Fatalny występ Fnatic na StarLadder i-League StarSeries Season 4 to już przeszłość. Szwedzka formacja w zakończonym właśnie finale okazała się lepsza od FaZe Clanu, zgarniając tym samym tytuł mistrzowski Intel Extreme Katowice 2018! Do wyłonienia zwycięzcy potrzebne było jednak aż pięć map, z których dwie zakończyły się dogrywkami.

FaZe Clan 2 : 3 Fnatic

(IEM Katowice 2018 – wielki finał)
16 11 Cache 4 5
5 1
20 (15) 9 Inferno 6 (15) 22
6 9
7 7 Overpass 8 16
0 8
16 11 Mirage 4 11
5 7
17 (15) 7 Train 8 (15) 19
8 7

Udany początek w wykonaniu Fnatic w ogóle nie zwiastował tego, co miało stać się później. Szwedzi dzięki ugranej pistoletówce w kilka minut wyszli już na dwupunktowe prowadzenie, ale po chwili pewnym stało się, że było to jedno z ich ostatnich osiągnięć. Gdy tylko FaZe Clan uzbierał fundusze na fulla, rolę się odwróciły. Mieszany skład brutalnie odebrał rywalom palmę pierwszeństwa i nie oddał jej już do końca pierwszej połowy, pozwalając sobie po drodze tylko na dwie słabsze chwile. Wynik 11:4 pozwalał podopiecznym Roberta "RobbaNa" Dahlströma podejść do kolejnej odsłony tego starcia ze względnym spokojem.

Tego samego nie mogli powiedzieć reprezentanci Fnatic, którym grunt coraz bardziej palił się pod nogami. Jeszcze gorzej zrobiło się, gdy skandynawska piątka straciła drugą pistol-rundę, przez co nie mogło podjąć walki o comeback. W tamtym momencie losy pojedynku wydawały się już przesądzone. FaZe miało wszystko, co potrzebne było do zwycięstwa – własną mapę, dobrą ekonomię, oraz przede wszystkim dobrze grających Håvarda "raina" Nygaarda i Nikolę "NiKo" Kovača. To właśnie te czynniki przesądziły, że wicemistrzowie poprzedniego katowickiego IEM-u zatriumfowali ostatecznie 16:5.

Rozpędzone FC także na Inferno rozpoczęło lepiej i w szczytowym momencie przeważało już nawet w stosunku 9:2. Wygrane pistolety po stronie CT musiały się tak zakończyć, tym bardziej, że Fnatic nie prezentowało wówczas nic, co pozwalałoby wierzyć w zmianę sytuacji. Dopiero po dłuższym czasie Szwedzi ustabilizowali swoją formę, dzięki czemu jeszcze przed przerwą zmniejszyli nieznacznie rozmiary swojej straty. Przed drugą połową wynosiła ona już tylko trzy punkty.

W tych okolicznościach wydawało się, że remis będzie tylko kwestią czasu. I faktycznie – wreszcie do niego doszło, ale to Fnatic nie wystarczyło. Podopieczni Jimmy'ego "Jumpy'ego" Berndtssona kontynuowali swój triumfalny marsz, przez co ich zwycięstwo stało się bardzo realną opcją. Co prawda koniec końców nie doszło do niego w regulaminowym czasie gry, bo FaZe zdobyło się jeszcze na jeden zryw, ale już dogrywka przesądziła o wygranej skandynawskiej piątki, która potrzebowała dwunastu dodatkowych rund, by przechylić szalę na swoją stronę.

Następnie nastał czas Overpassa, który został wybrany przez FaZe. W samym spotkaniu nie było tego jednak widać, bo to Fnatic zaczęło lepiej. Dopiero przy wyniku 0:6 Nikola "NiKo" Kovač i spółka otrząsnęli się z letargu, po czym zaczęli odrabiać straty. Udało im się to nawet z nadwyżką, ale niewielką. I to niewielką na tyle, że pierwsza połowa i tak zakończyła się prowadzeniem zawodników ze Szwecji.

Ci poczuli się zresztą na tyle pewnie, że po przejściu do ofensywy przejechali się po rywalach niczym walec. Obrona FC wyglądała wówczas niczym szwajcarski ser, który raz po raz przepuszcza kolejnych graczy ze Skandynawii, co miało oczywiście swój wpływ na końcowy wynik. Ostatecznie po przerwie drużyna RobbaNa nie zdobyła już ani jednego oczka (!!!) i z kretesem poległa 7:16.

O szybkim rozstrzygnięciu nie mogło być mowy. Po słabszym okresie gry FaZe odzyskało odpowiednią werwę i korzystając z przewagi, jaką dawała strona broniąca, z kopyta wystartowało na Mirage'u. Z kolei Fnatic zadowolić się musiało rolą asystenta, który tylko okazjonalnie dochodził do głosu, ale poza tym nie odgrywał większej roli. Nic zatem dziwnego, że rezultat w tamtym okresie wynosił aż 11:4 na korzyść mieszanego składu.

Oczywiście Szwedzi jeszcze się nie poddali i po przyjęciu roli obrońcy spróbowali powrócić do tego meczu, co do pewnego momentu wychodziło im nawet nieźle. Dystans między oboma zespołami znacznie się zmniejszył i dawał nawet nadzieje na emocjonującą końcówkę. Niemniej nic takiego nie miało miejsca – po początkowym otępieniu o FaZe Clan powrócił do swojej gry, triumfując koniec końców 16:11.

O wszystkim zadecydować miał Train, na którym nie było już miejsca na błędy. Widać to zresztą było po grze obu drużyn, które podeszły do tej odsłony meczu w o wiele bardziej ostrożny sposób. W następstwie trudno było wskazać jednego zdecydowanego lidera, który przeważałby w sposób mniej lub bardziej zdecydowany. Zamiast tego oglądaliśmy starcie punkt za punkt, co znalazło swoje odzwierciedlenie także w wyniku po pierwszej połowie – 8:7 na korzyść FaZe.

Gdy po chwili druga pistoletówka padła łupem graczy RobbaNa, można było odnieść wrażenie, że mecz powoli zbliża się do końca. Jednak nie tak szybko – to niepowodzenie nie załamało Fnatic, które nadal kontynuowało wyrównaną walkę, przez co losy końcowego zwycięstwa ważyły się do samego końca. Oczywiście do rozstrzygnięcia i tak potrzebna była dogrywka, a w niej rzutem na taśmę lepsze okazali się Szwedzi, którzy tym samym zmazali plamę na honorze powstałą jeszcze na SL i-League.

Dzięki wygranej z wielkim finale gracze Fnatic zgarnęli główną nagrodę w wysokości 250 tysięcy dolarów, z kolei FaZe Clan wzbogaciło się o 100 tysięcy. Dokładny podział puli pieniężnej prezentuje się następująco:

1. Fnatic 250 000 $
2. FaZe Clan 100 000 $
3-4. Astralis, Team Liquid 40 000 $
5-6. Cloud9, Ninjas in Pyjamas 15 000 $
7-8. North, SK Gaming 7 000 $
9-12. Gambit Esports, G2 Esports, Heroic, Renegades 4 000 $
13-16. AVANGAR, ORDER, TyLoo, Virtus.pro 2 500 $