To, że PlayerUnknown's Battlegrounds jest niesamowitym marketingowym sukcesem, jest niezaprzeczalne. Co prawda można mieć pewne zastrzeżenia co do esportowej wartości tego tytułu, ale i tak należy chylić czoła przed producentami, którzy w tak krótkim czasie stworzyli hit popularnością przebijający wiele, zdawałoby się, już ugruntowanych gier.
PUBG już dawno zawładnęło Steamem, bijąc kolejne rekordy sprzedaży – obecnie swoich nabywców znalazło już ponad 16 milionów kopii. Przekłada się to także na liczbę samych graczy, a także na ich aktywność. Dzięki temu twór studia PUBG Corp. dzierży w swoich rękach także inne osiągnięcie, dotyczące osób, które jednocześnie biegały po wirtualnej mapie w poszukiwaniu odpowiedniego ekwipunku. W szczytowym momencie w produkcję z gatunku battle royal bawiło się blisko 2,3 miliona graczy. Dla porównania najwyższy wynik DOTA 2 to ok. 1,3 miliona użytkowników, zaś CS:GO ok. 850 tysięcy.
Ciekawie robi się także, gdy spojrzymy na twitterowy profil BattleEye. To właśnie to oprogramowanie ma zapewniać PlayerUnknown's Battlegrounds odpowiednią ochronę przed cziterami, których, jak w każdej produkcji sieciowej, nie brakuje. Obecnie dzienna średnia to ok. 6-13 tysięcy zbanowanych osób. Nie to jednak robi największe wrażenie. Otóż ujawniono, że od momentu premiery gry w marcu tego roku usunięto już ponad 322 tysiące oszustów. Wynik tyleż imponujący, co przerażający.
Ekspansja PUBG zdaje się nie mieć końca. Kolejne organizacje decydują się zainwestować swoje pieniądze, by utworzyć dedykowane grze sekcje (ostatnio tą drogą poszły Ninjas in Pyjamas oraz BIG), a i organizatorzy turniejów esportowych zdają się iść z duchem czasu i ogłaszają dołączenie PlayerUnknown's Battlegrounds do puli wspieranych przez siebie produkcji. Imprezę tego typu zobaczymy m.in. podczas Intel Extreme Masters Oakland 2017.