Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Wojciechem Guzikiem, znanym na scenie pod pseudonimem vh. Wojtek, 24-letni mieszkaniec Krakowa, odpowiada na pytania dotyczące jego doświadczeń i opinii w świecie e-sportu. Na co dzień pracujący student budownictwa, w wolnym czasie przez wiele lat wspomagający polski e-sport, czy to poprzez pisanie, organizowanie turniejów, czy też zapewnianie materiałów video z różnych imprez. Jeśli go nie znacie - najwyższy czas nadrobić zaległości.

Od jakiego czasu interesujesz się sportem elektronicznym? Od czego się to wszystko zaczęło?

Wyjdę na zgorzkniałego drania, ale... Darku, jak mogłeś? Pytanie - wyznacznik kiepskiego wywiadu! Bo cóż mogę napisać, jeżeli nie 'granie z bratem', 'kafejki' i 'lany z kolegami' oraz zwrócić uwagę na punkt zwrotny w karierze związany z zamontowaniem stałego łącza? Gdybyś zapytał o pierwsze esportowe wspomnienie, to z chęcią przywołałbym historię o tym, jak jeszcze graliśmy na boty w Q3Test i wygrałem swój pierwszy i jedyny turniej w grę komputerową! To spektakularne zwycięstwo, które polegało na zebraniu największej ilości fragów w meczu z botami na q3dm7, zaspokoiło mój głód sukcesów esportowych. I tak od jedenastu lat nawet nie widzę specjalnej potrzeby zapisywania się do turniejów!

Dlacze...

Pozwól, że uprzedzę pytanie: dlaczego zająłem się pisaniem? Ależ to oczywiste, brakowało mi zacięcia do treningów. Granie na niskim poziomie nigdy mnie nie interesowało, a żmudne poprawianie umiejętności w moim przypadku było zbyt czasochłonne. Posiadając podstawową umiejętność obsługi języka polskiego w mowie i piśmie oraz niezłą orientację w scenach Quake'a 3 oraz Warcrafta III: TFT łatwo było się gdzieś załapać. Wpierw było ESL Polska, w którem udało mi się wyhaczyć pośród tłumu Łukasza "SiNa" Rożeja i przy okazji poznać Uto, Emi i jeszcze kilka innych osób, z którymi spotkałem się później nie raz przy okazji różnych esportowych, i nie tylko, wydarzeń. Później wkładałem łapy w co się dało lub gdzie mnie brano z łapanki. Podsumowując, głównie piszę, trochę organizuję, a najwięcej, to się opieprzam.

Większość chyba jednak kojarzy Cię z działalności na pewnej, kultowej już stronie poświęconej Quake'owi.

Wiesz, że niedawno zmieniliśmy hasło na stronie głównej z 'Największy polski serwis o Quake' na 'Największy wymarły polski serwis o Quake'? Trzymanie się faktów zawsze było moim hobby. Swoją drogą troszkę mnie dziwi, że np. Ty kojarzysz mnie z ORGiem, bo wielce wątpię, abyś zaglądał na tę stronę częściej niż raz na pontyfikat. Więcej fejmu na scenie ogólnoesportowej na pewno zdobyłem pisząc na FX i pojawiając się z moim niestosownym angielskim przy okazji wywiadów z IEM i EBI. A serwis... znów ma gorsze dni i miesiące, ale za jakiś czas złapie oddech i popływa chwilę po powierzchni. Quake jako taki ledwie dyszy i gdyby nie kilka kiepskich posunięć ID (mapy, brak rankingów) pewnie miałby się sporo lepiej. Brak nowych graczy i obserwatorów przyczynia się do tego, że nie ma już komu pisać, organizować czy nawet komentować. Nie jest tak, że Quake nikogo nie obchodzi, ale jeżeli ktoś z redakcji udaje się na emeryturę, to nie ma go kto zastąpić. Na esport w ogólności mogę ponarzekać przy okazji innego pytania jeśli chcesz.

Zapewne to zrobię, bo widzę, że aż rwiesz się do odpowiedzi na ten temat. Ale do tego dojdziemy później, gdyż chciałbym abyśmy zatrzymali się przy Twoich wideowywiadach z IEM i EBI. Skąd w ogóle pomysł na nie? Warto wspomnieć, że w Hannowerze zadając pytania stałeś także za kamerą.

Wszystko zaczęło się od tego, że przez przypadek pojechałem na ESWC 2010 do Paryża i totalnie nie przygotowałem się do tego wyjazdu. Ręcznik kupowałem w Cieszynie, majtki i skarpetki prałem codziennie ręcznie, żeby mi nie brakło i podkradałem śniadania graczom w hotelu. Ale nie czuję się winny i nie będę nikogo przepraszał, bo to był szwedzki stół, zostawało i tak, a na dodatek do jedzenia były same croissanty bez nadzienia. Ach, no i wyrzucili mnie i wielce szacownego kolegę Hawrixa z parkingu spod hotelu w Disneylandzie, bo spaliśmy w aucie z racji braku innej opcji na nocleg. Chwała Bogu, Pavel miał koleżanki z teamu CS-a, a mnie przygarnęła najsympatyczniejsza część naszej reprezentacji z Lechem i Bodzem na czele. Że zdjęć nie umiem robić, to wiedziałem od dawna, ale że paplać lubię wielce, chciałem skorzystać z ukrytych funkcji mojego Panasłonika przy okazji przebywania w tak doborowym towarzystwie. I wtedy się okazało, że robienie wywiadów aparatem fotograficznym z funkcją nagrywania nie ma większego sensu, bo wbudowany mikrofon jest zbyt słaby i zbiera za dużo szumów z otoczenia. Z tego też powodu z Paryża nic fajnego wywiadowego nie przywiozłem, ni pisanego, ni kręconego. Wolałem się napawać gamingową atomosferą i poznawać graczy, niż walczyć ze sprzętem.

