Wisła All in! Games Kraków od kilku dni trenuje na stadionie Białej Gwiazdy przed zdecydowanie najważniejszym punktem w kalendarzu początku 2021 roku – wszak już za kilka dni reprezentantom krakowskiego klubu sportowego przyjdzie zawalczyć podczas rozgrywanego online Intel Extreme Masters Katowice. W trakcie bootcampu polskiej drużyny odwiedziliśmy więc obiekt przy ulicy Reymonta, by porozmawiać ze sprawcami całego zamieszania. Z widokiem na zaśnieżoną murawę boiska porozmawialiśmy z Mariuszem "Loordem" Cybulskim, szkoleniowcem Wisły. Ten opowiedział między innymi o kulisach sprowadzenia piątego gracza do składu, reakcji na przyznanego mu w związku z wykorzystaniem tzw. "coach buga" czasowego ograniczenia oraz o przygotowaniach do prestiżowego turnieju.


Adam Suski: Za wami kilka tygodni treningów z Goofym. Ile było twojego wkładu w ściągnięciu go do zespołu?

Mariusz "Loord" Cybulski: To był generalnie nasz wspólny pomysł. Goofy chciał dla nas grać, miałem też możliwość porozmawiania z nim prywatnie przed transferem. Tak naprawdę wszystko rozegrało się między dwójką potencjalnych kandydatów – drugą opcją był phr. Zdecydowaliśmy jednak, że Goofy będzie bardziej pasował do naszego zespołu. Nie chcieliśmy tym razem stawiać na młodych, bo wiemy, jak długi może być proces wdrożenia takiego gracza do drużyny, a że my mieliśmy na horyzoncie bardzo ważny turniej, to musieliśmy wybrać kogoś sprawdzonego – kogoś, po kim wiemy, czego się spodziewać.

Nie przesadzajmy, Goofy jeszcze takim starym gościem nie jest!

(śmiech) No tak, ale jednak już zdążył tego CS-a na solidnym poziomie nieco liznąć.

W mediach z waszą drużyną łączeni byli też siuhy i szejn. Co do tego pierwszego, ponczek zdradził mi wcześniej, że byliście zdecydowani dokooptować go do składu, ale po ofercie z Izako Boars zdecydował się on pozostać w swojej dotychczasowej ekipie.

Zgadza się, chcieliśmy wziąć siuhego. Ten wybrał jednak bezpieczniejszą dla siebie opcję, jaką była możliwość kontynuowania kariery w Izako Boars. Z tego co wiem, włodarze IB przedstawili mu plan budowy nowej drużyny, który sprostał jego oczekiwaniom, stąd zrozumiałe, że nie chciał zostawiać chłopaków na rzecz nas.

Jako trener zespołu o odejściu mynia dowiedziałeś się z pewnością jako pierwszy. Jak zareagowałeś na te wieści?

Muszę przyznać, że byłem trochę zawiedziony. Pod koniec roku ustaliliśmy, że gramy dalej w tym składzie i nie chcemy robić zmian. Wiktor wybrał, jak wybrał – najwyraźniej widzi w tamtym projekcie większy potencjał.

Na pewno musiało zaboleć cię to podwójnie, że taka decyzja zapadła w najmniej oczekiwanym momencie. Gdy na całej polskiej scenie panowała potężna szufla, niemal każdy stawiał, że Wisłę wszystko to ominie. Miały być spokojne święta i Nowy Rok.

No właśnie, plany były nieco inne, ale rzeczywistość brutalnie je zweryfikowała. Do tego musieliśmy się rozglądać za następcą mynia w okresie, kiedy większość ekip miała już mimo wszystko uformowane składy.

Czyli pula dostępnych graczy była już mocno przebrana.

Przebrana to może złe słowo, bo opcja Goofy'ego pojawiła się nieco później, a z pewnością jest to bardzo dobry zawodnik, którego wiele ekip chciałoby mieć pod swoimi skrzydłami. Krzysiek ma ogromny potencjał i w dalszym ciągu, moim zdaniem, spore rezerwy pod kątem ulepszenia swojej gry. Jestem zatem zadowolony z tego, co mamy i będziemy walczyć.

