Ubiegłoroczne Mistrzostwa Świata w League of Legends pokazały, że Europa zrównała się poziomem ze wschodnimi regionami. Wśród twórców tego sukcesu znalazło się także G2 Esports z Luką "Perkzem" Perkoviciem na środkowej alei. Ekipa ta zakończyła turniej na półfinale i wielu takie osiągnięcie by zadowoliło, ale nie jego. Podobne podejście okazał się mieć wicemistrz świata – Rasmus "Caps" Winther, który wydawał się reprezentować europejską drużynę marzeń, jaką było wtedy Fnatic. Pierwszy występ ekipy ze Starego Kontynentu w finale interregionalnego turnieju od czasu Worlds 2011 sprawił fanom (wówczas jeszcze) EU LCS ogromną radość. Mimo to, dwóch midlanerów z dwóch najlepszych drużyn miało jeszcze większe ambicje. Jak jednak wiadomo, nie ma miejsca dla dwóch środkowych w jednej drużynie.

Pamiętacie, co działo się w internecie, kiedy Perkz zaczął grać solo queue na dolnej alejce? "Odpoczywa", "chce się pobawić po sezonie", "to nic większego" – nikt w ogóle nie myślał o przenosinach Perkovicia na bota. Czasami zmiany pozycji z jednej solo linii na drugą nie przebiegały najlepiej. Doskonale pamiętam przypadek Remigiusza "Overpowa" Puscha, który po fatalnym okresie w ROCCAT, podczas którego grał na topie, nigdy nie wrócił do najwyższej klasy rozgrywkowej. Ryzyko, którym obarczony byłby taki ruch ze strony Perkza, byłoby więc ogromne. Szczególnie jeżeli wzięlibyśmy pod uwagę ostatnie wyniki, które wcale nie były takie niezadowalające.

Kiedy ludzie przyjęli już do wiadomości, że przenosiny Perkovicia na dolną alejkę są realne ze względu na jego ambicje i chęć sukcesu na turnieju międzykontynentalnym, to zaczęli się zastanawiać, kto pojawi się na midzie. Wybór wydawał się oczywisty, bo przecież gdyby był to midlaner słabszy od Perkza, to przenosiny nie miałyby żadnego sensu. Do czasu oficjalnego ogłoszenia jednak większość nie potrafiła zaakceptować ruchu obydwu graczy. Połączyła ich jedna cecha – chęć triumfu nie tylko w Europie, ale i poza nią. Caps przecież tą decyzją naraził się na ogromną krytykę ze strony fanów Fnatic. Transfer ten można porównać do legendarnego przejścia Luisa Figo z Barcelony do Realu Madryt. Na szczęście do Winthera (jeszcze) nikt nie rzucał świńskim łbem, ale nawet Martin "Rekkles" Larsson wygłosił bardzo negatywną opinię na temat odejścia Duńczyka.

Nikt nie dawał jednak gwarancji, że Perkz będzie tak samo mocny na bocie, jak na środkowej alejce. Doskonale przecież wiadomo, że gra na tych dwóch liniach znacząco się różni. Głównym problemem jest to, że "dwójka jest jednością", jak sam Chorwat powiedział. "Jeżeli decydujesz się na zagranie, to we dwójkę, jeżeli intujesz, to też we dwójkę". Mihael "Mikyx" Mehle na przestrzeni tych kilku miesięcy okazał się idealnym wyborem dla Perkza. Mimo niezbyt udanego poprzedniego roku sezon wiosenny w jego wykonaniu był znakomity. Należy także pamiętać, że przez długi okres nie mógł nawet trenować z powodu kontuzji nadgarstka, a mimo wszystko on i Perkz zdołali bez większych problemów poradzić sobie z większością botlane'ów Europy.

Kiedy nadszedł najważniejszy dotychczas turniej dla tego składu, czyli Mid-Season Invitational, dolna alejka nadal wydawała się piętą achillesową G2, tym bardziej że Mikyx nadal nie scrimował, a do Azji wraz z ekipą pojechał także Hampus "promisq" Abrahamsson, który to zastępował podstawowego supporta podczas treningów, a niewykluczonym był jego udział w turnieju. Brak wspólnych treningów ze swoim wspierającym był oczywiście kolejną przeszkodą, z którą 20-letni botlaner musiał sobie poradzić. Mimo to, gdy nadszedł finał MSI, to Yiliang "Doublelift" Peng oraz Jo "CoreJJ" Yong-in zostali przez swoich rywali absolutnie zniszczeni. To wtedy społeczność i eksperci zaczęli godzić się z tym, że Perković przez kilka miesięcy wspiął się na światowe wyżyny. Dobrym podsumowaniem wydają się słowa botlanera Teamu Liquid:

Twoje ego jest zniszczone. Gram AD Carry przez 8 lat, przez ten cały czas uczyłem się tej roli, rozegrałem tysiąc czy dwa tysiące gier Kai'Są i zostaje zniszczony przez człowieka, który gra na tej pozycji jeden split. To obrzydliwe, ale muszę to uszanować, bo Perkz pracuje bardzo ciężko.

Po MSI nadszedł kolejny sprawdzian o zasięgu większym niż tylko Europa: Rift Rivals. Oczywiście, w tym przypadku nie jest już to rywalizacja na sto procent swoich możliwości, jednakże nadal warto wspomnieć o pojedynku botlane'ów. Tutaj Perkz i Mikyx także okazali się najlepsi na zachodzie, po drodze pokonując chociażby Rekklesa z Hylissangiem. Symboliczny tytuł "Best in the West" trafił w ręce Perkovicia oraz Mehle, a w letnim splicie ta dwójka będzie mogła po raz kolejny udowodnić swoją dominację.

Decyzja Perkza z końcówki 2018 roku była niesamowicie odważna i ryzykowna. Jak się jednak okazało, była ona także genialna, gdyż jego drużyna jest na poziomie, jakiego żadna europejska ekipa wcześniej nie osiągnęła. Wybór, który na początku mógł wydawać się pochopny, zaprowadził Perkovicia na sam szczyt światowej sceny League of Legends. Teraz pozostał mu tylko ostateczny cel – zdobycie Pucharu Przywoływacza.


Był to kolejny tekst z cyklu Pątko w piątki. Artykuły pojawiają się co tydzień w godzinach wieczornych, a autora możecie śledzić na Twitterze lub Facebooku.