Odejść z poważnych, dobrze prosperujących firm, by zająć się esportem na pełny etat? Decyzja niełatwa. Ale właśnie taką podjęli Alek Kaim oraz Krzysztof Kubicki. Pierwszy pracował wcześniej w Ruchu Chorzów, a drugi związany był z STS. To ci dwaj panowie zauważyli niszę na polskim rynku esportowym, którą postanowili zapełnić. Zauważyli, że brakuje podmiotu, który faktycznie zadba o interesy profesjonalnych esportowców i pomoże im w dalszym rozwijaniu ich karier. Właśnie dlatego powstała agencja eMine.pro.
O kulejącej komunikacji w polskim esporcie, o zmarnowanym potencjale, o przyszłości i celach eMine.pro oraz współpracy z Pawłem "innocentem" Mockiem i Grzegorzem "SZPERO" Dziamałkiem – to tylko niektóre tematy, o których porozmawialiśmy z Alkiem i Krzyśkiem. A zaczęło się od chyba najgorętszego tego dnia (21 marca 2018) tematu, czyli kolejnych wpisów zawodników Virtus.pro reklamujących jedną z firm telekomunikacyjnych.
Alek Kaim: My patrzymy na to w ten sposób, że sami się tego uczymy. Nie równamy się z wami, nie mamy takiej wiedzy o samym esporcie, ale wiemy jak rozmawiać z tymi ludźmi z tej drugiej strony, jak im tłumaczyć niektóre rzeczy, bo sami niedawno je poznaliśmy, a znamy też te mechanizmy, które tam działają. Słyszymy, bo mamy znajomych w agencjach, jak marki mówią: "ku^&*a, my musimy wejść w ten esport Tylko jak?". No to mamy przykład Virtusów: „dawaj, niech piszą, że światłowód jest zajebisty”. Wiesz, że my się bawiliśmy się z Krzyśkiem tą kampanią? Tak dla siebie. I mówimy: "stary, jakbyś to zrobił?". Wiadomo, że ten internet Orange był do dupy, więc pashę widziałbym w roli montera, który internet naprawia. Zrobiłbym z tego fun, spiąłbym to, co było złe, uwypuklił i zamknął. Teraz już się z tego nie wykaraskają.
No tak, teraz trudno będzie im to skończyć. Jedyne, co będzie z całego reklamowania Orange przez Virtusów, to mem.
A: Teraz tak sobie myślę, że trudniej jest zrobić kampanię, bo to nie wygląda tak, że zrobisz sobie film w telewizji i nara, tylko od razu dostajesz feedback. Media społecznościowe żyją i od razu wiesz jak to się przyjęło. Sam miałem kiedyś taką kampanię, która według mnie była zajebista, a shejtowano jej start. To była kampania teaserowa, miała mieć trzy elementy i pierwszy element niedopowiedziany został tak zjechany, że jak się to wyjaśniło w trzecim dniu, to już i tak pierwszy dzień o wszystkim przesądził.
Krzysztof Kubicki: Mnie boli, że taki potencjał pashy i całego VP został zmarnowany. Bo właśnie, kto, jak nie gracze VP mają pełnić funkcję mentorów dla młodszych zawodników odnośnie tego, jak się zachowywać, jak być pro playerem i jak robić dobre kampanie reklamowe. Pasha powinien robić takie reklamy, takie działania, dzięki którym marka zyska, on zyska, a fanom się to spodoba.
Cały pomysł na to, żebyśmy zrobili agencję menadżerską wypłynął naturalnie. Decyzja zapadła, gdy wdrożyłem się w temat esportu dzięki pracy w STS. Zaczynaliśmy od współpracy z Cybersportem, następnie podpisaliśmy umowę z Izako Boars, a potem zaczęliśmy rozglądać się za odpowiednim ambasadorem. Osobą, która prezentuje odpowiednie wartości, jest skillowo na odpowiednim poziomie. Wymieniliśmy kilka elementów, które nasz ambasador musi mieć i doszliśmy do Pawła „Innocenta” Mocka, który miał przed sobą wylot na styczniowego Majora do USA. Start kampanii zaplanowaliśmy właśnie na ten czas. Poznaliśmy Pawła, okazał się świetnym gościem. Nie jest zmanierowany, facet na poziomie, można z nim pogadać na każdy temat. Mnie zaskoczyło to, że Paweł tak naprawdę nie miał żadnego specjalistycznego wsparcia w swoim otoczeniu. W trakcie rozmowy wyszło, że wszystkie tematy ogarnia sam - od spraw prawnych, rachunkowych, social media, dosłownie wszystko. Vlogi, podobnie jak Grzesiek "SZPERO" Dziamałek, tworzył do niedawna od A do Z sam.
My z Alkiem pojeździliśmy trochę po różnych turniejach i wszystko stało na dobrym poziomie - produkcja TV, cała otoczka, organizacja. Wszystko profesjonalizuje się z miesiąca na miesiąc, zasięgi tych zawodników są przyzwoite, zasięgi zawodników z Virtus.pro są genialne, ale zaskoczyło nas, że chłopaki muszą polegać sami na sobie. Trafiła do nas umowa jednego z zawodników, zobaczyliśmy zapisy i stwierdziliśmy, że to cyrografy.
Co masz na myśli? Wszystko dla jednej strony?