Ach, z ciekawostek: :arrow: link - ile wyświetleń i jaka dyskusja!

Coś widzę, że nadzwyczaj zręcznie omijam pytanie subtelnie celebrując własną osobę! Wywiad mówiony ma tę korzyść, że można go przygotować bardzo szybko i równie szybko opublikować. Dobry cover z turnieju zawiera nie tylko wyniki, ale stara się pokazywać wszystko, co dzieje się wokół turnieju, a przede wszystkim, w moim rozumieniu, powinien zawierać komentarze i opinie zarówno graczy jak i znawców sceny. Bieganie z kamerą i łapanie graczy przed i po meczach, maksymalnie szybki upload i od nowa! A to jakiś manager, a to szef wszystkich szefów, w ostateczności spotkanie graczy w papierosowym zaułku. Na turniejach dużo się dzieje, wiele rzeczy jest ulotnych i część z nich może pokazać tylko kamera. Nie żebym potrafił uchwycić te chwile nietrwałe niczym grzywka viba, ale jestem świadom, że istnieją, co jest nie bez znaczenia.

Na ten przykład w Kijowie wrzucałem końcówki meczów Tarsona z widokiem zza pleców w ciągu około 10-15 minut od zakończenia spotkania, o ile dobrze pamiętam, Netwarsjanom się to podobało. Gdyby mieć sprzęt i dwie osoby do pomocy, dałoby się robić cover niemalże zbliżony do streamu live, biorąc pod uwagę rosnącą jakość relacji dostarczanych przez organizatora imprezy - coś takiego traci sens. Anyway, wywiady to świetna okazja, żeby poznać gracza i przy okazji dowiedzieć się nieco o jego charakterze. Wielu zawodników stresuje się przed kamerą i choć w rozmowie przed nagraniem udaje się wyciągnąć kilka ciekawych rzeczy, na taśmie już tego nie będzie. Aż się prosi, żeby nagrywać bez wiedzy rozmówcy! Przykładowo Robert 'tox1c' Kopczyński to świetny gość, z którym można sympatycznie pogadać na kilka różnych tematów, ale wystąpić przed kamerą już nie chciał. Mimo tego, że kamera była profesjonalna i ekipa nagrywająca też, nie mówiąc już o potencjalnym prowadzącym. Skoro jesteśmy przy prowadzeniu wywiadów: wiesz, że żadnego swojego wywiadu nie obejrzałem ani nie przesłuchałem do końca? Sprawdzałem tylko, czy dźwięk jest działa i czy kamera mi gdzieś nie uciekła po drodze. Głos mam niespecjalny, wzrost mizerny, wzrok mętny i suknię plugawą. Angielski i mój akcent to dobry pomysł na niezły pocisk. Zresztą, po komentarzach i wielce niezadowalajacej liczbie wyświetleń moich materiałów doskonale to widać. I tak o to po kilkunastu linijkach mało interesujących wywodów dochodzimy do sedna: robiłem wywiady i jeździłem na turnieje (za własne złote polskie, co by była jasność, dopiero za pracę podczas EBI dostałem pieniążki od Cybersportu), dlatego, że chciałem poczuć to wszystko na własnej skórze. No i przy żeby okazji kibice mogli skorzystać.

[center][/center]
Jak wspominasz czas spędzony w pracy dla serwisu, z którego, jak sam twierdzisz, jesteś najbardziej znany, czyli frag-executors.com? Z początku pisałeś dużo i soczyście, wspomniałeś też już swoje wywiady, jednak z czasem zaczęło się tego wszystkiego robić coraz mniej i mniej. Co się stało?

Najnormalniej w świecie brakło mi czasu. Praca magisterska, nawiasem mówić wciąż nieskończona, praca zawodowa i niezbyt przyjemna zmiana w życiu osobistym zaabsorbowały mnie do tego stopnia, że wszystkie inne zajmujące zainteresowania musiały zejść na dalszy plan. Miało być z podtekstami o niezbyt ciekawej sytuacji FX? Przykro mi, ale podobała mi się współpraca z lechem.

Kiedy masz zamiar się bronić? Myślisz, że potem jeszcze raz zobaczymy aktywnego vh na scenie e-sportowej?

