W ostatnim czasie nastała moda na minimalizm. W jej ślady poszły, a jakże by inaczej, organizacje esportowe, które reprezentując niezwykle prężnie rozwijającą się branżę, chcąc nie chcąc muszą iść z duchem czasu. Gdyby cofnąć się bowiem o kilka miesięcy, pewnie zabrakłoby palców u rąk, by zliczyć wszystkie rebrandingi, jakie zaszły wśród czołowych marek sportu elektronicznego.

Wizerunek drużyny na chwilę obecną jest niemal tak samo ważny, jak i same wyniki. Poruszałem zresztą ten temat w jednym z tekstów na początku obecnego miesiąca, gdy rozważałem istotność social mediów. Zwróciłem w nim także uwagę na fakt, że współczesny kibic jest coraz bardziej wymagający i chce identyfikować się z ulubionym zespołem na co dzień. Stąd też nie dziwi, że organizacje dbają o to, by każdy z fanów mógł przyodziać się w identyczną koszulkę jak ta, w której na scenie pojawiają się jego ulubieni gracze czy też mógł paradować po ulicy w bluzie z logotypem.

Niestety, nie wszystko jest tak kolorowe. Kolorowe jak... nowe logo NRG Esports... To znaczy już nie NRG Esports, a samo NRG. Minimalizm powiecie? No prawie wszystko wyszłoby po myśli włodarzy organizacji, gdyby nie to feralne logo, które, jak słusznie zauważył mój redakcyjny kolega, Maciej Petryszyn, przypomina początek nowego tysiąclecia, płyty VHS i czasy młodości osób urodzonych pod koniec XX wieku. O gustach oczywiście się nie dyskutuje, ale powiedzmy sobie szczerze – nowy wizerunek północnoamerykańskiej marki jest po prostu fatalny. Ta jednak pozostała niewzruszona wobec licznych głosów krytyki napływających z całego środowiska esportowego.

Okazuje się, że wątpliwa uroda nowego znaku rozpoznawalnego NRG, to niejedyny mankament organizacji. Dociekliwi forumowicze portalu HLTV.org dostrzegli wszakże rażące podobieństwo do logotypu należącego do amerykańskiej firmy produkującej plecaki, Eastpak. Też macie deja vu?

Nie można także zapomnieć o filmiku, jaki NRG przygotowało nam z okazji odświeżenia wizerunku:


No cóż... Fabuła najwyraźniej przerosła moje możliwości intelektualne, bo mimo że tę wątpliwą produkcję obejrzałem, o zgrozo, dobre kilka razy, tak nawet przy ostatnim podejściu nie zdołałem pojąć jego przekazu. Być może to celowe zagranie i tak naprawdę sens tegoż materiału poznamy dopiero za kilka lat?

Żarty odstawmy jednak na bok, bo do śmiechu nie jest przede wszystkim fanom organizacji. Pomijając już wszelkie aspekty estetyczne tego rebrandingu, zapomniano przede wszystkim o jednej niezwykle istotnej kwestii: logo drużyny jest jej symbolem. Symbolem, który wpisuje się do historii i jest swoistym znakiem rozpoznawczym.

Kibice piłki nożnej dobrze pamiętają podobną sytuację z herbem Juventusu. Włodarze włoskiego klubu sportowego postawili bowiem na nowy wizerunek i legendarne logo zamienili na dwie białe kreski, układające się w literę J. Oburzenie sympatyków Starej Damy było ogromne, jednak mimo protestów i wylania wiadra pomyj na zarząd, ten pozostał nieugięty, realizując swoją wizję. Także i w tym przypadku na drugi plan zeszły takie wartości jak tradycja, historia, a górę wzięły nowoczesność i minimalizm.

