Poznajcie historię gracza, który w League of Legends osiągnął bardzo dużo, a i tak znajdziemy mnóstwo negatywnych komentarzy na jego temat. Na swoim koncie ma jednak sporo międzynarodowych sukcesów i występy w League Championship Series. Na scenie walczył bardzo długo, aż w końcu postanowił zakończyć karierę. Kto taki? Konrad "Mokatte" Kukier - jeden z najbardziej utytułowanych graczy LoL-a w Polsce.

 

Początek drogi Konrada w karierze profesjonalnego gracza nie był zbyt oryginalny. Zanim zaczął grać w League of Legends, sporo czasu poświęcał na Defense of the Ancients (DotA).

 

Francusko - polski początek

 

Tej gry jednak nie pałał wielką miłością, bo już przed wypuszczeniem produkcji Riot Games marzył o takim tytule. - Każdy wiedział, że szykuje się LoL, oglądaliśmy trailery - mówi Mokatte. Kiedy już pojawiła się wersja beta, razem ze swoim bratem - Markiem "Maklerem" zaczął rywalizację w nowej grze. Z racji, że na początku nie było europejskiego serwera, musieli grać na amerykańskim, gdzie nabierali doświadczenia i uczyli się nowych rzeczy.

 

Jako amatorzy, podpatrywali tych bardziej znanych graczy, którzy plasowali się w czołówkach rankingów ELO. - Z perspektywy czasu wygląda to śmiesznie, ale jaraliśmy się tymi graczami - przyznaje Konrad. 

 

Mijały kolejne miesiące, kiedy Mokatte z bratem szlifowali swoje umiejętności, aż w końcu przenieśli się na europejski serwer. Tam ich przygoda z League of Legends zaczęła nabierać tempa i przerodziła się w rywalizację w mniejszych turniejach. W pierwszym swoim zespole grali z trzema Francuzami w składzie. Z czasem zaczęli zyskiwać uznanie wśród polskich graczy, zbliżając się do krajowej czołówki. 

 

Zmiany na sukces

 

W tym samym czasie istniała drużyna, składająca się z trzech Polaków - Krystiana "Czara" Przybylskiego, Krzysztofa "ArQuela" Saucia oraz Mateusza "Weedmana" Gawronka. Po pewnym czasie zaczęli oni rywalizować także w rozgrywkach 5on5, dobierając do formacji dwóch Francuzów. Mokatte i jego zespół trafił na placu boju na tę ekipę, po czym wszyscy doszli do wniosku, że można by połączyć siły. - Zagraliśmy wówczas na siebie i stwierdziliśmy, że u nas jest dwóch dobrych Polaków, u nich trzech, więc warto stworzyć jedną drużynę - mówi Konrad. 

 

W tym składzie Mokatte zagrał w pierwszej w pełni polskiej formacji. Po czasie zaczęło dochodzić do zmian. Z zespołem pożegnał się Weedman, później ArQuel został zawodnikiem rezerwowym. W składzie pojawili się wówczas: Marcin "cinku" Marczak i Mateusz "Kikis" Szkudlarek. Drużyna w lutym 2011 roku dołączyła do nieistniejącej już organizacji Gameburg Team, której wiele osób wróżyło świetlaną przyszłość.  

 

Gameburg Team podczas Tembakan 2011

 

Spędziła w niej kilka miesięcy. Szeregi Gameburga opuściła w listopadzie tego samego roku, by później występować pod tymczasową nazwą. Szybko okazało się, że zmiany w składzie wyszły drużynie na dobre - podczas światowych finałów World Cyber Games 2011, które odbywały się w grudniu w Korei, Mokatte i jego koledzy zajęli drugie miejsce. Dla Konrada był to największy sukces w karierze. - Nikt nie dawał nam szans na wyjście z grupy, a my przegraliśmy dopiero w finale, zostawiając w tyle Niemców, Koreańczyków czy świetnie wówczas dysponowanych Kanadyjczyków - przyznaje.

 

- Mało kto wie, co przeżywaliśmy podczas ćwierćfinału, grając na Koreę prowadzoną przez Maknoona. Przegrywaliśmy pierwszy mecz dość znacząco, a w drugim nie mieliśmy już żadnych inhibitorów oraz jednej wieży przy nexusie - wspomina Mokatte. - Walczyliśmy do końca, wygrywając dwie gry i awansując do półfinału.

 

Tam Polacy pokonali CLG, aby później w wielkim finale zmierzyć się z amerykańskim Chicks Dig Elo. Lepsi wówczas okazali się przeciwnicy naszych rodaków. Drugie miejsce podczas takiej imprezy było niesamowitym sukcesem.

 

Jednak nie można było stać w miejscu. Niebawem po WCG ze składem rozstał się cinek. - Po tym sukcesie wymagaliśmy od każdego pełnego zaangażowania - mówi Konrad. - Wtedy to nie było tak oczywiste, jak teraz i Marcinowi nie za bardzo to odpowiadało. 

 

Jego miejsce w drużynie zajął Marek "Libik" Kręgiel, wcześniej występujący między innymi w BenQ DELTAeSPORTS.COM. To jednak nie była jedyna zmiana. Niedługo później z zespołem na stałe pożegnali się także Kikis oraz ArQuel. Wówczas do ex. GBT trafił Jakub "Kubon" Turewicz. W tym składzie drużyna zaczęła podbijać międzynarodową scenę.

 

Droga do LCS

 

W marcu 2012 roku dołączyła do organizacji MeetYourMakers. Decyzja ta okazała się strzałem w dziesiątkę. W tym składzie Polacy przetrwali przez dwa lata, nie wliczając w to chwilowego rozstania się z Kubonem, który na szczęście szybko powrócił do formacji. Długo nie trzeba było czekać na kolejne sukcesy. MYM w listopadzie tego roku triumfował podczas Intel Extreme Masters w Singapurze, a niespełna miesiąc później uplasował się na miejscach 3-4 w imprezie z tego samego cyklu, odbywającej się w Kolonii. 

 

 

Później Mokatte i jego koledzy z zespołu próbowali swoich sił w kwalifikacjach do League Championship Series. Po zaciętej walce jednak musieli uznać wyższość swoich rywali z DragonBorns.net i marzenia o tych prestiżowych rozgrywkach przesunąć o kilka miesięcy - do letniej edycji. Tam pojawiła się druga szansa, którą tym razem wykorzystali. Było ciężko, jednak udało się zrewanżować DB i uzyskać miejsce w najbardziej prestiżowych zmaganiach League of Legends w Europie. - Był to wielki rewanż, gdyż kilka miesięcy wcześniej to oni zgarnęli nam awans do LCS sprzed nosa - mówi Konrad. - Tym razem wygraliśmy, choć przypominam, że zostaliśmy ograni w dwóch pierwszych grach. 

 

- Nie poddaliśmy się i wyciągnęliśmy to na 3:2, wygrywając pozostałe mecze - dodaje. 

 

Wówczas kariera Mokatte i całego MYM-u nabrała kolorów. Pojawiły się duże pieniądze, kibiców zaczęło przybywać. W końcu przyszedł czas na debiut w LCS. Był to czerwiec 2013 roku. Początek, który każdy uczestnik tych rozgrywek mógł sobie tylko wymarzyć. Polacy zaczęli zmagania od czterech wygranych pod rząd. Pokonali wówczas: SK Gaming, Ninjas in Pyjamas, LemonDogs oraz Fnatic, czyli zespoły z czołówki Europy.

 

Początek końca

 

Po takim początku nikt nie spodziewał się, że z każdą kolejką będzie coraz gorzej. MYM zaczął przegrywać coraz więcej spotkań i spadać w tabeli. Ostatecznie, letnią edycję zakończył na ostatniej, ósmej pozycji, która doprowadziła zespół do baraży. W tych Polacy zmierzyli się najpierw z Copenhagen Wolves, jednak ulegli tej formacji i wszyscy myśleli, że nie zobaczymy ich w wiosennej edycji. To później okazało się prawdą, lecz MYM dostał drugą szansę, gdyż z rozgrywkami pożegnali się reprezentanci Lemondogs. Wówczas nasi rodacy grali na Supa Hot Crew, jednak tu także przegrali i zaprzepaścili swoją szansę na LCS.

 

To z pewnością nie był łatwy czas dla Konrada i jego drużyny, ale ta wciąż walczyła na międzynarodowej arenie, by za kilka miesięcy móc znów rywalizować o miejsce w League Championship Series. Zespół grał w 2014 EU Challenger Series, czyli rozgrywkach, mających na celu wyłonienie formacji, które zagrają w barażach do LCS. 

 

Podczas uczestnictwa w tych zmaganiach, pojawiło się wiele zaskakujących zmian. W lutym 2014 roku zespół opuścił swoją dotychczasową organizację - MeetYourMakers, aby przez kilka tygodni grać pod tymczasową nazwą. W marcu jednak znalazł nowego pracodawcę, którym okazało się mousesports. Tam dołączył w nieco zmienionym składzie, gdyż w międzyczasie formację opuścił Krystian "Czaru" Przybylski. Na scenie krążyły plotki o kłótniach tego zawodnika z pozostałymi kompanami. Mokatte je jednak dementuje. - To nieprawda. Czaru był mi bardzo bliską osobą i oprócz Maklera, spędziłem z nim w drużynie najwięcej czasu - przyznaje. - Traktowałem go jak brata.

 

- Sytuacja zaczęła się zmieniać, gdy ten poznał dziewczynę. Straciłem wtedy na niego wpływ i Czaru decydował o swoich dalszych poczynaniach bez mojego udziału. Jest to jednak jego prywatna sprawa i jego życie - szanuje każdą jego decyzję. Należy mu się to jak psu buda i nie mam prawa tego oceniać - dodaje Konrad.

 

Czara zastąpił Rafał "Takefun" Górniak, który gra w drużynie do dziś. Bardziej zaskakująca informacja ukazała się jednak na początku kwietnia - Konrad "Mokatte" Kukier postanowił zakończyć karierę profesjonalnego gracza. W jego miejsce przyjęto Konrada "KonDziSana" Sopata. Te zmiany spowodowały, że drużyna sporo straciła. 

 

Zapisał się na kartach historii e-sportu

 

Straciła przede wszystkim wieloletniego lidera, który utrzymywał ją przy życiu, zajmując się nie tylko graniem, ale także sprawami finansowymi, czy też organizacyjnym. Ta wieloletnia przygoda z e-sportem nauczyła Konrada bardzo dużo. - Utwierdziłem się w przekonaniu, że zawsze trzeba walczyć do upadłego. Nauczyłem się organizować czas, co było moim dużym problemem. Zawód gracza daje duże pole do manewru w tej kwestii, ale łatwo to zepsuć, przepuszczając czas między palcami. Obyłem się z kamerami, uodporniłem i przystosowałem do działania pod dużą presją. Nauczyłem się radzić ze stresem. Liznąłem trochę w praktyce zagadnień związanych ze sprawami sponsorskimi, negocjacjami czy tematyką public relations. To były bardzo owocne 3 lata - przyznaje.

 

Mokatte całkiem nie zapomina o swoich kolegach. Śledzi ich zmagania, kibicuje im, jednak nie pełni już żadnej roli w drużynie. - Dla mnie ten etap życia jest zakończony i musiałem skupić się nad swoją przyszłością. To wymagało ode mnie całkowitego wycofania się z działalności dla drużyny już chwilę po zakończeniu przygody gracza - mówi.

 

Konrad zmienił branżę, poświęcając się usługom kredytowym. Przygodę z e-sportem będzie jednak długo wspominał bardzo dobrze, bo tu dużo się nauczył. Mógł także zwiedzić wiele krajów, dostarczając wówczas niesamowitych emocji kibicom na całym świecie. Tę dziedzinę swojego życia rozdziela jednak od prywatności i przyznaje, że jego znajomi niewiele widzieli na ten temat. - Są świadomi, że grałem profesjonalnie w gry, jeździłem na turnieje i zarabiałem za to pieniądze, ale to właściwie tyle - przyznaje. 

 

Teraz Mokatte pozostaje historią, która na długo w pamięci zapadnie także nam - kibicom sportów elektronicznych. Oby jego działania w życiu prywatnym były tak efektywne, jak w e-sporcie, a z pewnością jeszcze nieraz o nim usłyszymy. Można być jednak pewnym, że kibice będą o nim pamiętać przez długie lata, wspominając te niesamowite mecze jego drużyny w różnych rozgrywkach.