Co czyni esportowców esportowcami? Niebywała charyzma, pozwalająca podbić serca publiczności przy udzielaniu wywiadów? Niezwykle mocna psychika, tworząca zaporę nie do przejścia dla najmocniejszego nawet hejtu? A może niesamowite zdolności w danej grze? Choć odpowiedź wydaje się trywialna, to czasem można odnieść wrażenie, że ludzie zapominają, kim esportowcy tak naprawdę są. Bo umiejętności w danej konkurencji nie usuwają z automatu cząstki ludzkiej. Wbrew często spotykanej opinii.

Fani i pseudo fani

Nieraz spotkałem się (i jestem przekonany, że Wy też) z komentarzami, których zwyczajnie nie przystoi wygłaszać nie tylko wobec graczy, ale wręcz kogokolwiek. O ile niektóre z komentarzy są niegroźnymi sugestiami, to spora część z nich jest po prostu chamska lub jest hejtem w żywe oczy. Rozumiem, że po przegranej ulubionego zespołu można czuć gorycz porażki, ale obrażanie, nawet jeśli pomaga wyładować gniew, to z pewnością nie pomaga samym graczom, a gdy już emocje opadną, można żałować wypowiedzianych słów. Mówię to z własnego doświadczenia – mi też kiedyś jako fanowi ROCCAT raz zdarzyło się napisać niesympatyczny (delikatnie mówiąc) komentarz. Kilka lat później mam świadomość, że było to debilne zagranie niepomagające żadnej ze stron nie tylko na dłuższą metę, ale w ogóle.

Bo wszyscy fani to jedna rodzina

Czemu to nie pomaga? Po pierwsze, pokazuje to nie tylko obraz tego jednego konkretnego widza, ale też fanów ogółem. I oczywiście w klasycznym sporcie też grupy osób wyrażających swoje opinie po drodze bez znaków stopu nie brakuje, ale esport jako dość młode zjawisko w dalszym ciągu dąży do bycia szanowanym lub choć zauważonym na szerszą skalę. A jeśli powiązane z nim będą tego typu komentarze… cóż, raczej to nie pomoże.

Po drugie gracze, czytając taki komentarz, czują się jeszcze bardziej dobici i zamiast koncentrować się na poprawie swojej gry, gdzieś z tyłu głowy rozmyślają czy faktycznie powinni przemyśleć zakończenie kariery lub podjąć inne kroki, które spotkały się z aprobatą w postaci lajków przy komentarzach pisanych pod wpływem emocji – nie ukrywajmy – w większości "randomowych" osób. Przesadzam? A ile to razy słyszeliśmy, że gracze nie przeglądają po porażce swoich social mediów/reddita, bo wiedzą, czego tam mogą się spodziewać. Bo wiedzą, że to ciągnie w dół, niczym za silna ryba złapana na haczyk.

Czasem żyłka pęka

Gracze mogą ignorować takie komentarze. Zdaniem wielu, nawet powinni. "Skoro grają na tak wysokim szczeblu, to powinni być uodpornieni na hejt". W końcu to PROFESJONALIŚCI więc niech podchodzą profesjonalnie, czyż nie? No właśnie nie. Gdyby tego typu komentarze, pojawiające się podobnie jak te wcześniejsze przy okazji co większych porażek, były prawdą, to równie dobrze możemy oczekiwać, że zawodnicy nie będą wcale kontaktować się z fanami. Bo skoro pozbywamy ich elementu ludzkiego, jakim bez wątpienia jest utrata panowania nad sobą w momentach krytycznych, to może w pełni traktujmy ich jako robotów bez duszy i serca, ślepo dążących do doskonałości. Nie można się więc dziwić, że czasem gracze wybuchają pobudzeni przez hejt niczym byk przez czerwoną płachtę.

Zawodnicy nie bez winy

Czas na wielki disclaimer. To nie jest też tak, że gracze mogą pisać, co im się żywnie podoba i w razie potrzeby uzasadnić swoje wypowiedzi frustracją. Przykład a – Marcin "Jankos" Jankowski, grudzień, rok Pański 2016. Świat obiegła informacja, iż Oskar "Vander" Bogdan nie jest już graczem H2K. Reakcja Jankosa na własnym streamie (cyt.): "Jeśli oni [zarząd H2K] wezmą kogokolwiek z Europy na mojego duo bota teraz, to ja… nie gram". Powiedzieć, że nie były to do końca przemyślane słowa, to nic nie powiedzieć. Przykładów takich jak ten było znacznie więcej i oczywiście nie tylko w Polsce. Obok takich sytuacji nie można przejść obojętnie – zwłaszcza jeśli jest się pracodawcą takich zawodników.

