Marcin "iBo" Lebuda po nieudanym splicie w Movistar Riders nie dołączył do żadnej nowej drużyny i jest w tym momencie wolnym agentem. Podczas pierwszego etapu Polskiej Ligi Esportowej w Nadarzynie wystąpił on w roli analityka przy biurku ekspertów i właśnie wtedy zdradził nam on swoje plany na przyszłość, a także opowiedział o swoich decyzjach z przeszłości.


Dawid Pątko: Zanim przejdziemy do tego co tu i teraz, chciałbym zapytać o ostatnie miesiące w twoim wykonaniu. W Movistar Riders przez dłuższy czas utrzymywaliście się na górze tabeli, aby ostatecznie zakończyć split poza strefą premiowaną awansem do play-offów. Co się stało, że przez ostatnie kilka tygodni wasza forma tak spadła?

Marcin "iBo" Lebuda: Szczerze mówiąc, to ja sam do dnia dzisiejszego jestem w szoku i nie wiem, co tak naprawdę się stało. Wydaje mi się jednak, że nie dość, że ja prezentowałem się nieco gorzej, to dodatkowo przestaliśmy rozwijać się jako drużyna. W tym samym czasie inne formacje grały coraz lepiej, nabierając doświadczenia. Przed rozpoczęciem splitu powstało dużo nowych ekip, które na początku były słabe, ale potem wystrzeliły z formą i nas po prostu przeskoczyły.

Jak oceniłbyś pracę w Movistar Riders jako organizacji? Jesteś w stanie porównać ją do gry w Illuminar Gaming?

Główna różnica między iHG a Movistar Riders, to oczywiście możliwość trenowania w gaming housie. Codziennie mieszkaliśmy i graliśmy razem w biurze, dlatego trudno jest mi porównać Movistar do Illuminar. Hiszpańska organizacja jest jednak bardzo profesjonalna, a to głównie zasługa tego, że ma sporo pracowników, którzy o wszystko prawidłowo zadbali. Z przyjemnością zagrałbym w niej po raz kolejny, bo w minionym splicie to my nie sprostaliśmy zadaniu, a nie organizacja.

Dlaczego w ogóle zdecydowałeś się na ruch do Hiszpanii, skoro nadal miałeś możliwość gry w iHG? Czy biorąc pod uwagę te ostatnie kilka miesięcy uważasz tę decyzję za trafną?

Decyzja oczywiście była poprawna, bo niesamowicie ważne jest to, aby pokazać się w końcu na scenie międzynarodowej, a nie cały czas rywalizować na polskim podwórku. Co prawda w rodzimych ekipach też możemy awansować np. na European Masters, jednakże to nie jest to samo. Movistar Riders jest dużo większą organizacją i wydaje mi się, że gdybym miał cofnąć czas, to drugi raz wybrałbym grę właśnie w jej barwach. Jeżeli nie ma się możliwości rywalizowania w LEC, to warto celować w hiszpańską bądź niemiecką ligę.

Jak porównałbyś LVP SuperLigę Orange do polskiej Ultraligi?

Przede wszystkim, drużyny prezentują nieco wyższy poziom. Każda ekipa w Hiszpanii trenuje cały czas, a w Polsce niektórzy nadal kontynuują edukację, przez co nie mogą całkowicie poświęcić się grze. Dodatkowo, organizacje są nieco bardziej profesjonalne.

Uważasz, że od czasu twojego odejścia z iHG polska scena wykonała krok naprzód?

Pod względem drużyn na chwilę obecną jest podobnie, oczywiście oprócz Rogue Esports Club. Ta drużyna oraz devils.one mogą coś osiągnąć na arenie międzynarodowej, mimo że na ostatnim European Masters się nie udało. Pod względem organizacyjnym za to Ultraliga jest naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Cieszę się, że mamy w Polsce takie rozgrywki.

Jak ze swojej perspektywy oceniłbyś wprowadzenie franczyzy? Czy jako gracz łatwiej jest ci dostać się do najwyższej klasy rozgrywkowej?

Wydaje mi się, że w poprzednim systemie awans do najwyższej klasy rozgrywkowej był dużo łatwiejszy, bo można było zrobić to na dwa sposoby – otrzymać ofertę od drużyny grającej już w EU LCS, albo wraz ze swoją drużyną do tej ligi wejść. Teraz za to pozostała nam tylko ta pierwsza opcja, przez co możliwość awansu jest nieco ograniczona. Mimo to nadal jeśli gracz prezentuje wysoki poziom, to prędzej czy później zagra w LEC.

Trwa już nowy split LEC, rozpoczyna drugi sezon Ultraligi, a ciebie nadal nie ma w żadnym ze składów. Czy jesteś w stanie powiedzieć nam coś więcej na temat twojej przyszłości?

Zacznijmy od tego, że miałem sporo ofert, bo było ich w sumie około piętnaście. Mniej więcej połowa z tych propozycji pochodziła jednak z egzotycznych regionów, w których nie chcę grać, czyli Turcja, Rosja, Brazylia, czy też Meksyk. Takie drużyny skreślałem od razu, bo w mojej opinii do takich ekip powinno się iść pod koniec kariery na esportową emeryturę. Ja nadal chcę się rozwijać i w końcu wystąpić w LEC. Z tego powodu nie mam zamiaru przyjmować ofert, które nie przybliżą mnie w żaden sposób do gry w Berlinie. Na ten moment planuje zatem spamować Solo Queue.

Jak podoba ci się obecna meta na górnej alejce? Bardzo często wybierani są tam carry, którzy w późniejszych fazach gry mają split-pushować. Odpowiada ci taki styl gry?

Ja jestem znany głównie z Ornna, Siona, czyli mówiąc wprost z tanków. Niestety te postacie nie są obecnie w mecie, jednakże to nie ma większego znaczenia, bo jedyne czym się obecnie zajmuję, to gra w LoL-a. Dzięki temu bez problemu mogę dostosować się do każdego wyboru. Wydaje mi się, że znacznie trudniej jest przystosować się do nowej mety komuś, kto oprócz League of Legends zajmuje się także czymś innym i nie ma tyle czasu na grę.


Marcina "iBo" Lebudę możecie obserwować na Twitterze oraz Facebooku.