Znów zaniżasz poziom rozmowy! Obronię się, kiedy napiszę pracę. A kiedy napiszę pracę i się obronię, to pójdę wreszcie szukać jakiejś fajnej szczupłej brunetki. Chyba, że zmieni mi się smaczek i będę szukał rudej albo blondi...

E-sport w wolnym czasie? Czemu nie. Od dawna gaming nie interesuje mnie ze względu na super mikro, świetny timing, czy "ok**waNeoiKoledzyznowunapodium", ale ludzie. Poznałem sporo interesujących osób dzięki ORGowi i Netwars i nie zamierzam z tego rezygnować. Nadal z przyjemnością oglądam streamy i sprawdzam wyniki, ale na pewno nie będę walczył ze snem z powodu turnieju. Te czasy już nie powrócą. Za to z miłą chęcią spotkam się na nocce w kafejce z ekipą z serwisu (ostatnio nie wyszło) albo będę ciotować z palcem na f5 i otwartą stroną https://netwars.pl/forumview.php?board=4 (pisane z pamięci, z zamkniętymi oczami, ha!). O dobrych historiach z NW mógłbym długo opowiadać, ale zdecydownie najfaniejsza jest ta, walentynkowa: :arrow: link.

A jeśli nadarzy się okazja, znajdziesz czas na wykład? Jeden już taki o e-sporcie wygłosiłeś - byłeś z niego zadowolony?

Ustalmy fakty, wykłady były dwa, miały miejsce w ramach konwentu fantastyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie i żeby była jasność, wcale nie jestem prekursorem. Drzewiej, jeśli dobrze pamiętam, Esse również się wypowiadał na tematy esportowe w miejscu niekoniecznie gamingowym. Mój pierwszy wykład tyczył różnych osobistości, które są związne z gamingiem, ale nie żyją z grania, tylko z zajęć okołograniowych. Był trochę nieudany, zawierał zbyt mało ciekawostek i nadałby się bardziej dla koneserów, a nie świeżaków. Ale zgromadził koło dwudziestu osób! Drugi, znacznie ciekawszy odbył się w niedzielę rano i tyczył zarobków oraz zmian w wysokościach nagród na przestrzeni lat. Ten wykład był dużo ciekawszy, zawierał sporo wykresów i statystyk, ale przyszła jedna osoba. Za sobie porozmawialiśmy i w sumie nie miałem na co narzekać. Utwierdziłem się tylko w przekonaniu, że najsłabszą stroną moich umiejętności przemawiania jest niewdzięczna publiczność. I oczywiście, gdyby na horyzoncie pojawiła się opcja wygłoszenia prelekcji związanej z gamingiem, starałbym się do niej doprowadzić.

Jak zdefiniowałbyś e-sport?

Forma aktywności psychofizycznej z wykorzystaniem komputera i gier wideo.

Oczywiście, każde ze słów trzeba porównać z sjp.pwn.pl i sprawdzić, czy faktycznie napisałem wyżej to, co miałem na myśli.

Zatem każda gra może być e-sportowa według Ciebie?

W tamtej definicji brakło gdzieś słowa 'współzawodnictwo'. To śmierdzi prowokacją! Zacznijmy od tego, że nadać etykietkę to nie jest problem. Ale mózg wybucha, serce pęka i nawet szczury uciekają, kiedy ten i ów niespełna rozumu chce organizować turniej z nagrodami na platformie, która nie jest przystosowana do współzawodnictwa. O, kto był na EBI i widział PVP w WoW-a zgodzi się z jeszcze jedną sprawą: turniejowa gra esportowa powinna być strawna przy oglądaniu. Najczytelniejszą platformą w takiej sytuacji jest FIFA, bo jakie takie pojęcie o piłce nożnej każdy ma. Z pozostałych popularnych platform nie broni się nic prócz NFS-a i Quake'a, który jest tak świetny, że właściwie, to na nim moglibyśmy skończyć temat. Jako esportowy ekstremista gardzę wszystkim, co polega na staniu za skrzynką (dla postronnego widza CS jest KOSZMARNIE nudny, ma widowiskowość starcia ślimaków). Odczuwam nagłą potrzebę opuszczenia i spalenia lokalu, w którym ma zostać pokazany stream z gry polegającej na kupowaniu skinów za RP, względnie któregoś z jej klonów. Zostałem wychowany na dm6 i JCS w moim sercu na wieki. Wiesz, rozumiem koncepcję robienia turniejów, na których się zarabia, albo po prostu dla funu. Nie lubię spłaszczania rywalizacji do poziomu show, w którym liczy się nie skill, tylko odrobina farta i pompa, a gra jest sławna, bo producent zamiast zrobić ją dobrą, dał kasę na nagrody. W prawdziwiej rywalizacji powinny liczyć się tylko umiejętności, bez udziału czynników atmosferycznych, przypadków i ceny ropy. Na przykład piłka nożna śmierdzi, bo pomijając błędy sędziego, można sfaulować gracza, a przy odrobinie szczęścia nawet go wyeliminować stosując nielegalne zagranie. Z tego punktu widzenia najlepszymi dyscyplinami są tenis i siatkówka - te same warunki, wszystkie karty na stole, brak kontaktu. Ach, no i szachy.

