Dziś premierę w ramach programu Early Access ma Battalion 1944 – długo oczekiwany, drużynowy FPS, który powraca do korzeni gatunku. A konkretnie do czasów klasycznych Call of Duty, czyli tych części, które jeszcze były dobrymi grami. Seria CoD, przynajmniej w społeczności PC, de facto umarła po premierze pierwszego Modern Warfare, gdyż każda kolejna część szła coraz bardziej w kierunku casualowej, konsolowej rozgrywki. Mimo trwającego do dziś upadku marki, kompetytywna scena przez kilka lat trzymała się dzielnie, ale i ona w końcu musiała zaniknąć. Pozostały tylko wspomnienia z lanów, gry online na platformie ClanBase, transmisji online sprzed czasów Twitcha i widowiskowych akcji czołowych progamerów. Od 1 lutego jednak można poczuć się tak, jak dziesięć lat temu.

Battalion 1944 to, w telegraficznym skrócie, gra tworzona przez fanów rywalizacji w Call of Duty dla fanów. Produkcja brytyjskiego studia Bulkhead Interactive to swoisty miszmasz Call of Duty 2 i Call of Duty 4 Promod z garścią pomysłów zapożyczonych choćby z CS:GO i pewnym powiewem świeżości. Z jednej strony gra się zupełnie tak, jak kiedyś, a z drugiej strony czuć masę unowocześnień, które sprawią, że Battalion 1944 ma naprawdę duży potencjał na zawojowanie rynku. Choć oczywiście nie ma się co oszukiwać – pozycji CS:GO i tak nie zagrozi. Ale nie taki jest cel.

Oldschool pełną gębą

Celem tej gry jest przywrócenie Call of Duty dawnej chwały. Bo choć Battalion 1944 ma zupełnie inną nazwę i zupełnie inne studio developerskie, to jest to duchowy spadkobierca klasycznych CoD-ów. W tym momencie zapewne wielu graczy zacznie kręcić nosem: “Przecież Call of Duty to gry dla dzieciaków, nie ma w nich żadnego skilla i taktyk!” – i jest w tym wiele racji. Bo cała seria stoczyła się na samo dno, przynajmniej z perspektywy użytkowników PC. Marka stała się produktem typowo konsolowym i choć na PlayStation czy Xbox dobrze się sprawdza do odstresowania po ciężkim dniu pracy, to jako esport jest zwykłym nieporozumieniem. Mimo że organizowane są duże turnieje (głównie w Stanach Zjednoczonych), to wystarczy poświęcić kilka minut na obejrzenie transmisji by przekonać się, że CoD się zwyczajnie nie nadaje do poważnej rywalizacji.

Inaczej było jednak w czasach pierwszych trzech części, które kwitły jako esport. Być może profesjonaliści nie zarabiali rocznie dziesiątek tysięcy dolarów i być może rozgrywek nie oglądały miliony widzów, ale pamiętajmy, że to była zupełnie inna epoka, więc porównania do współczesności nie mają większego sensu. Call of Duty 1, 2 i 4 w wersji Promod miały bardzo dużą, ustępującą jedynie CS 1.6 społeczność, silną infrastrukturę i, przede wszystkim, porządny gameplay. Wtedy liczyły się indywidualne umiejętności, zgranie drużyny, dobra taktyka, odpowiednie pozycjonowanie, i zdolność do szybkiego reagowania na ruchy przeciwnika. I choć profesjonalny CoD nigdy nie wypłynął na tak szerokie wody jak Counter-Strike, to był naprawdę niedoceniany jako esport.

Battalion wraca do korzeni od A do Z. Twórcy przywrócili funkcję strafe jumpingu i choć jest ona wynikiem błędu w silnikach id Tech (na których działały m.in. Quake czy Enemy Territory), to postanowili wprowadzić ją do kodu Unreal Engine 4. Powróciła pełna precyzja broni, szybki movement, przejrzysta grafika pozbawiona przesadzonych efektów wizualnych i prostota rozgrywki. Nie ma tu już bzdurnych killstreaków, absurdalnych perków czy biegania po mapach z nożem o zasięgu pięciu metrów. Jeśli ktokolwiek dał się nabrać na marketingowy chwyt Call of Duty: WWII i rzekomy powrót do korzeni, to będzie szczerze usatysfakcjonowany rozgrywką w Battalion 1944.

