Jak wiadomo, Liga Legend to gra drużynowa, a cała formacja składa się z pięciu graczy i sztabu szkoleniowego. Historia widziała już jednak przypadki, w których przyjście lub odejście tylko jednego zawodnika potrafiło albo poprawić, albo całkowicie popsuć dyspozycję całej drużyny. Dlaczego pojedynczy gracz jest aż tak ważny? O tym w dzisiejszym tekście.

Team Vitality - wzorcowy przykład

Pewnie wielu z Was czytając tytuł i wstęp tego artykułu pomyślało o Timie "Nemesisie" Lipovšku. I rzeczywiście, ten tekst odnosi się w pewnym stopniu do sytuacji jego, Rasmusa "Capsa" Winthera i całego Fnatic. Jest jednak drużyna, w której przyjście jednego gracza poprawiło znacząco jej dyspozycję, a jego późniejsza zamiana raczej nie wpłynęła pozytywnie na grę formacji. Mowa tutaj oczywiście o Mateuszu "Kikisie" Szkudlarku, który w trakcie letniego sezonu EU LCS 2018 dołączył do Teamu Vitality w miejsce Erberka "Giliusa" Demira. Od tego momentu Pszczółki zaczęły prezentować niesamowitą Ligę Legend. Agresja na każdym kroku oraz nieprzewidywalność doprowadziły do drugiego miejsca w sezonie regularnym oraz awansu na Worldsy. Na Mistrzostwach Świata ekipa Polaka co prawda nie wyszła z grupy, jednak godnie walczyła z ówczesnymi królami globu – Gen.G oraz zwycięzcami MSI, czyli Royal Never Give Up.

Po dużym zamieszaniu i przetasowaniu podczas zimowego okienka transferowego okazało się, że ten sam Kikis, który tak odmienił grę Teamu Vitality, nagle odchodzi i to do teoretycznie słabszej drużyny – Rogue. Nie wiemy, co dokładnie stało za tą decyzją, jednakże na pewno była ona zaskakująca. Na jego miejsce sprowadzono rezerwowego dżunglera Afreeca Freecs, czyli Lee "Mowgliego" Jae-ha. Koreańczyk jest naprawdę solidnym leśnikiem, jednakże od razu wiadomo było, że nie będzie narzucał tak agresywnego stylu jak Polak. Tak oczywiście się stało, co pokazują statystyki. W sezonie regularnym letniego splitu Vitality było średnio 1600 złota do przodu po 15 minutach gry. W dotychczasowych dwóch meczach LEC po kwadransie potyczki Pszczółki dwa razy były na minusie. Jedynie dobrze rozgrywane walki drużynowe pozwoliły na zwycięstwo w drugiej rozgrywce, w której Splyce miało w pewnym momencie już ponad 3 tysiące złota przewagi.

Wicemistrzowie Świata z dwoma porażkami

Ktoś może powiedzieć, że uczepiłem się tego biednego Nemesisa. Wybrałem go jako rozczarowanie tygodnia, a teraz znowu skupiam się na słabej grze Fnatic po jego przyjściu. Prawda jest jednak taka, że problemem Fnatic nie jest sam Nemesis, tylko to, jak wokół niego grają. Czasami wydaje mi się, że ich postaci są dobrane tak, jakby na środku był Caps z Aatroxem, a nie Nemesis z Galio. Na braku dominacji środka ze strony młodego Słowaka cierpi Mads "Broxah" Brock Pedersen, który nie może już tak bezkarnie wchodzić sobie do dżungli przeciwnika i po prostu grać tak agresywnie. Możemy tutaj zaobserwować efekt domina, przez który Gabriel "Bwipo" Rau także nie może pchać i dominować linii, a jednak stara się to robić i tylko zachęca do ataku przeciwnego dżunglera.

Zmierzam do tego, że przy zmianie danego gracza wcale to nie ten jeden zawodnik musi być winien słabszej dyspozycji drużyny. Po prostu czasami cała drużyna nie potrafi dostosować się do nowego stylu gry i tak prawdopodobnie jest teraz w przypadku Fnatic. Czy jednak Nemesis na pewno nie potrafi zdominować swojej linii na graczy z LEC? Tego na razie nie wiemy, bo nie oglądaliśmy go jeszcze w takim matchupie, w którym mógłby cokolwiek większego dla swojej drużyny zdziałać. W takim przypadku to Martin "Rekkles" Larsson lub Bwipo powinni przejąć pałeczkę głównego carry, a to się niestety nie dzieje.

Dżungla i mid – najważniejsze role?

Nadal widujemy sytuacje, w których toplaner wygrywa gry swojej drużynie. Tak było przecież podczas Mistrzostw Świata, kiedy Martin "Wunder" Hansen wspaniałym split pushem ograł Flash Wolves. Często widujemy także momenty, w których bot laner prowadzi swoją drużynę do zwycięstwa, jak np. Amadeu "Attila" Carvalho swoją Vayne w meczu ze Splyce. Czasami zdarza się, że to wspierający odgrywa decydującą rolę w całej walce, co pokazał Patryk "Mystiques" Piórkowski w piątej grze finału PLE. Jednakże nikt nie jest tak istotny przez wczesną i środkową fazę rozgrywki, jak midlaner i dżungler. To ich zmiany są najbardziej bolesne lub najbardziej pomocne. To oni mają największy potencjał do "wycarrowania" całej rozgrywki. Dobrze pamiętamy przecież ostatnią grę ćwierćfinału Mistrzostw Świata, gdzie Luka "Perkz" Perković swoją LeBlanc zniszczył Royal Never Give Up. Jeśli chodzi o las to warto wspomnieć grę Oskara "Selfmade'a" Boderka z Fnatic, którą niektórzy określili rozgrywką w stylu "1v9".

Co prawda, do każdej roli podałem po jednym przykładzie, w którym dany gracz poniósł jakąś grę na swoich barkach. Różnica jest taka, że w przypadku topa, bota i supporta była to jedna jedyna akcja wykonana przez tego zawodnika, a Perkz i Selfmade wyróżniali się w grze od samego początku do końca. Jedyną drużyną w Europie, która gra z całkowitym pominięciem środkowej alei jest Misfits. Tam jednak mamy do czynienia z najlepszym botlanem Europy, dlatego Króliczki nazwijmy wyjątkiem. Zresztą, nie byłoby ogromnej dominacji Stevena "Hans samy" Liva w obydwu grach, gdyby nie spora pomoc ze strony Nubara "Maxlore'a" Sarafiana, który uczestniczył przy obydwu pierwszych zabójstwach zdobytych przez francuskiego marksmana.

Oczywiście taka sytuacja, w której leśnik i środkowy są najważniejszymi graczami, jest efektem obecnej mety. Kiedyś najbardziej istotne było to, żeby ubezpieczać swoją Tristanę czy Sivir na bocie, a ta później sama wygrywała całej drużynie grę. Rekkles w szczycie formy wbrew pozorom nie był jakimś potworem na linii, który budował przewagę swojej formacji od pierwszych minut. On po prostu grał bardzo bezpiecznie, a zarazem skutecznie, przez co gwarantował ogromne obrażenia w późniejszych walkach drużynowych. Teraz presję na mapie trzeba budować od samego początku, aby ułatwić sobie zdobycie pierwszego Barona, który zazwyczaj kończy grę.

Nemesis, a przynajmniej kompozycje, które są pod niego i resztę drużyny układane, takiej presji do tej pory nie gwarantowały. Nie wiadomo, czy tak to będzie wyglądało w tym tygodniu, jednakże drużyna musi na pewno coś zmienić w swojej grze, jeśli chce wrócić na szczyt. Team Vitality bez Kikisa także sobie nie radzi w budowaniu wczesnej dominacji, przez co nie gra tak efektownie i efektywnie jak jeszcze kilka miesięcy temu. Czy Pszczółki będą w stanie wrócić do starego stylu gry? Wszystko zależy od tego w jaki sposób zaadaptuje się Mowgli. Na razie się jednak na to nie zapowiada.


Był to kolejny tekst z serii Pątko w piątki. Pojawiają się one co tydzień w godzinach wieczornych. Autora możecie śledzić na Facebooku oraz Twitterze.