Patryk "Mystiques" Piórkowski zaliczył już przygodę w League of Legends European Championship i w Ultralidze. Przyszedł czas na coś nowego. Wspierający dołącza do akademii Evil Geniuses, a w rozmowie z nami poznacie kulisy tego transferu, a także masę przemyśleń gracza na temat kończącego się roku i własnej kariery.

Wywiad został przeprowadzony 30 listopada 2020.


Mateusz Miter: To jak, zostajesz na święta w Polsce czy spędzasz je już w Kalifornii?

Patryk "Mystiques" Piórkowski: Szczerze mówiąc, nie wiem. Sporo tutaj zależy od wizy. Samo Evil Geniuses nie dało mi jeszcze konkretnie znać, kiedy mam pojawić się w Ameryce, chociaż do tej pory była mowa o styczniu. Może być wcześniej, może być później, ale mi to nie przeszkadza, jako że osobiście nie obchodzę zbytnio świąt Bożego Narodzenia. 

Zakładam, że w związku z twoimi przenosinami na drugą stronę Atlantyku nie dostałeś żadnej zadowalającej oferty z LEC?

Było tak; oferty z LEC finalnie nie dostałem ani jednej. Na początku dostałem propozycję wzięcia udziału w testach do nowego składu Astralis, ale po dwóch tygodniach, które miałem czekać, okazało się, że ich jednak nie będzie. Z góry podpisali oni promisqa i Jesklę. 

Następnie przez długi czas czekałem i pojawiła się możliwość testów do Misfits. Nie było tak naprawdę jasne, czy do ich składu w LEC, czy do akademii. W każdym razie zagrałem tam trzy gry, ale prawda jest taka, że odbyły się one tuż po tym, kiedy zakończyłem miesięczną przerwę od rozgrywki. Wróciłem do Poznania i po trzech dniach grania w LoL-a wziąłem udział w tych tryoutach i, jak można się domyślić, poszły mi bardzo kiepsko. 

Po miesiącu przerwy od gry kompletnie to nie dziwi. 

Swoją drogą, te testy miały bardzo dziwną formę. Złożono z nas randomową sklejkę pięciu graczy i graliśmy z akademią Misfits. To było zresztą w momencie, kiedy oni wygrali mistrzostwa Francji, więc byli w bardzo dobrej formie. My jako sklejka dobrych zawodników z różnych zespołów nie mieliśmy szans przeciwko nim, zwłaszcza że byli już jedną z najlepszych drużyn w ERL-u. Osobiście również nie zagrałem dobrze, ale w ogóle nie byłem na siebie zły ze względu na okoliczności. 

Sklejona na szybko piątka nie miała w zasadzie żadnych szans na sukces.

Według mnie te testy są po części niepotrzebne i nie do końca pokazują, czy ktoś jest dobry. Na szybko robione składy, które można po prostu wyciągnąć z solo queue, nigdy nie będą miały szans w meczu z akademią, która właśnie wygrała krajowe mistrzostwo.

Dlatego po odrzuceniu z Misfits, które nastąpiło po tych trzech grach, znowuż zaczęła się przerwa od testów. Nie dostawałem propozycji, więc odezwałem się do Petera Duna. Byłem zainteresowany spróbowaniem sił w wild card regionie, takim jak Brazylia, Rosja czy nawet Australia, a on ma sporo kontaktów. W międzyczasie naturalnie kontaktowałem się z każdą formacją z LEC i z LCS, ale żadna nie była zainteresowana. 

I jak, był jakiś odzew z regionów dzikiej karty?

Dostałem propozycję grania w Papara SuperMassive, gdzie tak naprawdę miałem mieć możliwość dobrania całego zespołu pod siebie. Miałbym być odpowiedzialny za dobranie gracza na każdą pozycję i ustalenia celów na Spring Split. Ale na koniec dostałem też propozycję od Evil Geniuses. 

Gdzie w międzyczasie pozycję head coacha objął Peter Dun.