K: Tak. Wszystko jest podyktowane przez organizację, organizacja przygotowała umowę, tę umowę zawodnicy często podpisywali w takiej formie, w jakiej otrzymywali i nic dziwnego, bo właściwie nie mieli żadnego wsparcia prawnego. My też nie jesteśmy ekspertami w temacie rachunkowości czy w tematach sprawnych, ale mamy ludzi, którzy świetnie się na tym znają. Na ich opinii polegamy.
A: To nie jest tak, że my mówimy, że jest źle. Widzimy mega dużo plusów. Sęk w tym, że my idziemy z innego świata, takiego bardziej uporządkowanego, ze świata klasycznego sportu i marketingu i uważamy się za pasjonatów, jaramy się kampaniami nie tylko sportowymi, ale gdzieś ten świat piłkarski nas kierunkował i widzimy kilka wzorców, które można przenieść do świata esportu i na pewno chłopakom pomogłoby, gdyby mieli jakiś suport. Nie powinni latać sami nawet za swoimi indywidualnymi umowami sponsorskimi, a mają niesamowicie pozytywny przekaz marketingowy, natomiast jest zajebiście dużo fajnych rzeczy. To, co Krzysiek powiedział: streamy czy vlogi - super. Oni mają taką naturalność budowania relacji z fanami, jakiej nie ma żaden piłkarz. Taka otwartość dzielenia się światem. On nie przybiera innej pozy w momencie, on cały czas jest sobą. I na żadnym etapie tej naturalności nie chcemy zabić. Dwa: podpisywał sam umowy i każdy z nas by te umowy podpisał, bo kilka lat temu chłopaki postawili na CS-a i nie mieli gwarancji, że coś z tego będzie. Zaryzykowali i poszli w to. Trzecia sprawa, to po prostu, tak po ludzku, to są fajni ludzie. My robimy to, co lubimy i lubimy spędzać z nimi czas, lubimy poznawać nowych ludzi z tego otoczenia i generalnie te trzy rzeczy nas przekonały. innocent i SZPERO postawili kilka lat temu na coś nieoczywistego i odnieśli sukces, o czym najlepiej świadczyć może fakt, że przejście z Pawłem czy Grześkiem z jednego końca Spodka na drugi zajmuje jakieś 3,5 godziny - po drodze 350 zdjęć i 200 autografów.
Skoro już rozmawiamy o braku wsparcia od innych. Czy to nie wynika może z jakiegoś, nie wiem, niedbalstwa graczy? Z tego, że nie wyszli z jakąś inicjatywą, nie zainteresowali się tym, jak te kontrakty wyglądają?
A: Patrząc na rynek piłkarski, to nie - to nie jest ich wina. Ja wychodzę z założenia, że ty musisz być dobry w jakiejś dziedzinie życia. Oni są sportowcami, są zajebiście dobrymi graczami. Oni powinni trenować, odpoczywać i się regenerować. Normalnie jak w piłce, jak w każdej dyscyplinie. Teraz chodzi o to, żeby rynek zagospodarował się ludźmi, którzy też są świetni w swoich dziedzinach - czy to w marketingu, czy w prawie, czy w rachunkowości, czy w pozyskiwaniu w sponsorów, czy w odnowie, czy w psychologii. Oni muszą dostrzec ten rynek i chcieć go zagospodarować. Taka jest moja opinia. Nie winię w żaden sposób zawodników.
K: Tak, bo nam łatwiej jest zbudować agencję teraz, gdy mamy po 32 lata i kiedy przez kilkanaście lat zdążyliśmy poznać dobre i złe biura rachunkowe, dobrych i złych prawników i w tym momencie wiemy, na kim polegać. Chłopaki nie mieli takich możliwości i trudno ich winić,. Była potrzeba, żeby powstały, tak jak w piłce, agencje menadżerskie. Organizacja ma swoje interesy. Interesy zawodnika często idą tym samym torem, co organizacji, ale są też sytuacje jak podpisanie kontraktu i wtedy zawodnik musi mieć swoje wsparcie .Brakowało w tym środowisku ludzi, którzy powiedzieliby: "hej, słuchajcie! My mamy świetnego prawnika, on to zaopiniuje. Powalczymy o was, o to żeby dodać kilka punktów w tej umowie, które muszą się tam znaleźć, bo będą chroniły wasze interesy".
A: To też nie jest tak, że wchodzimy i chcemy wyrządzić krzywdę organizacjom. Wydaje nam się, że taki pomost pomiędzy graczami i organizacjami jest potrzebny. Umowa, jeśli jest jednostronna, to nigdy nie jest zwycięska. Nawet dla tej organizacji. Chłopak może się zniechęcić i może zacząć szukać innego zespołu.
Dużo rozmawialiśmy i słuchaliśmy ludzi mądrzejszych od siebie w tych dziedzinach i widzieliśmy, że niektórzy przedstawiciele organizacji zwracają uwagę, że szkoda, że chłopaki do wywiadów chętnie nie chodzą, że nie wykorzystują swojego potencjału. Nie będziemy tymi, którzy będą walczyć z organizacjami - wręcz przeciwnie, jesteśmy po to, żeby im pomóc, bo możemy być pomostem, który trzyma w ryzach markę indywidualną każdego zawodnika. No i nie odkrywamy tu Ameryki, To wszystko dobrze funkcjonuje na rynku sportu klasycznego.
