Historia stoi za G2

G2 Esports to organizacja, która przekrojowo bez dwóch zdań jest najlepsza z tej części świata. Dowodem na to jest nie tylko dominacja w swojej lidze, ale także mniej lub bardziej skuteczne próby zaliczenia dobrych rezultatów na scenie światowej. Zresztą, to właśnie ten zespół był kilka lat temu o krok od zgarnięcia mistrzostwa świat. Niestety przegrał w finale Worlds 2019 przeciwko FunPlus Phoenix. Mimo to praktycznie zawsze drużynie tej, nieważne w jakiej formie, udawało się zrobić coś albo przynajmniej wypaść lepiej od pozostałych reprezentantów czy to League of Legends EMEA Championship, czy LoL Championship Series.

Nic więc dziwnego, że i tym razem kibice pokładają największe nadzieje w tej ekipie, jeśli chodzi o osiągnięcie czegoś więcej, niż tylko przyjechanie, zagranie i powrót. I nie ma co się im dziwić, G2 regularnie daje im ku temu powody. Przecież ten rok w wykonaniu Samurajów, jeśli popatrzymy tylko i wyłącznie na rezultaty, to jest praktycznie pasmo samych sukcesów. Wszystkie trzy splity w LEC wygrane, a do tego jeszcze puenta w postaci triumfu na finałach sezonu. Na międzynarodowych salonach także nie było wstydu, a wręcz przeciwnie. Chyba wszyscy dobrze pamiętamy, jak głęboko wierzyliśmy podczas Mid-Season Invitational 2024 w zakończenie w minimum top 3 turnieju. Ostatecznie plany te pokrzyżowało T1, lecz czwarte miejsce także było czymś, z czego można było być dumnym. Do tego jeszcze podopieczni Dylana Falco dorzucili półfinał Esports World Cup.

fot. Riot Games/Colin Young-Wolff

A skoro już o MSI mowa. Głównym skojarzeniem z tym turniejem i G2 Esports jest dla mnie wypowiedź Mihaela "Mikyxa" Mehle z konferencji prasowej po wspomnianej już porażce z T1. Wtedy Słoweniec pokazał, że oni także są świadomi tego, że najprawdopodobniej tylko w nich będzie można wierzyć w nadchodzącej edycji Worlds. – Na Worldsach ostatnią nadzieją Zachodu i tak najprawdopodobniej będziemy my. Nie mam zbyt dużej wiary w inne zespoły. Wszyscy inni wyglądali źle i wątpię, że będą w stanie osiągnąć ten sam poziom, co my. My przynajmniej pokładamy nadzieje w tym, że naprawimy aspekty związane z walkami drużynowymi i przygotujemy jeszcze więcej rzeczy na Worldsy – mówił wówczas wspierający drużyny. I w tamtej chwili faktycznie nie sposób było się z jego słowami nie zgodzić. G2 miało na koncie dwa mistrzostwa LEC i naprawdę świetny run podczas MSI.

Gorsza druga połowa roku

No ale właśnie, to była pierwsza część sezonu. Jeśli chodzi o drugą, to tutaj zaczęło się już trochę psuć. Oczywiście osoby, które popatrzą jedynie na wyniki G2 Esports, mogłyby powiedzieć, że przecież nie ma się do czego przyczepić. Półfinał EWC, do tego wygrany letni split LEC i zwycięstwo podczas finałów sezonu. Czego tak naprawdę chcieć więcej? Jasne, na zewnątrz to wygląda fajnie. Jednak im głębiej wejdziemy w te wszystkie rozgrywki, tym bardziej zobaczymy, że triumfy Samurajów wcale nie przychodziły im tak łatwo. Weźmy na tapet Summer Split. Już sam początek był dla G2 fatalny. Przecież pierwszy tydzień zmagań w fazie zasadniczej Mikyx i jego towarzysze zaczęli z 1-2. Później co prawda udało się wygrać wszystkie pozostałe mecze, jednak gorszy start pozostawił pewien niesmak.

Można było wierzyć, że na play-offy będzie już lepiej, zwłaszcza po dyspozycji G2 w końcówce regulara. I pierwsze mecze fazy pucharowej jedynie nas w tym mogły utwierdzić. Łatwe wygrane z Karmine Corp i Teamem BDS to coś, na co czekali fani organizacji. To jednak było na tyle z dobrej formy Samurajów aż do końca całych zmagań. Wszak od razu po tym wydarzyła się przegrana z Fnatic w czwartej rundzie po wyniszczającej serii BO5. O dwóch kolejnych starciach kibice chcieliby z pewnością zapomnieć, albo nawet już faktycznie wyparli to ze swojej głowy. Przecież półfinałowy pojedynek z BDS był absurdalny i to, w jakich katuszach G2 sięgnęło po ostateczne zwycięstwo było czymś niespodziewanym.

Ale, ale – to, co się wydarzyło w finale z FNC podczas rewanżu, to już przeszło do historii. Chyba każdy pamięta przebieg tej batalii. Choć zakończyła się ona 3:0 na korzyść mistrzów dwóch poprzednich splitów, to żadna z tych gier tak na dobrą sprawę nie powinna być wygrana przez brygadę Mikyxa. Tak naprawdę gdyby nie genialna wręcz dyspozycja Rasmusa "Capsa" Winthera i jego Corki, to istnieje szansa, że to Czarno-Pomarańczowi sięgnęliby po złoto.

fot. Riot Games/Michał Konkol

Finały sezonu to kolejny przykład tego, że końcowy wynik nie odzwierciedla faktycznej drogi do zwycięstwa. G2 Esports tym razem już na samym starcie pokazało, że chyba nie do końca dobrze przepracowało chwilę przerwy. Wszak już na starcie zaliczyło ogromną wpadkę, przegrywając z MAD Lions KOI 2:3. Porażka ta była czymś absolutnie nie do pomyślenia. Jeszcze gdyby to wydarzyło się przeciwko Teamowi BDS czy Fnatic, to byłoby to jeszcze do przełknięcia.

Ale z formacją, która w ramach letniej odsłony LEC ledwo co weszła do play-offów, a potem i tak szybko z nich odpadła? To jest już coś nie tak. Kolejny przykład, to mecz z BDS w drugiej rundzie drabinki przegranych i na szczęście udany reverse sweep. Tylko prawda jest taka, że Samuraje w formie nie powinni byli nigdy doprowadzić do takiego momentu, że są zmuszeni odwracać całkowicie jakąkolwiek serię. Dwie kolejne potyczki były już lepsze, jednakże nadal nie dawały one poczucia, że G2 wraca na dobre tory.

fot. Riot Games/Steph Lindgren

I w zasadzie z takim obrazem G2 Esports zostawiło nas przed startem Worlds 2024. Drużyny, która mimo wygrania wszystkiego, co się da u siebie w lidze, to robiła to w sposób niechlujny. I na pewno nie taki, jakiego byśmy mogli się po niej spodziewać. Niestety trzeba to powiedzieć głośno – podopieczni Dylana Falco nie są w formie. I gdy tylko Caps nie weźmie wszystkich swoich kompanów na plecy, to robi się duży problem.

Mikyx gra fatalnie, często robiąc wyścig po zgarnięcie jak największej liczby śmierci. Martin "Yike" Sundelin był często miażdżony przez innych leśników z LEC. Sergen "BrokenBlade" Çelik z gracza, który lubił czasem trochę podkręcić i lubił agresywne wybory, ostatnimi czasy stał się więźniem K'Sante i innych tankowatych postaci. To w zestawieniu z innymi toplanerami, którzy biorą udział w mistrzostwach świata, może być za mało. Spora nadzieja natomiast w Stevenie "Hansie samie" Livie. Ten pod koniec rywalizacji w LEC miał pewne przebłyski lepszej gry, szczególnie sterując Kalistą.

Worlds 2024 – dobry mecz na rozruch, ale co dalej?

Tak zatem wygląda przeszłość G2 Esports. A co możemy powiedzieć o teraźniejszości? W zasadzie niewiele. Od końca finałów sezonu LEC nie widzieliśmy Samurajów w akcji. Nie wiemy także, jak przebiegają treningi. Co natomiast wiemy, to to, z kim mistrzowie LEC zmierzą się w pierwszym pojedynku na mistrzostwach świata. A to wszystko za sprawą losowania, które odbyło się po zakończeniu play-inów. Caps i jego koledzy akurat mieli sporo szczęścia, gdyż trafili na brazylijskie paiN Gaming. I wydaje się, że jest to wręcz idealne zestawienie na start. PNG nie wyglądało przekonująco podczas swoich starć w poprzednim etapie Worlds. Zwłaszcza wczorajsza batalia przeciwko Movistar R7 była niesamowicie chaotyczna.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze przewaga terenu, którą bez dwóch zdań będą mieli gracze G2. Wszak tegoroczne mistrzostwa świata rozgrywają się w Europie. Z kolei cały etap Swiss rozgrywany będzie nawet w berlińskiej Riot Games Arenie, czyli obiekcie, w którym drużyny z LEC grały przez cały ostatni rok. To może dać im sporą przewagę z uwagi na to, że nie będą musieli poświęcać czasu na aklimatyzację.

G2 Esports BO1
vs
Czwartek, 21:00
paiN Gaming

Zatem w przypadku pierwszej rundy fazy Swiss można być optymistycznie nastawionym. Z takim rywalem G2 Esports powinno sobie poradzić bez problemu i szybko zameldować się w koszyku z ekipami z wynikiem 1-0. Pytanie tylko, co wydarzy się później? Tutaj można już oczywiście tylko wróżyć z fusów. Wszystko zależy od tego, jak potoczą się mecze pierwszej rundy oraz kogo ostatecznie wylosują Samurajowie w drugiej rundzie.

Biorąc jednak pod uwagę te wszystkie aspekty, o których pisałem wyżej, to drogi są dwie. Albo w G2 będzie wszystko po staremu i problemy będą pojawiać się już nawet przeciwko czwartym seedom drużyn z Azji, a może i ekipom z LCS. Albo gracze Dylana Falco dawali przez ostatnie tygodnie 110% na treningach, przepracowali większość swoich problemów i znów będziemy mogli wierzyć, że są oni w stanie wygrywać nawet przeciwko takim zespołom jak T1 czy Top Esports. Który ze scenariuszy się sprawdzi? Tego dowiemy się już za kilka dni.


Główny etap Worlds 2024 startuje w czwartek. Transmisję z rozgrywek będziecie mogli śledzić z polskim komentarzem na Polsat Games i na co-streamach Damiana "Nervariena" Ziaji oraz Pawła "delorda" Szabli. W języku angielskim transmitować będzie natomiast Marcin "Jankos" Jankowski. Po więcej informacji na temat nadchodzących Worlds 2024, uczestników i harmonogramu zapraszamy do naszej relacji tekstowej, w której znajdziecie się, klikając poniższy baner:

Worlds 2024