Najbardziej utytułowany polski Protoss po ponad dwóch latach stagnacji powraca na sam szczyt. Grzegorz "MaNa" Komincz okazał się największą sensacją WCS Austin i choć przegrał w wielkim finale z Serralem, to pokazał, że wciąż się liczy na międzynarodowej scenie. Polakowi nie dawano dużych szans przed żadnym meczem w fazy play-off, jednak aż do ostatniego starcia przegrał tylko jedną mapę eliminując po drodze Neeba, Snute'a i SpeCiala.
Spośród trójki Polaków, którzy dostali się do fazy pucharowej WCS Austin, MaNa był zdecydowanie najmniej prawdopodobnym kandydatem do sukcesu. Reprezentant Team Liquid swój ostatni sukces odniósł we wrześniu 2015 roku, kiedy to przed rodzimą publicznością zgromadzoną w Krakowie zdobył srebro w pamiętnych finałach trzeciego sezonu WCS. Od tego czasu MaNa nie był w stanie przebić się z powrotem do europejskiej czołówki i poza kilkoma krótkimi przebłyskami nie prezentował dobrej formy. Ciężka praca jednak się opłaciła, co pokazuje jego rezultat w Teksasie.
MaNa już w pierwszej rundzie play-offów doprowadził do sensacji, gdy pokonał Neeba w PvP, czyli statystycznie najlepszym matchupie Amerykanina. MaNa nie dał mu nawet najmniejszych szans na zwycięstwo wygrywając trzy mapy z rzędu. To był dopiero początek drogi Polaka. Przed ćwierćfinałami również nie dawano mu zbyt wielkich szans i choć Snute nie jest tak groźnym przeciwnikiem jak Neeb, to wciąż Norweg był uznawany za głównego faworyta. I on jednak został zdeklasowany przez polskiego Protossa. Opór postawił dopiero SpeCial, który rundę wcześniej wyeliminował Mikołaja "Elazera" Ogonowskiego. Meksykanin otworzył spotkanie zwycięstwem na mapie Dreamcatcher, lecz kolejne trzy starcia należały już do MaNy.
W drugiej części drabinki Serral zaliczył identyczny wynik. Najpierw zdeklasował Kelazhura i HeRoMaRinE nie oddając im ani jednej mapy, a dopiero jego półfinałowy przeciwnik, Lambo (który wcześniej pokonał Nerchio), był w stanie urwać mu jedno oczko. Od samego początku turnieju to właśnie Fin był uznawany za murowanego kandydata do zdobycia złota i większość widzów spodziewała się, że bez żadnych problemów przerwie passę zwycięstw MaNy. Ten jednak okazał się znacznie trudniejszym rywalem, niż pierwotnie zakładano.
MaNa ostatecznie wygrał dwie mapy (drugą i trzecią), jednak nie był w stanie pokonać znacznie lepiej dysponowanego Serrala. Ten, zgodnie z oczekiwaniami, zdobył drugie złoto w tym sezonie i tym samym szykuje się do pobicia rekordu Neeba sprzed roku. Amerykanin wygrał wtedy trzy z czterech turniejów WCS Circuit. Nie udało mu się jednak zebrać kompletu przez rozczarowujący występ w Walencji, która i w tym roku będzie trzecim przystankiem cyklu. Przez ostatnie dwa lata turnieje w Walencji wygrywali Polacy (Nerchio w 2016 i Elazer w 2017), więc do pełni szczęścia polskiej publiczności brakuje już tylko MaNy sięgającego po złoto uniemożliwiając tym samym Serralowi zdobycia wszystkich tytułów mistrzowskich WCS Circuit.