Kilka lat temu nad mistrzami globu League of Legends spoczywała swego rodzaju klątwa – drużyna, która wygrała Worlds nie brała udziału w kolejnej odsłonie najważniejszych rozgrywek, tracąc tym samym z automatu szansę na obronę tytułu. Klątwę tę przełamało SK Telecom T1 w roku 2016, kwalifikując się na mistrzostwa świata jako zdobywca największej liczby Championship Points podczas sezonu League Champions Korea. Od tego momentu już co roku mistrzowie poprzedniej edycji mieli okazję stanąć do walki o drugi tytuł z rzędu, choć czasem po zmianie barw – tak jak Gen.G, które przejęło miejsce Samsung GALAXY.

W tym roku po blamażu Invictus Gaming w pierwszej rundzie play-offów widmo powrotu wspomnianej klątwy było najbardziej wyraźne od lat. Na szczęście dorobek zespołu Songa "Rookiego" Eui-jina po mistrzostwie wiosennej rundy wystarczył, aby iG zagrało w turnieju ostatniej szansy, czyli Regional Qualifier. To właśnie te zawody miały rozstrzygnąć, czy Invictus będzie miało w ogóle okazję, by choć podjąć próbę pozostania na światowym piedestale.

Po wygranej z JD Gaming przed najlepszą drużyną globu stanęło Top Esports. Już pierwsza potyczka pokazała, jak zacięta walka nas czeka. Po dwudziestu pięciu minutach prowadzenia TES Invictus wygrało jeden teamfight, który w ostatecznym rozrachunku dał mu pierwszy punkt w serii. Podbudowani tą wygraną Rookie i spółka ruszyli z kopyta i byli na bardzo dobrej drodze do zwycięstwa... aż do dwudziestej minuty. Wówczas do głosu doszło Top Esports i podobnie jak przed przerwą ekipa bliska porażki w ostatnim momencie podniosła się z kolan i odwróciła losy spotkania.

W trzeciej bitwie raz jeszcze oglądaliśmy dominację iG, jednak tym razem Mistrzom Świata udało się doprowadzić ją do końca i byli już o krok od miejsca w gronie uczestników Worlds. TES nie powiedziało jednak ostatniego słowa i po 35-minutowym starciu ponownie doprowadziło do wyrównania. Ostatnie, decydujące spotkanie na Summoner's Rift było niezwykle zacięte – przynajmniej do 26. minuty. Wtedy Invictus przejęło inicjatywę i sekunda po sekundzie przybliżało się w kierunku zwycięstwa. Dziewięć minut później mogło już cieszyć się z awansu na mistrzostwa świata jako ostatni reprezentant LoL Pro League.

W związku z wyborem LPL jako czołowych regionalnych rozgrywek LoL-a na świecie Invictus Gaming, mimo że jest dopiero trzecim seedem Chin, powędruje prosto do fazy grupowej i znajdzie się w drugim koszyku podczas losowania grup. Jeszcze rok temu w podobnej sytuacji było LCK, ale nie najlepszy – delikatnie mówiąc – występ na Worlds 2018 oznaczał spadek na rzecz ligi Państwa Środka.

Choć z pewnością obecność Invictus na Worlds doda pikanterii rozgrywkom, to sam fakt zakwalifikowania się dopiero jako trzeci seed LPL świadczy o tym, że to nie formacja Rookiego będzie stawiana w gronie faworytów. Wśród nich wymienia się między innymi FunPlus Phoenix, żądne powrotu na tron SK Telecom T1 czy też G2 Esports, które już dzisiaj może zapewnić sobie mistrzostwo Europy. Więcej informacji dotyczących uczestników Worlds oraz drużyn wciąż walczących o miejsce na mistrzostwach znajdziecie w naszym artykule.