Co zagrało na korzyść Goofy'ego w zestawieniu z phr-em? Mowa tu przecież o zawodniku z większym doświadczeniem, na pewno też bardziej medialnym, który mógłby z marszu zapewnić drużynie progres.

Uznaliśmy, że potrzebujemy kogoś, kto lubi grać bardziej agresywnie. phr jest oczywiście bardzo dobrym graczem, ale prezentuje inny styl, który w moim odczuciu nie do końca pasowałby do Wisły. Odniosłem wrażenie, że przy współpracy z Tomkiem drużynie czegoś by brakowało, a na pewno sam proces komponowania składu byłby znacznie trudniejszy. Goofy był więc naturalnym wyborem.

fot. Wisła All in!/Łukasz Twardowski

Jako szkoleniowiec Białej Gwiazdy już niedługo będziesz świętował swoja pierwszą rocznicę od podjęcia pracy. Piłkarska Wisła ma w tym momencie na utrzymaniu kilku trenerów, a przecież esport wydaje się jeszcze mniej pewnym gruntem. Jaki jest więc fenomen Loorda, który sprawia, że możesz pochwalić się całkiem solidnym stażem?

Musiałbyś chyba zapytać chłopaków albo kogoś z zarządu. (śmiech) Najwyraźniej Wisła jest zadowolona z mojej pracy i cóż, życzę sobie, by trwała ona jak najdłużej.

Wisła All in! Games to twój najlepszy od dłuższego czasu przystanek w trenerskiej karierze? A może najbardziej udany w ogóle?

Każdy z tych przystanków był na pewno inny. Z każdej przygody da się wyciągnąć jakieś wnioski, naukę na przyszłość. Ten z całą pewnością wyróżnia się spośród pozostałych.

Pod jakim względem?

Pierwszy raz pracuję dla klubu sportowego i przez to, że nie jest to taka typowa organizacja esportowa, to cała otoczka wokół zespołu, jak i podejście kibiców, są zupełnie inne niż te, z jakimi spotykałem się do tej pory. To jest na swój sposób naprawdę fajne doświadczenie.

Widać te różnice w podejściu organizacji gołym okiem?

Zdecydowanie, szczególnie w wewnętrznych strukturach zespołu.

A jak wygląda w takim przypadku komunikacja z "górą"? W przypadku tradycyjnych klubów działających stricte w esporcie dotarcie do zarządu w większości przypadków pewnie nie stanowi większego problemu – no ale tutaj raczej nie wybierzesz o każdej porze dnia i nocy numeru do prezesa Wisły.

Pośrednikiem między zarządem Wisły Kraków a naszą sekcją jest Mieszko Łabuz, to właśnie jemu powierzono półtora roku temu sprawowanie pieczy nad całym projektem esportowym. Nasze relacje określiłbym jako bardzo dobre, nie tylko jako kolegów z pracy, ale, jak myślę, także pod względem koleżeńskich stosunków. Łatwo jest w takim wypadku znaleźć nić porozumienia, a to oczywiście bardzo ważne, bo dzięki Mieszkowi możemy dotrzeć do wyżej postawionych osób w klubie, przez co do tej pory nie było żadnych problemów, by coś załatwić.

Gdy dołączyłeś do Wisły w pierwszym kwartale 2020 roku, byłeś pierwszym szkoleniowcem w historii organizacji. Czy jako trener z dużym doświadczeniem widziałeś braki w drużynie wynikające z tego faktu? Przez kilka miesięcy ekipa starała się grać na własną rękę, w dalszym ciągu przypominając nieco miks adwokacik niż pełnoprawną formację.

Oczywiście było widać pewne niedociągnięcia. SZPERO przez długi czas próbował poukładać grę zespołu samemu, ale nie jest to łatwe zadanie, jeśli wszystko spada na jedną osobę. Wydaje mi się, że od mojego przyjścia Wisła stała się bardziej zorganizowana w grze drużynowej, ale także pod względem całej struktury zespołu.

Możemy więc założyć tezę, że jeśli chcemy grać na solidnym europejskim poziomie, w obecnych czasach w CS-ie bez trenera się nie obejdzie.

Dużo zależy od samych zawodników i ich wizji zespołu. Jedno jest pewne – trener w dużym stopniu odciąża graczy z dużej liczby obowiązków, które przy wakacie na tym stanowisku trzeba byłoby wykonać na własną rękę.

W trakcie twojej pracy dla Wisły zmian w składzie było stosunkowo niedużo, zwłaszcza jeśli spojrzymy na tę sprawę z perspektywy tego, co dzieje się na polskiej scenie CS:GO. To była twoja wizja, by szukać rozwiązań problemów wewnątrz drużyny, zamiast rozglądać się za alternatywami?

Zdecydowanie nie jestem fanem zmieniania składu co trzy miesiące. Moim planem było zbudowanie zespołu na dłuższy okres.

Nie kusiło, gdy na ławkach rezerwowych innych zespołów lądowali gracze o głośnych nazwiskach?

Nawet jeśli, to musisz pamiętać, że najczęściej tacy zawodnicy w dalszym ciągu są związani z daną organizacją kontraktem, więc ściągnięcie takiej osoby zazwyczaj jest niemożliwe.

fot. Wisła All in!/Łukasz Twardowski

Jak się pewnie spodziewasz, nasza rozmowa musi zahaczyć też o nieprzyjemny temat twojego zawieszenia nałożonego w związku z użyciem tzw. "coach buga". Jakie odczucia towarzyszyły ci, gdy o całym problemie zrobiło się po raz pierwszy głośno?

Pewnie o tym wiesz, że byłem jedną z osób, które postanowiły współpracować z Michałem Słowińskim i pomogły w nagłośnieniu całej sprawy. Nie wiedziałem jednak wówczas, że ESIC prowadzi swoje dochodzenie w tym temacie. Gdy przydarzyło mi się jednorazowo skorzystać z tego błędu, stwierdziłem, że warto o tym do kogoś napisać, wszak nie spotkałem się do tego momentu z tym, by ktoś wspominał publicznie o podobnym bugu.

Oczywiście pierwsze, co przyszło mi na myśl, to fakt, że zrobiłem duży błąd, nie informując o tym natychmiast Valve, choć wiem, że wcześniej deweloper otrzymał kilka wiadomości o możliwości wystąpienia takiego błędu od pewnych graczy, jednak głosy te zostały całkowicie zignorowane. Tak naprawdę pamiętałem tylko jeden mecz, w którym wykorzystałem buga, ale tej jednej rundy jeszcze z 2017 roku w ogóle nie byłem świadomy. Jak się okazuje, ten jeden epizod ma teraz w kontekście mojej przyszłości niebagatelne znaczenie. To właśnie przez tę jedną rundę, podczas której korzystałem z niedozwolonego widoku, Valve zbanowało mnie nie na trzy, ale na pięć kolejnych Majorów.

Pytałeś o odczucia – jak wspomniałem, wiedziałem o jednej sytuacji, w której takie coś się przydarzyło. Dzięki temu, że sam przyznałem się do winy, moje zawieszenie zostało zdecydowanie skrócone, co oczywiście mnie cieszy. Będąc szczery, uważałem, że zasłużyłem na ukaranie i pierwotny ban był w moim odczuciu sprawiedliwy. Byłem przygotowany na taki obrót spraw, ale nie przypuszczałem, że sytuacja tak znacząco się jeszcze rozwinie.

Sam wspomniałeś, że pierwszy raz miałeś do czynienia z tym błędem jeszcze w 2017, możemy więc założyć, że tak naprawdę coach bug był w CS-ie wcześniej niż się tego spodziewano. Czy wobec tego uważasz, całkowicie szczerze i obiektywnie, że na całą polską scenę takiego występku dopuściłeś się tylko ty i minirox?

Chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że skala problemu jest dużo większa. Z tego, co wiem, czeka nas jeszcze druga fala banów, ale oczywiście pewnie nie wszystko da się wyłapać. Nie zamierzam rzucać bezpodstawnych oskarżeń w stosunku do jakichkolwiek polskich trenerów, nie wiem, czy byli inni, czy też nie. Pamiętajmy, że nie wszystkie mecze są na HLTV, więc w niektórych przypadkach pewnie nigdy nie da się ustalić prawdy.

Czy wobec tego czujesz jakąś ujmę, że wylądowałeś w tym niechlubnym gronie?

Nie. Sumienie podpowiedziało mi, że trzeba się przyznać i być wobec wszystkich fair. Wiem, że to był duży błąd, ale nie ma na świecie ludzi, którzy by ich nie popełniali. Czasami przechodzą mi rzecz jasna przez głowę myśli, czy gdybym nie przyznał się do winy, to czy w ogóle wyciągnięto by w stosunku do mnie jakieś konsekwencje. Niemniej do tej niezrozumiałej decyzji Valve wydawało mi się, że kara jest adekwatna do czynów i byłem z nią pogodzony.

Mówiąc o czasowym banie, musimy też patrzeć przez pryzmat pandemii i faktu, że nie było lanów i pewnie takie ograniczenie w środowisku online trudniej było wyegzekwować.

Szczerze mówiąc, ta kara jest dużo bardziej uciążliwa w meczach internetowych. Zaryzykuje stwierdzenie, że w pojedynkach online trener ma więcej możliwości niż na lanie, bo nikt nie kontroluje, kiedy się odzywasz. Na lanie masz tylko kilka pauz taktycznych do wykorzystania, przez co twoja rola tak czy siak jest w pewnym stopniu ograniczona. W związku z moim banem nie mogłem być z chłopakami na jednym TeamSpeaku podczas meczów online, ale staraliśmy się organizować naszą pracę tak, by drużyna była samowystarczalna i w trakcie rozgrywki radziła sobie bez moich wskazówek... i tak naprawdę wyszło to nam na plus, bo na pewno zaprocentuje to w przyszłości.

Organizacje na całym świecie zastosowały dwa skrajne podejścia w kwestii swoich trenerów – jedne stawały za nimi, ufając że to jednorazowy wybryk, inne zaś z marszu podziękowały im za współpracę. Ty od swoich przełożonych otrzymałeś spore wsparcie, ale mimo wszystko nie obawiasz się, że ta sytuacja będzie w przyszłości oddziaływać na postrzeganie ciebie przez potencjalnych pracodawców?

Nie można wykluczyć, że nie będzie to miało wpływu, ale jak już wspomniałem, każdemu zdarza się jakiś pojedynczy błąd, którego potem mocno żałuje, a na resztę nie ma już za bardzo wpływu. Odnosząc się do twoich słów o zwalnianiu trenerów, warto zaznaczyć, że najczęściej zwalniani z kontraktów byli ci, którzy tego buga nadużywali, stosując go wielokrotnie, z zimną krwią. W moim przypadku była to jednorazowa akcja, stąd pewnie optyka całego zajścia jest inna. Podobnie sprawa miała się chociażby w przypadku HUNDENA, który też skorzystał z buga w niewielkim stopniu, a jego organizacja wiedziała, że poza tym robi bardzo dobrą robotę i jest przydatny drużynie, w związku z czym Heroic postanowiło zostawić go na stanowisku i dalej iść do przodu. Być może Wisła stwierdziła podobnie o mnie.

Gdy wydawało się, że już niebawem będziesz cieszył się wolnością, do akcji wkroczyło Valve, nakładając na ciebie kolejne ograniczenia. Czułeś się w pewien sposób oszukany?

Ja od pewnego czasu odnosiłem już wrażenie, że Valve robi wszystko, by ograniczyć rolę trenera. To widać zresztą po tych ostatnich decyzjach, które przecież nie uderzyły tylko w zbanowane osoby, ale ogólnie we wszystkich szkoleniowców. Cała sprawa z bugiem wydaje się więc tylko pretekstem do takich działań.

Jak pewnie się domyślasz, nie byłem szczególnie szczęśliwy, gdy dotarła do mnie ta wiadomość. Moja reakcja to był trochę taki śmiech przez łzy. Nie jestem do końca przekonany, jak będzie to rzeczywiście funkcjonowało, bo mój ban od ESIC kończy się w marcu, więc teoretycznie od tego czasu będę mógł uczestniczyć w większości turniejów poza Majorami i cyklem RMR.