Za e-sportowe szachy uchodzi StarCraft, o którym powyżej nie wspomniałeś, a przecież jesteś netwarsowym weteranem. Co sądzisz o drugiej odsłonie tej gry, oczywiście od strony e-sportowej, bo "chcąc nie chcąc" stykałeś się z nią wiele razy w ostatnim czasie?

Rozumiem ideę tego porównania, ale nie ma specjalnie związku z tym, o czym mówiłem wcześniej. W szachach wszystko jest jasne i nie ma żadnego czynnika losowego, wygrywa po prostu lepszy (hi, close spoty). No i nie można pokonać przeciwnika z racji posiadania tylko małpiej zręczności. Starcraft II jest świetną grą esportową, bitwy wyglądają widowiskowo, armia nie znika nagle jak w BW, ze względu na uproszczoną mechanikę niższy jest też poziom wejścia. Jak w przypadku każdego RTS-a kłopotem jest ilość jednostek i ich umiejętności, szczególnie dla postronnego obserwatora. Ale tak po prawdzie - nikt z nas nie rozumie baseballa czy futbolu amerykańskiego, ale są ludzie, którym się to podoba. Przy odrobinie chęci łatwo jest się wdrożyć i zacząć cieszyć z “Warcrafta 3 w kosmosie”. Ubolewam nad tym, że Blizz z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie implementuje opcji dodania taga klanowego do nicka.

[center]
NaNiwa, Socke i opiekujący się nimi vh (fot. fragster.de)[/center]
Gry MOBA, takie jak DotA, LoL, HoN i niedługo DotA 2, coraz śmielej sobie radzą na scenie e-sportowej. Czy uważasz, że sposób promocji niektórych z nich, jak chociażby turniej z przepotężną pulą nagród, jest właściwie obranym kierunkiem przez producentów?

Esencją programingu jest rywalizacja, a nie szopka i esportowe dresiarstwo, jakim jest przyciąganie kasą. Każdy gra w to, co lubi i co mu sprawia przyjemność. Nie będę tu przekonywał, że są gry bardziej i mniej skillowe, bo każdy kto grał w Quake’a swoje wie. W zaślepieniu uważam gry doto-podobne za szczególnie biedne, prawie tak ubogie we wszystko co wartościowe jak ten śmieszny dodatek do Half-Life’a, w którym się strzela do skrzynek. Że tłumy grają? A ile wynosi IQ tłumu? Iloraz inteligencji najgłupszego podzielony przez liczbę osób w tłumie! Uzyskujemy tu całkiem ładny wynik, który z każdą chwilą zbliża się do zera tak bardzo, jak ja (i połowa NW) chciałaby się zbliżać do pewnej Oli.

Bezsprzecznie, szokowanie nagrodami daje odpowiedni efekt marketingowy (czyli jak wydać dwie bańki i pojawić się we wszystkich branżowych serwisach), ale to był niemal na pewno jednorazowy wybryk. Nikt nie będzie się pchał w wojnę na pompowanie puli nagród, bo nikt z tego nie wyjdzie zwycięski, nawet gracze, którzy pieniędzy nie dostaną, bo organizacje zdążą zbankrutować. Popatrz na turnieje Blizzarda – na EBI nie było wielkich kwot, ale gracze mogli się poczuć jak gwiazdy: jechali limuzyną i czekały na nich setki fanów, którzy wiedzieli po co przyjechali do Warszawy z całej Polski (i nie tylko zresztą). To było bardziej esportowe niż pierwszy turniej w DOTA 2.

Gdybyś zapytał o aspekt ‘każualowy’ (tfu, tfu, tfu), to bym powiedział, że fajnie to zrobili, ale esportowo takie zagranie śmierdzi.

Ile turniejów zagranicznych odwiedziłeś? Który najlepiej wspominasz i w jakiej roli się tam pojawiłeś?

Tak prawdę mówiąc, to wielce nie poszalałem. Pierwszym turniejem poza Polską, który odwiedziłem, było ESWC 2010 w Paryżu (czerwiec 2010). Wybrałem się tam z dnia na dzień, kompletnie nieprzygotowany, ale nie narzekam, bo przeżyłem ciekawą przygodę. Później pochłonęły mnie studia i kilka innych zobowiązań, więc jesienią zeszłego roku nie miałem nawet czasu myśleć o esporcie. Nadzieje na kolejną wycieczkę rozbudziła informacja o europejskich finałach IEM w Kijowie. Sama kafejka robi niesamowite wrażenie, ilość kompów, jakość, scena - nerdowska Valhalla! Tani lans: załapałem się na przejażdżkę samochodem ZeroGravity. Po raz kolejny spałem na lewo - tym razem u Tarsona i dobrze, bo beze mnie płaciłby za taksówki dwa razy więcej niż powinien. Niedługo po Kijowie miał miejsce CeBIT, a przy okazji finały światowe IEM. W sumie ten wyjazd od strony przygód wspominam najgorzej, bo nie dość, że wreszcie miałem kamerę i mikrofon i co nieco nagrywałem, to jeszcze musiałem płacić za nocleg! No po prostu bezczelność! Były szanse, że udałoby mi się wkręcić na lewo do hotelu graczy, ale niejaki SK.Reis, niech zacznie grać w CS-a, nie wpuścił mnie do busa. No co za łotr! Anyway, o Hanowerze więcej możecie znaleźć w tym tekście: :arrow: link.