Organizacjo, działaj!

Duży, a wręcz największy wpływ na graczy mają organizacje, pod których banderą występują zawodnicy. W końcu to z nimi gracze mają podpisane kontrakty jasno deklarujące, co można, a czego im nie wolno. I jeśli profesjonaliści zachowują się tak, jak profesjonalistom nie przystoi, to właśnie organizacja jako pierwsza powinna wyciągnąć konsekwencje wobec nich. Tak stało się we wspomnianym przykładzie z Jankosem – po szybkiej interwencji H2K polski gracz wydał oświadczenie w związku z zaistniałą sytuacją. I choć widać tam dość duży wkład specjalistów od PR-u, to z dwojga złego lepiej tak, niż podejść do sytuacji w pełni lekceważąco.

Bardzo często jednak lepiej jest zapobiegać niż leczyć. Ta stara jak świat maksyma sprawdza się również w tym przypadku. Organizacje bowiem choć z całą pewnością powinny interweniować w takich sytuacjach, to ich zadanie nie ogranicza się jedynie do gaszenia już wznieconego pożaru. Tym bardziej że młodzi zawodnicy nie mają w pełni (o ile w ogóle) wykształconego poziomu w kwestii tego, co wolno publikować z czystym sumieniem, a co może zakrawać na problematyczne wpisy. I o ile tyczy się to młodych graczy, tak w przypadku organizacji trudno usprawiedliwiać ich "młodym stażem".

Albo jak nie chcesz, to nie działaj...

Oto nadciąga kolejny disclaimer. Z jednej strony tak, organizacja w dużym stopniu odpowiada za to, co piszą/mówią jej podopieczni. Z drugiej jednak to od niej zależy czy w ogóle chce wyciągać jakiekolwiek konsekwencje wobec graczy. Jeśli kreuje się na bardziej "banterową" bądź "luźną" – droga wolna. Co prawda nie każdemu może się to spodobać, ale prawa nikt w ten sposób nie łamie. Dopóki nie złamie, wtedy to już organizacja zadziałać zwyczajnie musi, ale takie sytuacje, jeśli się już zdarzają, to bardzo sporadycznie. Na ogół kończy się na burzy w internecie.

A co jeśli gracz podchodzi do swojej prezencji w social media (albo i media ogółem) z zerowym zainteresowaniem? Przecież lepiej byłoby i dla niego, i dla organizacji, gdyby był bardziej medialny, ale przez niezrozumianą przez nas barierę nie chce się pokazywać. Cóż, to raz jeszcze trafia pod ocenę organizacji. Jeśli bardziej niż zasięgi czy prezencja podopiecznych interesują ją wyniki osiągane przezeń, to nic w tej sprawie raczej nie zrobimy.

Podsumowanie

Fani – apeluję o przemyślanie tego, co się pisze do graczy (co to publicznie, czy prywatnie), zwłaszcza po porażce. Jeśli chcecie wyładować złość, są ku temu znacznie mniej szkodliwe drogi. Mniej szkodliwe dla wszystkich.

Gracze – myślcie nie tylko podczas gry, ale i po niej. Nie traktujcie fanów zero-jedynkowo; albo jako zbiorowiska hejterów bez rozumu, albo jako zawsze będących z Wami na dobre i złe. Gdy widzicie złe komentarze po porażce, ignorujcie je, bo zawsze, ale to zawsze pisane są pod wpływem emocji.

Organizacje – … a róbcie, co chcecie. Nie, nie, nie, nie, nie, absolutnie. Uczcie swoich podopiecznych jak zachowywać się w stosunku do fanów. A jeśli nie chcą się uczyć, to po przegranej najlepiej odłączcie internet. Resztę zostawiam Wam.

A Ty, czytelniku…

 Śledź autora na Twitterze – JaroThe3rd

Zdjęcie wyróżniające utworzone przez luis_molinero - pl.freepik.com