Tak i to on do mnie napisał z pytaniem, czy udało mi się coś znaleźć. Zaproponował mi wtedy angaż w akademii EG i dodał, że jest również szansa na występowanie w LCS w głównym składzie.

Dla mnie to było ogromnie ważne, jako że Peter Dun okazał się być jedyną osobą, która chciała mnie w swoim zespole i okazała mi szacunek. Pokazał, że szanuje to jak gram w LoL-a i jakim jestem graczem. Dał mi też jasno do zrozumienia, że wierzy we mnie jako osobę. Kiedy sobie to uświadomiłem, od razu dałem mu znać, że nieważne już, jakie oferty dostanę w przyszłości, chcę iść grać do niego.

Tym bardziej że jasno zakomunikował, że jest w przyszłości szansa gry w LCS.

Szczerze mówiąc, moim głównym celem nie jest pojechanie tam, aby grać w LCS. Kiedyś miałem podejście, że chcę wygryźć głównego gracza i rywalizować w głównym składzie, ale przekonałem się, że jest to bardzo toksyczne podejście. Niszczy to psychikę. Moim głównym celem jest bycie zadowolonym z tego jak gram, bycie szczerym ze sobą i rozwijanie się. Jeżeli to mi się uda, to gra w głównym zespole powinna przyjść sama. 

Zresztą, bycie od razu w głównym składzie wiąże się jednocześnie z dodatkową dawką stresu, dlatego też nie zależy mi od razu tak bardzo na tym. Jadę tam, ponieważ Peter Dun od początku okazał mną zainteresowanie i mocno we mnie wierzy.

Jakie jest w takim razie twoje podejście do współpracy z IgNarem?

IgNar jest jednym z tych graczy, których z pewnością byłem fanem od kilku lat. Odkąd zacząłem swoją przygodę z LoL-em, wielu supportom z całego świata kibicuje i od wielu z nich się uczę. Poza IgNarem mogę wymienić tutaj Matę, MadLife'a, Aphromoo, CoreJJa, SwordArta, Crispa, Hylissanga czy też Minga. Na nich często wzorowałem się w poprawianiu swojego stylu.

W przypadku IgNara wydaje mi się, że niezbyt wiele możemy się od siebie nauczyć. Z pewnością istnieją obszary, w których możemy sobie przekazać pewną wiedzę, ale raczej nie ma ich tak dużo. Tak jak wspomniałem, osobiste szczęście i spełnianie się jest moim głównym celem w Ameryce Północnej, zwłaszcza że ostatnimi czasy nie czułem tego zbytnio. 

A to twoja pierwsza oferta odejścia do NA, czy miałeś już jakieś przed tym off-seasonem?

Pod koniec 2018 roku miałem propozycję dołączenia do akademii TSM-u, gdzie finalnie dołączył Treatz. Oni byli zainteresowani również moją osobą, ale powiedziałem im, że nie mam zbytnio ochoty. Poza tym to moja pierwsza okazja. Jest to bardzo trudne, ponieważ Amerykanie jak już kogoś importują na supporta, to zazwyczaj Koreańczyków.

Jaka jest Twoja wizja współpracy z samym Dunem? Z tego co mówisz wynika, że to naprawdę świetna osoba, świetny trener, tym bardziej że już bronił Cię w dyskusjach na Twitterze. Dodatkowo był w tym roku na Worlds. 

Podchodzę raczej bez konkretnych oczekiwań. Słyszałem wiele dobrych rzeczy i trochę go poznałem, ale staram się na nic nie nastawiać. Nie stawiam sobie żadnych oczekiwań, bo to może być po prostu omylne. 

Peter wydaje się być osobą, która jest zafascynowana LoL-em i wizja współpracy z kimś takim jest oczywiście ekscytująca. Moja ekscytacja głównie pochodzi jednak z tego, że kompletnie zmieniam środowisko. Będą to nowe rozgrywki, nowi ludzie, nowe miejsce, zupełnie inny vibe. Dobry trener to dodatek do tego wszystkiego. Poza tym, przez to, jakim kredytem zaufania mnie obdarzył, pragnę skupić się na ciężkiej pracy i mu się odpłacić zadowalającymi wynikami. 

Wspomniałeś, że ten rok nie był w twojej ocenie zadowalający, a zdobyłeś przecież dwa razy Ultraligę i dwa razy dotarłeś do play-offów EUM. Mógłbyś rozwinąć tę myśl? 

W pewnym momencie granie profesjonalnie zaczęło mi dawać mniej satysfakcji i mniej szczęścia. Po części było to spowodowane brakiem lanów. Przecież ostatnim z nich był ostatni tydzień Summer Splitu zeszłorocznego LEC, a ostatnim meczem pojedynek z G2 w sierpniu. 

My jako gracze jesteśmy bardzo napędzani turniejami offline. Żyjemy głównie dla spotkań rozgrywanych w arenach. Mecze online zazwyczaj mają zasadę typu "przejdźmy to jak najszybciej, byleby zagrać na lan-ie". 

Zmiana AGO na K1CK miała coś wspólnego ze spadkiem satysfakcji?

Szczerze mówiąc, kiedy zostałem zmieniony w AGO, to obie strony wiedziały, że to najlepsze rozwiązanie. Dałem z siebie wszystko, co mogłem dać, ale koniec końców nie pasowałem pod względem charakteru i stylu gry. Tutaj o wiele bardziej odpowiadało mi K1CK. Wiesz, finalnie ja byłem zadowolony, że zmieniłem zespół, a oni byli zadowoleni z tego, że zatrudnili Trymbiego. 

Poza tym w moim okresie w AGO miałem parę problemów prywatnych i to bezpośrednio wpłynęło na moją grę oraz samopoczucie w drużynie. Chociaż zawsze starałem się być z nimi szczery i mówić im o wszystkim. 

Czyli wolałeś grę w K1CK?

Tak, jak najbardziej, ale to głównie dlatego, że ludzi znałem dłużej. Wracając jednak do meritum, przez to wszystko zaczęły się u mnie w głowie pojawiać pytania na temat tego, czy ja to jeszcze lubię, czy mi to jeszcze sprawia przyjemność. Zwłaszcza że działo się za kulisami. Moje przyjście do K1CK wiązało się z wcześniejszym pożegnaniem z drużyną Raxxo. Dodatkowo, gdybym nie dołączył do zespołu, to Shlatan odszedłby na letni split, więc znowu to wyglądało, że idziemy gdzieś w dwójkę. 

To było nieprzyjemne, ponieważ my nie byliśmy zespołem pod BO1. Dlatego w sezonie zdarzały się potknięcia, pomimo tego, że za sceną pracowaliśmy naprawdę ciężko. Jednak wpuściliśmy do oficjalnych meczów za dużo luzu i nasze porażki sami sobie zaserwowaliśmy. Jednak przez cały czas powtarzałem, że jak przyjdą play-offy, to nie ma opcji, że my przegramy z kimś trzy mapy. 

Faktycznie, przed fazą pucharową ostatniego sezonu Ultraligi pojawiało się wiele wątpliwości na temat waszej formy. 

My też sporo eksperymentowaliśmy, dlatego w BO1 popełnialiśmy niemało błędów. Ale poskutkowało to tym, że byliśmy lepiej przygotowani na play-offy i każdy wie, jak się one skończyły. 

Pojawiało się jednak wiele negatywnych komentarzy po naszych porażkach w BO1, które były celowane głównie we mnie. A ja się dziwiłem, zastanawiałem, czemu tak się dzieje. Przecież jeden gracz nie jest winny klęskom. Niemniej tę negatywność pojawiającą się w social media starałem się przekształcać w motywację, dlatego kiedy doszło do półfinałów i finałów, to dostałem za nie MVP.

Czyli twoim celem podczas letniego sezonu Ultraligi było udowodnienie hejterom i polskiej scenie, że całe K1ck jak i Ty sam nie straciliście formy?

Tak, ale były aspekty takiego podejścia, które sprawiały, że czułem się źle. Na przykład bałem się w pewnym momencie rozgrywać oficjalne mecze. Obawiałem się, że w przypadku porażki ludzie znowu zaczną nas wyzywać, gdzie oni kompletnie nie mają pojęcia, kto popełnił błąd, jak wyglądała komunikacja etc. 

Dodatkowo grałem gorzej indywidualnie. Z moją formą jest tak, że ja podczas sezonu sobie ją buduję. Nie lubię zaczynać od razu z fantastycznej strony, bo wtedy w trakcie sezonu mogę się zmęczyć bądź też wypalić.

Tym bardziej że cały czas wygrywając, nie nauczysz się nic na play-offy, gdzie finalnie naturalnie czekało AGO. 

AGO i my to dwie bardzo dobre drużyny i za każdym razem kwestia tego kto wygra, była zależna od dnia. Była to świetna rywalizacja, wszyscy dobrze się znaliśmy, dawaliśmy mnóstwo emocji widzom, jednak mam wrażenie, że community było bardzo toksyczne, nie tylko w kontekście naszej rywalizacji. 

Kiedy Pompa grała w EU Masters i przegrała, to pojawiały się wyzwiska. A następnie, kiedy zespół nie mógł już awansować, to wygrał dwa mecze. Dlaczego? Bo już nie było presji. Opinia ludzi nie dotykała już chłopaków, jak wtedy, gdy ludzie mieli wobec nich oczekiwania.

W AGO i K1ck również odczuwaliście stres ze względu na presję ze strony fanów? Mam wrażenie, że jak wygrywaliście, to było fantastycznie i każdy mówił, że możecie zdobywać świat, a kiedy zdarzyła się jedna porażka, byliście od razu skreślani. Jak to u was wyglądało? 

Szczerze to chłopaki z K1ck czy z AGO zbytnio się tym nie przejmowali, jako że są już na scenie od paru lat. Ten hejt wpływał głównie na mnie. Jestem bardzo emocjonalną osobą. Oddziaływało to również na Matislawa, który potrzebuje mieć wsparcie i czuć, że inni w niego wierzą. Wtedy naprawdę dobrze gra. Zresztą, Matisław jest naprawdę świetnym zawodnikiem i zaimponował mi w ostatnim splicie. 

Wydaje mi się, że bardziej to działało na inne drużyny, takie jak wspomniana Pompa. To są przecież młode chłopaki.

Chłopaki, którzy niekoniecznie muszą mieć świadomość tego, jak sobie radzić z hejtem. 

Właśnie. Na EU Masters moim zdaniem Pompa miała taki problem, że się po prostu bała. To są młodsi gracze, nasz trzeci seed. Poza tym nikt nie może wygrać każdego meczu w EUM. Jest tutaj wiele różnych elementów, które składają się na sukces czy porażkę. Nie można się na nich wyżywać, a tak, mam wrażenie, zostali potraktowani przez polskich widzów. 

To jest przecież ich okres przejściowy, gdzie zbierają sporo różnych doświadczeń. Kilku z nich na pewno wejdzie za parę lat do LEC, ale taka presja ze strony community może zabrać możliwość rozwoju jak i sam fun z gry, który też jest niezwykle ważny. Dlatego jestem tak bardzo podekscytowany przejściem do EG. W końcu będę miał szansę kompletnie zmienić otoczenie.

Czyli to jest tym najważniejszym czynnikiem w przejściu do NA? Zmiana otoczenia i świeża, czysta karta na start?

To nowy początek, nikt mnie tam nie zna i nikt nie ma zdania wyrobionego na mój temat. To mnie strasznie napędza, mogę zrobić z tym wszystko i wszystko zależy ode mnie. 

Mówiąc o samym starcie w akademii, zakładam, że znasz już cały skład. Jak uważasz, jak daleko zajdziecie w rozgrywkach na tym szczeblu?

Z tego co rozmawiałem z Peterem, mamy zespół, który spokojnie może osiągnąć top 2. Patrząc na nazwiska, z którymi będę grał, bez problemu mogę stwierdzić, że jestem zadowolony. Dam radę sporo wyciągnąć z tych chłopaków. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby grać drużynowo, i żeby oni mogli za rok czy dwa wskoczyć do LCS, a nuż mi też się uda. 

Czyli bardziej nastawiasz się na wspólny sukces, a nie na indywidualny?

Sukces drużynowy jest zdecydowanie ważniejszy niż indywidualny. Kiedyś miałem odwrotne nastawienie, ale życie nauczyło mnie, że w ten sposób nigdzie nie dojdziesz i nic nie osiągniesz. Mogę lepiej wyglądać, ale nic nie wygram. 

Wróćmy jeszcze na chwilę do tematu Polski. Na scenie pojawiają się opinie, że po odejściu tylu członków AGO ROGUE i K1ck nasza scena podupadnie na poziomie. Chociaż ja uważam, że prędko wasze miejsca mogą zająć nowe talenty. Jakie jest twoje zdanie?

Ta rotacja, którą teraz zauważamy, jest jak najbardziej naturalna. Ona ma miejsce w każdej dziedzinie sportu. Ludzie, którzy dzisiaj wchodzą na poziom wyżej, jak chociażby Shlatan, też byli kiedyś słabsi i byli niżej. Podobnie będzie z tymi, którzy zadebiutują w kolejnym roku w Ultralidze. 

Poziom zapewne będzie odrobinę niższy, ale taka jest kolej rzeczy. Powinniśmy wspierać nowe twarze, które się pojawią, bo za jakiś czas znowu to ci gracze będą reprezentować Polskę na najwyższym europejskim poziomie i to oni będą naszym powodem do dumy.

Tak jak powiedziałeś, to naturalny proces. Teraz na wyższy poziom wskakuje garstka graczy, a w kolejnym cyklu może ich być dwa razy więcej.

Co więcej, w pewnym momencie niektórzy z tych najbardziej doświadczonych graczy przestaną grać i zostaną trenerami, jak stało się to np. u delorda. Wtedy oni zadbają o to, by podnieść poziom trenerów, przyspieszając rozwój całej sceny.

Mam wrażenie, że na chwilę obecną nie mamy zbyt wielu dobrych szkoleniowców. Często łapię się na tym, że spoglądam na jakiegoś młodzika i od razu mówię, że on ma talent, żeby kiedyś pojawić się w LEC. Ale co z tego, skoro nie ma trenera, który go poprowadzi do tego momentu? Jak chcemy konkretnie poprawić polską scenę, to musi się u nas pojawić wielu ambitnych, doświadczonych pasjonatów, którzy będą chcieli to poprawić. 

Sharkz i delord są świetnymi przykładami. Oni nie tyle pracują nad układaniem nas i ustawianiem do pionu, wbijaniem nam do głów taktyk, ale pracują nad atmosferą i nad trzymaniem nas "w kupie", bo ze względu na swoje przeżycia, wiedzą co jest ważne. 

W takim wypadku pozostaje mi jedynie zapytać, czy jest coś, co chciałbyś przekazać bezpośrednio polskim fanom?

Jak ktoś w skupieniu przeczyta naszą rozmowę, to w pełni zrozumie moją decyzję. Nie chcę, żeby ludzie myśleli, że robię coś dla pieniędzy. One nigdy nie były głównym powodem danych decyzji i nie są także teraz. Jestem bardzo zmotywowany tym ruchem, odzyskuje dzięki niemu chęć do gry i szczerze nie mogę się doczekać, aż pojadę do Ameryki. Jadę tam też, żeby w kolejnym roku postarać się dostać np. do LCS, a potem na Worldsy. Marzę o zagraniu na Mistrzostwach Świata. 

Mój wyjazd nie zmienia jednak faktu, że będę śledził polskiego LoL-a i udzielał się w polskim community. Nie odejdę, zapominając o wszystkim, nie jestem taką osobą. 

Śledź rozmówcę na Twitterze – Patryk "Mystiques" Piórkowski

Śledź autora na Twitterze – Mateusz Miter