Generalnie zawsze chciałem zobaczyć turniej, spotkać się z graczami, zgarnąć autografy, zrobić focie i wywiady, ale tak naprawdę na miejscu okazywało się, czym się będę w praktyce zajmował. Wolny strzelec to jest to!

Miałem plan jeszcze wybrać się na Dreamhack, ale raz, że pieniążków brak, dwa, praca już mi nie pozwala na takie przyjemności. Pamiętajcie dzieci: nie oświadczajcie się, bo i tak z tego nic nie wyjdzie oraz nie kończcie studiów, bo się wam skończy wszystko, co fajne.

Najciekawsza przygoda związana z eventami to?

Z mojego punktu widzenia najciekawiej było, kiedy nas (mnie i Hawrixa) wyganiał strażnik z parkingu w Disneylandzie, wspomniałem już wyżej o tej historii. Gdyby tak spojrzeć z szerszej perspektywy, to na pewno wyjazd do Paryża był najbardziej interesujący. Podróż na dziko, świetne towarzystwo, nocne granie w Band Hero, próby przekonania Grubby’ego, że av3k ma myszkę schowaną w dużym ciężkim kamieniu i stąd ma takiego bica, szukanie Guitar Hero dla Adasia i próby dogadania się z Koreańczykami + słodziutka pani tłumacz, ciężkie tematy o Harrym K… No i legendarna wśród reprezentacji historia o Psie. Więcej powiedzieć nie mogę, ale kto był ten wie i pewnie się teraz śmieje w głos, szczególnie Sanczezik :).

Podobno znają Cię ukraińscy taksówkarze...

Właściwie to ja znam kilka ich zwyczajów i staram się nie wydawać niepotrzebnie kolorowych grzywienek. W przedsionku Hotelu Lybid, w którym noc kosztuje 80 euro, można złapać usłużnego pana, który za kilkukilometrową trasę życzy sobie 100 grzywienek. Po wyjściu z hotelu od razu można znaleźć pana, który za tę samą trasę policzy sobie 50. Idąc ulicą w kierunku popularnego marketu da się tez spotkać kierowcę, który twierdzi, że 40 mu wystarczy. Żebym znał ukraiński, to i za 30 byśmy z Tarsonem po Kijowie pojeździli, ale polski połączony ze słowackim też dał radę.

[center]
vh, najbardziej z prawej, znajduje oparcie w automacie z ulubionym napojem[/center]
A pod względem organizacyjnym jaką imprezę byś najlepiej ocenił i dlaczego?

Zdecydowanie IEM w Hanowerze. Ogromna hala, dużo przestrzeni, świetny box dla graczy z możliwością obserwowania profesjonalistów zza pleców. Duża scena i w miarę przyzwoity harmonogram, gdyby nie obsuwy i kiepskie godziny (mecze kończyły się koło 17 jak pamiętam, a trwały od rana - i to w środku tygodnia), byłby to chyba turniej idealny. Na takim EBI niby był dostęp do graczy, ale tak naprawdę nie dało się im stanąć za plecami. Na ESWC dopiero finały rozgrywano na dużej scenie, wcześniej wszystko było odizolowane. Znowu w Kijowie sami gracze zapełnili kafejkę i gdyby przybyło więcej fanów, podusilibyśmy się wszyscy, albo pozgniatali.

Taka mnie naszła reflekcja: jakby nie patrzeć, przyzwyczailiśmy się do obserowania turniejów w necie, im więcej jest streamów, tym lepiej. IEM próbuje i nawet w miarę to wychodzi. Plus za streamy w dużej liczbie językow. Przy okazji należy oddać ukłon w stronę MLG, które stara się jak może, żeby pokazać jak najwięcej. Fajnie też wyglądają pomniejsze turnieje, gdzie niezależni streamerzy podłączają się i komentują wybrane mecze dla swoich widzów. Jedyną wadą jest ogromny chaos i możliwość trafienia na nielubianego komentatora, ale coż, grunt, że jest wybór.

Organizowałeś również turnieje. W jakie gry i gdzie?

Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze nie istniało obrzydliwe słowo 'każual' i każdy skillował w gry do utraty tchu, wpadłem na pomysł zrobienia turnieju w swoim rodzinnym mieście. Tak się przypadkiem złożyło, że był to największy i najlepszy event jaki organizowałem - NT Gaming Spot. Przyjechało na niego w sumie 74 graczy (na oko pół na pół w Quake'a 3 i Warcrafta III: TFT), mieliśmy salę kinową w której pokazywaliśmy mecze (2005 rok!) i nawet przyzwoite nagrody jak na LAN bez wielkich sponsorów. Był to jeden z ostatnich dużych turniejów Q3 w Polsce. Potem po równi pochyłej był RoyalOpen w Krakowie, gdzie znów działałem z Kłejkiem. I po drodze ochłapki w postaci turniejów juwenaliowych na UEK-u i przy okazji BEST-u na AGH w zeszłym roku. Bez szału, ale zawsze coś. Z turniejów on-line walczyłem przy okazji Game-On, kilku turniejów ESL, WCG 2006 Polska, ESWC 2010 Polska, i paru ORGowych, do których mam zamiar kiedyś wrócić (zawody dla początkujących graczy o/).