Skoro już przy sporcie klasycznym jesteśmy. To właśnie z niego obaj się wywodzicie, z nim byliście związani w głównej mierze i pojawił się esport, który zawrócił wam w głowach. Zdecydowaliście się odejść z dotychczasowych firm i postawić na coś zupełnie innego.
K: Mówią, że jesteśmy wariatami, wiele osób się nam dziwi, bo nie porzuciliśmy szeregowych stanowisk, tylko stanowiska kierownicze.
Właśnie ta świeżość esportu, fakt, że społeczność tworzą tak młodzi, fajni ludzie, ludzie, dla których nie ma rzeczy niemożliwych. Widzimy tu mnóśtwo fajnych inspiracji. Mamy dobre relacje z ludźmi z ESL-a, inspirują nas chłopaki z Fantasy Expo, ludzie tacy jak sawik. Patrzymy na nich i chcemy wypełnić niszę. Zauważyliśmy, że ludzie ze środowiska sportowego patrzą na esport z totalnym niezrozumieniem i raczej hejtują esport i traktują go jako zagrożenie, a nie jako dziedzinę, z którą możemy połączyć siły i w sumie na tym skorzystać.
A: Tak naprawdę my nie robimy nic innego niż to, co robiliśmy wcześniej. Te światy są tożsame, My mamy doświadczenie w pracy przy kampaniach związanych ze sportem, który charakteryzuje się tymi naturalnymi zasięgami, przywiązaniem, emocjami. To daje nam dużo radości, bo trudno planować, gdy wiele zależy od wyniku sportowego.
To nie jest udawane, my się naprawdę w to wciągnęliśmy. Wiesz, jest Liga Mistrzów we wtorek, a my na grupie, gdzie gadamy z innymi osobami, które będą tworzyć naszą agencję, piszemy "widziałeś tego clutcha?". Nie mamy takiej wiedzy jak wy, dlatego dla mnie było mega fajne, gdy oglądaliśmy finał IEM-a z innocentem i on znał te smaczki. Dopiero wtedy zacząłem zauważać i odkrywać rozgrywkę z jeszcze innych stron.
Mi się w ogóle marzy, żeby kiedyś na stadionach były puszczone czy roboty, czy hologramy i pokazywały tę rozgrywkę w jeszcze inny sposób. Wy się na tym znacie i jest komentarz, więc łatwiej wam niektóre elementy zauważyć, ale na przykład ojcu mówię, żeby oglądał, a on mówi, że widzi tylko strzały i spadające głowy. Musiałbym go do innocenta podrzucić.
Mam takie wrażenie, że jesteśmy ostatnim pokoleniem, które jest w stanie tak otwarcie w to wejść. Jak opowiadamy o tym starszym kolegom, to oni mówią: "jesteście po%*&^ni, za przeproszeniem".
K: Weszliśmy w społeczność esportową, mówiąc otwarcie, że my się tego nadal uczymy, co wiemy, czego nie wiemy, co moglibyśmy dać od siebie. Bardzo zaskoczyło nas to, jak otwarte jest całe community. Rozmawialiśmy z szefami organizacji bardzo rzeczowo. Oni nas wciągnęli w temat i ta otwartość, szczerość - to było coś mega fajnego
Sport i esport mają wspólne paliwo, a tym paliwem są emocje. Mechanizmy, zagorzenia są bardzo podobne. Kwestia budowania zespołu, kłótni czy ról w zespole. Odpowiednia komunikacja, treningi, kibice, sprzedaż koszulek. To wszystko w piłce i sporcie tradycyjnym zostało przećwiczone na wiele sposobów i my widzimy, że możemy mnóstwo rozwiązań po prostu zaimplikować w esporcie, bo jest niewiele osób, które łączą te dwa środowiska. Założyliśmy spółkę, a dwa dni później prezes Boniek wrzucił takiego, a nie innego tweeta. Pierwszy moment: wkurzenie. Drugi moment: okej, może tak miało być. My pokażemy, że nie wszyscy ze środowiska piłkarskiego podzielają to zdanie. My kurde pokażemy, że można to połączyć i zrobić fajną robotę.
A: Wydaje mi się, że prezes Boniek zrobił to nie w złej wierze, tylko z niewiedzy. I myślimy, że jesteśmy w stanie być pomostem, który tę drugą stronę zaopatrzy w większą wiedzę
Kiedy zaczęły się rozmowy o stworzeniu agencji? Kiedy zrodził się pomysł i jak wyglądała ta sytuacja?
A: Ja Ci powiem dokładnie, w Synergii. To taki lokal w Katowicach.
K: Pomysł zrodził się około pół roku temu. Cały czas chodziło nam po głowach stworzenie wspólnej działalności, która będzie się opierała na marketingu sportowym. Esport też się przewijał, ale pół roku temu znaleźliśmy niszę w postaci agencji menadżerskiej i chcemy te dwa filary połączyć, bo chcemy być agencją marketingową, która będzie miała swoje produkty. I jakkolwiek to zabrzmi, tymi produktami mają być też zawodnicy. Chcemy pokazać każdego zawodnika z konkretnej perspektywy, bo każdy z nich ma coś wartościowego. I wtedy wszystko potoczyło się bardzo szybko. Byliśmy z Alkiem w podobnym położeniu, podobny etap życiowy. Stwierdziliśmy, że kiedy jak nie teraz? Że trzeba zaryzykować i że chcemy zbudować agencję, w której sami będziemy chcieli pracować. Taką, do której przychodzisz i czujesz się, że jesteś u siebie.
A: I widzisz jak skończyliśmy, siedzimy tu we dwóch (śmiech). Nie no, żartuje. Ludzie dopiero będą dołączać. Chcemy dbać o wizerunek graczy, o ich markę, ale cieszy nas też, gdy dają nam znać o jakichś prozaicznych sprawach. Chodzi o pomoc i dbanie o zapewnienie im umów, które wierzę, że niedługo przyjdą. No i oczywiście o marketing. Wiesz, my oglądamy mecze i widzimy reklamy w tle, których kibic nie dostrzega. Znamy kampanie, w których występowali ci zawodnicy, penetrujemy wszystkie ligi, ligi akademicką koszykówki w USA, jaramy się spotami, patrzymy na rozwiązania ogólnie na świecie w branży marketingowej. Staramy się je dostosowywać do możliwości naszych i esportowych i byliśmy skazani, żeby to odpalić. A to, że to jest esport? To zainspirował Krzysiek, bo poznał ten świat. Ja pojechałem totalnie zielony na finały Polskiej Ligi Esportowej i przez cztery godziny nic nie kumałem, a w piątej zaczęło mi się to podobać, a później zacząłem szukać jakichś analogii.
Chyba nietrudno było je znaleźć.
A: Jest ich masa. Każdy jeden element jest tożsamy z tym, co jest w sporcie. Dla nas esport bazuje na tym samym co sport. To są te same mechanizmy, a to, że on w momencie rozgrywki nie wymaga fizyczności, to nie znaczy, że gracze o siebie nie dbają, nie preferują zdrowego trybu życia. Chcemy to pokazać, chcemy to wyciągnąć.
K: Aczkolwiek też nie chcemy nikogo na siłę przekonywać, że esport to sport. To mi się podobało w rozmowach z ludźmi ze środowiska. Pytaliśmy, co sądzą o tych rozmowach i wszyscy: nie dbamy o to, my tworzymy esport.
A: Wszyscy robią po prostu swoje i to jest zajebiste. Wy sobie o tym gadajcie i doktoryzujcie się na ten temat, a my idziemy do przodu i widzimy jak się rozwijamy. To, co się dzieje chociażby na IEM-ie jest wizytówką nie tylko Katowic, ale także Polski na cały świat.
K: Dlatego też siedziba tutaj w Katowicach. Niektórzy nas pytają: "Agencja marketingowa? To pewnie za rok Warszawa?"
A: W życiu!
K: Chcemy tutaj zbudować agencję, bo uważamy, że tutaj są mega fajni i wartościowi ludzie i nie powinniśmy mieć problemu ze zbudowaniem odpowiedniego zespołu w stolicy polskiego esportu.
Jesteście dwiema osobami, które nie pochodzą ze środowiska esportowego. Sami mówicie, że nie macie aż tak dużej wiedzy na ten temat. W pewnych momentach może wam jej zacząć brakować. Czy zamierzacie się wspierać osobami, które tworzą to środowisko, a może już się takimi osobami wspieracie?
K: Już mamy w zespole człowieka, który tutaj na Śląsku sporo już działał w temacie esportu iw najbliższych dniach zakomunikujemy jego transfer. Na afterparty po IEM-ie znał każdego i zna wszystkie firmy technologiczne, które my dopiero poznajemy. Na pewno ważnym źródłem informacji są dla nas także zawodnicy. I Pawła, i Grzegorza traktujemy jak partnerów biznesowych. Z jednej strony my im doradzamy, z drugiej przed różnego rodzaju decyzjami w temacie esportu my radzimy się ich. Pytamy się, co sądzą o danych osobach i pomysłach. Dostajemy z ich strony bardzo wartościowy feedback.
A: Poza tym, jesteśmy gadułami, ale też potrafimy słuchać. Słuchamy ludzi, którzy są tutaj od lat i nie jesteśmy w stanie Ci powiedzieć, że któreś rady były niepotrzebne lub ktoś głupio gada. Z dużą pokorą wchodzimy w to środowisko i staramy się ciągle uczyć tej specyfiki, bo nie chcemy być facetami, którzy coś zepsują. Chcemy zostawić te rzeczy, które są ekstra i pomóc w tym obszarze, który dopracowania wymaga.
Jeżeli miałbyś wskazać, co Ci się w polskim esporcie podoba, a co nie, to co by to było?
A: Mi się podoba ta szczerość, otwartość ludzi ich inteligencja, zaangażowanie, wizjonerstwo. To są wszystko takie cechy, które nam imponują. Teraz jest łatwo opowiadać historie o dzieciach, które chcą stawiać wszystko na karierę esprtowców, ale kiedyś faktycznie tak było - ten dzieciak ma teraz swój wzorzec, bo innocent czy SZPERO kiedyś faktycznie postawili na CS-a. Oni jak Krzysztof Kolumb płynęli na nieznany ląd i okazało się, że można tam dobrze żyć, realizując swoją pasję, czyli to, o co każdemu tak naprawdę w życiu chodzi.
Jeśli chodzi o złe elementy...
K: Komunikacja. Założyłem grupę ESPORT Marketing na Facebooku i teraz wychodzę na marudę, który wrzuca tylko złe przykłady, a cel jest zupełnie inny. Jesteśmy gośćmi, którzy się uśmiechają i szukają pozytywów, ale w tym obszarze jest naprawdę dużo do zrobienia. Tak jak powiedzieliśmy, nie jest to tylko wina środowiska esportowego, a raczej marek, które w to środowisko wchodzą. i tych marek, które nie wiedzą jak tę komunikację poprowadzić. Duża marka wchodzi we współpracę z organizacją i to się kończy jednym tweetem, bez key visuala, bez notki prasowej.
Z trzema serduszkami.
K: Tak, dokładnie tak. To są małe rzeczy, które sprawiają, że my z Alkiem stwierdzamy, że jest robota do wykonania, że trzeba zakasać rękawy i zostać w biurze do 20, żeby kolejnej marce, która pocztą pantoflową dowiedziała się o tym, że zaczynamy działać, wysłać brief dzisiaj, a nie jutro, bo jutro będą kolejne tematy na liście rzeczy do zrobienia.
Źle prowadzona komunikacja, brak dbania o interesy graczy. Czy jest coś jeszcze? Coś, co przechodząc ze świata sportu do świata esportu razi was w oczy i widzicie, że tak nie powinno być?
K: Myślę, że każdy się zgodzi, że brakuje jeszcze wystarczającej liczby specjalistów w całej branży. Cieszy mnie, że w klasach esportowych nacisk kładzie się nie tylko na granie, ale przygotowuje się młodych ludzi również do budowania tego zaplecza esportu, żeby ktoś był oświetleniowcem, ktoś był odpowiedzialny za produkcję transmisji, a ktoś inny był rzecznikiem prasowym organizacji. Brakuje świeżości, ale powoli widzimy, że się to zmienia.
A: Trzeba czasu, bo tylko czas sprawi, że to pokolenie, które jest czynnymi zawodnikami może stanie się jakimiś menadżerami, trenerami z autorytetem, Brakuje kilku pokoleń, które sprawią, że będzie podobnie jak w piłce: jeśli stanie Guardiola i powie, że masz ustawić się tak jako środkowy pomocnik, to nie odwrócisz się, tylko wiesz, że ten chłop osiągnął tyle na tej pozycji, że wie jak to robić. I wydaje nam się, że jeśli trochę czasu upłynie, więcej ludzi, którzy będą profesjonalistami w swoich dziedzinach przejdzie pomagając w tej branży, to będzie tylko lepiej. Mamy tylko nadzieje, że przejdą z dobrymi zamiarami.
Te zmiany pokoleniowe miejscami już widać. W CS-ie na przykład mamy już chociażby trenerów w postaci kubena czy zonica.
A: Nawet teraz to, co TaZ zrobił, to przejście do Kinguin. Ma ogromny autorytet i buduje zespół. Powinno być wokół tego głośno, ale pewnie tu Krzysiek powie coś więcej. Taki transfer w piłce byłby grzany dwa tygodnie, a tu skończyło się na jednym komunikacje.
Tak, ale transfer został ogłoszony, powiedzmy połowicznie, bo było powiedziane, że będzie grał w jednych rozgrywkach w Kinguin.
A: Dokładnie. Dlatego czekamy na pełne odkrycie kart.
Dwoma pierwszymi osobami w eMine.pro są SZPERO i innocent. To zupełny przypadek, że oni są ze Śląska, wy także i, jak sami mówicie, chcecie trzymać się Katowic?
A: Regionalizm nam pomógł, ale nie dlatego oni zostali wybrani. Nie jest tak, że jedynym wymogiem, żeby do nas dołączyć jest mieszkanie na Śląsku lub bycie stąd. Aż takimi lokalnymi patriotami nie jesteśmy.
Myślę, że ta grupa ludzi będzie się powiększać. Nie do astronomicznych rozmiarów, bo przede wszystkim zależy nam na jakości, staranności i dobrych relacjach. Od nich zaczęliśmy i jesteśmy z tego mega zadowoleni, bo mamy świetną relację, są świetnymi osobami, a po trzecie nauka dla nas. A wierzymy, że i dla nich efekty naszej pracy będą zauważalne.
Trafiliście chyba na odpowiednie osoby, żeby pomóc sobie wzajemnie, bo Grzegorz i Paweł wydają się otwarci.
A: Dokładnie, są bardzo komunikatywni, otwarci, bardzo cenieni przez środowisko. Numer cztery i numer pięć w Polsce.
K: Jeśli chodzi o najbardziej lubianych zawodników. Wyprzedza ich tylko trzech zawodników z Virtus.pro. Ale to się okazało dopiero po tym, jak się z chłopakami związaliśmy i zrobiliśmy badanie. Rozmawialiśmy z ludźmi, jeździliśmy po kraju i pytaliśmy o to, którzy zawodnicy ich zdaniem mają najlepszy PR w połączeniu z umiejętnościami. Bardzo często wskazywano na tę dwójkę, dlatego nawiązała się najpierw relacja z innocentem, on wskazał, żebyśmy pogadali z Grzegorzem. Fakt, że mamy do siebie blisko naszą relację ułatwił, wzmocnił i teraz widujemy się regularnie z chłopakami, choćby po to, żeby zjeść wspólnie na przykład lunch i pogadać o planach czy o tym, jak widzą scenę CS-a.
A: Lub odwieźć 30-kilogramowy komputer na pocztę i wysłać do Berlina. (śmiech) Pomagamy sobie nawzajem i zawsze tak będzie. Raz: relacja, dwa: biznes, trzy: po prostu życzliwość. Liczymy, że się jeszcze mocniej skumplujemy.
Natomiast my też mamy model, którym się posługujemy dobierając sobie partnerów do tego przedsięwzięcia i podstawą absolutną jest to, że jesteś graczem z najwyższej półki. Musisz być dobry w tym, co robisz. Nie bierzemy gości charakterystycznych, którzy grają słabo, którzy zabłysnęli w czymś innym. Po pierwsze: bądź dobrym graczem. Po drugie: bądź jakiś, wyróżnij się. Tym się będziemy kierować.
Jaka była pierwsza reakcja Pawła, gdy dowiedział się o waszym pomyśle, gdy mu o nim powiedzieliście?
A: Spytał, gdzie ma podpisać. (śmiech) To jest akurat ciekawe.
K: Wiedzieliśmy, że rozmowa z Pawłem czy z Grzegorzem to będą kluczowe tematy, bo jeśli udowodnimy im, że wchodzimy w to środowisko i że chcemy zrobić dobrą robotę, to będziemy mieli w ogóle jakąkolwiek podstawę, żeby rozszerzyć swoją działalność. Chłopaki nam zaufali. Oczywiście na początku zadawali trochę pytań i była z ich strony taka ciekawość, a jednocześnie oni mają na tyle dużą świadomość, że po usłyszeniu naszej wizji uznali że im się to przyda.
Zauważyli, że brakuje takich ludzi.
A: Wiesz jaką oni mieli obawę? Że tego nie ma. I znowu wracamy do tego, że do kogo mieliśmy tafić, jak nie do tych ludzi, którzy są wizjonerami. I kiedyś też nie było profesjonalnej sceny CS-a i oni ją zaczęli tworzyć, więc zrozumieli, że taki podmiot jest przydatny i może tylko pomóc. Ten model współpracy z nami nie naraża ich na żadne ryzyko.
K: Sawik powiedział też ostatnio na swoim streamie fajną rzecz: że takie agencje prędzej czy później musiały powstać. Teraz wszystko zależało od tego, jacy ludzie wezmą się za ten temat i chłopaki spojrzeli na ten temat identycznie: zastanawiali się czy ta dwójka, to ta, która zakasa rękawy i będzie dbała o moje tematy i rzeczywiście nie skończy się tylko na słowach.
Mamy za sobą kilka tygodni współpracy i cieszy nas, że już czujemy zaufanie ze strony obu chłopaków i tworzy się kumpelska relacja. Sądziliśmy, że będzie potrzeba trochę czasu na to. Okazało się, że trochę razem przeżyliśmy, trochę spraw przegadaliśmy i możemy powiedzieć, że już mamy taką relację z tym duetem.
A: A to, że jesteśmy jakby nie z tego świata, to wydaje nam się, że jest tylko dobre. Nawet nie reklamując tutaj siebie, ale ogólnie dla tej społeczności, to jest fajne, że ludzie będą przenikać z innych płaszczyzn, bo otworzenie granic może pomóc. Oczywiście są ryzyka, że ktoś wpadnie zrobić "najazd", a nie współpracować. Takie działania, jak prowadzi chociażby Bogusław Leśnodorski służą scenie. I ja na miejscu tych hegemonów sceny esportowej byłbym na to otwarty, bo zawsze ja sam uwielbiam tworząc jakaś kreację wpuścić gościa, który jest totalnie zielony, by on zasugerował coś innego, lepszego. Dla dobra esportu chciałbym, żeby jak najwięcej osób zobaczyło w tym jakieś korzyści.
Aktualnie eMine.pro to tylko CS:GO. Czy są jakiekolwiek plany, żeby otworzyć sie na inne sceny, czy w ogóle tego nie wykluczacie?
K: Nie wykluczamy, ale w tym momencie o tym nie myślimy. Nie chcemy chwytać kilku srok za ogony.
A: My mamy inny problem, my musimy ścinać zlecenia, które nie dotyczą sportu. A jesteśmy przecież agencją marketingu sportowego i esportowego i wydaje nam się, że ta specjalizacja w dzisiejszych czasach jest podstawą do sukcesu. Czyli nie róbmy za dużo na raz.
Co będzie za rok? Planujemy i staramy się działać świadomie, ale otoczenie jest bardzo dynamiczne. Jesteśmy elastyczni, możemy wdrożyć się w jakąkolwiek inną dyscyplinę esportu, ale na razie tego nie robimy.
K: Mamy plan i w tym planie priorytetem jest zaistnienie w CS:GO, by za rok być poważnym graczem. Inna sprawa, że ludzie z samego środowiska esportowego mówią nam np. że powstaje polska liga w FIFA 18 i kto jak nie my ma połączyć kluby i środowisko piłkarskie z ludźmi, którzy tworzą esport w tym kraju.
Pocztą pantoflową po scenie rozeszła się już wieść o współpracy ze SZPEREM i innocentem. Czy były już sytuacje, gdzie gracze sami się odzywali i pytali o pomoc?
K: Tak i to jest bardzo fajne, że młodzi zawodnicy sie odzywają.
A: Dla nas będzie najfajniejszym momentem, gdy zobaczymy chłopaka totalnie do ukształtowania, czy z jakimś problemem czy talentem. Później zrobimy to i kiedyś wieczorem siądziemy tu i stwierdzimy, że zrobiliśmy coś zajebistego, że pomogliśmy komuś stać się wzorem dla innych.
K: Jest jeden taki chłopak. Znany w social media esportowych, który właśnie napisał w dość zadziorny sposób: "Krzysiek, może znasz jakiegoś menadżera, który chciałby mi pomóc, bo chcę być pro playerem i chcę zadbać o swój wizerunek". I puścił takie oczko między wierszami i powiedziałem, że znam takich dwóch, ale oni są trochę wymagający i marudni, bo my też dbamy o to i naciskamy na chłopaków, żeby ten content, który sami tworzą prezentował ich jako pro playerów, żeby tam nie było treści, które dają zły wzór młodym chłopakom: papierosy, alkohol, różnego rodzaju inne złe zachowanie - to odpada. W rozmowach z wieloma zawodnikami i zadawaliśmy proste pytanie: czy Lewandowskiemu przystoi wrzucać zdjęcia na instagrama z papierosem? Każdy z chłopaków był zdania, że nie, a my wtedy mówiliśmy, że traktujemy ich tak samo - jesteście idolami dla młodych.
Dla nas to mega fajna rzecz, bo obaj w naszych zespołach marketingowych rekrutowaliśmy młodych ludzi, kształtowaliśmy ich i teraz mamy tego przedłużenie. To, że zawodnicy sami przychodzą jest fajne, a liczymy, że za pół roku kolejni młodzi zawodnicy zobaczą, że to przynosi efekty i jest potrzebne.
My nikogo nie chcemy zmieniać, to też jest ważna rzecz. Pro player powinien się zachowywać profesjonalnie, ale to nie jest tak, że my z osoby, która ma taką, a nie inną budowę ciała chcemy zrobić modela. My mówimy: bądź sobą. Ale masz mega fajne te a nie inne umiejętności czy wartości i to chcemy zakomunikować. To chcemy pokazać światu. Tak samo jak na przykład SZPERO,. Uczył się w młodości, nie zostawił edukacji, dziś jest magistrem. W dodatku łączy esport ze sportem, bo 14 lat grał jak w piłkę nożną, wygląda lepiej od wielu piłkarzy z Ekstraklasy. Pokażmy to, eksponujmy. Jest zaprzeczeniem stereotypowego gracza CS:GO.
A: I chcemy właśnie to uwypuklać. Mówić: „patrzcie, to nie jest tak, jak wy mówicie, że to są tylko grube dzieciaki, które tylko grają”. To właśnie on jest ambasadorem całego środowiska. I w każdym graczu możemy znaleźć coś takiego: jeden spełnia marzenia, inny jest tytanem ciężkiej pracy, a jeszcze inny chce przejść jakąś przemianę.
Każda firma musi być rentowna, musi przynosić zyski. Czy w dłuższej perspektywie to będzie wyglądało tak, że to gracze będą przychodzić do was i mówić "zapłacę wam, a wy mi pomóżcie"?
K: My nie chcemy pieniędzy od graczy, to jest podstawowa rzecz. W umowach z zawodnikami nie mamy zapisu, że to on ma nam płacić. My ich dobieramy i nigdy nie pójdziemy w ilość. Zależy nam na jakości. Zależy nam, żeby wartość tych zawodników, ich kanałów social media rosła. Naszym celem jest ukształtowanie tych zawodników, na czym zyskają szefowie organizacji, a z drugiej strony chcemy rozdzielić prawa wizerunkowe pomiędzy dwie płaszczyzny: zawodnik w organizacji i zawodnik poza organizacją, czyli to, co też jest już standardem w piłce. Tak, chcemy monetyzować w przyszłości. W tym momencie to jest inwestycja.
A: I oczywiście, że jest ryzyko. Nie tyle, że się boimy, bo raczej jesteśmy pewni tego, co robimy i kiedyś ktoś mi powiedział, że jak wkładasz w jakieś działania serducho, to możesz iść przed siebie pewnie, nie zastanawiać się, możesz być zawsze szczery. Robimy to, co lubimy. Jesteśmy w tym szczerzy, jesteśmy temu oddani.
K: I otacza nas mnóstwo fantastycznych ludzi. Ludzi, którzy mówią: „zrobię to dla was za 30-40% wartości, bo wiem, że wkładacie w to swoje prywatne ciężko zarobione pieniądze, ale widzę, że pracujecie po 14 godzin dziennie i że to odpali, a jak to odpali, to pamiętajcie o mnie w przyszłości”.
A: Czyli jest ryzyko, ale jest też pewność siebie. Cholera, my wierzymy, że to się uda. Może być tak, że nie starczy nam paliwa, czy po prostu coś nie wypali.
Kolejne ryzyko związane jest z właśnie z rozdzieleniem tych praw wizerunkowych. Myślicie, że właściciele drużyn będą temu przychylni? Przez tyle lat wszystko należało do organizacji.
