Fnatic tragicznie weszło w ten sezon League of Legends European Championship. Pierwsze dwa tygodnie zakończyły się dla wicemistrzów świata czterema porażkami i mogło się wydawać, że nie wrócą oni do walki o najwyższe laury. Co prawda przez dwie następne kolejki poprawa gry była widoczna i pojedyncze zwycięstwa zaczęły się pojawiać, ale dopiero od czasu wprowadzenia patcha 9.3 styl Fnatic znacząco się zmienił. Znowu możemy oglądać to, co w sezonie wiosennym EU LCS 2018, czyli Martina "Rekklesa" Larssona miażdżącego swoich rywali na dolnej alejce.
Gdy Rekkles odszedł w zapomnienie
Tuż przed ubiegłoroczną letnią odsłoną europejskich zmagań na serwery wszedł patch, który obrócił całą Ligę Legend o 180 stopni. Do gry został wprowadzony nowy przedmiot znany jako Klinga Burzy, a Ostrze Nieskończoności zostało całkowicie zmienione. Wcześniej było ono budowane jako pierwsze, a od tamtej pory nie miało to sensu, bo samo z siebie nie dawało szansy na trafienie krytyczne. Z tego powodu marksmani byli bardzo słabi na samym początku, a zanim skompletowali trzy przedmioty, rozgrywka była już rozstrzygnięta. Większość botlanerów zdecydowała się zatem na zmianę swojego stylu gry. Taktyka funnelingu poskutkowała tym, że Martin "Wunder" Hansen z G2 Esports wybierał supporty na dolną alejkę, aby wspierać Lukę "Perkza" Perkovicia. Inni decydowali się na magów, a jeszcze inni, jak np. Steven "Hans sama" Liv, pozostali przy strzelcach.
Do zmian zaadaptowali się wszyscy oprócz Rekklesa, który po pierwszej kolejce został przesunięty na ławkę. Wcale nie odbiło się to negatywnie na grze Fnatic, bowiem Gabriel "Bwipo" Rau dzięki swojemu doświadczeniu w grze magami, bardzo dobrze sobie radził, ale jednak w składzie nie było symbolu i legendy organizacji. Kolejne tygodnie Larsson spędził w Szwecji, a ówcześni mistrzowie EU LCS wygrywali większość swoich spotkań i wyszli na prowadzenie w lidze. Mimo to marksman postanowił powrócić do składu, z którym wygrał zarówno sezon zasadniczy, jak i play-offy. To nie był jednak ten sam Rekkles co pół roku wcześniej, bowiem pierwsze skrzypce w drużynie grał Rasmus "Caps" Winther zgarniając przy okazji nagrodę najbardziej wartościowego gracza sezonu. Nagrodę, która wiosną bez żadnych wątpliwości powędrowała w ręce Szweda.
Caps poprowadził swoją drużynę aż do finału Mistrzostw Świata, gdzie Fnatic uległo Invictus Gaming. Mimo to tamten sezon był najlepszym w historii Fnatic, nie licząc 2011 roku. W Korei ze wspaniałej strony pokazał się Mads "Broxah" Brock Pedersen, który dzięki dominacji młodego Duńczyka na środkowej alei mógł pokazać pełnię umiejętności. W tym wszystkim jednak Rekkles, który wcześniej był symbolem solidności i dominacji Fnatic, nie grał pierwszych skrzypiec i niczym specjalnym się nie wyróżniał.
Brak formy Szweda, transfer Capsa
Gdy okazało się, że Caps odejdzie z drużyny, większość ekspertów spodziewała się lekkiego pogorszenia dyspozycji całej drużyny. Tego co wydarzyło się na początku tego roku chyba nikt się jednak nie spodziewał. Przez pierwsze dwa tygodnie Fnatic prezentowało się po prostu fatalnie. Gracze popełniali ogromne błędy, a sam Rekkles, lekko mówiąc, nie zachwycał. Podsumowaniem jego formy był mecz, w którym jedną z teoretycznie najbezpieczniejszych postaci, czyli Sivir, został unicestwiony na linii aż sześć razy. Szwed jeszcze rok wcześniej uchodził za tego, który potrafi w każdej sytuacji uniknąć śmierci, a podczas pierwszych kolejek był cieniem samego siebie. Niesprawiedliwym byłoby, gdybym nie wspomniał o jego przebłyskach. Marksmanowi Fnatic zdarzały się mecze, w których dosłownie niósł swoją drużynę na barkach. W jednym ze spotkań zdołał nawet ustrzelić Pentakilla, ale nadal nie był to ten Rekkles, którego wszyscy pamiętają jako legendę Fnatic.
Ciężko ocenić, czy wina leżała tylko i wyłącznie w niezbyt mocnych strzelcach, czy także w głowie zawodnika. Mimo tamtejszej mety Elias "Upset" Lipp czy Steven "Hans sama" Liv pozostali przy klasycznych marksmanach i radzili sobie całkiem dobrze. FC Schalke 04 oraz Misfits Gaming potrafiły zaadaptować swoje drużyny tak, aby gra wokół dolnej alejki nadal była opłacalna. W zasadzie kiedy Króliki przestały skupiać się najbardziej na bocie, to zaczęły przegrywać. Reprezentanci niemieckiego klubu piłkarskiego za to nadal znajdują się w górnej części tabeli i mają ogromne szanse na awans do play-offów. Gdy wydawało się, że to koniec walki dla Fnatic, Riot postanowiło cofnąć zmiany sprzed roku.
Patch – zbawienie
Aktualizacja o numerze 9.3 całkowicie cofnęła zmiany w Ostrzu Nieskończoności i pozostałych przedmiotach dla strzelców. Oznaczało to, że teraz już od czasu zakupienia popularnego Infinity Edge Tristana, Sivir czy inni marksmani dają bardzo dużo swojej drużynie i gwarantują ogromne obrażenia. A Tristana, Sivir, Xayah i tego typu postaci budowane pod trafienie krytyczne są oczywiście ulubionymi wyborami Rekklesa. Szwed od razu skorzystał z okazji i bez wahania wybrał Sivir w pierwszym meczu rozgrywanym na patchu 9.3. Jego dyspozycja w tamtym spotkaniu była po prostu fenomenalna i botlaner zakończył starcie z KDA równym 15.
Następne trzy mecze to kolejne wspaniałe występy Rekklesa. Mimo porażki drużyny w starciu z SK Gaming, Rekkles zaprezentował się całkiem nieźle i nie zawiódł swojej formacji. W szóstym tygodniu LEC 22-latek wzniósł się na wyżyny swoich możliwości zdobywając 10 zabójstw i 6 asyst bez żadnej śmierci w starciu z Origen, które w tamtej chwili prezentowało niesamowitą Ligę Legend. Dzień później statystyki Larssona nie były aż tak imponujące, lecz w ostatniej walce zadał potężne obrażenia, które zadecydowały o zwycięstwie w całym spotkaniu.
Od dwóch tygodni nie tylko Rekkles gra wspaniale. Całe Fnatic odżyło, a współpraca między Broxahem a resztą zespołu jest dużo lepsza i skuteczniejsza niż na początku sezonu. Mimo że Fnatic nadal nie zagwarantowało sobie miejsca w fazie pucharowej, to i tak ma na to ogromne szanse. Bwipo i spółka złapali wiatr w żagle, dzięki czemu pewnie wygrywają swoje spotkania. Bardzo dużo zależy od dyspozycji dżungli i dolnej alejki, a w tym momencie jest ona na strasznie wysokim poziomie.
Zbyt drastyczne zmiany
Riot Games powinno się czasem zastanowić dwa razy, zanim wprowadzi jakąś znaczącą zmianę. Decyzja o wprowadzeniu nowego Infinity Edge była po prostu fatalna, bo całkowicie wykluczała niektóre style gry, które były ćwiczone od lat. Rekkles nie był jedyną osobą, która na tym ucierpiała, bo przecież skład Gen.G także stracił wiele na swojej sile. Ówcześni mistrzowie świata także skupiali się na dolnej alejce, a po zmianach w połowie sezonu ich dyspozycja znacząco się pogorszyła. Co prawda Koreańczycy zdołali awansować na Worldsy, jednakże tam zajęli ostatnie miejsce w grupie.
To nie był pierwszy raz, kiedy Riot wprowadził coś pochopnie. Dobrze pamiętamy rok 2015 i ogromny update przed... samymi Mistrzostwami Świata! Mordekaiser na dolnej alei, który po kilku minutach miał dwa poziomy więcej niż przeciwnik, był horrendalnym pomysłem. Tamte Mistrzostwa Światy były istną parodią, jeśli chodzi o siłę postaci. Wspomniany wcześniej Mordekaiser oraz Gangplank były zbanowane w większości spotkań, a Elise uczestniczyła w fazie wybierania w praktycznie każdym meczu. Bardzo mocna była również Lulu na środku, która była wybierana najczęściej spośród midlanerów.
Tak drastyczne zmiany zdecydowanie źle wpływają na grę. To tak, jakby nagle w środku sezonu nakazać piłkarzom używać rąk – tabele i rankingi na całym świecie zostałyby wywrócone do góry nogami, a ci, którzy byli najmocniejsi, mogliby nagle stracić na sile.
Był to kolejny tekst z serii Pątko w piątki. Artykuły pojawiają się co tydzień w godzinach wieczornych. Autora możecie śledzić na Twitterze lub Facebooku.