W rozmowie z moim redakcyjnym kolegą, Marcinem Gabrenem, Krzysztof Kubicki wspominał, że Wisła wystosowała szereg pism, by odwołać bądź przynajmniej skrócić twoje zawieszenie. Na pewno takie wsparcie z góry musi cieszyć, ale czy obiektywnie widzisz jakąkolwiek szansę na pozytywne rozpatrzenie sprawy?

Jeśli mam być szczery, to powiem, że nie. Ale faktycznie, taka pomoc ze strony organizacji bardzo mnie cieszy. Z tego, co wiem, pomysł na wystosowanie takich pism wyszedł od jednego ze współorganizatorów IEM Katowice. Nie nastawiam się jednak na powodzenie tej misji, zwłaszcza że jesienna kara, jak już mówiłem, była w moim odczuciu sprawiedliwa, więc wypada po prostu poczekać na jej zakończenie.

CZYTAJ TEŻ:
O głośnych transferach i rozwoju ProPlayers, czyli Krzysztof Kubicki gościem Cybergadki

Z samym Valve też wydaje się, że ciężko w ogóle walczyć. W głośnej sprawie Jamppiego wydawało się przecież, że argumenty były po stronie gracza, tymczasem deweloper pozostał nieugięty.

No właśnie. Dlatego osobiście uważam, że dialog w tej sprawie powinien być prowadzony z ESIC, bo w końcu to właśnie na decyzjach tej organizacji wzoruje się w większości wypadków samo Valve.

Zastanawia mnie jedno – jaki jest cel tych działań Valve, które, jak już powiedzieliśmy, uderzają nawet w tych niewinnych?

Nie mam pojęcia. Szczególnie że cała społeczność z wyłączeniem Valve uważa, że rola trenera wpływa w zdecydowany sposób na rozwój drużyny. W zasadzie każdy oswoił się z tym, że coach jest istotną postacią w zespole, tym bardziej nie potrafię więc znaleźć żadnych argumentów, które broniłyby twórców gry. Ze szkoleniowcami mamy przecież do czynienia nie tylko w CS-ie, ale właściwie w każdym poważniejszym tytule esportowym i wszystkim jakoś udaje się żyć w zgodzie z deweloperem, a u nas, mam wrażenie, jest zupełnie inaczej.

To ciekawe, bo przecież esport non-stop idzie do przodu, dąży do profesjonalizacji. Nie wyobrażamy sobie drużyny sportowej bez trenera i wszystko wskazywało na to, że w esporcie wkrótce będzie podobnie.

Ostatnio znalazłem w internecie bardzo trafny wpis mówiący o tym, że CS jest trochę takim niechcianym dzieckiem Valve i chyba trudno się z tym nie zgodzić.

Zwłaszcza gdy porównamy CS-a do kuzynów z Doty 2...

Dokładnie to mam na myśli.

Zostawmy już Valve, zostawmy te nieprzyjemne tematy. Przejdźmy do IEM-a. Jesteście na bootcampie, podczas którego skupiacie się na tym turnieju. Co nowego pokaże nam Wisła na Intel Extreme Masters Katowice? A może będzie to ta sama Wisła, ale z nowym graczem?

Nie do końca. Na pewno trudne jest to, że pewne rzeczy musimy wewnątrz drużyny przebudować, inne zaś ustalić od zera, a jednocześnie przygotować się w tak krótkim czasie pod tak ważny turniej. Byłoby łatwiej, gdybyśmy grali z myniem, bo był z nami już jakiś czas i pozostałoby nam doszlifowanie małych rzeczy. Mimo wszystko nie skupiamy się jedynie na IEM-ie, myślimy też bardziej długodystansowo. Chcemy podczas tego obozu zbudować fundamenty, na których później będziemy bazować.

Co do nowości, to mamy przygotowanych kilka ciekawych zagrań, które – jeśli wyjdą – pozwolą nam narzucić tempo spotkania. Wiadomo, że w bezpośrednim starciu z drużynami, które mamy po swojej stronie drabinki, będzie ciężko, więc musimy je czymś zaskoczyć. Bez tego mamy mniejsze szanse. Niemniej postaramy się przygotować jak najlepiej.

mynio był innym typem gracza niż Goofy, o czym świadczyć może m.in. fakt, że w Anonymo to on prowadzi. Fakt, że po tej zmianie role w drużynie się nie pokrywają, to dodatkowa przeszkoda?

