Kończący się rok nie był rokiem udanym – to dość oczywiste sformułowanie przewija się i będzie się przewijać w podsumowaniach ostatnich 365 dni. Czy słusznie? Jeśli weźmiemy pod uwagę całokształt, to pewnie, że tak. W koronawirusowej rzeczywistości nadal mogliśmy jednak cieszyć się rzeczami drobnymi lub też nie tak wcale drobnymi i warto o tym pamiętać. Dlatego też obiecuję, iż poniższy tekst to strefa wolna od zrzędzenia. Oto mój najprzyjemniejszy esportowy moment 2020 roku.

pukimania

Obie tegoroczne odsłony European Masters w League of Legends należały bez dwóch zdań do polskich ekip. Wprawdzie nad Wisłę ostatecznie trafił tylko (a raczej aż, biorąc pod uwagę poprzednie próby) jeden puchar, ale co z tego, skoro pewien gracz K1CK Neosurf nie potrzebował złotego medalu, by podbić serca niemalże calutkiej esportowej (to ważne, ESPORTOWEJ, nie LoL-owej) społeczności (robi wkurzoną minę i patrzy się z wyrzutem na Fakera).

Wiosenna edycja rozgrywek długo rozpieszczała sympatyków nadwiślańskiej Ligi Legend, choć mam wrażenie, że opis ten nie oddaje w pełni emocji, które towarzyszyły występom przedstawicieli Ultraligi. Ci w liczbie dwa zameldowali się wszak w półfinałach, gdzie marsz AGO ROGUE zatrzymało LDLC OL. K1CK Neosurf poradziło sobie natomiast z Movistar Riders, po czym świat zmienił się raz na zawsze na kilkanaście najbliższych godzin. Przyznaję bez bicia – w (gorącą?) sobotnią noc kładłem się do łóżka niczego nieświadomy, ale to nawet lepiej. Wyobraźcie sobie, jak przyjemnie było rano dołączyć do grupy wyznaniowej Łukasza "puki style" Zygmunciaka, która na własność przejęła jeden z portali społecznościowych.

W czym tkwił fenomen pukimanii? Dlaczego kult polskiego botlanera rozrósł się do tak wielkich rozmiarów? Uczciwie trzeba przyznać, iż wspieranie gracza K1CK na krótki czas stało się po prostu modne. Swoją rolę odegrali jednak także przedstawiciele rodzimej społeczności, którzy z oczywistych względów mają najwięcej powodów do kibicowania Zygmunciakowi. Sympatyczny 26-latek to weteran z krwi i kości, ale mimo długiej kariery wcześniej nie zdołał odcisnąć swojego piętna na Europie. A tu proszę, pierwsze EU Masters i od razu finał. Finał, dodajmy, ostatecznie przegrany. – To jest coś niewyobrażalnego. Dwadzieścia cztery godziny na dobę przez tydzień moja buźka pewnie będzie uśmiechnięta. Mimo że przegraliśmy ten finał, to i tak całe community jest cudowne. Nie mogę tego nawet opisać, ale chodzę naprawdę uśmiechnięty – zdradzał nam jednak na gorąco po spotkaniu główny bohater – O Jezu, ja mógłbym godzinami nawet mówić, bo naprawdę, to jest niesamowite, co wszyscy robicie i wierzę, że będziecie to kontynuować i dalej wspierali ten esport i poszczególne osoby, czy to faworytów, czy waszych ulubieńców. Jest to niesamowite i naprawdę jeśli to robicie, to… Wy sobie może nie zdajecie sprawy, ale osoba, która to czyta, może nawet nie odpisywać na to, nic nie reagować, ale mordka się cieszy tak, że ja pierniczę – zwracał się na łamach Cybersportu do swoich kibiców Zygmunciak.

W punkt. Nam wszystkim mordka się tak cieszyła, że ja pierniczę.

***

Mam nadzieję, że pukimania nie była zjawiskiem odosobnionym. Że wielu z nas z uśmiechem na ustach będzie wspominać inny esportowy moment z 2020 roku. Bo o to w tym wszystkim chodzi! Dlatego też sobie i nam wszystkim życzę, byśmy za rok przy ponownym wyborze martwili się problemem bogactwa. Zdrowych i spokojnych świąt!