B44 oczywiście wciąż ma pewne problemy w kwestii samej rozgrywki, ale pamiętajmy, że do tej pory mieliśmy okazję zagrać wyłącznie w ramach testów Alpha i Beta. I tak trzeba docenić developerów za to, jak dopracowany produkt wydają w programie Early Access – wiele gier z rodzaju AAA nie jest tak doszlifowanych w dniu premiery, a nawet CS:GO potrzebował kilkunastu miesięcy, by wyjść na prostą. Bulkhead Interactive wciąż dopieszcza mechanikę broni, zasady głównego trybu gry, szybkość poruszania się czy balans broni. Design niektórych map też pozostawia wiele do życzenia. Niektóre kwestie techniczne wciąż wymagają drobnych poprawek. Ale i tak jest lepiej, niż by się mogło spodziewać, a twórcy cały czas pracują w pocie czoła, by ulepszyć swoje dzieło.

Projekt w dobrych rękach

Autentyczne zaangażowanie developerów i przejrzystość ich pracy jest jednym z głównych atutów B44. Praktycznie każdy, kto dziś wchodzi w skład Bulkhead Interactive, grał rywalizował kiedyś w Call of Duty 2 czy 4. Ci ludzie po prostu doskonale znają mechanikę tych gier, wiedzą co sprawiało, że były takie dobre i wiedzą, jakich błędów trzeba się wystrzegać. W prace zaangażowano nawet byłych profesjonalistów, a jeden z nich, Mark “Phantasy” Pinney, jest zatrudniony na stałe jako Community Manager i konsultant, a także jako pomocniczy Level Designer. Ci ludzie po prostu wiedzą na czym stoją i w jakim kierunku chcą rozwijać grę, co niestety w dzisiejszych czasach nie jest zbyt pewne.

Pracownicy Bulkhead Interactive dają jasno do zrozumienia, że nie robią casualowej strzelanki nastawionej na najniższy wspólny mianownik i trafienie do absolutnie każdego użytkownika. Co prawda Battalion 1944 zostanie wydany także na PlayStation 4 i Xbox One, ale tajemnicą poliszynela jest to, że taki zabieg ma za zadanie jedynie wygenerować większe zyski, podczas gdy developerzy będą skupieni przede wszystkim na rozgrywce na PC. Battalion 1944 ma przede wszystkim trafić do fanów klasycznych strzelanek drużynowych, przede wszystkim do fanów CoD-a, ale w dalszej kolejności także do weteranów Enemy Territory czy nawet Red Orchestra, ale powinna być ciekawą alternatywą nawet dla tych graczy, którzy dziś spędzają długie godziny przy CS:GO.

Brytyjskie studio doskonale zdaje sobie sprawę z obecnej sytuacji na rynku strzelanek esportowych. Mając wiele lat na obserwację i uczestnictwo w tej branży zebrali potrzebne doświadczenie, by wiedzieć, jaki jest dobry przepis na tego typu grę. Rdzeń gameplay’u to nie wszystko, a potrzebny jest także przemyślany model biznesowy i wsparcie dla profesjonalnej sceny, a o to ma pośrednio zadbać wydawca gry, Square Enix. Pamiętajmy, że w dzisiejszych czasach każdy chce urwać dla siebie kawałek esportowego tortu, ale na to trzeba pieniędzy. Mając zatem fundusze od wydawcy i własny know-how, Bulkhead Interactive może nieźle namieszać.

Udany start

Póki co wszystko wskazuje na to, że Battalion 1944 okaże się sporym sukcesem, przynajmniej w kwestii krótkoterminowej popularności. Wszystko zaczęło się od kampanii na Kickstarterze, dzięki której zebrano ponad 300 000 funtów na produkcję gry. Popełniono wtedy być może jeden błąd, gdyż niektórzy użytkownicy mieli wrażenie, że finansują “realistyczną” strzelankę osadzoną w czasach drugiej wojny światowej. Ci jednak sami sobie byli winni, gdyż od samego początku zapowiadano Battalion 1944 jako spadkobiercę starych CoD-ów, a tym przecież było daleko od realizmu.

