Pierwszego dnia lutego Michał "snatchie" Rudzki oficjalnie zakończył swoją półtoraroczną współpracę z Virtus.pro. Współpracę, po której każda ze stron spodziewała się chyba więcej, bo chociaż ekipa z młodym snajperem w składzie wystąpiła na Majorze, a także sięgnęła po trium w Polskiej Lidze Esportowej, to trudno powiedzieć, by wspólnie spędzony okres był usłany sukcesami. Dlaczego rozważał powrót do AGO? W którym momencie zaczął podejrzewać u siebie depresję? I dlaczego został w zespole, chociaż już w połowie 2019 roku miał zamiar go opuścić? O tym i nie tylko w rozmowie z Cybersport.pl opowiedział sam zainteresowany.


Maciej Petryszyn: O tym, że opuszczasz Virtus.pro, mówiło się już od jakiegoś czasu, ale teraz wiemy już, że sprawa przedłużyła się o kilkanaście dni. Z czego wynikały te opóźnienia w waszym definitywnym rozstaniu?

Michał "snatchie" Rudzki: Wynikało to z różnych spraw, które trzeba było załatwić między mną a Virtus.pro. W samej organizacji miejsce ma teraz mała przebudowa, bo odszedł Roman Dvoryankin, więc trzeba było ze wszystkim zapoznać nowego generalnego menadżera. Stąd właśnie te opóźnienia, ale na szczęście wszystko zostało już rozwiązane i teraz jestem wolnym graczem.

Kiedy konkretnie doszło w ogóle do przedłużenia waszych umów?

Propozycja przedłużenia pojawiła się tak naprawdę w październiku, bo to wtedy Roman przyjechał do nas z ofertami. Wtedy też potwierdziliśmy, że podpiszemy kontrakty, tzn. nikt z nas nie powiedział, że tego nie zrobi. Samo podpisywanie miało mieć miejsce w kolejnych tygodniach aż do końca roku, więc to nie było też tak, że od razu wtedy w październiku przedłużyliśmy umowy.

Gdy pojawiła się ta propozycja od Romana, to wiedzieliście już wtedy, że Virtus.pro może was za jakiś czas odpalić z uwagi na osiągane przez was wyniki?

To wszystko miało miejsce zaraz po turnieju V4 w Budapeszcie, gdzie zajęliśmy drugie miejsce, a potem awansowaliśmy na 19. miejsce w rankingu HLTV. Szczerze powiedziawszy, było więc dla nas zrozumiałe, że organizacja chce przedłużyć nasze kontrakty, skoro nasza forma zdawała się zwyżkować. Wtedy raczej nie podejrzewaliśmy, co może potem nastąpić.

Na dobrą sprawę, gdy półtora roku temu trafiłeś do Virtus.pro, to wydawało się, że dla każdej ze stron będzie to ruch idealny. Virtusi potrzebowali snajpera, ty z kolei szukałeś miejsca, w którym mógłbyś postawić kolejny po AGO krok w swojej karierze. Na papierze wyglądało, że odpowiednio się dobraliście.

Na papierze tak. Problem w tym, że gdy dołączałem do drużyny, to wewnątrz było sporo konfliktów między graczami. A może nie tyle konfliktów, ile po prostu niewyjaśnionych spraw jeszcze z przeszłości, które nadal nie zostały rozwiązane nawet w momencie, gdy już mnie ściągnięto. Tak naprawdę zostałem wprowadzony do takiego lekkiego bałaganu i to wszystko trwało aż do grudnia, gdy drużyna została przebudowana i zostaliśmy tylko ja i MICHU.

Przechodząc do drużyny, wiedziałeś już, że za chwilę będzie odchodzić byali. I mimo wszystko nie zniechęciło cię to do tego transferu?

Tak, wiedziałem, że byali będzie odchodził i dlatego, kiedy jeszcze grałem w AGO, rozmawiałem o transferze z GruBym. Zapytałem go, czy ze względu na to, że w przeciągu dwóch miesięcy będzie jeszcze jedna zmiana w zespole, to nie chciałby spróbować pójść do VP razem ze mną. Wydawało mi się wtedy, że był zainteresowany, ale w momencie gdy dostał propozycję, odmówił. Oczywiście rozumiem to, ale wówczas czułem się trochę zdezorientowany.

W obliczu tego wszystkiego pewnie trudniej było przestawić się na grę w nowym zespole.

Cóż, kiedy byali odchodził, pojawiło się w drużynie miejsce dla gracza, który mógłby być supportem. Z kolei, kiedy grałem jeszcze w AGO, to nasza drużyna była tak ułożona, że najczęściej kiedy chodziłem gdzieś ze snajperką, to towarzyszył mi GruBy i był takim, można powiedzieć, typowym wsparciem dla snajpera. To on rzucał mi flashe, dzięki którym mogłem grać agresywniej. Kiedy więc pojawiła się ta luka, pomyślałem, że coś takiego będzie dobre dla drużyny. Że będę mógł nadal grać swoim stylem, bo będzie zawodnik, który będzie mi pomagał. Mieliśmy z GruBym doświadczenie w takiej grze i w AGO to działało. Ale jak mówię – wyszło, jak wyszło. Nie mam tego Dominikowi za złe, to jego decyzja, jego kariera. Mimo wszystko jednak od samego początku wszystko miało wyglądać inaczej.

Wiesz, dlaczego ostatecznie GruBy się nie skusił? Przecież w momencie, gdy trafiałeś do VP, to nazwa ta, mimo kryzysu, nadal była magnesem, który przyciągał polskich graczy.

Szczerze? Nie wiem. Tak naprawdę od tamtego czasu nie miałem okazji z nim dłużej prozmawiać i nie zadałem mu tego pytania. Potem było już zresztą za późno na roztrząsanie tego, bo wzięliśmy morelza i to z nim jechaliśmy dalej.

W tamtym momencie transfer morelza na stałe był dla ludzi sporym zaskoczeniem. Wiele osób dziwiło się, że Virtus.pro bierze zawodnika, który owszem, był rozpoznawalny w kraju, coś tam nawet osiągnął, ale nie był wcale takim gorącym  nazwiskiem. Gdyby ktoś kilka miesięcy wcześniej stwierdził, że Piotrek będzie grał w VP, to pewnie wielu popukałoby się w czoło.

Nie wiem, jak to wyglądało wcześniej, bo jeszcze zanim oficjalnie dołączyłem do drużyny, to morelz przez pewien czas stand-inował za Snaxa. Wtedy chłopakom polecił go chyba KubiK i najwyraźniej reszta składu uznała, że może on być dobrym nabytkiem. Szczególnie że był wówczas wolnym zawodnikiem i prezentował pewien poziom na arenie międzynarodowej. Posiadał też doświadczenie – był to przecież okres, gdy morelz wygrał Polską Ligę Esportową i razem z adwokacikiem notował dobre wyniki, wyróżniał się tam. Myślę zresztą, że morelz jest naprawdę dobrym graczem pod względem m.in. aima, ma duży talent i wydaje mi się, że w Wiśle stać go na więcej niż faktycznie pokazuje.

Tak czy inaczej, wasze wyniki, już po tym, jak dołączyłeś ty i Piotrek, były dalekie od zadowalających. Nie było jako takiej stabilizacji i tylko czasami przebłyski. Sporo też mówiło się wtedy, w trakcie twoich początkowych tygodni w VP, że pojawiły się u ciebie wątpliwości i zastanawiasz się nad powrotem do AGO.

Trudno mi to dokładnie nazwać, ale pojawiło się pewne zawahanie. Zresztą w moim kontrakcie był zapis, że po kilku miesiącach mogę wrócić do AGO za taką samą kwotę, za jaką AGO mnie do VP sprzedało. Tak więc była taka opcja, ale wyniki zaczęły się poprawiać i postanowiłem dać szansę zarówno sobie, jak i tej drużynie na dalszą wspólną grę.

Pojawił się już jakiś kontakt z AGO na temat twojego potencjalnego powrotu?

Nie, nie było żadnego kontaktu między mną a AGO. Po prostu rozmawiałem na ten temat z Romanem i on sam stwierdził, że jeśli nie będę czuł się szczęśliwy, to mam taką możliwość.

Ale zostałeś. Niemniej w grudniu wasz skład przestał istnieć w takiej formie, w jakiej istniał wcześniej. Patrząc z perspektywy czasu, uważasz, że z tamtego zespołu, jeszcze z NEO i pashą, przy drobnych korektach, a nie rewolucji, która ostatecznie miała miejsce, dałoby radę jeszcze coś wykrzesać? Czy też może takie mocne tąpnięcie było wam potrzebne?

Myślę, że przy wprowadzeniu jakichś małych zmian mogłoby coś jeszcze z tego być. Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na to, co cechowało NEO i pashę – chodzi o komunikację i obycie na wysokim poziomie. Z drugiej strony często brakowało nam siły ognia. Widać było, że gdy mierzyliśmy się z jakimś trudniejszym rywalem, to forma indywidualna poszczególnych osób nie pozwalała na wielej. Ale myślę, że przy drobnych korektach z tamtego składu dałoby się jeszcze coś uformować.

Decyzja o tym, by pożegnać dwóch najbardziej doświadczonych członków zespołu, wyszła od organizacji czy też może oni sami chcieli już odejść?

Decyzja o rozstaniu z NEO i pashą została podjęta głównie przez Virtus.pro. To organizacja chciała tej przebudowy ze względu na to, że wyniki nie były takie, jakie być miały. Wiadomo jednak, że my, jako zawodnicy, odbyliśmy wcześniej jakieś rozmowy na ten temat i ostatecznie wszystko potoczyło się tak, jak się potoczyło.

Później Roman mówił, że nowy zespół ma być budowany wokół MICHA i ciebie, czyli tej dwójki, która ostatecznie została w organizacji. Rozumiem więc, że od samego początku mogłeś być pewny miejsca w zespole, nawet gdy pojawił się dopiero pierwsze przesłanki świadczące o tym, że zbliżają się zmiany?

Tak. Wizja nowego Virtus.pro polegała na tym, że zespół ma być budowany na młodych zawodnikach. Tych, którzy zostali niedawno pozyskani. Dlatego też ja jako jeden z najnowszych nabytków, bo najnowszym był morelz, miałem pewne miejsce w tym składzie.

Faktycznie było tak, jak się mówiło – że cały ten zespół to autorski pomysł Snaxa, czy też ty czy MICHU też dorzucaliście swoje trzy grosze?

Tak, to wszystko to była głównie inicjatywa Snaxa, ale nie było też tak, że to on wybrał graczy i stwierdził, że tak ma być i koniec. My też mieliśmy w tym swój udział. Na przykład TOAO do składu poleciłem ja, bo znam się z Mateuszem, graliśmy razem w AGO i uważam, że jest on naprawdę dobrym IGL-em. W Polsce mamy przecież deficyt prowadzących, a on akurat wtedy znajdował się na ławce, stąd właśnie wziął się ten pomysł.

Nie da się ukryć, że w momencie ogłaszania waszego składu można było odnieść wrażenie, że w tamtym momencie trudno byłoby zmontować coś lepszego. Cały czas marzymy o tym polskim dream teamie, złożonym z najlepszych graczy w kraju, i można powiedzieć, że ten zespół, który sformowaliście, był blisko czegoś takiego.

Szczerze to na początku też mieliśmy dobre przeczucia co do tego składu. Na papierze rzeczywiście było mocny, ale teraz myślę, że przy budowie tej drużyny za bardzo sugerowaliśmy się nickami. Po dłuższej analizie można dojść do wniosku, że ta ekipa nie była dobrze dopasowana pod względem ról. MICHU i byali to dwaj agresywni riflerzy, ja też lubię grać agresywnie ze snajperką. Do tego Snax, który nie jest może typowym agresywnym zawodnikiem, ale z jego stylu gry często wychodzi to, że faktycznie robi te agresywne zagrywki. No i TOAO, który grał defensywnie, ale zawsze powtarzał, że on też lubi być tym graczem posyłanym na pierwszy ogień. Teoretycznie więc wszystko było dobrze, ale w praktyce było inaczej.

fot. StarLadder/Igor Bezborodov

Brakowało tam kogoś, kto mógłby być takim typowym supportem.

To już nawet nie chodzi o supporta czy kogoś, kto stałby z tyłu i rzucał granaty. Potrzebny był nam ktoś, kto preferowałby pasywny styl gry. Ktoś, kto zajmowałby, czy to z CT, czy w terro, bardziej wycofane pozycje i faktycznie by to lubił. A tymczasem w tym nowym składzie było tak, że mieliśmy pięciu zawodników i każdy z nich preferował bardziej agresywny niż defensywny styl.

A byli jacyś zawodnicy, których jeszcze braliście pod uwagę, a którzy ostatecznie się w nowej drużynie nie znaleźli?

Nie. Co prawda na myśl ciągle przychodził mi GruBy, ale przez to, że wtedy odmówił, to więcej już mu tego nie proponowałem. Powstał więc określony pomysł na nowy skład i dlatego też nie szukaliśmy już żadnych innych opcji.

Pamiętam, że gdy zaprezentowano waszą drużynę, to wiele osób dziwiło się, że nie znalazło się w niej miejsce dla innocenta. Paweł był wtedy bez zespołu, miał wyrobioną markę. Wydawał się idealnym kandydatem.

W tamtym momencie nie rozważaliśmy jego kandydatury. A dlaczego? Szczerze mówiąc nie wiem. Po prostu pomysł z innocentem w żadnym momencie się wtedy nie pojawił.

Wracając jeszcze do tematu TOAO – wspomniałeś o deficycie prowadzących, o tym, że w AGO osiągaliście razem wspólne wyniki. A jednak Mateusz bardzo szybko i to bez szansy pokazania się na lanie został przez was odsunięty. Co sprawiło, że tak szybko z niego zrezygnowaliście?

