W przeciwieństwie do wielu moich branżowych kolegów nie mam za sobą lat doświadczeń i nie zaczynałem przygody z esportem, gdy sukcesy święcił PGS z Loordem, kubenem, Luqiem, TaZem I NEO. Oczywiście pogrywałem ze znajomymi w CS-a 1.6 na lekcjach informatyki i zdawałem sobie świadomość z istnienia zjawiska zwanego „e-sportem” (ten brzydki łącznik!), ale przełom nastąpił dopiero w 2014 roku.

Tak, tak, w tym 2014 roku, w którym Virtus.pro sięgało po triumf na Majorze w Katowicach. Zakładam, że gdyby ten turniej, zwycięski dla Polaków, odbił się w jakimkolwiek innym miejscu świata, to jego oddziaływanie na polską społeczność nie byłoby tak ogromne. Ale finalnie VP wzniosło puchar mistrzowski właśnie w stolicy Górnego Śląska, co rozpoczęło ciąg pewny wydarzeń, dzięki którym i niżej podpisany może zajmować się dziś tym, czym się zajmuje.

Dla mnie więc polski esport = Katowice. Gdyby nie zawody Katowicach, prawdopodobnie nigdy na poważnie nie zainteresowałbym się tematem. I nie tylko ja, bo podobnie sprawa miała się zapewne z ogromną liczbą youtuberów, którzy na fali euforii po katowickim Majorze szybko zmienili content na swoich kanałach, nagrywając Counter-Strike'a. Dziś możemy się z tego śmiać, ale to właśnie chwilowy zachwyt produkcją Valve ze strony Gimpera, Mandzia, Stuu, Karolka i innych osób, które na co dzień publikują materiały na YouTubie, sprawił, że do CS:GO przybyła nowa fala młodych kibiców.

To także dzięki tamtym zawodom wypłynął izak, który spośród wszystkich osób nagrywających CS:GO posiadał zdecydowanie największe umiejętności oraz pewne doświadczenie z komentowaniem. Z kolei młodzież żądna nowej treści szukała kogoś, kto nauczy ją, jak się gra. Trafiło na Piotrka i chociaż poziom popularności, jaki osiąga on dziś, to już jego zasługa, tak pierwszy krok pomogła mu postawić atmosfera wytworzona po zakończeniu EMS One Katowice.

Zresztą żaden inny event (albo prawie żaden) nie ma takiej mocy przebijania się do mainstreamu. Zawsze, gdy nadchodzi kolejny IEM, media, w których na co dzień esportu raczej nie uświadczymy, wspominają o turnieju, o kibicach. Prezentują obrazy, które ukazują naszą społeczność w sposób pozytywny, jakże odmienny od klasycznej retoryki na temat brutalnych gier wychowujących nowe pokolenia przyszłych morderców. Może to tylko moje wrażenie, ale wydaje mi się, że przy okazji katowickiej imprezy dyskurs ten przybiera o wiele bardziej rzeczową formę, ograniczając jednocześnie napływ opinii popartych tylko emocjami, a nie nauką.

Impreza w Katowicach ma więc niebagatelny wpływ na kształtowanie wizerunku całej branży. Dla osób nieobeznanych z tematem może one być nawet synonimem polskiego esportu, ale nawet ja, który już trochę lat spędził w tym otoczeniu, jestem skłonny do takiej tezy. Jak wspomniałem, dla mnie polski esport = Katowice. Gdyby nie popularność, rozgłos i prestiż, jaki niesie za sobą IEM Katowice, to kto wie, czy dziś nasze podwórko byłoby rozwinięte w takim stopniu, w jakim jest. Bo przecież, chociaż wyniki od pewnego czasu mamy raczej przeciętne, to pod względem poziomu czysto organizacyjnego nie mamy się czego wstydzić.

Ale to wszystko musiało się gdzieś zacząć. Dla mnie zaczęło się w Katowicach.