Wróćmy jednak do esportowego podwórka. Tu podobne zmiany mają miejsce wprawdzie na znacznie mniejszą skalę, ale nierzadko powodują tyle samo złości pomieszanej z kpiną, co wspomniany wyżej przypadek Juventusu. Dość powiedzieć, że zmian wizerunkowych nie musimy szukać nawet wcale tak daleko – przed kilkoma miesiącami swoje logo unowocześniło Virtus.pro, prezentując przy okazji koszulki, których wygląd, co by tu dużo mówić, nie zachwycił społeczności.

 

Przykładów rebrandingów, które nie porwały tłumów, jest zresztą jeszcze całkiem sporo. Na myśl niemal automatycznie nasuwa się przeistoczenie Valiance & Co w CR4ZY. Tym razem postanowiono bowiem pójść o krok dalej i nowe życie organizacji nadać nie tylko poprzez zmianę loga, ale także nazwy. Brzmi ona jednak tak, jakby miała zostać wymyślona przez 15-latka w trakcie pięciominutowej przerwy między lekcjami w szkole. Złudzeń nie pozostawia także jej wolne tłumaczenie – szalony. Jak ma się to do drużyny esportowej? Ciężko powiedzieć. Może w założeniu tego pomysłu była szalona gra, a może szaleństwo... pozaserwerowe?

Nieco mniejszym echem obiła się w świecie sportu elektronicznego wiadomość o odświeżeniu emblematu Heroic, niemniej znów w dużej mierze organizacja musiała przełknąć gorycz nieprzychylnych komentarzy, sugerujących, że obecne logo jest tylko uproszczoną repliką pierwotnego wzoru. Ekipa ze Skandynawii przywdziała też nowe barwy – dawna zieleń odeszła do lamusa, a na trykotach graczy zagościła czerwień i biel i choć same koszulki stały się przez to nieco żywsze, to znowu zamiast utrzymywać fanów przy utartym już w społeczności image'u, zdecydowano się na nowoczesność i proces przyzwyczajania się zaczął się na nowo.

Na szczęście historia pamięta też przykłady kilku rebrandingów, które otrzymały od kibiców aprobatę. Tak chociażby było, gdy ówczesne Gamers2 porzuciło swoje dotychczasowe oblicze, przybierając nazwę dobrze znanego do dziś G2 Esports. W miejsce banalnej literki G i stojącej obok niej cyferki 2 trafiła podobizna samuraja. Samuraja kojarzonego z nieustępliwą walką, poświęceniem i nieprzeciętną wizją. I właśnie z takimi cechami miało kojarzyć się nowe G2 – chyba całkiem trafnie jak na zespół esportowy, co nie?

Na polskim podwórku, oczywiście na znacznie mniejszą skalę, podobnego ruchu dokonało AGO w lutym 2018. Wtedy Jakub Szumielewicz i współdziałacze odeszli od tytułowania ich organizacji AGO Gaming, przyjmując wówczas nazwę AGO Esports. To zresztą niejedyna zmiana. W herbie drużyny znalazł się także jastrząb, który zastąpił dotychczasowego anioła. Dużą rolę znów odegrała symbolika – drapieżny ptak zajął miejsce duchowego bytu kojarzonego głównie z posłuszeństwem i pokojem. Wszystko to miało pokazać, że zawodnicy występujący pod skrzydłami formacji mają wzbudzać strach serwerowych rywali i pazernie walczyć o każdą wygraną.

Jak widać, odświeżenie wizerunku może nieść za sobą wymierne korzyści, ale jest także szalenie ryzykowne. Nieprzemyślane decyzje mogą bowiem doprowadzić do niezadowolenia kibiców, a to oni powinni stanowić priorytet dla każdej z organizacji. Mam nadzieję, że NRG i inni, którzy stanowią doskonały przykład jak nie robić rebrandingu, wezmą sobie do serca głos ludu i nie zagubią swojej tożsamości.


To kolejny felieton z cyklu Zdaniem Suskiego. Wszystkie dotychczasowe możecie znaleźć pod tym linkiem. Następne ukazywać będą się cyklicznie co tydzień, w każdy wtorek.

Śledź autora na Twitterze – Adam Suski