Na temat MIBR powstało na łamach naszego serwisu już wiele elaboratów – większość autorstwa mojego redakcyjnego kolegi, Tomka Jóźwika (którego cykl QuickScope możecie znaleźć pod tym adresem). Niemniej i ja chciałbym dorzucić swoje trzy grosze, bo okazja jest ku temu przednia. Wszak pięciu Brazylijczyków właśnie pożegnało się z ESL One Cologne 2020 w stylu, który jednocześnie zachwytu nie wzbudza, ale też fanom Latynosów jest od wielu miesięcy dobrze znany.
Dwa mecze wystarczyły, by dla FalleNa i jego podkomendnych przygoda z internetowymi zawodami dobiegła końca. Oczywiście, trzeba im oddać, że w spotkaniu z FaZe Clanem nawet powalczyli. Ba, urwali mapę! Na Inferno też byli wcale nie tak daleko wygranej. Problem w tym, że ciągle musimy dopisywać jakieś "ale", jak np. "ale ta mapa z FaZe nie miała ostatecznie większego znaczenia" albo "ale co z tego, że nie byli daleko, skoro w kluczowym momencie i tak polegli". Pal licho, gdyby takie coś było jednorazową wpadką, ale MIBR dostarcza swoim kibicom wątpliwej jakości doznań już od wielu miesięcy, a kolejne roszady personalne (w trakcie nieco ponad dwóch lat przez skład przewinęło się w sumie dwunastu graczy) niewiele w tej materii poprawiły. Można nawet odnieść wrażenie, że z każdą kolejną zmianą jest coraz gorzej, chociaż miało być coraz lepiej. Fatum jakieś czy coś.
Nie da się zresztą ukryć, że eufemistycznie ujmując słaby występ Brazylijczyków to woda na młyn tych, którzy przed startem ESL One narzekali na dokooptowanie występującej na co dzień w Ameryce Północnej ekipy do dywizji europejskiej. Jeszcze przed startem turnieju można było mieć nadzieję, że latynoski skład wprowadzi trochę orientu i pomoże przełamać znużenie, które towarzyszy nam od wielu miesięcy, a którego przyczyną są nieustanne pojedynki tych samych drużyn. Ale cóż, nim zdążyliśmy nacieszyć się jakąś odmianą, FalleNa i spółki już nie było. Nikt więc na dobrą sprawę na tym nie zyskał. MIBR nie miał na dobre szansy, by móc dłużej posprawdzać samego siebie na tle mocniejszych zespołów ze Starego Kontynentu, natomiast kibice koniec końców nadal będą oglądać te same nicki, co zawsze. Cóż, oby chociaż ten bootcamp, na który piątka z Kraju Kawy tu przybyła, okazał się jakkolwiek produktywny. Chciałem napisać "bardziej produktywny niż występ na ESL One Cologne", ale nie będę kopać leżącego.
Ale bez wątpienia Canarinhos sami sobie od dawna nie pomagają. Można odnieść wrażenie, że Latynosom najbardziej potrzebna jest teraz cisza. Spokój, który pomógłby im przepracować to, co przepracować trzeba, by potem można było z czystą głową podjąć próbę powrotu na szczyt. Ale w tym wypadku o spokoju mowy nie ma, bo skład z Ameryki Południowej robi wszystko, by było o nim słychać. Szkoda tylko, że nie zachwycamy się świetnymi, pamiętnymi zagraniami, a po prostu bierzemy popcorn w dłoń, by śledzić dramy na Twitterze. Bo to właśnie w mediach społecznościowych dzieje się w przypadku MIBR najwięcej i tak było nawet już podczas zawodów od ESL tuż przed meczem z FaZe Clanem. – Jeżeli spędzasz noc przed meczem, który musisz wygrać, na kłótniach niczym rozdrażnione dziecko, to przynajmniej mógłbyś potem pokazać się indywidualnie z dobrej strony podczas spotkania. Absolutnie żenujące – w ten sposób Richard Lewis odniósł się do socialmediowych sporów pomiędzy TACO a steelem z Chaos. Warto w tym miejscu dodać, że de Melo starcie z FaZe zakończył z zaledwie 33 fragami zdobytymi w trakcie 74 rund.
W tym wszystkim najbardziej szkoda GODSENT. Bo to właśnie podopieczni Szwedzkiej organizacji prawdopodobnie otrzymaliby zaproszenie na turniej, gdyby akurat MIBR nie postanowił odwiedzić Europy. Oczywiście pewności, że podopieczni Devilwalka wypadliby lepiej niż Brazylijczycy nie mam – jasnowidzem jeszcze nie jestem. Ale nawet jeśli zaprezentowaliby oni CS-a podobnie marnej jakości, to niesmak pozostały po takim występie byłby jednak nieco mniejszy. To znaczy, wtedy nie miałbym poczucia, że ten slot, który otrzymała drużyna FalleNa, został po prostu zmarnowany. Bo tak, uważam, że owy slot zmarnowano. MIBR od dawna niczego sobą nie reprezentował, a trzeba pamiętać, że w tym roku mierzył się głównie z ekipami z wyraźnie słabszego północnoamerykańskiego podwórka. Mało prawdopodobne było więc, że nagle Brazylijczycy się przebudzą, poczują przypływ nowych sił i kilka tygodni po tym, jak zebrali oklep w cs_summit zaczną nagle mierzyć się z europejskimi potęgami jak równy z równym.
Jak już wiemy, o równej walce nie było mowy. Najpierw G2 obnażyło wszystkie niedociągnięcia w grze Latynosów, a zdecydowanie było co obnażać. Potem natomiast FaZe pokazał podopiecznym deada co to znaczy grać do końca, bo najwyraźniej i ten termin jest im obcy. Trudno więc mówić tutaj, że MIBR faktycznie stanął na linii startu ESL One. Bardziej możemy uznać to za gościnny występ w ramach europejskich wakacji. Szkoda tylko, że był to występ aż tak słaby.