Apex Legends Preseason Invitational zakończył się triumfem TSM-u, jednak Alwernię w dobrym humorze opuszczali nie tylko reprezentanci amerykańskiej organizacji. Udany występ zanotował również Iwo "liemek" Tylus, który został awaryjnie ściągnięty do Teamu Secret zaledwie kilkadziesiąt godzin przed startem rywalizacji. 17-latek wraz ze swoimi kolegami ostatecznie zakończył zawody na 26. lokacie, co w zaistniałych okolicznościach na pewno traktować można jako więcej niż przyzwoity wynik. Po zwieńczeniu rozgrywek już na spokojnie porozmawialiśmy z liemkiem, który opowiedział nam między innymi o swojej przygodzie z Apexem oraz o oczekiwaniach na przyszłość. Zapraszamy!
Marcin Gabren: Jak i kiedy zaczęła się twoja przygoda z Apex Legends?
Iwo "liemek" Tylus: Apexem zainteresowałem się, gdy tylko gra została wydana. Widziałem w niej bardzo duży potencjał pod kątem esportowym, bo wcześniej grałem w PUBG. Po prostu od samego początku zawsze starałem się osiągnąć coś na scenie Apex Legends.
W takim razie co odróżnia Apexa od pozostałych tytułów battle royale, takich jak np. PUBG czy Fortnite?
Na pewno w Apexie mamy do czynienia ze znacznie bardziej dynamiczną rozgrywką. Wprowadzenie postaci, wokół których kręci się meta, też jest czymś, czego nie widziałem w innych grach battle royale. Uważam, że z perspektywy widza zawody są bardzo ciekawe, bo wiele drużyn bierze udział w końcowej fazie gry. W niej muszą walczyć o swoje miejsce, a nie obudowywać się tak, jak ma to miejsce w Fortnite. Ciężej jest wykonać dobrą rotację do strefy.
Z drugiej strony w grze wciąż brakuje trybu obserwatora. Osobom nieśledzącym na co dzień Apexa może być naprawdę trudno zrozumieć wydarzenia na mapie.
Zgadzam się. Gdy jednak powstawały wyżej wspomniane tytuły, ich klienty do obserwowania rozgrywki zawsze wyglądały źle. W Apexie rzeczywiście na razie tego brakuje, ale wydaje mi się, że niedługo taki stan rzeczy ulegnie zmianie, może już w sezonie trzecim albo czwartym. Podobnie brakuje custom meczów, ale jestem pewien, że gdy i one zostaną dodane, to zawody będzie się naprawdę miło oglądać.
A co sądzisz o podejściu dewelopera do esportu? Można było mieć nadzieję, iż właśnie w Alwerni poznamy jego dalsze plany co do profesjonalnych rozgrywek, jednak musimy dalej błądzić we mgle. Wiadomo, że coś będzie się działo, lecz nie znamy żadnych szczegółów.
Wiem, że plany już istnieją, ale, tak jak mówisz, nie opublikowano jeszcze żadnej treściwej informacji. Podejrzewam wprawdzie, że szykuje nam się jakaś dłuższa liga. Mają pojawić się też mecze prywatne umożliwiające organizację kwalifikacji do turniejów i to byłby krok w naprawdę dobrym kierunku.
Wróćmy teraz do ciebie. Czy od twojej pierwszej styczności z Apexem byłeś pewien, że możesz w tym obszarze zaistnieć, czy może zaczęło się od zabawy, która dopiero wraz z upływem czasu przerodziła się w coś więcej?
Na początku starałem się jak najwięcej grać. Miałem założenie, by wejść na scenę i pokazać, na co mnie stać. Tak jak już wspominałem, podobała mi się ogromna dynamika gry. Nie jest tak, że siedzi się w domku – choć teraz co prawda akurat panuje taka meta – ale podczas walki istnieje spora szansa na dobre i skuteczne zagranie nawet w sytuacji jeden na trzech. Wracając do twojego pytania, codziennie poświęcałem na grę bardzo dużo czasu i w pewnym momencie zostałem zauważony przez innych graczy – potem się to rozkręciło.
Do Alwerni przyjechałeś w roli zmiennika, choć wcześniej zapewne próbowałeś złożyć swoją drużynę.
Tak, zawsze starałem się dołączyć do jakiegoś zespołu albo go stworzyć od podstaw. Niestety szło to bardzo opornie, bo większość moich partnerów dostawała lepsze oferty i decydowała się je przyjąć. Nie udało mi się zakończyć żadnego sezonu w lidze APL w jednej formacji. Było więc naprawdę ciężko, ale w takich sytuacjach trzeba odsunąć złe myśli na bok i dalej grać. Ważne, żeby się nie poddawać i polepszać swoją grę.