Chodziło o różne sprawy wewnętrzne, które przesądziły o tym, że Mateusz został przesunięty na ławkę rezerwowych. Osobiście uważam jednak, że błędem było to, iż zmieniliśmy go tuż przed lanem, ale jak wiadomo mądry Polak po szkodzie. Tak naprawdę ten lan mógł dużo zweryfikować, powinniśmy dać mu wtedy szansę i dopiero później ewentualnie podjąć jakieś kroki. A tymczasem zrobiliśmy zmianę na dwa tygodnie przed lanem, gdzie wyjazd na zawody zaraz po czymś takim jest bez sensu, zwłaszcza że zmieniliśmy prowadzącego.

Testy, które przeprowadziliście już po odejściu Mateusza, nie były zbyt długie. Przez krótki okres testowaliście Sobola, potem przyszedł Vegi i ostatecznie został. To wynikało właśnie z faktu, że nie mieliście więcej czasu z uwagi na zbliżającego się lana?

Testowana miała być trójka graczy PACT – Vegi, Sobol i Sidney. Trzeba jednak przyznać, że Vegi bardzo się nam spodobał z uwagi na sposób, w jaki komunikował się na testach, ale też dzięki temu, jak strzelał. Prezentował bardzo fajny poziom. Chociaż trochę szkoda mi, że nie daliśmy szansy Sidneyowi, bo teraz widać, jak gra AGO, gdy on prowadzi. Wydaje mi się, że robi to dobrze i też mogliśmy mu dać okazję, by się wykazać, chociaż nie jestem pewny, czy podczas testów to on by prowadził. Ale tak można gdybać.

Co przesądziło o tym, że Sobol tak szybko odpadł?

Po prostu pod względem komunikacji wypadł słabiej niż Vegi.

No więc były te kolejne zmiany w składzie, ale trudno powiedzieć, by przyniosły one definitywną poprawę waszej gry. To były raczej pojedyncze wyskoki, jak podczas ESL Mistrzostw Polski czy też na Polskiej Lidze Esportowej. Nie było tej powtarzalności. Nie było wtedy znowu myśli, że może lepiej byłoby odejść, spróbować gdzieś indziej, bo z tego raczej nic nie będzie?

Miałem wiele takich momentów zawahania. Tak naprawdę jeszcze na kilka dni przed pozyskaniem phr-a i wyjazdem na finały PLE odbyliśmy rozmowę na TeamSpeaku, podczas której powiedziałem, że chcę odejść. Ale dyskusja trwała, pojawił się pomysł, by wziąć Tomka i dać sobie czas do końca wakacji. Na dobrą sprawę nie miałem wtedy zbyt dużego wyboru jeśli chodzi o drużyny, tym bardziej że to nie wyglądałoby tak, że poszedłbym na rezerwę i VP od razu by mnie wypuściło. Mogłoby się zdarzyć tak, że zostałbym na tej ławce na dłużej i mógłbym na niej siedzieć nawet i do końca roku. Dlatego też, mimo że pojawiły się w mojej głowie pewne myśli, przystałem na propozycję chłopaków, by jeszcze spróbować.

Niedawno MICHU w rozmowie z Weszło wspominał, że był taki moment, w którym rozważaliście kwestię transferu dychy i rallena do waszego składu. Pamiętasz tę sytuację?

Tak, pamiętam.

Michał przyznał wtedy, że jeden z was, nie powiedział konkretnie kto, chciał go odsunąć od zespołu. Możesz opowiedzieć więcej o tym wszystkim?

Nie chciałbym się za bardzo wypowiadać. Tym bardziej że widziałem w internecie wiele komentarzy, że tym kimś byłem ja.

Dlatego też właśnie pytam.

Wyjaśniałem to już na streamie, ale teraz mogę powiedzieć oficjalnie, że to nie ja byłem człowiekiem, który chciał wyrzucić MICHA z drużyny. Ale nie mogę też wyjawić, kto to był. To znaczy, nie tyle nie mogę, co po prostu nie chcę, bo uważam, że pewne rzeczy powinny pozostać wewnątrz drużyny.

Podsumowując – na przestrzeni całego roku zmieniliście trzech graczy. Najpierw był to TOAO, potem byali, a na końcu OKOLICIOUZ. O Mateuszu już rozmawialiśmy, a co z pozostałą dwójką – uważasz, że któraś z tych roszad została dokonana zbyt pochopnie i może lepiej byłoby poświęcić więcej czasu na budowanie tego zespołu takim, jakim był, niż na sklejanie go od nowa?

Na pewno można było poświęcić więcej czasu jeśli chodzi o zmiany, ale trzeba pamiętać, że zawsze mieliśmy na sobie presję czasu, przez którą wynikały później różne rzeczy. Na przykład transfer OKOLICIOUZA był związany z tym, że zwyczajnie głupio było nam prosić organizację o kolejne pieniądze, bo już wcześniej sporo wydano na graczy, a nie przyniosło to oczekiwanych skutków. Wybieraliśmy więc między wolnymi graczami i takimi, których mniej więcej znaliśmy. A nie będę ukrywał, że jeśli chodzi o to najmłodsze pokolenie zawodników w Polsce, to, które teraz aktywnie gra w Pasah Gaming School, to nie znam go. Odkąd grałem w AGO, żyłem tylko swoją drużyną, nie nawiązywałem nowych znajomości i nie obserwowałem innych, młodszych graczy. Myślę, że reszta chłopaków miała tak samo.

Stąd właśnie wziął się pomysł z zatrudnieniem OKO, który był wolnym zawodnikiem i jednocześnie znajomym MICHA. Nie wiem, na jakim stopniu było to koleżeństwo, ale często grywali ze sobą FACEITY i Michał powiedział, że OKO się wyróżnia, dlatego daliśmy mu szansę. Faktycznie na testach wszystko wyglądało fajnie, ale, szczerze powiedziawszy, zawsze tak jest. Zawodnik podczas sprawdzianów ma tę świeżość, czuć, że chce, komunikuje się, dzięki motywacji super strzela i wszystko wygląda bardzo dobrze. Ale po 2-3 dniach testów nie widać, jakim jest człowiekiem, jaki ma charakter, co się z nim dzieje, gdy przychodzi porażka albo zagra słaby mecz. Żeby weryfikować te wszystkie rzeczy, musielibyśmy sprawdzać graczy przez miesiąc, a nie mieliśmy tyle czasu. To nie działało tak jak w AGO, bo tam faktycznie mieli ten czas 2-3 miesięcy, gdy mogli wszystko sprawdzić pod kątem m.in. zachowań i podejścia. My mieliśmy kilka dni, bo zaraz zaczynały się jakieś kwalifikacje, jakiś turniej online albo lan w stylu np. ESL Mistrzostw Polski. Dlatego też wszystko musiało odbywać się w tak szybkim tempie.

Ale tego czasu nie było z uwagi na wasze nastawienie, że wszystko musi być "na wczoraj", czy to organizacja naciskała?

Trochę wynikało to z naszego nastawienia, ale też trochę z tego, czego oczekiwała od nas organizacja. Gdy odszedł byali, został nam tak naprawdę miesiąc do eliminacji do Minora, a w międzyczasie graliśmy też w ECS. To była dla nas bardzo ważna liga, bo mimo tego, że my nie reprezentowaliśmy poziomu tier 1, to mieliśmy okazję mierzyć się z zespołami na tym poziomie. Dlatego każdy kolejny tydzień w ECS-ie to była dla nas szansa. Wygranie takich rozgrywek byłoby dla takiej drużyny, jaką wtedy byliśmy, dużym sukcesem. Chcieliśmy więc od razu łatać wszystkie dziury i przechodzić do treningów, by nie tracić więcej czasu. I tak na przestrzeni pół roku zmarnowaliśmy go bardzo dużo.

A ta kwestia z niewydawaniem większej ilości pieniędzy to naprawdę tylko efekt tego, że wam było głupio prosić o kolejne gotówkowe transfery, czy sama organizacja zakręciła kurek?

To na pewno nie było tak, że przychodziliśmy całą drużyną do zarządu Virtus.pro i mówiliśmy, że potrzebujemy pieniędzy na transfer, a oni nam odpowiadali "Nie, macie radzić sobie sami". To wszystko odbywało się na zasadzie rozmów. Tak jak wspominałem, głupio nam było prosić zarząd Virtus.pro o pieniądze na kolejne transfery. A i sama organizacja, co zrozumiałe, nie chciała dokonywać żadnych większych inwestycji, zwłaszcza że już wcześniej wydała bardzo dużo.

Tak rozmawiamy o innych zawodnikach, ale zatrzymajmy się też na chwilę na tobie. Bo dla ciebie ten miniony rok pod względem indywidualnym też nie był najlepszy, nie ma co ukrywać. To było następstwo tych wszystkich problemów, o których wspomniałeś, a z którymi musieliście się mierzyć?

To na pewno był najsłabszy rok z mojej karierze, zdaję sobie z tego sprawę. Myślę, że to była kwestia wielu czynników. Nie ukrywam, że miałem takie momenty, że zwyczajnie nie chciało mi się wstać z łóżka. Podejrzewałem nawet u siebie depresję, bo naprawdę nie miałem ochoty do życia. Nawet głupie wstanie z łóżka i zrobienie sobie śniadania było czymś, co mnie przerastało. Potem przychodziłem na trening i dawałem na nim z siebie sto procent, ale po treningu był mecz i porażka, potem kolejny mecz i porażka. Tak naprawdę moja psychika była w złym stanie przez dłuższy okres istnienia tej drużyny.

Były oczywiście pomniejsze sukcesy, które dawały mi nadzieję, że będzie lepiej, że naprawdę się z tego podniesiemy i zaczniemy wygrywać. Ale to wszytko trwało krótko – czy to przy okazji PLE, czy GG League, czy też V4. To wszystko strasznie mnie budowało, ale potem znowu pojawiało się mnóstwo błędów i słabych wyników, co na pewno miało wpływ nie tylko na moją grę, ale i psychikę.

Ten brak pewności siebie był u ciebie widoczny podczas gry.

To na pewno, a przecież snajper powinien być pewny siebie. Zresztą nie tyczy się to tylko snajpera – wielu graczy z tier 1 powie, że pewność siebie jest najważniejsza i jeśli jej nie masz, to nie jesteś w stanie dawać z siebie stu procent.

Twoim zdaniem te pojedyncze sukcesy, o których wspomniałeś – właśnie PLE, V4 czy wygrane z FaZe i mouz w ECS-ie – realnie oddawały wasz rzeczywisty potencjał? Czy może były to tylko pojedyncze wyskoki, które tak naprawdę o niczym nie świadczyły?

Mieliśmy potencjał, tylko w tym ostatecznym składzie, już z phr-em, mieliśmy tak naprawdę różne zdania na temat naszej gry i tego, jak powinniśmy grać. Część drużyny wolała mieć sztywno określone role, zadania, taktyki, by każdy wiedział, za co odpowiada, inni z kolei chcieli grać typowym freestylem i raczej spontanicznie. I to właśnie przez tę różnicę poglądów nie doszliśmy nigdy do wspólnej wersji, nigdy jej nie wdrożyliśmy i myślę, że to był nasz główny problem. Gdybyśmy uregulowali to wszystko i wspólnie szli jednym torem, to byłoby nam na pewno dużo łatwiej osiągać lepsze wyniki.

Nie ma przecież co kryć, że na lanach graliśmy naprawdę dobrego CS-a – zarówno każdy z nas indywidualnie, jak i drużynowo. Przecież to, jak nasza komunikacja funkcjonowała na lanach... Myślę, że komuś z boku na pewno fajnie by się tego słuchało. Ale z kolei na meczach online wyglądało to tak, jakbyśmy byli na pogrzebie. Gdybyśmy porównali Virtus.pro w internecie i Virtus.pro na lanie, to moglibyśmy dojść do wniosku, że to dwie zupełnie inne drużyny.

fot. fb.com/www.virtus.pro

Czym była spowodowana ta różnica?

Nie mam pojęcia. Nie wiem, dlaczego tak to wyglądało, może chodziło o poziom motywacji? Trudno mi powiedzieć, ale nie oszukujmy się – dla drużyn z tier 2 czy też 3 rozgrywki w internecie często są ważniejsze niż na lanie. Bo przecież to w internecie odbywają się kwalifikacje do różnych lig, do różnych turniejów czy lanów i naprawdę trzeba reprezentować bardzo dobry poziom także w sieci.

Wcześniej mówiłeś o braku w waszym zespole zawodnika o bardziej defensywnym usposobieniu. Ale w tym waszym ostatnim składzie był już phr, który takim graczem niewątpliwie jest, a jednak trudno powiedzieć, by wraz z nim osiągane przez was wyniki jakoś drastycznie się poprawiły.

Spójrzmy na to z perspektywy lanów. Podczas Polskiej Ligi Esportowej pokonaliśmy w finale Aristocracy. Podczas Good Game League przegraliśmy półfinał z Tricked dopiero na trzeciej mapie, a tak to gralibyśmy finał z G2 Esports.

Tak, ale w internecie już tak dobrze nie było.

Owszem, w internecie nie było tego widać, ale już na lanach osiągaliśmy dużo lepsze wyniki po tym, jak doszedł do nas zawodnik defensywny. Z perspektywy czasu można stwierdzić, że wprowadzenie phr-a było czymś dobrym i szkoda, że nie mieliśmy kogoś o takim usposobieniu wcześniej.

Jeśli chodzi o rozgrywki internetowe, to nie mogę nie wspomnieć o ESEA Mountain Dew League, gdzie rozegraliście katastrofalny sezon, utrzymanie zapewniając sobie dopiero w barażach. Wyglądało to momentami tak, jakbyście zapomnieli, jak się gra w Counter-Strike'a.

Tak naprawdę to szkoda komentować to, co działo się w ESL Mistrzostwach Polski czy MDL-u. Dla mnie jest to osobiście wielki cios. Nie wyobrażałem sobie nawet, że do takiej sytuacji może dojść, więc to, co się wydarzyło, jest dla mnie kompromitacją.

Nie sądzisz, że byłoby wam troszeczkę łatwiej, przynajmniej pod kątem psychicznym, gdyby nie ten ciężar i marka nazwy Virtus.pro?

Nie mogę tu odpowiadać za wszystkich, ale myślę, że mi na pewno byłoby łatwiej. Choćby dlatego, że wielu ludzi krytykowało mnie za moją grę. Z drugiej strony jest to jednak dla mnie oczywiście zrozumiałe, bo, nie oszukujmy się, ten rok nie był dobry.

Czy brak presji związanej z VP odciążyłby nas psychicznie? Być może łatwiej byłoby nam trawić porażki, ale – biorąc pod uwagę częste podziały dotyczące stylu gry – wątpię, by nasza gra i funkcjonowanie jako drużyna miały ulec poprawie.

W którym momencie pojawiły się pierwszy sygnały od organizacji sugerujące, że trzeba będzie się pożegnać?

Szczerze mówiąc, takich sygnałów nie było. Na przestrzeni listopada i grudnia spodziewaliśmy się, że taka decyzja może zostać podjęta, ale wyrzucenie nas czy też przesunięcie na ławkę rezerwowych nie było nam wcześniej ogłoszone.

Przed wyjazdem na cs_summit nie mieliście pojęcia, co na was czeka dzień po zakończeniu turnieju?

Jadąc do Los Angeles, wiedzieliśmy oczywiście o plotkach mówiących, iż VP przejmie skład AVANGAR. Spodziewaliśmy się więc takiego rozwoju sytuacji, ale oficjalnej informacji od organizacji jeszcze wtedy nie było.

Myślisz, że gdyby Roman Dvoryankin, uważany przez społeczność za orędownika polskiego Virtus.pro, nie odszedł z organizacji, to wy też dalej bylibyście jej częścią?

Może i zostalibyśmy w organizacji, ale tak naprawdę to nie miałoby sensu, bo my sami nie chcieliśmy już raczej wspólnie grać. Roman w grudniu zdawał już sobie z tego sprawę, więc musiało się to skończyć tak, jak się skończyło.

Czyli gdyby nie zakończono projektu polskiego VP, to na początku tego roku doszłoby do kolejnych roszad w zespole?

Albo zmiany, albo totalny rozpad – trudno mi to określić.

Zatem ty też jeszcze przed decyzją VP rozważałeś opuszczenie formacji?

Nasze wyniki oraz częste problemy z dogadaniem się były dla mnie znakiem, że nie ma sensu tego kontynuować. Wtedy było już jednak troszeczkę za późno na zostanie wolnym zawodnikiem, bo przedłużyłem już swój kontrakt, nie tak jak MICHU.

To, że MICHU nie podpisał nowej umowy, było dla ciebie impulsem do zastanowienia się nad własną przyszłością?

Po części tak, choć mimo wszystko moim zdaniem nie ma graczy niezastąpionych. Samo odejście MICHA nie miało jednak dla mnie aż tak wielkiego znaczenia. Po prostu nic nie funkcjonowało tak, jak powinno i dlatego ciągnięcie tego było bezcelowe. Jeżeli nie kierujemy się jedną myślą i nie mamy jednego stylu, w który każdy z nas wierzy, to nie jesteśmy drużyną i granie na poziomie wyższym niż tier 2 czy tier 3 nie ma sensu.

A jednak wystąpiłeś jeszcze z chłopakami w eliminacjach do Katowic i Lipska.

Mieliśmy przerwę, po której ustaliliśmy, że dajemy sobie czas do końca stycznia. W trakcie przerwy odpocząłem trochę i zregenerowałem się psychicznie. Byłem nastawiony na jeszcze jedną próbę, ale po tygodniu treningów wszystkie złe myśli, wspomnienia i uczucia, które wpływały też na moje życie prywatne, wróciły i sprawiły, że nie chciałem już kontynuować tej przygody.

Jakby tak się przyjrzeć opiniom i komentarzom krążącym po internecie, to wiele osób uważa, że osobą, która mogłaby wprowadzać niezdrową atmosferę w zespole, jest Snax, na którym ciąży łatka trudnej osoby. Jak wyglądało to wewnątrz zespołu?

Problemów w drużynie było mnóstwo, a ja uważam, że wina nigdy nie spoczywa na jednej osobie. Moim zdaniem każdy z nas może mieć sobie coś do zarzucenia. Część zespołu chciała grać tak, część inaczej i często nie potrafiliśmy pójść na kompromis. A nawet jeśli już się to udawało, to często nasze działania nie przynosiły żadnych efektów. Ja jako snajper, grając freestyle'owo, często nie wiedziałem, za co odpowiadam. Jak oglądam teraz POV-y innych snajperów, to często funkcjonuje to tak, że po stronie terrorystów drużyny mają ułożoną grę i snajper zna swoje zadania. Kiedy drużyna wchodzi na dany BS, on pilnuje jednej pozycji – krótko mówiąc jest to ustalone z góry. Ja w takim freestyle'u, gdzie nikt nie ma przypisanej roli, nie odnajdywałem się.

Wracając do pytania, to nie jest tak, że jeden człowiek odpowiada za całe szkody. Wina tkwi w każdym z nas, bo nie potrafiliśmy się dogadać. Dopóki współpracowaliśmy z psychologiem, to było okej. Z nieznanego mi powodu, choć na pewno nie była nim decyzja psychologa, współpraca ta nie była jednak kontynuowana. Od tamtej pory wszystko zaczęło się sypać i nie było sensu kontynuować wspólnej gry.

W takim razie historia trochę zatoczyła koło, bo w przypadku poprzedniego składu Virtus.pro też wiele mówiło się o braku współpracy z psychologiem.

W nowym składzie każdy chciał korzystać z pomocy psychologa, ale pojawiły się różne przeszkody niezależne od nas, które sprawiły, że współpraca nie była kontynuowana.

A jak długo ta współpraca w ogóle trwała?

Od kwietnia do października.

Dość długo.

To prawda. A patrząc na lany, widać było, że robimy progres. Tak samo było w kwestii więzi w drużynie. Kiedy psycholog był na miejscu, mogliśmy wszyscy wspólnie pogadać, mogliśmy wyrzucić z siebie, co nas denerwuje w każdym z nas osobna. Te rozmowy moim zdaniem były naprawdę produktywne i sensowne; pozwalały robić progres. W październiku współpraca się jednak urwała, co, jak wiemy, z dnia na dzień odbiło się na naszych wynikach.

Czyli co – to organizacja podjęła decyzję o zakończeniu współpracy z psychologiem?

Nie wiem, na jakiej zasadzie to wszystko się wydarzyło i dlaczego stało się to, co się stało.

Gdy przedstawiałeś swoje plany na nowy rok, wspomniałeś, że będziesz szukał nowych wyzwań. Jakie rodzaju będą to wyzwania?

Tak naprawdę nie mam jeszcze nic sprecyzowanego. Jestem otwarty na wszelakie propozycje i jeżeli dostanę jakąkolwiek, to na pewno ją rozważę. Chciałbym funkcjonować w drużynie, która ma określone role, jest zbudowana z pomysłem, gdzie każdy członek ekipy wchodzi do jednej rzeki. Chciałbym, żebyśmy funkcjonowali jak typowy zespół, który ma jakiś ustalony cel i chce go osiągnąć.

Część polskich graczy zdecydowała się podczas niedawnej szufli wyjechać za granicę – jak w tym kontekście wyglądają twoje plany?

Jeśli udałoby się zbudować fajny skład w Polsce, to myślę, że chciałbym tu zostać. Jeżeli pojawiłaby się fajna oferta z zagranicy, to na pewno też bym ją jednak przemyślał. Niemniej pozostanie w kraju jest tym, czego pragnę, bo miło byłoby zbudować skład właśnie tu, by reprezentować naszą ojczyznę. Brakuje rodzimej drużyny, która faktycznie osiągałaby dobre wyniki i z którą ludzie w Polsce mogliby się utożsamiać. Długo mieliśmy Virtus.pro, ale teraz tak naprawdę brakuje fanbase'u, który wspierałby daną drużynę. W najlepszej trzydziestce świata nie ma teraz chyba ani jednej polskiej formacji, może poza ex-VP, ale i te punkty wkrótce się skończą.

Opcje na pewno jakieś są – bez drużyny pozostają przecież chociażby byli gracze ARCY.

Nie zapominajmy też o dużej liczbie młodych graczy grających w PGS-ie czy różnych miksach. Gdyby chciało się trochę poszukać, to na pewno dałoby się zbudować skład, któremu można by dać szansę na rozwój i sprawdzić jego funkcjonowanie. Wracając do czasów AGO, kiedy Furlan i GruBy dobrali do siebie naszą trójkę, też można było wtedy powiedzieć, że nie ma wielu zawodników. A jednak wraz z naszą trójką udało się zbudować coś fajnego, choć przecież wcześniej w INETKOX nie reprezentowaliśmy jakiegoś super poziomu, nie wygrywaliśmy z europejskimi składami.

Z perspektywy czasu żałujesz transferu do Virtus.pro?

I tak, i nie. Zależy jak na to spojrzeć. Uważam, że przez te półtora roku rozwinąłem się jako gracz, jeśli chodzi o taką czystą wiedzę na temat CS-a. Jeśli chodzi o poziom indywidualny, myślę, że zrobiłem regres. Wiedzy na temat gry, która w VP została mi dostarczona głównie przez kubena, nikt już mi jednak nie zabierze, a formę indywidualną zawsze można wypracować. To kwestia psychiki, odpowiedniego nastawienia głowy i po prostu treningu. Wkrótce to przyjdzie.

Śledź rozmówcę na Twitterze – Michał "snatchie" Rudzki
Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn