Esport stale się rozwija! Dobra, truizm mamy już zaliczony, można odhaczyć – idźmy dalej. Dowodów na tenże rozwój mamy oczywiście bezliku, a wystarczy w tym miejscu wspomnieć tylko o tym, że marki, które dotychczas nie były kojarzone z elektroniczną rywalizacją, ochoczo pchają się do esportu niczym mrówki do loda upuszczonego przez sześciolatka. Nowe możliwości promocji, zasięgi w niedostępnych wcześniej grupach i ogólna szeroko pojęta promocja to idealny lep na różnego rodzaju firmy, przedsiębiorstwa oraz kluby sportowe. I na tej ostatniej kategorii się skupmy, bo w naszym kraju mamy jeden przypadek, który mógł na lata określić trendy, a który okazję tę bez większej refleksji przegapił.

Bez zbędnego przedłużania – chodzi tutaj o Legię Warszawa. Stołeczny klub na esportowe salony wkroczył już w 2016 roku i to wkroczył zamaszystym krokiem, bez kompleksów. Najpierw zapowiedziano turniej w FIFĘ, a chwilę później zaprezentowano pierwszego zawodnika. – Powstanie sekcji eSports to kolejny krok w rozwoju naszego Klubu. Jesteśmy świadomi tego, jaką popularnością zaczyna się cieszyć tego typu rywalizacja na całym świecie, również w Polsce. To kolejny nowatorski projekt, który realizujemy w roku Stulecia Legii Warszawa. Mamy nadzieję, że przedstawiciele tej sekcji przyniosą Legii i jej społeczności wiele powodów do radości – mówił ówczesny prezes Legi, Bogusław Leśnodorski. Nie ma co ukrywać, że wiele osób liczyło wówczas, że FIFA to dopiero początek i z czasem Wojskowi postawią kolejne kroki i bez wątpienia nadzieje te nie były bezzasadne. Legia miała markę, Legia miała pieniądze, Legia miała też sponsorów, których mogła dzięki nowej inicjatywie wprowadzić na wtedy jeszcze słabo eksploatowane poletko, zapewniając im przewagę w późniejszym wyścigu sponsoringowych zbrojeń, jaki nastąpił na scenie.

Nadzieje rozgrzały jeszcze plotki o możliwej współpracy między Legią Warszawa a Teamem Kinguin, a nawet o rzekomej próbie podkupienia ówczesnego składu CS:GO. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, a Legia nie pojawiła się ani w Counter-Strike'u, ani też w żadnej innej grze. Pozostała przy niezwykle bezpiecznej, bo przecież powiązanej z piłką nożną FIFIE, jakby zapominając o tym, że ten, kto się nie rozwija, ten się cofa. Co prawda nie przeszkodziło jej to w zdobyciu nagrody dla sportowej inicjatywy roku w esporcie podczas gali Polish Esport Awards 2019, ale powiedzieć, że decyzja ta wzbudziła spore kontrowersje, to tak, jakby nic nie powiedzieć, ale cóż – nagroda to nagroda. Szkoda tylko, że nawet ona nie była żadnym impulsem do tego, by być może zrobić coś więcej. Szkoda, bo przecież Legia mogła z powodzeniem stać się prekursorem, który na kolejne lata nada ton sportowym działaniom w zakresie esportu. Który pokaże, jak budować spójną komunikację, w której esport funkcjonuje obok sportu, a nie poza nim. Legia była pierwszym polskim klubem, który zdał sobie sprawę, że esport faktycznie jest i że idą za nim pieniądze, ale potem, być może z uwagi na "wojenki" na szczeblu właścicielskim, być może z innego powodu, temat został odstawiony na bok, i chociaż funkcjonuje do dziś, to trudno uznać, by faktycznie Legia eSports była sportową inicjatywą jakiegokolwiek roku.

W tym samym czasie sport elektroniczny stał się obiektem zainteresowań innych. I nie chodzi mi tutaj tylko o kluby, które śladami Wojskowych pozostały na esportowej oślej łączce. Mowa tutaj o Piaście Gliwice, który próbował zawojować zarówno scenę CS:GO, jak i LoL-a, ale bez większych sukcesów – niemniej próba była. Mowa tutaj o Wiśle Płock, która zaczęła z wysokiego C i zarówno ESL Mistrzostwa Polski, jak i Polską Ligę Esportową w League of Legends zakończyła na podium, by potem dwukrotnie dostać się też do play-offów Ultraligi. No i wreszcie mowa o najświeższym przypadku, czyli Wiśle Kraków, która najwyraźniej całkowicie odsunęła od siebie niedawne problemy dotyczące finansów, z których powodu o mały włos nie pożegnała się z Ekstraklasą. Biała Gwiazda znalazła chętnego do współpracy inwestora i przejęła jeden z czołowych zespołów w kraju, adowokacik. Oczywiście wkład finansowy w całe to przedsięwzięcie był znaczący, bo gracze, tacy jak SZPERO czy morelz, raczej za bon na zakupy w Rossmanie nie grają. Ale warto zwrócić uwagę na pewną kwestię – dzięki temu klub ma już zapewnioną promocję swojej marki poprzez transmisje ESL Polska i istnieje spora szansa, że reprezentanci krakowskiej formacji pojawią się też na lanowych finałach, gdzie generować będą kolejne zasięgi, prezentując Wisłę w grupie wiekowej, która raczej już nie czyta gazet, która z rzadka ogląda telewizję i która nawet niekoniecznie chodzi na mecze.

Widzisz, Legio? Tak samo mogliśmy pisać o tobie.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn