Esportowi dziennikarze często zmagają się z niemałym problem w tłumaczeniu kluczowego dla branży słowa. Chodzi tutaj konkretnie o angielskie "consistent", które mniej lub bardziej oznacza kogoś, kto regularnie prezentuje dany poziom. Zazwyczaj używa się go w kontekście najlepszych graczy, czy tych, którzy od dłuższego czasu utrzymują się na topowym poziomie rozgrywek. W półświatku League of Legends idealnym przykładem takiego gracza jest Lee "Faker" Sang-hyeok. Jednak mi "consistent" zawsze będzie się kojarzyło z europejską legendą, której nikt nie dorównuje stażem na najwyższym poziomie i głodem zdobywania sukcesów. Mowa tutaj o Martinie "Rekklesie" Larssonie.

Mało kto z was zapewne wie, jak długo faktycznie Szwed istnieje na profesjonalnej scenie. Oficjalnie na najwyższy poziom rozgrywek wkroczył on dopiero w 2014 roku, jednakże już wtedy jego nazwisko było znane wśród zachodnich drużyn. Rekkles zaistniał na profesjonalnej scenie LoL-a w 2012 roku, zaczynając przygodę od epizodów w takich drużynach jak Playing Ducks czy PAH. Jego talent szybko został dostrzeżony przez skautów Fnatic, którzy nie czekali z zatrudnieniem go. Dla wtedy szesnastoletniego strzelca zaczynająca się ścieżka była ogromną szansą, a zarazem ogromnym wyzwaniem. Pomarańczowo-czarni byli przecież wtedy, i nadal zresztą są, jedną z największych, jak nie największą, organizacją esportową w Europie.

CZYTAJ TEŻ:
Rekkles: Muszę zacząć dawać z siebie 100%, a nie 90%, które zazwyczaj daję

Niefortunnie dla Szweda, nie mógł on dołączyć do głównego składu zespołu, wszak EU LCS miało pewne restrykcje związane z wiekiem zawodników. Rekkles był za młody, żeby wziąć udział w nowopowstałej lidze. To nie było jednak przeszkodą w rozwoju nowego nabytku, jako że organizacja zdecydowała się stworzyć Fnatic.Beta, drugi, pewnego rodzaju "zastępczy" zespół. Jego jasnym celem było jednak to, aby Rekkles mógł brać aktywny udział w rozgrywkach niższego szczebla, co niewątpliwie dawało mu niezbędną przestrzeń do rywalizacji i dalszego doskonalenia swoich umiejętności. Do głównego zespołu dołączył on wraz ze startem 4. sezonu. Już w swoim pierwszym splicie rozgrywek, które w przyszłości zamienią się w League of Legends European Championship, Rekkles zdobył swoje pierwsze mistrzostwo.

Jedyny niefortunny (super)romans

Jak się okazało, lojalność Larssona bardzo wcześnie została poddana testowi. Po nieudanym turnieju, jakim był Worlds 2014, który Fnatic zakończyło na fazie grupowej, strzelec został zwabiony do Alliance, projektu dosyć intrygującego. Intrygującego, ponieważ stała za nim idea pierwszego europejskiego superteamu. I to niebezpodstawnie, wszak tworzyły go także takie nazwiska jak Henrik "Froggen" Hansen czy Ilyas "Shook" Hartsema, które wówczas były uważane za śmietankę europejskiego LoL-a. Alliance miało być najlepszą formacją w historii zachodniego LoL-a. Dla młodego, niedoświadczonego zawodnika to wystarczająca przynęta. Nie było jednak kolorowo, a superdrużyna okazała się być w 2015 roku czymś bardziej w rodzaju superwtopy. Nieudana wiosna sprawiła, że syn marnotrawny wrócił do Fnatic. I to w jakim stylu.

Kolejny puchar, zostanie częścią All-Pro Teamu (który w zasadzie składał się jedynie z piątki Fnatic), a także fantastyczny występ na Mistrzostwach Świata, bo pomarańczowo-czarni dotarli aż do półfinału. Ten ogromny dla Starego Kontynentu sukces umocnił pozycję Rekklesa jako jej czołowego przedstawiciela i co ważniejsze, jako jednego z głównych kandydatów kontynentu do podniesienia Pucharu Przywoływacza. W zasadzie sam strzelec powtarzał ciągle, że jedynie czego pragnie, to wygrywać i zostać najlepszym. I to właśnie jest sporą częścią fenomenu Rekklesa. Jego gadanie nigdy nie kończy się na pustych słowach.

Nie ma na scenie LoL-a chyba większego perfekcjonisty. Wskażcie mi kogoś, kto ciężej pracuje nad sobą i bardziej pragnie wygrania najważniejszego turnieju w kalendarzu. W żadnych rozgrywkach nie zadowoli go nic poza zwycięstwem. Szwed do dzisiaj sumiennie utrzymuje takie podejście, co podkreślił, chociażby w rozmowie z Ashley Kang, tuż przed rozpoczęciem głównego etapu Worlds 2020. – Chcę wygrać Worldsy, ponieważ bez tego nigdy nie będę w stanie odejść z League of Legends i powiedzieć "zacząłem grać profesjonalnie, bo chciałem zostać najlepszy i zostałem najlepszy, bo wygrałem Worlds". W innym wypadku zawsze znajdzie się ktoś, kto powie "Nie, ten zrobił więcej od ciebie. Ten wygrał więcej od ciebie".

Quo Vadis, Rekkles?

Lata jednak mijają, pucharów Europy w gablocie trochę przybyło, tak jak i tytułów MVP, a Fnatic z Rekklesem w szeregach wzięło udział w ostatnich czterech Mistrzostwach Świata. Jak się sprawdzają starania Larssona? Jeden finał i trzy ćwierćfinały. Zawsze mu czegoś brakowało. Może i nie jestem magistrem z psychologii, lecz wydaję mi się, że większość ludzi coś takiego by po prostu dobiło. W końcu ileż razy można wstawać z kolan?

Ale nie Rekklesa. Szwed, tak jak zaznaczyłem na wstępie, jest prawdziwym odzwierciedleniem popularnego "consistent". Oceniając jego ośmioletnią drogę, łatwo można zauważyć także jego pozostałe cechy, które czynią z niego prawdziwego sportowca. Nieustępliwość w kroczeniu do swoich celów. Odwieczna ciężka praca nad sobą. Nie poddawanie się po porażce. Ciągły głód rywalizacji i bycia najlepszym. Charakter 24-latka i uparte dążenie do zapisania się na kartach historii światowego League of Legends sprawia, że dla mnie Rekkles jest graczem kompletnym. Najważniejszym w historii Starego Kontynentu. I osobiście nie patrzę już zbytnio na to, czy zdobędzie Puchar Przywoływacza, czy nie. Dla mnie już stworzył historię nie do powtórzenia. Co nie zmienia faktu, że wciąż jest w stanie po niego sięgnąć.

 Śledź autora na Twitterze – Mateusz Miter