24 stycznia ruszyła otwarta beta najnowszej produkcji studia Riot Games – Legends of Runeterra. Po zawojowaniu rynku gier MOBA oraz autobattlerów, twórcy League of Legends zdecydowali się wkroczyć w świat wirtualnych karcianek.

Na samym początku muszę zaznaczyć, że przed zagraniem miałem sporo wątpliwości co do tego tytułu. Przede wszystkim zastanawiałem się, czy nie jest to gra nieco spóźniona. W ostatnim czasie widzieliśmy liczne próby zawojowania rynku gier CCG, wszystkie zakończone fiaskiem. Porażki Gwinta, Artifacta czy The Elder Scrolls: Legends nieco ostudziły zapał wielu deweloperów, a i koniunktura na cyfrowe karty jest nieco gorsza niż jeszcze parę lat temu.

Zapowiedzi gry i przedpremierowe gameplaye też specjalnie mnie nie porwały – na pierwszy rzut oka rozgrywka wyglądała jak połączenie Hearthstone'a z Magic: the Gathering, karcianek solidnych, ale już dość wiekowych, do których dawno temu przywykliśmy. Jednak teraz, patrząc z perspektywy osoby, która spędziła już z grą dobre kilka godzin, chciałbym zaapelować do wszystkich sceptyków tytułu – dajcie Legends of Runeterra szansę, a z pewnością nie pożałujecie.

Żywa historia 

Riot Games nie słynie z innowacyjności, ale po mistrzowsku opanowało adaptowanie motywów z popularnych gier do swoich produkcji. Nie inaczej jest i tym razem. Deweloperzy wzięli to, co najlepsze z Hearthstone'a, Gwinta i Magic: the Gathering, implementując zarazem drobne autorskie rozwiązania i poszerzając świat wykreowany w League of Legends o dodatkowe historie. A tych do opowiedzenia w Runeterze jest całe mnóstwo. Przez dziesięć lat powstawania najpopularniejszej na świecie gry MOBA, Riot stworzył iście postmodernistyczne, tętniące życiem uniwersum, łączące w sobie elementy średniowiecznego eposu rycerskiego, cybernetycznej utopii, powieści fantasy oraz dalekowschodnich mitów. Legends of Runeterra to chyba pierwsza gra typu CCG, która tak sprawnie wplotła w rozgrywkę elementy fabularne. Bardzo pomógł przy tym koncept bohaterów, którzy wprowadzają swoiste minigry do standardowych potyczek. Mimowolnie więc poznajemy cechy najważniejszych postaci, ich sojuszników oraz wrogów. Dodatkowym smaczkiem są kwestie wypowiadane przez czempionów z kart, gdy na stole pojawia się odpowiednia jednostka lub czar.

Piękna adaptacja

Istotnym elementem gry jest również narracja wizualna. W Legends of Runeterra twórcy zdecydowali się na dość ryzykowną, komiksową stylistykę, która nijak ma się do dopracowanych co do milimetra grafik znanych z LoL-a. Burzy to nieco jedność stylistyczną świata i może nie przypaść do gustu części graczy, dla mnie jednak jest to powiew świeżości w natłoku perfekcyjnie wygładzonych, idealnie proporcjonalnych ilustracji, które od wielu lat serwuje nam Riot.

Niewątpliwym sukcesem grafików pracujących przy tytule było stworzenie dziesiątek animacji czarów, stronników itp. Efekty wizualne nigdy nie ograniczają się do generycznych pocisków czy wybuchów, wszystko jest przemyślane i atrakcyjne dla oka. Nie można też zapomnieć o fenomenalnych animacjach awansu kart bohaterów, które nie nudzą, nawet gdy widzieliśmy je już dziesiątki razy.

Interakcja ponad wszystko

Najważniejsze jednak, że Legends of Runeterra to nie wydmuszka. Gameplay w żadnym stopniu nie ustępuje aspektom wizualnym. Widać, że deweloperom bardzo zależało na stworzeniu gry interaktywnej, żywej, w którą gracz zaangażowany jest od początku do końca. Pojedyncza rozgrywka przypomina nieco partię szachów, gdzie ruchy wykonuje się naprzemiennie, na bieżąco reagując na sytuację na planszy. System turowy jest bardzo innowacyjny, bo to fuzja doskonale znanych nam mechanik z Hearthstone'a czy Magic: the Gathering (podział na tury ofensywne, kiedy gracz zagrywa swoje karty, i defensywne, kiedy to przeciwnik ma inicjatywę) oraz Gwinta (koniec tury po zagraniu jednej karty). W rezultacie możemy bardzo swobodnie podchodzić do rozgrywania tur i modyfikować ich przebieg w zależności od potrzeby. Możemy skrupulatnie dostawiać jednostki, wzmacniając swoją siłę przed zmasowanym uderzeniem (co jednak pozwoli rywalowi wzmocnić defensywę), lub też postawić na błyskawiczny atak o mniejszej mocy, który zaskoczy przeciwnika. Bardzo podoba mi się też podejście do czarów. W wielu tytułach są to karty budzące w graczach frustrację, głównie przez brak ich interaktywności. Tu jednak, podobnie jak ze stronnikami, jesteśmy w stanie szybko odpowiedzieć, samemu rzucając czar, który nieco ostudzi magiczne zapędy rywala.

Nie dla nowicjuszy

Jednak czy Legends of Runeterra to gra pozbawiona jakichkolwiek wad? Oczywiście, że nie. Mam wrażenie, że dla osób nieobytych z innymi tytułami karcianymi czerpanie przyjemności z rozgrywki będzie ograniczone. Pomimo okropnie długiego samouczka pełne zrozumienie mechanik rozgrywki wymaga czasu, a pośród kilku rodzajów czarów, stronników, bohaterów i dynamicznych tur łatwo się zgubić. Dość czasochłonne jest też stworzenie pierwszej konkretnej talii, jeśli ktoś nie chce wydawać pieniędzy na paczki kart. Jeżeli chcecie pozostać graczami free-to-play, to przez długi czas zmuszeni będziecie grać taliami startowymi na drabince rankingowej. Nie oznacza to jednak, że system progresu jest skąpy. Wręcz przeciwnie, dość często jako gracze jesteśmy obdarowywani darmowymi pakietami i poświęcając grze odpowiednią ilość czasu, będziemy w stanie za darmo skompletować kolekcję. Na samym początku jednak trzeba uzbroić się w cierpliwość.

Będzie hit?

Na koniec warto zadać sobie pytanie, czy Legends of Runeterra zrewolucjonizuje rynek gier karcianych? Wydaje mi się, że nie. Pozycja Hearthstone'a jest zbyt mocno ugruntowana, to tytuł, który jest synonimem gier CCG, nienawidzonym równie mocno jak kochanym. Warto pamiętać też o tym, że liczne nieudane próby detronizacji produkcji Blizzarda nieco stonowały entuzjazm karciarzy do nowych tytułów. Osobiście uważam Legends of Runeterra za grę o wiele bardziej sprawiedliwą i wyważoną niż Hearthstone i liczę, że tym razem w końcu uda się zrzucić z piedestału panującą nieprzerwanie od 2014 karciankę z uniwersum Warcrafta. Należy jednak pamiętać, że obecne Legends of Runeterra to dopiero wersja beta. Do faktycznej premiery może się jeszcze dużo zmienić, jednak już teraz produkcja Riotu prezentuje się bardzo solidnie. Jeżeli jesteście zmęczeni nadmierną dozą losowości, ale chcecie pozostać w środowisku nieco bardziej casualowym, to Legends of Runeterra zdecydowanie jest dla was. Gra znalazła dobry balans pomiędzy elementami RNG a umiejętnościami gracza. Miejmy nadzieję, że uda się go utrzymać w następnych miesiącach.