Potem przyszła kolej na zamknięte testy Alpha, które odbywały się za zasłoną milczenia, aż w końcu wydano (niemalże) otwartą wersję Beta. Jak stwierdził szef projektu, Joe “Brammertron” Brammer, spodziewano się, że najwyżej 10% rozesłanych kodów do Bety zostanie aktywowanych, a w rzeczywistości chętnych było kilka razy więcej, niż zakładano w najśmielszych planach. Zainteresowanie było tak duże, że serwery gry nie wytrzymały naporu graczy, których liczono w setkach tysięcy. Przez tych kilka dni trwania Bety B44 znajdował się w czołówce najpopularniejszych gier na Twitchu, i choć może to się wydawać trywialnym osiągnięciem, to jednak zawsze stanowi dobry prognostyk na przyszłość. Grą zainteresowali się także popularni streamerzy, jak chociażby Michael "shroud" Grzesiek, który zarówno przed pierwszym kontaktem z grą, jak i w trakcie rozgrywki, wychwalał B44. A ciepłe słowa od tak znanego influencera z pewnością pozytywnie wpłyną na popularność gry.

Battalion 1944 wchodzi w fazę Early Access 1 lutego o godzinie 18:00 czasu środkowoeuropejskiego i już teraz, biorąc pod uwagę poprzednie liczby, można spodziewać się bardzo szybkiej sprzedaży. Zwłaszcza że gra kosztować będzie zaledwie 15 dolarów.

Kierunek esport

Ta gra była od samego początku tworzona z myślą o esporcie. Ale nie tak, jak kilka dużych tytułów z kategorii AAA, których marketingowcy po prostu chcieli przyciągnąć naiwnych użytkowników dających się nabrać na proste hasełka. Tutaj skupienie na esporcie jest szczere i prawdziwe.

Bulkhead Interactive zdaje się uderzać w same dobre struny. Battalion 1944 będzie czerpał z CS:GO m.in. niską cenę (czyli też niski próg wejścia), skiny do broni (wraz ze skrzynkami zawierającymi wyłącznie dodatki kosmetyczne) czy też system profesjonalnych rozgrywek. Joe Brammer docenił model, jaki wypracowało Valve, czyli liberalne podejście do zawodów organizowanych przez firmy trzecie, ale z naciskiem na turnieje typu Major. Zadbano o niskie wymagania sprzętowe, dzięki czemu gra powinna być przystępna dla każdego. Zapowiedziano także ciekawe plany związane z wbudowaną platformą turniejową przypominającą dawny ClanBase, choć wymagającą drobnej opłaty. Będzie standardowy już tryb rankingowy z dwudziestoma rangami (od Bronze Recruit do Diamond World Elite). Trwają także rozmowy m.in. z ESL w sprawie zorganizowania turnieju offline. W przyszłości wprowadzone zostaną także tryby i mapy skierowane do nieco bardziej casualowych graczy, gdyż, nie oszukujmy się, większość użytkowników i tak nie będzie chciała rywalizować nawet na poziomie amatorskim. Ma być także pełne wsparcie dla modów i narzędzia potrzebne do tworzenia własnych map.

Czy Battalion 1944 jest kurą znoszącą złote jaja? Powtórki komercyjnego sukcesu PUBG czy CS:GO raczej nie powinniśmy się spodziewać, ale B44 ma realne szanse, by znaleźć dla siebie dobre, wygodne miejsce na rynku. Jeśliby już wskazać jakiegokolwiek konkurenta, to byłbym nim raczej Rainbow Six: Siege, który wbrew pozorom generuje naprawde spore zyski i cieszy się rosnącą popularnością. Battalion pod wieloma względami (niska cena, brak poważnych problemów technicznych, większa przystępność dla przeciętnego odbiorcy) może wyprzedzić produkcję Ubisoftu, zarówno pod względem bazy graczy, jak i potencjału sceny esportowej.

Czy komuś się podoba rozgrywka w B44 czy też nie, powinno się docenić tę produkcję za to, co sobą reprezentuje. To prawdziwy powrót do sprawdzonych, klasycznych rozwiązań, połączony z masą nowych pomysłów, a tym samym pokazujący środkowy palec większości współczesnych strzelanek. Jak mało która gra także sprawia wrażenie odpowiednio dostosowanej do dzisiejszego esportu. A naprawdę przydałoby się choć małe trzęsienie ziemi na rynku drużynowych, kompetytywnych FPS-ów, bo jednak od kilku lat widać na nim wyraźny zastój, nawet mimo fenomenalnego rozwoju CS:GO.