Na krajowym podwórku wyróżnia się tylko SJP2, które jako jedyny polski zespół pojawiło się w Alwerni. Podejrzewam więc, że ty przed chwilą mówiłeś o składach międzynarodowych?
Zgadza się. Wiedziałem oczywiście o SJP2 – mam w tym zespole przecież kolegów. Kiyo zaprosił mnie na polską scenę Apexa, a z Denzaayem grałem w PUBG przez pewien okres, więc się znamy.
W jakich okolicznościach Team Secret zwrócił się do ciebie z prośbą o pomoc podczas Invitationala?
Jeszcze przed turniejem kojarzył mnie peesh (zawodnik TS – przyp. red.). Wiedział, że jestem dobrym graczem, jestem z Polski i nie jadę na ten turniej, więc napisał do mnie wiadomość prywatną, zaczęła się rozmowa i skończyło się tak, że wybrano właśnie mnie.
Przed startem zawodów mieliście możliwość rozegrania jakichś wspólnych gier treningowych? A może na oficjalny serwer weszliście z marszu?
Co się miało dziać, to się działo – pierwszy mecz podczas turnieju był jednocześnie naszym pierwszym wspólnym występem. Nie mieliśmy wcześniej żadnego treningu, ale przeprowadziliśmy wiele rozmów na temat naszego planu gry. Poprosiłem peesha, żeby pokazał mi, jak wyglądały ich poprzednie mecze, obejrzałem ich wiele i po prostu starałem się dobrze wpasować w drużynę.
W takich okolicznościach przed debiutem lanowym mogłeś czuć sporą presję, szczególnie przecież, że turniej odbywał się w Polsce.
Z pewnością nie chciałem wrócić do domu z niczym. Chciałem na coś się przydać, pokazać kawał dobrej gry. Jeśli chodzi o presję, to wiedziałem, że mam ze sobą dwóch bardzo dobrych graczy, więc za bardzo się nie martwiłem.
Koniec końców masz spore powody do zadowolenia – po falstarcie w premierowej grze z każdą kolejną potyczką szło wam coraz lepiej, a do awansu do wielkiego finału zabrakło niewiele.
Tak, po każdym meczu analizowaliśmy nasze błędy. Wiedzieliśmy, co zrobiliśmy źle, a co zrobiliśmy dobrze. Skupialiśmy się zwłaszcza na pozytywach i na tym, co możemy zrobić lepiej. Wcześniej nie mieliśmy okazji wspólnie grać, więc nie mieliśmy pewności, kto powinien odgrywać jaką rolę, szczególnie było to problemem oczywiście w moim przypadku. Uczyłem się jednak na bieżąco dzięki grze z doświadczonymi partnerami, z każdym meczem na pewno było coraz lepiej.
Po zakończeniu rozgrywek w mediach społecznościowych pojawiło się wiele ciepłych słów na temat twojego występu. Myślisz, że pomoże ci to znaleźć nowy zespół?
Tak, uważam, że zaprezentowaliśmy się z bardzo dobrej strony. Pokazaliśmy niezłą grę i udowodniliśmy, że można coś osiągnąć bez wspólnych treningów, choć te na pewno by pomogły. Spodziewam się oczywiście teraz ofert od drużyn czy graczy, ale najbardziej liczę na propozycję od organizacji, by móc dalej się rozwijać.
Wciąż jednak trwa jeszcze twoja edukacja.
Uczę się obecnie w liceum, ale to nie problem. Trzeba po prostu wiedzieć, w które dni można więcej pograć, a w które trzeba się natomiast pouczyć.
A nie sądzisz, że ten Invitational przyszedł za późno? Nie da się ukryć, że hype na Apex Legends nie jest już tak duży, jak jeszcze kilka miesięcy temu.
Uważam, że na pewno byłoby lepiej, gdyby te rozgrywki zorganizowano wcześniej. Z drugiej strony warto było jednak czekać, bo ten turniej wyszedł wspaniale – gdyby odbył się on wcześniej, mogłoby dojść do klapy.
A jak organizacja tych zawodów w Polsce wpłynie na rozwój naszej krajowej sceny? Myślisz, że rodzime organizacje zainteresują się teraz Apexem?
Sądzę, że Invitational przyniósł ze sobą większe zainteresowanie Polaków naszą grą. W Polsce nie jest ona jeszcze popularna, ale mam nadzieję, że teraz to się zmieni. Na pewno jakieś organizacje się zaangażują i liczę, że wkrótce zobaczymy postęp na krajowym podwórku.