Niezliczona liczba próśb. Być może podobna ilość gróźb. Wiadomości na forach, vlogi, posty w mediach społecznościowych i wiele, wiele innych. Blokowanie ról to było coś, o co gracze Overwatch prosili już od dawna. I wreszcie ponad trzy lata po premierze gry ta z dawna oczekiwana opcja wreszcie się pojawiła! I jak to zawsze bywa w przypadku tak drastycznych zmian, podzieliła społeczność na dwa obozy – przeciwników oraz zwolenników "nowego, lepszego OW".

Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie trafił na gracza niemającego zbytnio ochoty na kooperację. Gry, takie jak Overwatch, w swoim zamyśle opierają się na współpracy – nie jest to Counter-Strike, gdzie jeden naprawdę dobry zawodnik jest w stanie dźwigać na swoich plecach cały zespół. Tutaj, gdy brakuje jednego elementu układanki, nie ma możliwości, by wyjść obronną ręką. Nie masz w składzie tanka albo supporta? Przykro mi, nawet jeżeli jesteś fantastycznym DPS-em to bez leczenia albo kogoś, kto przyjmie na siebie sporą część obrażeń, niczego nie ugrasz. I taki był też zamysł twórców: że gracze będą elastyczni i postarają się dobrać odpowiednie postacie do odpowiedniej sytuacji. Założenie piękne, idylliczne wręcz i przez to kompletnie nierealne. Bardzo szybko okazało się, że wiele osób zwyczajnie "nie umie w kooperację" i w momencie, gdy zespół potrzebuje drugiego bohatera wsparcia, to osoby te biorą czwartego DPS-a. Bo tak.

Skoro więc społeczność nie chciała po dobroci, to trzeba było ją do jako takiej współpracy zmusić. I właśnie tym ma być blokada 2-2-2 – ruch słuszny i na dobrą sprawę konieczny, by utrzymać graczy przy Overwatch. Po pierwsze, istnieje mniejsza szansa, że ktoś zniechęci się z uwagi na ciągle fatalną kompozycję, która praktycznie uniemożliwia zwycięstwo. Po drugie, gracz, który chciałby skorzystać z postaci natarcia, nie stanie się obiektem ataków i nacisków innych, co ostatecznie nie popsuje atmosfery albo nie wymusi gry nielubianym herosem. W teorii lock ten powinien więc wprowadzić spokój w nerwowe serca internetowej społeczności i znacznie uprzyjemnić obcowanie z tytułem, w którym tak wiele zależy od widzimisię grających.

Niemniej jest też druga strona medalu, na którą zwraca uwagę część oponentów. Weźmy np. metę z trzema tankami i trzema supportami – takich atrakcji już nigdy nie uświadczymy. Można więc powiedzieć, że 2-2-2 w pewnym sensie zabija kreatywność graczy i uniemożliwia im poszukiwanie nowych, nieoczywistych rozwiązań. I jest to rzecz jasna prawda. Niemniej tak poważnej zmiany, jak tego typu blokada, nie da się wprowadzić bez "ofiar". Ofiary jak najbardziej musiały być, pozostaje nam więc przeprowadzić standardowy bilans zysków i strat. I o ile niektóre decyzje Blizzarda możemy, a nawet powinniśmy krytykować, tak ta wydaje się ruchem w słusznym kierunku, który przynajmniej częściowo zmniejszy toksyczność wśród społeczności i obniży poziom frustracji, bo przecież zawsze ubędzie jedna z rzeczy, która może nas skłonić do korzystania ze słów powszechnie uznawanych za wulgarne, prawda?

Tak czy inaczej, mamy czego chcieliśmy. Jeden problem z głowy. Oczywiście tylko jeden z listy naprawdę długich, bo 2-2-2 nie sprawi nagle, że osoba kompletnie nieumiejąca strzelać jako Hanzo wybierze Hanzo i za nic w świecie nie zmieni tego bohatera. Nie można jednak mieć wszystkiego. I po prostu chyba nie da się mieć wszystkiego. W Overwatch, gdzie jesteśmy skazani na łaskę innych zawodników, nigdy idealnie nie będzie, co nie zmienia faktu, że nie warto do takiego ideału dążyć. Byleby tylko się w tym nie zatracić i nie sprawić, by wszyscy bohaterowie byli tacy sami. Co, panie Blizzard? Proszę?

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn