Rok 2017 przyniósł nam wiele kadrowych przetasowań. Drużyny wymieniały zawodników aż miło i nierzadko dochodziło do naprawdę spektakularnych transferów, o których jednak będziemy mówić w zupełnie innym artykule. Dziś natomiast skupimy się na graczach, którzy jeszcze kilkanaście miesięcy temu byli znani naprawdę wąskiemu gronu kibiców i na szerokie wody wypłynęli dopiero niedawno. Niemniej każdy z nich, mimo braku większego doświadczenia, bardzo szybko zadomowił się na profesjonalnej scenie, stając się jedną z wiodących postaci swojej ekipy. Wybraliśmy dla was pięć osób, które w ostatnich dwunastu miesiącach zdołały odcisnąć swoje piętno i, zapewne, zainteresować kilka możniejszych organizacji.

Cvetelin "CeRq" Dimitrov

fot. DreamHack/Adela Sznajder

Będący wtedy jeszcze nieletnim Bułgar zaczynał miniony rok jako gracz rodzimego Outlaws. I chociaż w tamtym momencie ekipa młodego snajpera nie należała do specjalnie znanych, z upływem czasu zaczęła wspinać się po kolejnych szczeblach CS-owej drabiny, osiągając niezłe rezultaty w turniejach przeznaczonych dla drużyn z niższych tierów. Duża w tym zasługa CeRq, który swoją grą z AWP zapewniał zespołowi sporo rund, chociaż oczywiście zdarzały mu się też słabsze spotkania. Można to jednak było zrzucić na karb jego młodego wieku. Tak czy inaczej, to właśnie nastolatek był jednym z głównych kreatorów największego sukcesu formacji, jakim był triumf w 12. sezonie CEVO Main. Dimitrov zakończył zmagania z wysokim ratingiem 1,24 zaś samo Outlaws na przestrzeni wszystkich etapów nie poniosło ani jednej porażki.

Nic zatem dziwnego, że po bułgarskiego AWP-era szybko zgłosiło się kilka ekip. Większe zaskoczenie może wzbudzać jednakże fakt, że były to drużyny zza oceanu, na co dzień walczące w Ameryce Północnej. Początkowo wiele wskazywało, że stanie się on brakującym elementem układanki Rogue, gdzie miał dołączyć m.in. do Spencera "Hiko" Martina. Szyki amerykańskiej organizacji popsuło jednak NRG Esports, włączając się w ostatniej chwili do rywalizacji i wygrywając ją. Co prawda przez jakiś czas wydawało się, że przenosiny 18-latka w ogóle nie dojdą do skutku, ale ostatecznie wszystko się udało. Konieczność zamieszkania w nowym kraju niczego nie zmieniła w grze byłego już gracza Outlaws – nadal był on najważniejszym zawodnikiem, pomagając w uzyskaniu awansu na DreamHack ASTRO Open Denver 2017 i lanowe finały 6. sezonu ESL Pro League.

Marcelo "chelo" Cespedes

fot. ESL/Bart Oerbekke

Brazylijska szkoła Counter-Strike'a stała się ostatnimi czasy dosyć popularna za sprawą sukcesów osiąganych przez SK Gaming oraz nieistniejące już Immortals. Nic zatem dziwnego, że wiele osób uważniej zaczęło przyglądać się talentom wywodzącym się kraju kawy, by wyłuskać potencjalnych następców święcących dziś triumfy graczy. Na pierwsze efekty tych obserwacji nie trzeba było długo czekać, gdyż na horyzoncie pojawił się Marcelo "chelo" Cespedes. Jeszcze latem błąkał się on po mniej uznanych formacjach, szukając swojego miejsca, aż wreszcie w lipcu 2017 roku rękę do ówczesnego członka paiN Gaming wyciągnęło Luminosity Gaming. Kanadyjska organizacja od wielu lat współpracuje z brazylijskimi zawodnikami, toteż nie ma się co dziwić, że i tym razem udało jej się wyłuskać zdolnego esportowca.

A trzeba przyznać, że na początku wcale nie było kolorowo. W pierwszych tygodniach Cespedes niczym się nie wyróżniał i wyraźnie potrzebował czasu na aklimatyzację. I ten czas otrzymał, dzięki czemu kilka miesięcy później mógł odpłacić się włodarzom z Ameryki Północnej za pokładane w nim zaufanie. Po raz pierwszy gwiazda 19-latka rozbłysnęła jasno na północnoamerykańskich finałach World Cyber Arena 2017, podczas których zresztą Lumino poszczycić się mogło końcowym triumfem. Jeszcze lepiej wyglądało to na zamkniętych eliminacjach do DreamHack ASTRO Open Winter 2017 i lanowych finałach 6. sezonu ESL Pro League. Drużyna Brazylijczyka nie zawojowała co prawda tych imprez, ale on sam wypracował świetne ratingi (odpowiednio 1,30 i 1,34). W 2018 roku nastolatek będzie miał zapewne kolejne okazje do poprawiania swoich umiejętności, tym bardziej, że LG pewnie kilkukrotnie załapie się na któreś z większych międzynarodowych zawodów.

Issa "ISSAA" Murad

fot. StarLadder

Jordania to kraj raczej nieszczególnie utożsamiany z Counter-Strikiem, a mimo to i tam można znaleźć samorodny talent. Rok temu o tej porze Issa "ISSAA" Murad rozgrywał swoje mecze w rodzimym Chosen5, obecnie zaś ma okazję regularnie mierzyć się czołowymi zawodnikami globu w barwach HellRaisers. Szansę zaprezentowania swoich umiejętności ekspertom ze Starego Kontynentu 21-latek otrzymał dopiero latem od Rasmusa "Guxa" Ståhla. Legenda szwedzkiej sceny postanowiła wrócić do regularnej gry, tworząc miksowy skład Gux & Friends, który mierzyć się miał w ESEA Premier. Gracz ze Skandynawii dość niespodziewanie zaangażował do swojego projektu właśnie Murada. Sama ekipa nie osiągała spektakularnych wyników, ale ISSAA zdołał kilkukrotnie pokazać się z naprawdę dobrej strony.

I to na tyle dobrej, że gdy w sierpniu włodarze HellRaisers dokonywali przebudowy składu swojej dywizji CS:GO, zwrócili się do Jordańczyka, zapraszając go na kilkutygodniowe testy. W pierwszy spotkaniach wydawało się, że zawodnik z Bliskiego Wschodu nie zagrzeje w HR miejsca zbyt długo, ale z czasem okazało się, że była to tylko trema debiutanta. Wszak młody gracz nie miał wcześniej okazji regularnie rywalizować z tak uznanymi firmami i potrzebował pewnego okresu na aklimatyzację. A gdy wreszcie odnalazł swoje miejsce w składzie, udało mu się dotrzeć z drużyną aż do półfinału StarLadder i-League Shanghai Invitational 2017 oraz zanotować niezły występ na lanowych finałach 6. sezonu ESL Pro League. – Dzięki ciężkiej pracy moje marzenia się ziściły, zamierzam więc pracować jeszcze ciężej, by potwierdzić moje umiejętności. Jestem pewny, że razem uda nam się wejść na sam szczyt i tylko czekam aż będziemy mogli kontynuować naszą drogę – przyznał Murad, gdy ostatecznie udało mu się zapewnić sobie stały angaż w zespole. Patrząc na sposób w jaki rozwinął się on sam i w jaki rozwija się HR, pięcie się w światowej hierarchii CS-a wydaje się nie być wcale tak nierealnym scenariuszem.

Robin "ropz" Kool

fot. DreamHack

W zestawieniu tego typu nie mogło oczywiście zabraknąć największego wygranego minionych dwunastu miesięcy, czyli Robina "ropza" Koola. Zaledwie 18-letni gracz wielokrotnie prezentował swoje wysokie umiejętności w meczach FPL, czym zwrócił na siebie uwagę sporej części esportowej społeczności, a nawet samych esportowców. Tylko kwestią czasu było zatem, aż ktoś zapuka do drzwi młodego Estończyka, proponując mu profesjonalny kontrakt. Najszybszy był Team Liquid, ale widmo przenosin za ocean skutecznie odstraszyło Koola, z czego z kolei skrzętnie skorzystali działacze mousesports. – Nie było gwarancji, że na pewno będę tam grał, ja zaś wolałem zostać w Europie – przyznał w maju ubiegłego roku sam zawodnik. – Z kolei mouz to najlepsza ze światowych drużyn. Albo jedna z najlepszych, FaZe jest obecnie lepsze. Niemniej właśnie dlatego zdecydowałem się dołączyć do nich, dzięki czemu mogłem pozostać na kontynencie – dodał.

No a potem się zaczęło. ropz zawitał do mouz i z miejsca stał się centralną postacią całego składu, z powodzeniem zastępując w tej roli Nikolę "NiKo" Kovača, który w tym czasie święcił już triumfy z FaZe Clanem. Tak czy inaczej nastolatek już na drugim prestiżowym lanie w barwach nowej ekipy, tj. na lanowych finałach 5. sezonu ESL Pro League zademonstrował tkwiący w nim potencjał, pomagając mousesports dotrzeć do fazy play-off. Potem było jeszcze lepiej – nie najgorszy debiutancki Major, wygrane ESG Tour Mykonos 2017, a na koniec dwa turnieje z serii DreamHack ASTRO Open – w Denver i Jönköping. W obu Kool kończył zmagania z ratingiem powyżej 1,30, zaś jego zespół docierał aż do strefy medalowej. Teraz na młodego Estończyka czeka kolejne wyzwanie w postaci ELEAGUE Major Boston 2018. To właśnie w Stanach Zjednoczonych dowiemy się, czy gracz, który dopiero co osiągnął pełnoletniość, jest w stanie już teraz wziąć na swoje barki ciężar odpowiedzialności za wyniki drużyny. Jeśli nie to nie ma się co martwić, wszak w mouz ma on się jeszcze od kogo uczyć.

Mathieu "ZywOo" Herbaut

fot. ESL

Ostatnim nazwiskiem na naszej liście jest gracz, którego na co dzień próżno szukać na najbardziej prestiżowych imprezach. Jego against All authority z pewnością nie należy do europejskiej czołówki i prędzej powinniśmy szukać go wśród dolnych rejonów starokontynentalnych przeciętniaków. Mimo to Mathieu "ZywOo" Herbaut zdołał już teraz zachwycić swoją postawą wielu ekspertów, którzy wróżą mu naprawdę wspaniałą karierę. A należy pamiętać, że młody Francuz ma zaledwie 17 lat i wiążące się z tym naprawdę minimalne doświadczenie. Tym większy podziw budzi więc fakt, że w trakcie minionego roku kalendarzowego wypracował (według HLTV) nieprawdopodobny rating 1,41. W analogicznym okresie najlepszy z jego kolegów z aAa, Matthéo "nonick" Canei, osiągnął rezultat 1,00. To tylko obrazuje skalę tego, jak wielki wpływ Herbaut ma na wyniki swojego zespołu.

Już kilka miesięcy temu założyciel Flickshot.fr, neL, który zawsze jest dobrze poinformowany w kontekście francuskiej sceny, publikował doniesienia o zainteresowaniu osobą ZywOo ze strony możniejszych organizacji. Próby zakontraktowania młodzieńca podjęły zarówno HellRaisers, jak i Team LDLC.com, ale w obu wypadkach ze strony samego zawodnika padła odpowiedź odmowna. Powód? Bardzo prozaiczny – najpierw nastolatek wolał skończyć szkołę. Gdy jednak to nastąpi, można się spodziewać, że nie zabawi on już zbyt długo w swojej dotychczasowej drużynie. Tylko kwestią czasu wydaje się aż zawita on w szeregi którejś ze znanych formacji. Może nie od razu G2 Esports czy Team EnVyUs (chociaż znając niestabilność francuskich składów to kto wie), ale wspomniane już LDLC wydaje się rozsądnym krokiem naprzód dla 17-latka, który prawdopodobnie w przeciągu najbliższych kilku lat zaznaczy swoją obecność na światowej scenie Counter-Strike'a.

Śledź autora tekstu na Twitterze - MaPetCed