A: Gdybym to ja był właścicielem drużyny, to bym się bardzo cieszył, że taki podmiot jak eMine.pro powstaje, bo będąc właścicielem drużyny masz masę rzeczy do ogarnięcia i kilku zawodników. Nie jesteś w stanie poświęcić im takiej uwagi, jak my jesteśmy w stanie poświęcić jednostkowemu zawodnikowi, którego reprezentujemy. Druga sprawa, że będąc właścicielem tej organizacji bardzo bym się cieszył, że marka gościa, z którym mam umowę na kilka lat, stale rośnie.
To jest tak normalne i tak powszechne w świecie tradycyjnym, że nam się otworzyły oczy, jak wchodziliśmy. Byliśmy zdziwieni, a wiedzieliśmy, że coś takiego jest potrzebne. Rozmawialiśmy z obiema stronami i ktoś taki jak my idealnie ten świat może połączyć.
Co ważne, nigdy nie będziemy tworzyć produktu marketingowego kosztem wyniku sportowego: przede wszystkim bądź pro playerem. Właściciele organizacji o to mogliby się obawiać, że chcemy tak skomercjalizować gościa, że on przestaje trenować, ale trening to dla nas świętość, ale czasami po nim o coś prosimy.
K: Odpowiadając bardzo konkretnie na Twoje pytanie. Wiemy, że na starcie będą organizacje, które stwierdzą, że ich zawodnicy nie mogą z nami współpracować.
Uznają was za zagrożenie.
K: Tak podejrzewamy. aczkolwiek my chcemy być w dialogu z każdą z organizacji. I są też organizacje, które już wysyłają nam sygnał: "spoko, rozmawiajmy. Fajnie, że to powstało". Widzą, że nie chcemy tylko zarobić, ale że chcemy też wzmocnić to, nad czym oni sami pracują., Zaczniemy małymi krokami. Zdajemy sobie sprawę, że nagle 10 organizacji się przed nami nie otworzy, ale wierzymy, że 3, 4, 5 zacznie z nami współpracować, my z ich zawodnikami i tymi działaniami przekonamy całą resztę i pokażemy, że to ma sens.
Rozumiem, że będziecie dbali również o to, by kontrakty zawodników z organizacjami były dobrze skonstruowane. Szukanie drużyn też wchodzi w grę? Czy staracie się np. o to, żeby SZPERO faktycznie grał, a nie siedział na ławce?
A: Tak, koniecznie.
K: Negocjujemy jego transfer. Rozmawialiśmy z kilkoma organizacjami. To są rzeczy, w których czujemy się mocni, bo negocjowaliśmy w swoich firmach duże umowy sponsorskie. Alek negocjował z potencjalnymi sponsorami, a ja działałem z drugiej perspektywy.
A: I tak wynegocjowaliśmy, że firma Krzyśka była sponsorem firmy, w której ja pracowałem i tak się też poznaliśmy.
K: Więc walka o to, żeby chłopaki zarabiali pieniądze, na które zasługują, żeby umowy były odpowiednio zabezpieczone to będzie nasza działka. I my też zawodnikom wskazujemy, że powinni sie skupić na grze, a nie na kwestiach finansowych czy na zapoznaniu się z umową. To zostaw nam, my się tym zajmiemy. Zdajemy sobie sprawę, że to będzie rodziło pewne sytuacje, które zaognią relacje z daną organizacją, bo my będziemy po stronie zawodnika, a organizacja będzie po drugiej stronie barykady. Ale też wiemy, że dwa dni później my przyjdziemy do tej organizacji, bo będziemy robić kampanie z dużą marką i jeśli uznamy, że do celów, do strategii tej marki idealnie wpisuje się sponsoring organizacji Y, to zadzwonimy do szefa i powiemy, że mamy dla niego sponsora i będzie zupełnie inna sytuacja. Chcemy łączyć organizacje z biznesem.
A: Poza tym Grzesiek wiesz, my naprawdę wierzymy w to, że skuteczne negocjacje to są takie, w których dwie strony są zwycięskie. Jeśli umowa jest ukierunkowana zbytnio w jedną stronę, to to też nie jest dobre, nawet dla tej organizacji. My wiemy, że skuteczny deal to taki, w którym jest win-win. Jeśli organizacje się na to otworzą, to cała scena zyska.
K: Są też sytuacje, i to jest normalne, że niektórzy zawodnicy szefom swoich organizacji mówią o wszystkim, a są tacy, którzy tego nie robią. Szef organizacji nawet nie wie, że dany zawodnik ma jakiś problem, że źle się czuje w zespole, że jest jakiś konflikt. Czasami zawodnikowi nie wypada czegoś powiedzieć swojemu szefowi, to my chcemy powiedzieć to za niego. Chcemy podsuwać im pewne rozwiązania, które mogą im pomóc. Mamy być tymi, którzy nie boją się, którzy raz pomagają, raz negocjują i tak to ma wyglądać, tak sobie to wyobrażamy.
Wspomnieliście jeszcze o produktach innych, tych poza graczami. Są już jakieś konkrety w tym temacie?
K: Mamy plan, poinformujemy o tym niebawem. Na pewno chcemy wzmocnić temat contentu. Widzimy ile contentu piłkarskiego jest tworzonego i widzimy duży potencjał, żeby połączyć naszych zawodników z ludźmi, którzy content mogą stworzyć.
Życzę, zatem, żeby Wasza skrzynka mailowa po tym wywiadzie pękała w szwach.
Więcej na temat agencji eMine.pro dowiecie się tutaj.
Wywiad przeprowadzony 21 marca.