Zasad pokera nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Wielu zapewne spróbowało też w nim swoich sił w gronie przyjaciół, grając o mniejsze lub większe stawki. I nieważne, czy śledzicie z zapartym tchem World Poker Tour, czy też nie wiecie nawet, czym WPT jest – podstawy prawdopodobnie są Wam znane. Po rozdaniu kart i wrzuceniu podstawowej stawki możecie podbić pulę gry, sprawdzić karty rywala… albo też spasować, jeśli nie lubicie podejmować ryzyka.

Podobne elementy możemy znaleźć również na profesjonalnej scenie esportowej. Nie chodzi jednak o samą rozgrywkę, lecz bardziej o przedmeczowe zagrania. Niektórzy lubią bowiem jeszcze przed wyjściem na arenę "podbić" stawkę spotkania, rzucając w kierunku swojego oponenta komentarze próbujące zmniejszyć jego pewność siebie. I w tym momencie zaczynają się iście pokerowe zagrywki – czy osoba, która była celem owych komentarzy, odpowie tym samym, budując jeszcze większą stawkę, czy też zignoruje je i tylko sprawdzi, na co faktycznie stać przeciwnika. 

A gdzie w tym wszystkim pokerowy pas, czyli rezygnacja z dalszej gry i akceptacja zwycięstwa przeciwnika? Cóż, porównanie, na którym opiera się ten artykuł, nie może być rozpatrywane jeden do jednego, bo wtedy za "pas" należałoby uznać tylko rezygnację z udziału w meczu. Ale często pokerzyści pasują nie przez fakt słabej karty, tylko presję związaną z ciągłym podbijaniem stawki przez rywala sugerującym, że posiada on naprawdę mocną rękę. I właśnie presja jest już elementem znanym w esporcie. Gdy ktoś rzuca trash talkiem, to nie zawsze tylko dla podsycenia widowiska, ale też, by podburzyć psychikę swojego przeciwnika. Czy to się udaje – o tym w momencie samej gry wie tylko banterowany obiekt.

Niektórzy bardzo lubią wykonywać takie zagrywki, a najbliższy temu wydaje się w mojej ocenie Berk "Gillius" Demir, zawodnik League of Legends. Choć nie widzieliśmy go od pewnego czasu na najwyższym szczeblu rywalizacji, to właśnie on przed każdym niemal meczem sprawdzał siłę psychiczną rywala, rzucając w jego kierunku rozmaite komentarze. I, co raczej nie będzie zaskoczeniem, nie były to komentarze zachęcające czy chwalebne. Sęk w tym, że w ostatecznym rozrachunku Gilius często podbijał stawkę, dzierżąc tak naprawdę słabe karty i choć nie przeszkadzało mu to kontynuować swoich zagrywek psychologicznych, to z czasem były one coraz mniej znaczące – w przeciwieństwie do przewagi punktowej dzielącej jego formację z wyżej usytuowanymi drużynami.

Często powtarza się stwierdzenie, że przecież banter to tylko słowa. I po części jest to prawdą – to dosłownie tylko słowa. Tylko nie każdy tak to odbiera – niektórzy tuż po wygranym meczu wbijają szpilę w trash talkującego, komentując jego słowa, co kłóci się z głoszoną przez wielu kluczową zasadą banteru – zawsze przed meczem, nigdy po. No okej, ale co w sytuacji, gdy niektórzy zwolennikami banteru zwyczajnie nie są? Czy nie mogą powiedzieć "myliłeś się rywalu, myślałeś, że jesteś silniejszy, ale tak naprawdę pozostajesz moim cieniem"? Koniec końców to też tylko słowa. Tylko w przeciwieństwie do poprzednich podparte rzeczywistym rezultatem.

Rezultatem, który dla niektórych znaczy chyba mniej, niż samo obrzucanie się wyzwiskami, nawet tymi bardziej kreatywnymi czy wysublimowanymi. Te kreatywniejsze właśnie, niż tylko pewność wykonania czynności znanej rolnikom i wykorzystującej pług, sam lubię czytać, ale nie byłbym w stanie ich skierować do swojego rywala, nie przez brak kreatywności samej w sobie, tylko przez fakt, że w przypadku porażki to ja mógłbym poczuć porażkę ze zdwojoną siłą. Ale w sumie nie jestem esportowcem i na szczęście nie zostanę (na szczęście, bo biorąc pod uwagę moje umiejętności, jeśli byłbym częścią jakiejś drużyny, to nie świadczyłoby to dobrze o kondycji całej sceny). Nie zmienia to faktu, że w mojej utopijnej wizji trash talk nawet jeśli się znajduje, to nigdy nie jest tak doceniany, jak sama wygrana. Bo można sobie porzucać w rywala "kelnerami", "interami" czy innymi określeniami, ale w momencie porażki wypadałoby ze skruchą ją przyjąć, a może nawet i pogratulować rywalowi dobrej gry. Tylko należy zrobić to w bardziej kreatywny sposób, a nie ograniczając się wyłącznie do dwukrotnie powtórzonej litery "G" w pomeczowym tweecie.