spora część baranów idących bezwolnie na rzeź, czy może trafniej szczurów idących za głosem fujarki, uwierzyła bezkrytycznie w tezy autorów z udawanym zmartwieniem i troską pochylających się nad naszymi dziećmi i niebezpieczeństwami płynącymi z Internetu z siłą fali tsunami. Ten program, będący wg mnie jedną wielką manipulacją, oczywiście poruszał ważny temat, a jednocześnie był tak zrobiony, by przedstawić i udowodnić tylko jedną tezę - Internet to zło. Z wielu godzin nagrań, w których brałem udział wraz z Yrenką, przedstawiono tylko jedną jej wypowiedź - 8-godzinny materiał nakręcono tylko po to, by złapać nas na jakimś słowie, które potem będzie można niecnie wykorzystać. Niektórzy pewnie zauważyli, że w trakcie tego programu "na żywo" byłem dosyć zdenerwowany. Prawda jest taka, że nie byłem zdenerwowany - byłem wściekły. Autorzy, nie wiem jak innym uczestnikom, w każdym razie nam nie powiedzieli, że program w głównej mierze będzie nastawiony na internetową pedofilię - dyskusji o przemocy mogłem się spodziewać, bo to temat przewodni programów i tekstów tworzonych przez ludzi, którzy na temat Internetu, gier i komputerów mają zazwyczaj blade pojęcie, a wiedzą tyle ile od czasu do czasu uda im się dojrzeć przez ramię własnych dzieci. Nota bene jedna ze zmartwionych pań psycholog udzielająca się w obronie zagrożonych maleństw nawet znała tytuł jednej z gier, w które grało jej dziecko - Tibia. Jak wszyscy wiedzą, Tibia to kumulacja zła, satanizmu, przestępczości i brutalności - jednym słowem okropieństwo.
Fachowców piszących o grach, którzy nigdy poza sapera nie wyszli, a nie potrafiących uruchomić, a tym bardziej obsłużyć, innych edytorów tekstu poza Wordem, dla których komputer i monitor to to samo, spotkałem już całkiem sporo. Najczęściej to właśnie oni z troską i obawą patrzą w przyszłość naszych dzieci. Kiedyś tym zagrożeniem dla naszych pociech była telewizja i wideo, przemoc i okrucieństwo (także w dzienniku TV), a nawet PORNOGRAFIA; teraz środek ciężkości zaczął się przenosić na Internet. Wcześniej nie mówiono wiele o PEDOFILII i to nie dlatego, że 90% narodu nie znało jeszcze znaczenia tego słowa, maltretowanych dzieci też z pewnością nie było mniej, a katujący je zwyrodnialcy z komputerami najczęściej nie mieli styczności, bo należeli albo do starszego pokolenia sprzed doby internetowo-komputerowej, albo też nigdy nie mieli okazji, by z nich skorzystać. A może nie mieli tej szansy?
Całe to zło, przed którym ci ludzie chcą bronić nasze dzieci, istniało przecież dużo wcześniej - hasłami można by rzucać bez opamiętania: starożytna grecja a homoseksualizm, pedofilia a "Lolita" Vladimira Nabokova, pijaństwo Jelcyna czy Kwaśniewskiego... Pytań można by postawić równie wiele - chociażby ilu Niemców zabili Czterej Pancerni, w jaki sposób i dlaczego? Spora część dyscyplin sportowych, również tych olimpijskich, to przecież zabawy wojenne, tylko sprowadzone na inny poziom. Moje ukochane judo, nim stało się sportem, było nie tylko sztuką samoobrony, ale i sztuką zabijania; łuk był śmiertelną bronią, oszczep narzędziem niosącym śmierć.
Pokolenie nie znające komputerów, w tym i ja, bawiło się, nie wzbudzając troski psychologów, równie zawzięcie co teraz w podobne gry i zabawy: biegało się z karabinami udając Hansa Klossa i Brunnera albo z łukami jak Winetou czy Robin Hood, kuszami jak Wilhelm Tell, a nawet swietlówką jako mieczem świetlnym. Umarłem milion razy, zadałem śmierć i cierpienie co najmniej tyle samo, eksterminowałem swych przeciwników na tysiące sposobów, podobnie jak i pozostali moi koledzy i koleżanki - i o dziwo wyrósł ze mnie całkiem przeciętny obywatel, może dlatego, że w międzyczasie nauczono mnie odróżniać dobro od zła, a fantazję od rzeczywistości, a może miałem to szczęście, że nie trafiłem w ręce psychologa, a moim wychowaniem zajmowali się normalni do bólu ludzie, rodzice, dziadkowie, a czasem nawet sąsiedzi.
Nim nastała era komputerów i nim one mnie zafascynowały zdążyłem czynnie pouprawiać sport, przeczytać ...naście tysięcy książek i obejrzeć pewnie tyle samo filmów, napisać parę tekstów, w tym "Wilczego Pasterza", a w tzw. międzyczasie doczekałem się też dzieci, które, należą do całkiem nowego pokolenia, wychowanego już w komputerowej erze. Zamiast biegać po lesie, budować szałasy, czy strzelać z kija udającego kałasznikowa, bawią się w to samo co i ja kiedyś, tylko że wirtualnie - siedzą przed szklaną szybą, w prawej ręce mają mysz, pod lewą klawiaturę, raz są tym dobrym, raz kimś złym, czasem skaczą przez jakieś dziwne przeszkody, biją się z hordami potworów, innym razem wykorzystują niecnie komputer w celach edukacyjnych co czasem, przyznaję bez bicia, mnie wkurza, bo tuż obok stoi na półce kilka tomów encyklopedii wraz z dobrym tysiącem książek od "Kubusia Puchatka" począwszy, poprzez "Myszy i Ludzi", pierwsze wydanie "Władcy Pierścieni" z lat 60 czy "Paragraf 22". Powiem więcej, obok tych książek stoją też gry, a może nawet pare setek gier. I co z tego? Ano nic, a może właśnie jednak...
Patrząc na to, co dzieje się w naszym biednym kraju może się, ni stąd, ni zowąd okazać, że gry zostaną nie tylko ograniczone wiekowo, ale może nawet zakazane i to wcale nie dlatego, że niosą ze sobą takie potworne zło i uczą okrucieństwa - bardziej dlatego, że trzeba będzie znaleźć temat zastępczy, by zbałamucić szare masy przez kogoś z sejmowej ławy i ten ktos wpadnie nagle na pomysł, by ograniczyć nam dostęp do Internetu, oczywiście w trosce o nasze i naszych dzieci wychowanie, a moralność w szczególności ("Moralność pani Dulskiej"?).
Co prawda raczkujący w naszym kraju e-sport nie zdąży się wtedy rozwinąć, ale co tam - najważniejsze by zło zniszczyć w zarodku i uciąć łeb Hydrze. Bo Internet i komputery to zło, samo ZŁO. Na szczęście, jak na wieść o takiej ustawie kiedyś w napadzie szału rozwalę mojej maltretowanej informatycznie żonie głowę komputerem, (a co, ciężki jest, a obudowa ma twarde kanty), to winnym znów będzie komputer, choć z drugiej strony mógłbym to samo zrobić saperką, z którą właśnie poszła do ogródka - saperka to niezła broń, nawet w wojsku tego kiedyś uczyli. Jak puszczę potem zdjęcia z tego zajścia w obieg internetowy, a może nawet skręcę jakiegoś avika, to znów będzie winnym Internet, a nie ja. Jak jakiś pedofil wykorzysta w niecnym celu do swojego zbrodniczego procederu Internet, to znów pierwszym i najważniejszym oskarżonym będzie sieć, a nie człowiek - a przecież saperką równie dobrze jak i ciężkim monitorem, można komuś roztrzaskać łeb. Dla psychologów zgromadzonych w studiu, no i twórców programu, oskarżonym będzie zatem komputer i Internet, a idąc dalej ich tokiem rozumowania, aparat fotograficzny, bo nim zrobiono zdjęcia, kamera filmowa, bo nią nakręcono film, jak ktoś będzie dawał ogłoszenie na allegro, że ma na zbyciu 2 tony marychy, to winnym będzie allegro, no
i Internet, a może i miedziane kable + światłowody, którymi biegnie informacja.
Gdybym chciał dalej podążać tym sposobem myślenia, to mógłbym w zasadzie dojść do całkiem rewolucyjnych wniosków, weźmy na przykład ukochaną PEDOFILIĘ i kryminalny wątek na miarę W11. Mamy zbrodniarza i ofiarę, no i narzędzia zbrodni - nie saperkę, ale komputer, kable, Internet, zdjęcia oraz filmy. Ofiarą jest małolat, nie ten oddający się z przyczyn powiedzmy ekonomicznych, za pieniądze, ale ten nieświadomy, nie mający jeszcze pojęcia, jaki nasz świat potrafi być
zły. Żebyśmy mieli więc do czynienia z pedofilią, musi powstać związek, powiedzmy przyczynowo-skutkowy między dorosłym zboczeńcem, a niewinnym małolatem. W dobie przedinternetowej zdjęcia przesyłała poczta. Nikt poczty nie zamykał z tego powodu i nie piętnował, a tym bardziej nie ograniczał do niej dostępu - dlaczego więc piętnowany
jest Internet, dlaczego to narzędzie ma być winne, a nie sam zbrodniarz? Idźmy dalej tym tokiem rozumowania. Zło w przypadku pedofilii sieją dorośli, a więc należałoby zabronić dorosłym korzystania z Internetu. W zasadzie to też dorośli kręcą różnego rodzaju filmy, a potem puszczają to w obieg i nawet na tym zarabiają; na piractwie internetowym również więcej zarabiają starsi niż młodsi, no i to dorośli przecież maltretują swoje dzieci... itd. itp. W związku z tym zróbmy co należy: zabrońmy dorosłym korzystać z Internetu! Utnijmy łeb Hydrze u samej... eee, szyi i patrzmy na ręce tym dorosłym, którzy dorwali się do władzy, bo mogą nam kiedyś popsuć zdrową zabawę. Ta zabawa dopiero zaczyna się rozkręcać jak i sam e-sport: Heyah, ESWC, WCG, ACON. Zabrońmy dorosłym korzystać z Internetu, nim popsują nam zabawę i dzieciństwo! Oni mieli swoje zabawy, my mamy swoje - świat się zmienia, jedni nie zawsze rozumieją drugich, konflikty pokoleń, rock and roll, radio, telewizja i szereg innych dzieł szatana i najważniejsze - zdrowy rozum!
A na razie - ręce precz od Internetu!