Najgorsze w organizowaniu turnieju jest to, że w pewnym momencie nie masz nawet czasu sprawdzić wyników (o ile nie masz za zadanie ich uzupełniania), ani obejrzeć meczów. Zapytaj Echo albo viba, kiedy ostatnio grali lub mieli czas na esport co się zowie. Tak naprawdę to, że event jest w gry komputerowe nie ma większego znacznia, pierwszy lepszy manager mógłby mnie zastąpić i zrobić każdy z tych turniejów lepiej. Skoro jednak nie było nikogo pod ręką, musiałem podjąć działanie. Tak mi się nasunęło, że “tumiwisizm” i “pierd*lenierobizm” mocno uderzył w esport, bo prawdziwie brak już młodzieńców, którzy z zapałem braliby się z internetem za bary i próbowali coś zrobić. Takie życie w niedosycie.

Z racji posiadanego doświadczenia, czy mógłbyś dać rady osobom obecnie organizującym turnieje, bądź chcącym to robić w niedalekiej przyszłości? Jest coś, czego Ci w nich najbardziej brakuje, porównując do tych zagranicznych - zarówno online jak i offline?

Nie wiem, czy jestem najlepszą osobą do udzielania rad, ale mogę się podzielić kilkoma spostrzeżeniami. Zuerst, należy zauważyć, że każdy fajny turniej ma jakąkolwiek oprawę medialną. Stream to wręcz konieczność - nawet jeżeli ma go oglądać pięć osób. Chodzi o nabranie doświadczenia z aspektami technicznymi, z harmonogramem meczów i tysiącem problemów, które pojawiają się przy okazji. Przed samym turniejem warto trzy razy sprawdzić, czy drabinka działa jak należy, a na wszelki wypadek wydrukować sobie na niejadalnym dla psów papierze kilka sztuk i trzymać za pazuchą. I tak się gdzieś pomylicie. Niestety, warto przyjąć założenie, że każdy chce nas zrobić w konia i trzeba być bardzo ostrożnym. W necie zdarzają się lagi i nagłe braki prądu, na lanie też się kompy wieszają (od kopania nogą na przykład), a sponsorzy 'na gębę' lubią się wycofać w najmniej odpowiednim momencie. Turnieje i ligi internetowe rozciągnięte w czasie nie są najlepszym pomysłem, liczba walkowerów będzie znaczna, a i zapał opadnie. Warto robić turnieje jednodniowe z wielkim finałem co jakiś czas - patrz ESL-owskie Go4SC2 czy serie ZOTACów.

Ciężko porównywać polskie WCG z np. IEM, bo to zupełnie nie jest ta liga. Carmac to człowiek, który definiuje pojęcie 'turniej esportowy' i cała reszta na razie wygląda jak biedna rodzina z prowincji. Podoba mi się też to, co robią chłopaki od Dreamhacka, ale póki nie zobaczę na własne oczy, oceniać nie będę.

Barcraftujesz?

Cóż, ostatni potwierdzony alkohol jaki spożyłem to był Amol. Byłem nieletni i na dodatek zmuszono mnie do tego. Odpada więc część socjalizacyjna, jestem wykluczany z grup i spychany na margines. Gra już mnie tak nie interesuje, po co więc odwiedziłem pierwszy historyczny Barcraft w Krakowie (pomijając fakt, że byłem na nim niespełna dwie godziny z powodu braku czasu)? Czy chciałem zobaczyć Weję w technikolorze? Nie, bo nie wiedziałem, że tam będzie (i dlatego nie ubrałem moich najlepszych ubrań, damn!)! Czy może chciałem polansować się znajomością z Tarsonem? Nie, bo i tak mnie nie widać w tłumie! Byłem ciekaw jak to wyjdzie, jak sobie poradzą organizatorzy i ile osób się zjawi. Gości było nadspodziewanie dużo, miejsce całkiem przyzwoite i nieźle przygotowane. Zasadniczy kłopot polegał na tym, że część osób przyszła oglądać mecze, a część socjalizować się. Przydałyby się panele dyskusyjne przed lub po rozgrywkach i wtedy każdy mógłby zaspokoić swoje potrzeby wedle uznania. Cieszy mnie, że są osoby, które nie wstydzą się tego, że są graczami. Ciekawie wyglądają ludzie, którzy w wieku przedemerytalnym (22+) jarają się esportem jak ja dziesięć lat temu. Ajj!

[center]
Nerchio odpowiada na pytania vh w wywiadzie dla CyberTV (fot. fragster.de)[/center]
Polski e-sport potrzebuje gwiazd? Na dobrą sprawę tłumy kibiców przyciąga “Złota Piątka” (obecnie ESC Gaming).

Gwiazd zawsze trzeba. Ktoś musi przyciągać rzesze nastolatków, którzy kupią myszki i podkładki, żeby ich producent wydał jakiś procent swoich zarobków na wspieranie gwiazd lub turniejów. Zwykła ekonomia. Czy nasze gwiazdy muszą grać w polskich organizacjach? A dlaczego miałyby? Znów ekonomia się kłania. A czy to dobrze dla rodzimej sceny? Niekoniecznie, bo potencjalny kontakt z graczem jest utrudniony i rodzimy rynek nie rozwija się tak dobrze jakby mógł. Dlaczego napisałem 'potencjalny kontakt'? Popatrzmy na pobyt Czterech Złotych i Pashy w FX - co właściwie fani mieli z tej racji? Płatny GAD czy podkładki, które mogli kupić za cenne i nie mniej złote polskie nowe? Tak, konta VIP/Gold i dostęp do ekskluzywnych materiałów to jedno, ale gdzie zwykłe eksploatowanie wizerunku na codzień? Chciałbym rzygać Neo i spółką wchodząc na stronę FX - Neo... jest, Pasha robi obiad, Generalissimus Taz przewodzi, Kuben się nie goli, a Lord krzyczy 'Cojestgetrajtk**wa'. Takich rzeczy jak najwięcej, a nie okazyjnie lub przypadkiem. Widziałem kilka różnych ciekawych inicjatyw, ale prowadzenie takich rzeczy wymaga obustronnego zaangażowania - organizacji i gracza. Zawodnicy powinni dbać o to, żeby byli znani, same wyniki powoli przestają wystarczać. Chyba wciąż pokutuje przekonanie, że organizacje płacą za granie. Na moje, to płacą za reprezentowanie - na turniejach i nie tylko. Przykładowo masa graczy Starcrafta II mimo braku wyników osiąga spore korzyści finansowe z samego streamowania i pokazywania swojej fajności on-line. Drogi Darku, zarzuć kilka sympatycznych linków do YT (1, 2, 3 - dop. red.). Albo taki TLO, skill średni, ale ma taką bazę fanów, że “PONOWNiE” w pięciu nie uzbierali mimo pięciu lat odnoszenia sukcesów. Nim usłyszę jakikolwiek kontrargument - zorientuj się jaki kontakt ze społecznością ma Dario, a jaki gracze CS-a.

A skoro jesteśmy przy polskich zespołach i graczach to porozmawiajmy o miejscach, gdzie najczęściej możemy o nich przeczytać, czyli serwisach. Na chwilę obecną nie jest ich zbyt wiele.

Problem jest skomplikowany – z jednej strony brakuje młodych i ambitnych, z drugiej piszącym obecnie brakuje chęci i motywacji. Drobne sumy za pisanie w pewnym momencie przestają być odpowiednią marchewką, a o ile dobrze wiem, dopiero od niedawna pewien poważny polski serwis proponuje redaktorom wyjazdy za granicę. Owszem, bywało przed laty, że ten i ów odwiedził zagraniczny event, o ile jednak kojarzę, było to w ramach inicjatywy własnej lub w drodze specjalnego wyjątku. Bla, bla, drogo, bla, bla pieniądze, bla, bla, dziwne, ale nie kojarzę żadnego włodarza serwisu z jarmułką na głowie, pewnie je dobrze skrywali. Onegdaj oferowało się opka na IRC-u, mail w domenie i możliwość pisania na ‘najcokolwiek’ serwisie w kraju. Ach, i prestiż. Teraz jest opcja odbycia praktyk (w sumie to Maciek Wasyluk już lata temu o tym pisał, ale nigdy nie zyskało to popularności wśród konkurencji - pewnie ze względu na kłopoty z formalizacją działalności serwisów), więc pojawił się ukłon w kierunku ludzi, którzy studiują. Pół biedy, kiedy nad serwisem czuwa ktoś, kto dobrze się zna na temacie (pozdrowienia w kierunku Lecha, który jest jednym z BARDZO niewielu profesjonalistów ze stosownym wykształceniem w naszym światku), ale najczęściej redakcjom brakuje dobrego nadzorcy. Z jednej strony powinien to być menedżer z wizją, z drugiej osoba znająca się na pisaniu. Nie ma znaczenia, czy jest to dwóch ludzi, czy jeden człowiek, ale grunt, żeby ktoś ogarnięty czuwał nad pracą reszty pisaczy. Można się wtedy czegoś nauczyć i rozwinąć skrzydła. Poszukajcie starych wywiadów z Carmakiem, w których opowiada o tym, jak będąc w GGL dostał się pod skrzydła doświadczonego dziennikarza. Znaczy się, chcę powiedzieć, że pisanie o esporcie to praca bez perspektyw, jeżeli się nie ma w sobie zacięcia do samorozwoju albo dobrego mentora.

Przyznam się tylko, że nie czytam swoich newsów ani przed, ani po publikacji – biję głową w klawiaturę, a potem wciskam ‘enter’, stąd pewnie są w nich literówki, przecinki nie na miejscu i gołe baby w ASCII. Dlatego nie przyjmuję żadnych argumentów z traktujących o tym, że u mnie się bije Murzynów albo nie dostają wolnego w szabat.

A co jeżeli pisanie o esporcie to hobby? Człowiek się wypala i kończy to robić. E-redaktorka to niewdzięczny kawałek chleba. Na przykład robienie wywiadów to w ogólności koszmar. Najczęściej powtarzanym zdaniem przez odpowiadającego jest ‘ale popraw to tak, żeby było fajnie’ (raz nawet Mitos mi tak powiedział). Albo zdawkowe odpowiedzi, których nijak nie można rozbudować. Ten problem rozwiązałem w taki sposób:

„Co było ważniejsze, koszulka klanowa, czy nagrody i wypłaty od organizacji?
[kiedy i jak dołączyłeś do pierwszego poważnego klanu, jaka była oferta, co Tobą kierowało. Kiedy dostałeś pierwszą wypłatę i jakiego rzędu pieniądze to były. Czy byłeś dumny z posiadania koszulki]”

”Podpowiedzi” w kwadratowym nawiasie pomagają rozmówcy nieco rozwinąć temat. Trzeba uważać, żeby nie były one tendencyjne, bo doprowadzi to do wypaczeń, przekłamań i wzrostu akcyzy na paliwo. Sposób nie działa, kiedy odpowiadający gardzi wywiadami, albo nie nauczył się formować myśli w jakikolwiek sposób.

Nawiasem mówiąc, najgorszy esportowy wywiad jaki przeczytałem: :arrow: link - żeby takie nicki i takie coś?!

Och, żeby nie było, czytelnik też jest gwałcony zdaniami nieskładnymi, przecinkami zbędnymi i kolokwializmami nadmiernymi. Nie przeczę, że sam do gwałcicieli należę, choć staram się bić głową przy pisaniu w taki sposób, żeby tych czynów niegodnych było najmniej. Bo widzisz, staram się podnosić jakość swoich tekstów, na ten przykład zainteresowałem się sprawą odmian wyrazów obcojęzycznych. I teraz cierpię, kiedy ktoś pisze (w dopełniaczu) „Ret’a” obok „Tarsona”. Obydwa wyrazy nie pochodzą z języka polskiego i choć powinno się stosować do nich tę samą zasadę odmiany (w tym konkretnym przypadku), nie robi się tego. Na potęgę odmienia się nicki graczy zakończone (i wymawiane) na spółgłoskę z tym koszmarnym apostrofem. Dramat normalnie. Albo pisanie „CS’a” – nawet starszaki w podhalańskich przeszkodach nie mogą tego zrozumieć. Zasady pisowni skrótowców są proste, przyjemne, łatwe w zrozumieniu, wręcz intuicyjne, żeby nie powiedzieć – oczywiste. Pewnie w komentarzu ktoś mi zwróci uwagę na nagminne łamanie pewnych zasad związanych z interpunkcją – z góry dziękuję, postaram się dostosować.

Ależ niezgrabne te dygresje mi wyszły. Chciałoby się coś popisać więcej na ten temat, ale widać z miejsca, że jeżeli serwis nie publikuje regularnie (nawet średniej jakości), to będzie miał problem z utrzymaniem się na wodzie. Na esports.pl dawno temu publikowano świetne newsy, nawet jeżeli nie były najdłuższe, były bardzo dobrze dopracowane (wielu cierpiało z tego powodu :) ), na cybersporcie publikuje się na tony, jakość jaka jest każdy widzi – ale kto się utrzymał? Już nawet nie chodzi o ten layout – nie ma newsów, nie ma czytelników. Kółko wzajemnej adoracji w komentarzach robi tylko pozory dużego ruchu, ogrom odwiedzających serwis nie zostawia po sobie żadnego widocznego śladu i serwis tylko pozornie może tętnić życiem.

I tą jakże długą wypowiedzią z Twojej strony dobrnęliśmy do końca wywiadu. Ostatnie słowa należą do Ciebie.

Tak sobie przejrzałem te moje wypociny i stwierdzam, że jestem strasznie nadętym bufonem, dobrze mi z tym. Tak w ogóle, to miałem kilka pomysłów na felietony, nawet kilka z nich zacząłem pisać, ale nigdy nie miałem czasu skończyć. Więc zamiast odpowiadać Darkowi na pytania wklejałem mu złośliwie swoje niewydarzone teksty. Istnieje prawdopodobieństwo, że w wywiadzie nie ma nic ciekawego i żadnej sensownej treści - przykro mi, nie oddam Wam straconych minut życia.

Skoro już jesteśmy przy końcu: pragnę pozdrowić Mava, freaka (który się prostytuuje po serwisach, ale z miłości do esportu, więc można mu wybaczyć), Kubcia, który stracił wolność, Tarsona, bez którego bym się tułał po Kijowie oraz koleżanki i  kolegów z ORGa i z NW, dwóch najfajniejszych forów w necie. Ślę również wyrazy sympatii wszystkim, którzy nie potrzebują emotikonek, żeby wyczuć sarkazm, wesołość i smutek w moich wypowiedziach.