Od niespodzianki do niespodzianki

A że będzie to impreza nietypowa można było zauważyć się już w fazie grupowej. To właśnie wtedy z marzeniami o zawojowaniu stolicy Małopolski pożegnali się reprezentanci FaZe Clanu, G2 Esports czy też Natus Vincere – każda z tych ekip była na papierze mocna, w każdej występowały gwiazdy światowego formatu. I każda z nich zaliczyła też spektakularny upadek, pozwalając wyprzedzić się o wiele niżej notowanym BIG, Immortals oraz Gambit Esports. I przy tej ostatniej formacji warto na chwilę się zatrzymać – w październiku do składu trafił bowiem niechciany w Na`Vi Danylo "Zeus" Teslenko, który kompletnie odmienił grę zespołu. To dzięki ukraińskiemu prowadzącemu Gambit stało się wreszcie drużyną w pełnym tego słowa znaczeniu, notując po drodze kilka niezłych wyników m.in podczas DreamHack Open w Jönköping i Austin czy też ELEAGUE Major Atlanta 2017. Wschodnioeuropejska formacja w Krakowie pojawiła się jako jedna z Legend i o ile utrzymanie tego statusu nie było aż takim zaskoczeniem, tak awans do play-offów z bilansem 3:0 mógł przyprawić niektórych ekspertów o ból głowy. A to był przecież dopiero początek.

Potem przyszło kolejne zaskoczenie, czyli wygrana nad Fnatic. Co prawda Szwedzi przejawiali już wtedy symptomy nadchodzącego kryzysu, ale porażka w tak wczesnej fazie i tak musiała być dla nich poważnym ciosem. Ale na tym Zeus i spółka nie poprzestali, bo w następnym etapie wyeliminowali z kolei obrońców tytułu z Astralis. I wtedy żarty się skończyły, bo Gambit po pokonaniu dwóch teoretycznie mocniejszych od siebie drużyn awansowało aż do wielkiego finału. Wszyscy, nawet najwięksi malkontenci, którzy w sukcesach graczy ze wschodu kontynentu widzieli więcej przypadku niż umiejętności, musieli uświadomić sobie, że na scenie pojawiło się "nowe", a okres dominacji faworytów już się zakończył. Tym bardziej, że drugim finalistą okazał się drugi z kopciuszków, Immortals – Latynosi mieli za sobą zdecydowanie łatwiejszą drabinkę, ale i tak zdążyli w międzyczasie rozprawić się z Natus Vincere oraz Virtus.pro.

Wielki dzień dla sceny CIS

I w końcu przyszedł ten dzień – 23 lipca 2017 roku. Krakowska TAURON Arena wypełniona po brzegi w oczekiwaniu na losy mistrzowskiego tytułu. Zaczęło się jednak od zawodu, w starciu ekip, na które nikt nie stawiał, lepiej rozpoczęli Lucas "steel" Lopes i spółka. Formacja z Ameryki Południowej weszła w mecz w piorunującym stylu i rozgromiła rywali na wybranym przez siebie Cobblestonie. Na Trainie skład dowodzony przez Zeusa wyrównał jednak stan rywalizacji i także na decydującym Inferno zaczął bardzo dobrze. Gambit prowadziło już nawet 10:2 i było o krok od upragnionego sukcesu. Niemniej po zmianie stron sytuacja się odwróciła, zaś Immortals rozpoczęło walkę o comeback, ale nie dało ostatecznie rady. Duża w tym zresztą zasługa Abaya "Hobbita" Khasenova, który był zdecydowanie najjaśniejszą postacią finałowego spotkania. A o tym, ile ta wygrana znaczyła dla graczy z Europy Wschodniej, niech najlepiej świadczy reakcja Daurena "AdreN" Kystaubayev (notabene MVP całej imprezy), który jeszcze przed podniesieniem pucharu nie krył wzruszenia:

Tamten triumf miał wymiar historyczny z kilku powodów. Po pierwsze, wygrany przez Gambit Major był ostatnim, w którym udział brało szesnaście drużyn – pół roku później Valve zwiększyło tę liczbę do dwudziestu czterech. Jednocześnie krakowskie zawody były pięknym zwieńczeniem okresu panowania Teslenki – kilka tygodni po zakończeniu turnieju Ukrainiec, skonfliktowany z resztą składu, znajdował się już w Natus Vincere, zabierając ze sobą przy okazji trenera ekipy, Mykhailo "Kane'a" Blagina. Kolejne miesiące udowodniły zresztą, że życie bez Zeusa nie istnieje. Niemniej w tamtym momencie zarówno legendarny gracz, jak i jego ówcześni koledzy razem znaleźli się na szczycie CS-owego świata, dokonując wspólnie czegoś, co wcześniej nie udało się jeszcze nikomu – przełamali hegemonię faworytów.