Sezon 97/98 był dla Chicago Bulls końcem epoki. Już w jego trakcie stało się jasne, że piękna historia powoli zmierza ku końcowi, wszyscy chcieli więc zakończyć ją z przytupem. To miał być ostatni taniec legendarnej ekipy, która w latach 90. zdominowała NBA – i był, bo Michael Jordan i spółka ostatecznie sięgnęli po szósty mistrzowski tytuł. Takie pożegnania bez wątpienia się pamięta, zwłaszcza że tamte rozgrywki wcale nie były dla Byków łatwe. Czy w taki sam sposób będziemy wspominać ostatni taniec Nikoli "NiKo" Kovača?

Bośniak status gwiazdy wywalczył sobie jeszcze w mousesports, które w czasach jego gry wcale nie było zaliczane do ścisłego światowego topu. Ba, wielokrotnie nawoływano do uwolnienia Kovača, który zdaniem wielu miał się po prostu w szeregach popularnych Myszy marnować. I coś w tym było, bo to właśnie na jego barkach bardzo często spoczywała odpowiedzialność za osiągane wyniki, a na wsparcie znacząco słabszych od niego kolegów nie mógł za bardzo liczyć. Wybawienie przyszło na początku 2017 roku. To właśnie wtedy rękę (grubą gotówkę) wyciągnął mający mocarstwowe ambicje FaZe Clan, który budował zespół złożony z samych gwiazd. A NiKo miał być jednym z elementów tego widowiskowego gwiazdozbioru.

Od tego czasu minęło trzy i pół roku. Okres długi i chyba jednak rozczarowujący. No dobra, FaZe w tym czasie wygrało kilka turniejów, ale właśnie – tylko kilka. Dziesięć lanowych triumfów zdecydowanie na kolana nie powala. Ale nie to jest największym problemem – większym jest to, że na siłę próbowano w zespole zrobić z Kovača prowadzącego. Pisałem o tym już w innym tekście, więc nie będę dublować sam siebie, ale fakty są takie, że ogromny potencjał, jaki Bośniak zdecydowanie posiada, był ograniczany obowiązkami związanymi z kwestią taktyczną. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że mimo wszystko to właśnie on w 2020 roku wypracował najlepsze statystyki spośród wszystkich graczy FaZe. Wnioski nasuwają się same.

Zresztą, międzynarodowy skład od stycznia głównie zawodził, częściej będąc obiektem docinek i drwin niż zachwytów. Nawet przeprowadzone zmiany kadrowe niczego nie zmieniały, bo wyniki nadal były takie, jak kawa, którą właśnie dopijam podczas pisania tego tekstu – słabe. I dopiero IEM New York: Online przyniosło zespołowi pierwsze od blisko roku mistrzostwo. Jedenaście długich miesięcy oczekiwania na sukces nie przystoi składowi, na który składają się takie nicki, jak coldzera, rain czy NiKo właśnie. Jedenaście miesięcy wpadek, niepowodzeń i rozczarowań. Aż w końcu nadszedł IEM – co prawda nie na lanie, w tylko w internecie, ale to nadal IEM. Turniej, który zawsze dobrze jest wygrać, bo to prestiż.

I tak się zdarzyło, że przez ostatnie dni to nie było już to wyśmiewane FaZe. O nie – zamiast tego broky był Scottiem Pippenem, coldzera Dennisem Rodmanem, a NiKo Michaelem Jordanem. Każdy znał swoje miejsce i chociaż sama gra momentami nie była wcale piękna, to liczył się cel. Cel, który udało się osiągnąć w być może ostatnim wspólnym występie. Bo przecież niewykluczone, że dla podopiecznych YNk to także był ostatni taniec w dotychczasowym składzie. Albo przynajmniej jeden z ostatnich.

Plotki o przenosinach NiKo do G2 Esports nadal są żywe. I nadal ruch ten z perspektywy samego Bośniaka wydaje się jak najbardziej zasadny, bo FaZe zdecydowanie stało się dla niego za małe. Nieodpowiednie. G2 natomiast szuka remedium na swoje problemy, którym może być właśnie Kovač. Bo tego, że jeszcze nie raz zatańczy on na serwerze, sprawiając, że nasze ręce złożą się do oklasków, jesteśmy pewni. Prędzej czy później tak się stanie. A gdy ten moment nadzejdzie, miło byłoby, by 23-latek pożegnał się z przytupem tak, jak to czynią mistrzowie.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn