Pamiętacie czasy, gdy Fnatic budziło powszechny postrach i każdy, kto miał mierzyć się ze Szwedami, jeszcze przed meczem odwiedzał lokalny kościół, by prosić o najmniejszy wymiar kary? Ja zaczynam powoli pamiętać to jak przez mgłę, bo dziś zespół ten kojarzy mi się bardziej ze zmarnowanym potencjałem, kompletnie nielogicznymi decyzjami i marazmem, w jaki popadł już jakiś czas temu, a którego owoce są coraz bardziej obfite. No bo czy jeszcze jakiś czas temu ktokolwiek mógł w ogóle wyobrazić sobie Majora bez Fnatic? A teraz już nie trzeba będzie sobie tego wyobrażać – to rzeczywistość.

Gdy na FACEIT Major London 2018 Fnatic pisało historię i po raz pierwszy traciło status Legendy, wszyscy uspokajali, że to tylko chwilowy kryzys. Gdy na IEM Katowice 2019 szwedzka ekipa odpadała już w pierwszym etapie zmagań, włodarze organizacji nie widzieli problemu, zapewniając, że żadnych zmian kadrowych nie będzie. Dla mnie już wtedy ten projekt nie miał za bardzo przyszłości i nie widziałem symptomów, które pozwalałby wierzyć, że jest inaczej, ale w końcu jestem tylko pobocznym obserwatorem. Osoby będące wewnątrz drużyny powinny wszak lepiej wiedzieć o wszystkich zawiłościach i procesach, które mają miejsce poza oczami nieuprawnionych? W sensie tak próbowałem to sobie tłumaczyć, ale koniec końców okazało się, że w tym szaleństwie nie było metody. Skandynawów na Majorze nie będzie i sami są sobie winni.

To przecież nie jest normalna sytuacja, gdy zespół o takich możliwościach finansowych i o takim zapleczu czeka na jakikolwiek poważny triumf już blisko półtora roku. Po raz ostatni gracze ze Szwecji wznieśli w górę mistrzowską paterę w marcu 2018 przy okazji IEM Katowice 2018. Co prawda potem były też zwycięstwa podczas WESG 2018 i PLG Grand Slam, ale umówmy się – prestiż to żaden, a i większość rywali koło poważnego Counter-Strike'a nierzadko nawet nie stała. A nawet gdybyśmy wzięli pod uwagę to nieszczęsne PLG, to nadal mamy siedmiomiesięczny okres pucharowej posuchy. I chociaż StarSeries i-League Season 7 i IEM Sydney, gdzie udało się zająć drugie miejsce, miały być jaskółkami zwiastującymi odwilż, to ostatecznie były łabędziami, których śpiew unosi się nad zgliszczami respektu, którym kiedyś Fnatic darzono.

To jednak nie stało się dziś. Fnatic nie gra słabo od tygodnia – to trwający od dawna marazm, którego najwyraźniej nie chciano zauważyć. Kategoryczne stwierdzenie o braku jakichkolwiek ruchów, gdy o te aż prosiło się po powrocie z katowickiego Majora, było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Jakby ktoś, stojąc naprzeciwko palącego się budynku, próbował wszystkich uspokajać słowami "Nic się nie dzieje, proszę się rozejść!". Przecież wszystko było w porządku! Tylko że nie.

Najsmutniejsze w tym jest to, że szwedzka ekipa popełnia błąd Ninjas in Pyjamas, które także długo nie miało zamiaru niczego zmieniać, chociaż wyniki wskazywały na to, że może warto byłoby jednak to zrobić. Dopiero kilka lat poza głównym nurtem i wiele upokorzeń skłoniło NiP do drastycznych ruchów – dziś Ninjowie nie boją się już zmian w składzie, gdy te są potrzebne i chociaż nie są one w żaden sposób gwarantem sukcesu, to nadal są lepszym wyborem niż zastój. Być może za jakiś czas do tego odkrywczego wniosku dojdzie także Fnatic, bo kiedy, jak nie teraz? Tym bardziej że jest z czego czerpać. Można np. spróbować zaangażować kogoś z Ancient, można poflirtować z Chaos albo GamerLegion. Utalentowanych Szwedów na scenie nie brakuje, trzeba tylko dać im szansę i przestać polegać na tych, którzy już tyle razy zawiedli.

I nie chodzi nawet o JW i KRIMZA, bo po pierwsze akurat ich o te upokorzenia obwiniać można najmniej, a po drugie obaj dopiero co podpisali wieloletnie kontrakty i rozstanie z nimi byłoby i problematyczne, i kosztowne. Ale nadal będę utrzymywał, tak jak zresztą pisałem to już kilka miesięcy temu, że zespół potrzebuje nowego prowadzącego. Kogoś ze świeższymi pomysłami niż przedpotopowy Xizt. Bo tu nie chodzi już o pojedyncze potknięcia. Fnatic już się nie potyka – ono pełznie po ziemi, ciągle licząc, że wreszcie zdoła powstać. Ale nie w tym składzie, nie z tymi zawodnikami. Może czas przestać udawać, że ten dom nie płonie i zamiast tego zacząć go gasić?

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn