Nie można zaprzeczyć, że polskie uczelnie coraz przychylniej patrzą na sporty elektroniczne, desygnując do gry swoich reprezentantów w różnych tytułach esportowych. Tak też jest i na mojej uczelni, Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych, gdzie od dłuższego czasu funkcjonuje drużyna o nazwie Ninja PJATK. O utworzeniu sekcji esportowej, jej prowadzeniu od kuchni oraz pierwszych sukcesach opowiedział mi Dominik "SYXZJAE" Kozieł, który jest członkiem ekipy CS:GO, a także zajmuje się sprawami związanymi z sekcją.


Tomasz Jóźwik: Zanim przejdziemy do pytań dotyczących Ninja PJATK, chciałbym, abyś opowiedział nieco o sobie. Czym aktualnie się zajmujesz?

Dominik "SYXZJAE" Kozieł: Obecnie pracuję w Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych jako koordynator sekcji esportowej, zajmuję się funkcjonowaniem esportu i jego promocją na naszej uczelni. Na co dzień gram także dużo w CS-a, z którym jestem związany już bardzo długo, bo od 2006 roku - zaczynałem od wersji 1.6. Próbuję, a właściwie próbowałem się wybić, ale Global Offensive nie do końca mi odpowiadał. Co ciekawe, w 1.6 grałem w jednej drużynie ze Snaxem.

W przeszłości byłem także mocno związany z całą polską sceną w Call of Duty 2, lecz niestety nie dane było tej grze przetrwać popularności CS-a. Brałem udział w testach CS:GO, projektach INETKOX czy Dr Pepper. Interesowało się mną AVEZ oraz kilka innych większych organizacji, ale ostatecznie nie podjęliśmy współpracy. Aktualnie jestem także trenerem żeńskiej drużyny, lecz na razie to świeży temat i nie chcę nic zdradzać.

Zacznijmy od samego początku, a więc momentu utworzenia sekcji esportowej na uczelni. Kiedy po raz pierwszy pojawił się taki pomysł i kto był jego inicjatorem?

Zrodziło się to wtedy, gdy zaczynałem swoją przygodę z samorządem studenckim. Powstała wówczas Liga Gier PJATK, którą organizujemy co roku – w tym roku odbyła się już piąta edycja tego turnieju. Zauważyliśmy, że zaczęły powstawać także inne turnieje dla drużyn akademickich. Widzieliśmy, że scena dość szybko się rozrasta. Jest to środowisko studenckie, dostrzegliśmy więc możliwość zaistnienia naszej uczelni w tej społeczności. Do tego potrzebowaliśmy oczywiście sekcji esportowej.

Pierwszymi zawodami, na których pojawiliśmy się jako Ninja PJATK, było Academic League of Games organizowane przez Damiana Karolewskiego, z którym zresztą mam przyjemność obecnie współpracować na kilku płaszczyznach. Dwa nasze zespoły, CS:GO i League of Legends, wygrały te rozgrywki, zgarniając wówczas po 800 zł na głowę. To była pierwsza motywacja dla naszych chłopaków.

Wracając jeszcze do początków sekcji - powstała T-Mobile Liga Akademicka, w której brali udział nasi studenci, którzy grali w Overwatcha. Nie wiedzieliśmy o tym, że brali w tym udział pod szyldem uczelni, początkowo więc zbadałem temat i okazało się, że zgodziliśmy się z Filipem Dobrzyniewiczem (Ventrae – dop. red.), czyli naszym studentem z Gdańska i graczem Overwatcha, że fajnie by było, gdyby pociągnąć esport na naszej uczelni. Pracowałem już wtedy w Dziale Promocji i Rekrutacji, więc wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić organizację.

Szefostwo się na to zgodziło i powiedziało, że może to być dobry sposób na zachęcenie maturzystów do studiów u nas. I rzeczywiście trochę tak jest – osoby z uczelni, które były w innych krajach, na przykład w Turcji, na targach edukacyjnych, i powiedziały, że mamy swoją ekipę esportową, spotykały się z reakcjami typu "wow, esport na uczelni!".