Goofy to inny gracz, faktycznie. Musimy przez to pozmieniać podział ról na mapach. Na niektórych lokacjach nasz nowy nabytek przejmie obowiązki po myniu, na innych już tak nie będzie, dlatego będziemy nad tym pracować, by miało to ręce i nogi. Mamy więc sporo materiału do przetrenowania.

Kolejna sprawa to zgranie. Gdy do drużyny dołącza ktoś nowy, to potrzeba czasu, by zacząć rozumieć się nawzajem. Nie ma mowy, by skończyło się na powiedzeniu "ty idziesz tu" i koniec. Trzeba wiedzieć, jak drugi gracz reaguje w danej sytuacji i nauczyć się masy innych aspektów gry.

fot. ESL/Adam Łakomy

Które elementy CS-owego rzemiosła najbardziej, mówiąc kolokwialnie, u was leżą? Nad którymi musicie pracować najmocniej?

SZPERO musi być dużo aktywniejszy jako IGL, bo mynio mu w tym często pomagał w środku rundy. Musimy też doprecyzować wiele rzeczy, a to też wynika z faktu, że nie ma osoby, która pomagałaby w dowodzeniu.

Czy ponczek nie mógłby być taką osobą? Ma przecież doświadczenie w IGL-owaniu.

Nie jest typem gracza, który w trakcie rund proponuje jakieś zagrania. Stara się wypełniać swoje zadania najlepiej, jak potrafi, a ma jedną z trudniejszych ról w drużynie, bo bardzo często gra samemu. Każdy czasem rzuci jakiś pomysł w trakcie rundy, ale jemu często trudniej widzieć, co w danym momencie zagrać, bo jest skupiony na sobie. Na mapie jest, jak to wiele osób aktualnie mówi, kotwicą, czyli osobą, która daje istotne informacje, ale trudniej jej stworzyć na podstawie tego jakiś plan dla całej drużyny.

Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, jaki wynik na IEM-ie cię usatysfakcjonuje?

Usatysfakcjonuje mnie, jak każdy z chłopaków da z siebie 100% i będę widział, że chcą walczyć. Jaki przyjdzie wynik? Czas pokaże.

Trenując do IEM-a skupiacie się na sobie czy analizujecie też grę poszczególnych rywali?

W momencie, gdy nasza gra nie jest do końca ułożona, to nie jest łatwo grać stricte pod przeciwnika. Nie dość, że się gubisz w swojej grze, to jeszcze możesz się pogubić w tym, co zaproponuje przeciwnik. Większą uwagę aktualnie zwracamy na siebie, jednak postaramy się przeanalizować grę rywali, by znaleźć ich słabe punkty.

Pierwszy mecz będzie rozgrywany w trybie BO1. Dzięki temu łatwiej będzie zaskoczyć?

BO1 na pewno jest bardziej randomowe i łatwiej przygotować dwie mapy niż pięć pod danego przeciwnika. W przypadku BO3 przy niektórych drużynach nie da się przewidzieć, jak pójdzie veto, zwłaszcza w przypadku drużyn z szerokim map poolem, jak Virtus.pro.

A jak wygląda aktualnie wasz map pool? Na ilu arenach czujecie się aktualnie w 100% pewnie?

Trudno mi powiedzieć, bo dwa tygodnie to nie jest za długi okres, by przygotować 6 czy 7 map. To jest wręcz niewykonalne, bo jedną mapę czasami dopracowuje się tygodniami. Idealnie na pewno nie będzie, ale ufam, że będzie na tyle dobrze, żeby fajnie się pokazać.

Czasami w drużynach jest tak, że nawet jeśli brakuje zgrania i strategii, to są indywidualności, które mogą pociągnąć drużynę nawet w najbardziej krytycznych momentach. Kogo takiego ma Wisła All in! Games Kraków?

Jeżeli miałbym wskazać taką osobę, to byłby to hades. Jeżeli Olek będzie w stanie zagrać chociaż na 90% swoich możliwości, to na pewno bardzo nam pomoże, żeby wygrać spotkanie.

Śledź trenera na Twitterze – Mariusz "Loord" Cybulski

Śledź autora na Twitterze – Adam Suski