Czy łatwo było przekonać uczelnię do postawienia pierwszego kroku w esporcie?

Na początku trzeba było pokazać uczelni, że warto zacząć stawiać pierwsze kroki jako drużyna. Dla władz uczelni esport był nowością. Byłem jedyną osobą, która mogła im opowiedzieć o świecie gamingu. Po tym, jak zajęliśmy trzecie miejsce na E-AMP-ach i pokazałem uczelni, jak takie zawody są organizowane oraz jakie korzyści z tego wynikają, zrodził się pomysł, żeby działać dalej. Uczelnia zaproponowała nagrody dla zawodników, a teraz jest plan wprowadzenia dla zawodników dodatkowych wyróżnień za to, że grają w naszej drużynie i nas reprezentują.

fot. E-AMPY

Jak to bywa z drużynami złożonymi ze studentów, jedni gracze odchodzą, a na ich miejsce przychodzą nowi. Czy z perspektywy kapitana zespołu konieczność przeprowadzania rekrutacji co kilka miesięcy i wprowadzania do składu nowych zawodników jest kłopotliwa?

Przykładowo, do Overwatcha nie mamy zbyt wielu chętnych osób, to samo dotyczy Rainbow Siksa. Chętnych oznacza również na odpowiednim poziomie. Z jednej strony ktoś może być chętny, ale z drugiej strony jest amatorem. Lepiej jest mieć jedną dobrze ogarniętą drużynę, niż dziesięć przeciętnych drużyn.

Jeśli chodzi o CS-a, to myślę, że przeprowadziliśmy już trzy-cztery porządne rekrutacje. Znaleźliśmy naprawdę dobrych graczy z kilkoma tysiącami godzin. Raz zgłosił się gracz, który miał 8 level na FACEIT - pomyślałem „okej, obczaję jego profil: nic nadzwyczajnego, ale weźmiemy go na testy”. Gdy zaczęliśmy grać testy, miałem wrażenie, że cheatuje, bo był tak niesamowity. Do dzisiaj utrzymuję, że Inu, bo o niego chodzi, byłby czołowym graczem w Polsce, gdyby tylko chciało mu się grać i trenować.

W każdej grze planuję co pół roku przeprowadzać nabór, żeby szukać nowych chętnych graczy, studentów, z którymi będziemy tworzyć drużyny. Będziemy dawali im możliwość rozwoju. Jeżeli ktoś skończy studia, a ma być to akademicka drużyna i brać udział w akademickich turniejach, to takie rekrutacje będą konieczne. Mam nadzieję, że odkryjemy nowe perełki.

Z pewnością jednym z największych problemów drużyn akademickich jest ograniczony czas na trening. Jak to wygląda w waszym przypadku? Trenujecie tylko przed ważnymi turniejami czy staracie się grać ze sobą na co dzień?

Przed ostatnim Edu Esports League, które wygraliśmy, praktycznie w ogóle się nie przygotowywaliśmy. Zagraliśmy to samo na co na E-AMP-ach, do tego lepiej się znaliśmy, a jak ktoś się lepiej zna, to po prostu lepiej się z nim gra.

Twoim zdaniem liczba rozgrywek dla zespołów akademickich w ciągu roku jest odpowiednia?

Może nie jest optymalna, ale można pograć i nie trzeba dużo trenować. Można grać dla zabawy, integracji, promocji. Osobiście chciałbym, żeby tych turniejów było co najmniej dwa razy więcej.

T-Mobile Liga Akademicka skupia się na niszowych grach, ale nie tylko, bo jest tam też LoL. Umówmy się, Overwatch i Rainbow Six to nie są gry, w które gra najwięcej osób w Polsce – są nimi CS i LoL. Założeniem TMLA jest prowadzenie turniejów w tych mniej popularnych grach, dzięki czemu odbywają się one przez cały rok.

Jeżeli chodzi o CS-a i LoL-a, to były E-AMPY i Edu Esports League, a także Academic League of Games. Z PJATK mamy w planach zrobić jeszcze jedną międzyuczelnianą ligę, przy której pomogłoby mi kilku dobrych znajomych, ale na razie są to plany na przyszłość i również nie chce nic zdradzać.

Nie ulega wątpliwości, że esport w wydaniu akademickim stoi na coraz wyższym poziomie. Uważasz, że przy większej mobilizacji i poświęceniu moglibyście rywalizować z profesjonalnymi zespołami z Polski jak równy z równym?

Gdyby na uczelni była jeszcze jedna osoba, tak samo zapalona do League of Legends, jak ja do CS-a, to myślę, że mielibyśmy dużo lepszą drużynę w LoL-a. Chłopaki trenowali ze sobą zbyt mało i nie przykładali się. W naszej ekipie CS-a dobrze się ze sobą znamy, widujemy się na żywo, poznawaliśmy się na wyjazdach integracyjnych. Jesteśmy dobrymi kolegami, a nie tylko znajomymi z drużyny, co znacznie wpływa na naszą komunikację, a tym samym grę i osiągnięcia.

Mówiąc jeszcze o drużynie CS-a, mam w niej takich zawodników, że każdy z nich mógłby spokojnie poradzić sobie na profesjonalnej scenie, gdyby tylko miał do tego odpowiednie warunki i możliwości. W sumie tak jak ja, ale jestem już trochę stary (śmiech). Mam 24 lata, ale mam też pracę i inne zobowiązania. Nadal chciałbym osiągać coraz lepsze wyniki indywidualnie oraz rozwijać się, ale nie pozwala mi na to czas, którego niestety nie mam już tyle, gdy chodziłem do liceum czy byłem na początku studiów.

W czerwcu sięgnęliście po triumf w ramach Edu Esports League, a w nagrodę udaliście się do Niemiec, gdzie mogliście obserwować światową czołówkę podczas ESL One Cologne. To wasz największy sukces w historii dywizji CS:GO?

Tak, był to nasz największy sukces, a nagroda była jak najbardziej adekwatna do tego, co osiągnęliśmy. Esports Association nie chciało przyznawać zwycięzcom nagród pieniężnych, ale chciało zagwarantować coś, co zapadnie nam w pamięć. Niewątpliwie się im to udało.

fot. Esports Association

Jesteś zawodnikiem CS:GO, ale w szeregach Ninja PJATK odnajdziemy również ekipy grające w inne popularne gry esportowe, chociażby w Overwatcha czy Fortnite’a. Sam koordynujesz działalność pozostałych drużyn czy pomagają Ci w tym inne osoby?

Jestem głównym koordynatorem i kapitanem dywizji Counter-Strike'a, którą zajmuję się sam. Jeśli chodzi o inne drużyny, to w każdej z nich staram się wyznaczyć kapitana, z którym będę miał stały kontakt, bo nie sposób jest mieć oko na pięć zespołów. Nie miałbym na to czasu. Kapitan jest odpowiedzialny za przeprowadzenie rekrutacji. Polegając na opinii kapitanów, wybieramy najlepszych zawodników. Przykładowo nie znam się na Rainbow Sikse, więc muszę znaleźć kogoś, kto zna się na tej grze i wybierze skład, który będzie prowadził. Ja jestem łącznikiem pomiędzy drużyną a uczelnią. Staram się załatwiać wyjazdy na turnieje, nagrody, koszulki. Uczelnia zamówiła dla Ninji koszulki, z czego połowa powędrowała do zawodników, a reszta została do rozdania w konkursach w ramach promocji.

Studiowanie, granie, zarządzanie sekcją - jak połączyć te wszystkie zajęcia?

Chciałbym robić jeszcze więcej (śmiech). Chciałbym streamować, więcej grać, uprawiać więcej sportu, a przede wszystkim móc poświęcić więcej czasu mojej ukochanej, która to wszystko znosi już ponad 8 lat, wyobrażasz to sobie? Dodatkowo chciałbym jeszcze wziąć się za konkretniejsze pisanie mojej pracy inżynierskiej, której nie mogę skończyć, a wręcz dobrze zacząć ze względu na ogrom rzeczy, które robię. Niemniej jednak trudno jest to wszystko połączyć, szczególnie, że pracuję w godzinach od 9 do 17. Żeby rano wyrobić się do pracy, muszę wcześniej pójść spać albo siedzę czasami do trzeciej, czwartej nad ranem i śpię po kilka godzin. Nie mam nikomu tego za złe, bo robię to, co kocham, sprawia mi to satysfakcję i nie zamierzam odpuszczać.

W życiu nic nie interesuje mnie tak bardzo jak esport. Póki byłem zdrowy i nie miałem problemów z kontuzjami, to w moim życiu było coś takiego jak piłka nożna, to była moja miłość od dzieciństwa. Drugą miłością był właśnie esport, a jako że nie mogę profesjonalnie uprawiać sportu, tak postanowiłem zostać albo profesjonalnym esportowcem, albo zająć się esportem w inny sposób. Moje marzenia powoli zaczynają się przekształcać w rzeczywistość. Jednym z najlepszych przykładów jest to, że uczelnia mnie zatrudniła.

Załóżmy, że pojawia się grupa studentów, którzy chcieliby, aby otworzono dywizję w ich ulubionej produkcji. Jakie kryteria muszą być spełnione, abyście dołączyli daną grę do sekcji?

Jeśli mowa o grze, w której rywalizują pięcioosobowe drużyny, to wystarczy mi pięciu zapalonych studentów, którzy będą grać. Nic więcej, wystarczą chęci, a resztę jest w stanie zagwarantować uczelnia.

Wkrótce planuję ruszyć z rekrutacją do sekcji Doty. Wynika to z tego, że mamy wielu ukraińskich, rosyjskich i innych obcojęzycznych studentów, a w ich krajach Dota jest o wiele bardziej popularnym tytułem niż LoL. Do tej pory nie mieliśmy tej produkcji na naszej uczelni, ponieważ nie było nikogo, kto mógłby się tym zająć. Zacząłem nawiązywać kontakty z niektórymi studentami, którzy grają w Dotę i wierzę, że w tym roku rekrutacja ruszy na dobre.

Tak jak już wspomniałem, uczelnia ma swoich reprezentantów w kilku grach. Na jakiego rodzaju wsparcie mogą oni liczyć z jej strony?

W przypadku udziału w turniejach uczelnia zapewnia zaplecze finansowe tak, żeby niczego nie brakowało i żeby zawodnicy mogli skupić się tylko i wyłącznie na grze. W nagrodę za osiągane wyniki uczelnia również gwarantuje nam nagrody w przeróżnych formach – jednym z przykładów może być nagroda w postaci sprzętu komputerowego dla członka naszej sekcji Fortnite'a, Hessa, który pokazał się z doskonałej strony na Ninja’s Night Shift i zagrał duo razem z Ninją, jak i dla chłopaków z CS-a, którzy wygrali Mistrzostwa Polski.

Zawsze staram się dać coś od siebie, jestem dla naszych drużyn. Jeśli dany zawodnik lub drużyna przyczynią się do tego, że uczelnia coś wygra bądź wygrają coś dla siebie, to od razu chcę im pomóc, wynagrodzić to w jakiś sposób, żeby mieli z tego satysfakcję.

fot. Esports Association

Uczelnia organizuje również własne rozgrywki - Ligę Gier PJATK, które w ubiegłym i bieżącym roku odbywały się w Budda Play. Jak trudno jest zachęcić zewnętrzne firmy pokroju Actina do wsparcia stosunkowo małego, zamkniętego turnieju?

Jeśli chodzi o sponsorów, w tym Actinę, to jest to wielka zasługa Buddy Play, ponieważ to oni załatwili nam rewelacyjne komputery od Actiny na czas tego wydarzenia, za co bardzo im dziękuję. Prócz Actiny na turnieju wspierało nas Zowie, które zapewniło nam najlepsze monitory na rynku – gra na takim sprzęcie podchodzi pod spełnienie marzeń. Z Buddą współpracuję już dość długo, bo był to bodajże już trzeci turniej, który organizujemy w tym miejscu. Co więcej, w przeszłości mieliśmy tam bootcampy, tak więc dobrze znam się z właścicielami lokalu i mam z nimi dobre stosunki. Można powiedzieć, że sobie ufamy. Budda jest dla nas wielkim wsparciem w organizowaniu Ligi Gier i nie tylko. Dodatkowo nie jest to lokal, który wynajmuje się tylko na turnieje. Budda działa na wielu wielu płaszczyznach, a perfekcyjny sprzęt, który mieliśmy na turnieju normalnie znajduje się na ich wyposażeniu. Lokal jest otwarty przez cały rok dzięki czemu można tam przyjść w dogodnym terminie i pograć oraz przetestować świeży sprzęt komputerowy zaczynając, tak jak mówiłem, od komputerów Actiny poprzez monitory Zowie 240 Hz kończąc na ich najnowszych myszkach.

Pozostałym sponsorem jest nasza uczelnia. Nagradza ona trzy najlepsze drużyny kodami rabatowymi do sklepu internetowego. Myślę, że to ciekawe nagrody jak na turniej, gdzie można po prostu zebrać swoich znajomych i zagrać. Ludzie, którzy nie wiążą swojej kariery z esportem mogą zobaczyć jak wygląda rywalizacja. Przyjdą, podepną swój sprzęt do komputerów, poczują atmosferę, usłyszą komentarz. Wiele razy spotkałem się z podziękowaniami za organizację turnieju, wiadomościami typu "super turniej, fajnie zorganizowany, mamy nadzieję do zobaczenia za rok!", co w sumie jest jedną z najlepszych możliwych nagród dających kopa na przyszłość.

Czy w przyszłości będziecie podejmować jakieś kroki w kierunku profesjonalizacji sekcji, jak na przykład pozyskanie sponsorów?

Cały czas do tego dążę, ale trudno jest to zrobić. Szczególnie, że mówimy o amatorskiej drużynie. Najpierw trzeba przekonać do siebie firmy, pokazać im osiągnięcia, które my akurat już mamy. Staram się pozyskiwać sponsorów, ale póki co współpracujemy tylko z Budda Play. Nie jest to współpraca na papierze, ale na pewno się wspieramy, możliwe, że wszystko rozwinie się w przyszłości. Jesteśmy otwarci na każdą propozycję. Wsparcie takiej drużyny jak Ninja mogłoby być okazją do promocji dla wielu firm.

Jest też pomysł stworzenia gaming roomu na uczelni - zaczęliśmy zastanawiać się nad budżetem, wyceną, były już prowadzone wstępne rozmowy. Sześć komputerów - pięć dla graczy, jeden dla trenera lub analityka w wydzielonym pomieszczeniu. Był też pomysł, żeby z tego pokoju prowadzić regularne streamy i założyć kanał na Twitchu, może nawet telewizję. Gdybym miał jednak robić to sam, to musiałbym mieć dwa życia a doba musiałaby trwać co najmniej dwa razy tyle.

Na sam koniec chciałbym zapytać, jakie rady dałbyś osobom z innych uczelni, które chciałyby sformalizować esport na swojej uczelni, ale nie wiedzą w jaki sposób zacząć rozmowy z jej władzami?

Niech skontaktują się ze mną bo mam na to pomysł!

Bardzo dziękuję za rozmowę i poświęcony czas!

Również dziękuję!


Śledź autora na Twitterze – Tomek Jóźwik
Śledź zawodnika na Facebooku – SYXZJAE
Śledź Ninja PJATK na Facebooku