Patryk "ponczek" Wites został oficjalnie zaprezentowany jako zawodnik Wisły All in! Games Kraków na początku sierpnia. Za 25-latkiem zatem już przeszło pół roku spędzonego w barwach Białej Gwiazdy. To rzecz jasna dobry moment na podsumowanie tego okresu, jak i rozmowę na tematy bieżące – w tym kulisy odejścia Wiktora "mynio" Kruka i jednocześnie ściągnięcia do składu Krzysztofa "Goofy'ego" Górskiego.
Adam Suski: Mamy Tłusty Czwartek, nick zobowiązuje – jaki jest twój cel pączkowy w tym roku?
Patryk "ponczek" Wites: To trochę taki paradoks, że nie przepadam szczególnie za pączkami. Może skuszę się na jednego, tak symbolicznie. Zdarzały się zresztą takie lata, w których w ogóle nie jadłem pączków, więc jeden to będzie już moje absolutne maksimum.
Trzeba było mówić, że w tym roku idziesz na rekord – liczba nieistotna! (śmiech) Zostając jeszcze w temacie jedzenia, ostatnio na waszym bootcampie doszło do głośnej afery związanej z kręconymi frytkami. Może zdradzisz szczegóły?
(śmiech) To jest ciężki kawałek chleba... w sumie może kawałek... frytka? Nie wiem, co bardziej pasuje. W każdym razie sprawa jest do tej pory niewyjaśniona. Ktoś się dobrze ukrywa.
Słyszałem, że oskarżenia o kradzież padły na Łukasza Twardowskiego, choć człowiek od PR-u chyba zawsze musi obrywać w takich sytuacjach.
Osobiście nie stawiałbym tutaj na Twardego. Prędzej kierowałbym moje podejrzenia w stronę jedqra – było widać, że z jakiegoś powodu czuje się winny i coś przed nami ukrywa. To jest mój bieżący typ, ale oczywiście nic nie jest jeszcze potwierdzone.
Śledztwo w toku, jak tylko będziesz coś wiedział, to informuj...
Jesteśmy w kontakcie.
Przechodząc do poważnych tematów... Za tobą około roczna przerwa od zawodowego grania. To jest jak z jazdą na rowerze i gry w CS-a się nie zapomina, czy jednak po pierwszych treningach widziałeś, że nieco odstajesz od kolegów i masz pewne braki?
Wydaje mi się, że bardzo szybko wpasowałem się do drużyny. Przez cały okres, w trakcie którego pozostawałem bez drużyny, grałem na własną rękę. Starałem się utrzymywać poziom 80-90 godzin na Steamie, więc z formy w zasadzie nie wypadałem. Czułem, że moje strzelanie jest w dalszym ciągu na dobrym poziomie i że nadal jestem w stanie wspomóc drużynę.
Z własnego doświadczenia wiem, że dłuższa przerwa od pracy potrafi dobrze człowiekowi zrobić. Jak było w twoim przypadku?
Ten CS-owy urlop na pewno pomógł mi w prywatnych sprawach. Mogłem sobie na spokojnie wszystko ułożyć i gdy przyszła oferta z Wisły, nie musiałem niczym innym zaprzątać sobie już głowy, tylko byłem gotowy do gry, z czego bardzo się oczywiście cieszyłem.
W wywiadzie, którego udzieliłeś swego czasu Weszło Esport, przyznałeś, że byłeś już bliski w ogóle zakończenia swojej przygody z esportem. Esportem, który, umówmy się, nie jest wyjątkowo stabilnym gruntem dla człowieka myślącego o czymś więcej niż tylko o najbliższej przyszłości. Chciałeś postawić na coś pewniejszego?
Pewnie gdyby ta przerwa przedłużyła się jeszcze o 3-4 miesiące, to myślałbym już o czymś innym i szykowałbym plany związane z innym zajęciem. Dlatego też oferta Wisły spadła mi z nieba, stąd niezwykle cieszę się z tej szansy i staram się ją wykorzystywać.
Pytając o to przypomniał mi się tweet Pawła "delorda" Szabli, a więc uznanego byłego gracza, a obecnie trenera League of Legends, który stwierdził, że pracując w esporcie nigdy nie będzie mógł pozwolić sobie na zakup mieszkania na kredyt, bo w tej branży wszystko dzieje się tak dynamicznie, że nie można być niczego pewnym.
To prawda, że wszystko dynamicznie się zmienia i faktycznie bardzo mały procent graczy może pozwolić sobie na życie na kredyt albo jakieś szczególne luksusy. Zgodzę się ze stwierdzeniem, że tutaj nie możesz być niczego pewny i nigdy nie wiesz, czy na koniec zostaniesz z czymś, czy z niczym.
Ciebie to w jakiś sposób nie powstrzymywało, kiedy miałeś więcej czasu na przemyślenia?
Nieszczególnie. Starałem się przede wszystkim żyć tym, co jest teraz. Oczywiście moja przerwa sprawiła, że w pewnym momencie zacząłem zastanawiać się nad przyszłością, ale cały czas liczyłem na pozytywny obrót spraw i że nie będę musiał porzucać mojej największej pasji, tylko realizować kolejne marzenia w esporcie. Na szczęście tak się stało.
Gdy ciągle byłeś bez drużyny, w Europie wybuchła pandemia, przez co zmuszeni byliśmy przez długi czas zostać w domach. Dla jednych stanowiło to motywację do poświęcenia się graniu, innych zamknięcie wprawiało w złość. Jak było u ciebie?
Czasami zdarzało się, że siedzenie w domu zaczynało mnie męczyć. Jak pewnie każdemu, brakowało mi jakiejś odskoczni w postaci wyjścia ze znajomymi, kolacji z dziewczyną w restauracji czy wyjazdu gdzieś na weekend. To było oczywiście bardzo irytujące, przez co męczyłem się już w swoich czterech ścianach. Z drugiej strony, miałem bardzo dużo czasu na granie, któremu mogłem poświęcić się w 100%, z racji, że nie było za wielu innych form spędzania czasu.
Po zakończonej przygodzie z AVEZ przez krótki czas pomagałeś dziewczynom z Arcane Wave w roli trenera. Miałeś jakiekolwiek myśli o kontynuowaniu przygody z CS-em już nie jako gracz, a szkoleniowiec?
Od zawsze miałem taki plan, że gdy lata mojej, nazwijmy to, świetności przeminą, to chciałbym pracować jako trener albo po prostu pomagać drużynom ze strony analitycznej. Czas, który spędziłem, pomagając zespołowi mojej dziewczyny, wspominam bardzo pozytywnie, ale teraz chcę przede wszystkim skupiać się na rozwoju jako zawodnik.
Miałeś jednak okazję zobaczyć CS-a z nieco innej perspektywy, zza pleców innych graczy, a nie na wprost monitora. Spodobał ci się taki widok na grę?
Dla mnie było to dużo bardziej stresujące doświadczenie, często chciałem sam wejść do gry, ale rzecz jasna nie mogłem. Przez to bardzo się denerwowałem, bo nie wszystko zależało już ode mnie. Szczerze powiedziawszy, w żadnym swoim meczu nie odczuwałem takich nerwów, jak stojąc za dziewczynami.
Po ostatnich decyzjach Valve wybuchła niemała dyskusja na temat roli szkoleniowca w drużynie. Też odnosisz wrażenie, że przez takie ruchy dewelopera ta funkcja może w pewnym stopniu powoli wymierać?
Według mnie są to mocno chybione decyzje i widać, że Valve woli działać po swojemu. To prawda, że przez takie działania rola trenera w mniejszym lub większym stopniu zaczyna tracić na swoim znaczeniu.
fot. Wisła All in!/Jeremi Śpiewak |
Dołączając do Wisły, spotkałeś się z innym podejściem organizacji w porównaniu do wcześniejszych pracodawców?
Na pewno bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie organizacja na naszym pierwszym bootcampie, który zresztą zbiegł się w czasie z moim premierowym dniem współpracy z Wisłą. Gdy dotarłem na stadion, byłem naprawdę zadowolony z tego, jak wszystko jest tutaj urządzone, nie miałem też żadnych uwag co do spraw organizacyjnych, mieliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy, pozostało więc tylko skupić się na wykonywaniu swojej pracy.
Obecność któregoś konkretnego gracza Wisły pomogła ci w aklimatyzacji?
Jeszcze przed transferem znałem każdego z chłopaków lepiej bądź nieco gorzej. Najbliżej było mi do mynia czy SZPERA, ale oczywiście i z hadesem, i jedqrem mijaliśmy się wcześniej na różnych turniejach. Już na samym początku bardzo sprawnie znaleźliśmy wspólny język, przez co drużyna naprawdę fajnie funkcjonowała.
Mając doświadczenie w IGL-owaniu, czy nawet trenowaniu, byłeś niejako zmuszony ustąpić miejsca SZPEROWI. Przyszło ci to z trudem?
Nieszczególnie. Czasy, w których najlepiej mi się grało, to te, kiedy byłem entry fraggerem i zawsze wiedziałem, że do tej roli chcę jeszcze kiedyś wrócić. Nie wykluczam oczywiście podjęcia próby powrotu do prowadzenia, jednak w obecnej sytuacji cieszę się z tego, co mogę dać Wiśle, bez względu na to, czym zajmuję się podczas meczu.
Często zawodnicy i trenerzy zwracają uwagę, że w dobrze funkcjonującej drużynie potrzebny jest ten tzw. second caller, czyli człowiek, który będzie w stanie podrzucić jakiś pomysł w trakcie gry, odciążając nieco głównego prowadzącego. Czy ty jesteś takim typem gracza?
Gdy doszedłem do drużyny, to mynio był takim gościem, który często ustawiał się w strategicznych punktach na mapie, zbierał informacje i prowadził nas w drugiej części rundy. Po jego odejściu te obowiązki spadły na mnie oraz jedqra i to właśnie nasza dwójka stara się wejść w jego buty.
Poruszyłeś nieco wcześniej temat bootcampu na stadionie piłkarskim, chwaląc tę inicjatywę. Uważasz, że takie ruchy włodarzy Wisły to sygnał w stronę kibiców, by pokazać, że ścieżki tradycyjnych sportowców i zawodowych graczy komputerowych gdzieś tam się przecinają?
Tak mi się wydaje. Organizacja z pewnością chce, by kibice piłkarscy poznali ten esportowy świat, dlatego promują nas w przystępny dla ogółu sposób, tłumacząc, na czym to wszystko polega. Odnoszę wrażenie, że wszystko to idzie we właściwym kierunku i zyskujemy przez to wielu fanów, którzy do tej pory nie mieli z CS-em za wiele do czynienia.
Z drugiej strony jesteście jedyną obok PGE Turowa polską drużyną CS:GO podległą klubowi sportowemu. W przypadku pozostałych ta działalność esportowa ogranicza się zazwyczaj do FIFY. Jak myślisz, czym jest to spowodowane?
Odnoszę wrażenie, że brakuje po prostu osób, które potrafiłyby "sprzedać" esport klubom sportowym – wytłumaczyć, na czym to wszystko polega i jakie można czerpać korzyści z takiej inicjatywy. Brakuje takich ambasadorów.
W kontekście klubów piłkarskich i nie tylko chciałem poruszyć także kwestię przynależności do barw. Czujesz się w jakiś sposób związany emocjonalnie z Wisłą? Co gdyby dziś z dużo lepszą ofertą przyszła na przykład Cracovia czy Legia? Czułbyś jakiś niesmak przechodząc do największych rywali twojej aktualnej drużyny?
Zacznę od tego, że jestem z Sosnowca i przez ponad 12 lat trenowałem w sportowych sekcjach Zagłębia. Zorientowani w klubowej piłce będą oczywiście wiedzieć, że Zagłębie pozostaje w dobrych stosunkach z Legią Warszawa. Kwestie kibicowskie - te związane z futbolem - nie mają tu jednak nic do rzeczy. W Wiśle niczego mi nie brakuje, czuję się tu dobrze, a wręcz powiedziałbym, że jestem dumny z gry dla Białej Gwiazdy i robię wszystko, by inni także byli dumni ze mnie.
Odbiegliśmy nieco od tematów stricte CS-owych, więc może najpierw bardziej ogólne pytanie: jak oceniłbyś pół roku, które spędziłeś w tym zespole? To był udany czas?
Jak najbardziej. Reprezentując Wisłę, osiągnąłem jak dotąd najwięcej w mojej karierze, mimo że nie spędziłem tutaj jeszcze bardzo dużo czasu. Końcówka 2020 roku była chyba dotychczas najlepszym okresem, wygrywaliśmy wówczas z silnymi drużynami, triumfowaliśmy w turnieju Nine to Five. Zwycięstwo w tych rozgrywkach dało nam sporo pewności siebie, ale ostatecznie nie zrealizowaliśmy naszego pierwszorzędnego planu, czyli wygrania ESL Mistrzostw Polski. Biorąc jednak pod uwagę całokształt, możemy być z siebie bardzo zadowoleni, bo przez kilka miesięcy udało się nam całkiem sporo osiągnąć, podczas gdy dla większości polskich ekip taki zasób czasu byłby zbyt krótki, by marzyć o jakichś osiągnięciach.
Tytułu najlepszej polskiej drużyny wprawdzie nie udało wam się wygrać, ale mimo to przez wielu uważani byliście za ten numer 1, a przynajmniej top 2 w kraju. Wszystko wskazywało też, że dalej będziecie mogli kontynuować wspinanie się na szczyt w tym samym składzie, ale nagle świat obiegła informacja o odejściu mynia. To było dla was samych duże zaskoczenie?
Dla mnie na pewno. Loord i SZPERO wiedzieli o tym nieco wcześniej, ale podejrzewam, że też byli w niemałym szoku. Mieliśmy przecież jeszcze przed świętami spotkanie, w trakcie którego powiedzieliśmy sobie, że trzymamy się dalej razem i od nowego roku ciśniemy jeszcze bardziej.
Tuż przed Sylwestrem Wiktor napisał nam jednak, że chce spróbować swoich sił w Anonymo. W pierwszej chwili zeszła ze mnie cała radość, ciężko było się z tym pogodzić. Po głębszym namyśle stwierdziłem jednak, że trzeba uszanować jego decyzję i niewykluczone, że sam, mając taką możliwość, postąpiłbym tak samo.
Szkoda jedynie, że wszystko to miało miejsce akurat w takim momencie. Pozostałe drużyny miały już praktycznie gotowe składy, albo kończyły zbrojenie się przed nowym sezonem, a my znaleźliśmy się w kropce i jak najszybciej musieliśmy rozpocząć proces testów, przez co zostaliśmy nieco w tyle za innymi. Od początku roku musieliśmy więc ciężko pracować, a zamiast grać mecze, koncentrowaliśmy się na wybraniu właściwego uzupełnienia składu, przez co rzadko było nas widać w oficjalnych meczach
To żadna ujma. Swego czasu AGO stanęło w sporym ogniu krytyki, starając się brać udział w każdym możliwym turnieju, co ostatecznie nie wyszło Jastrzębiom na dobre.
To prawda.
Wspomniałeś, że w momencie, kiedy wy poszukiwaliście piątego gracza, składy większości polskich formacji były już skompletowane, jednak w dalszym ciągu do wzięcia było kilku zawodników o głośnych nazwiskach. Co sprawiło, że z tego grona padło akurat na Goofy'ego?
Jest dobry aimowo, do tego zaznał już gry drużynowej na wyższym szczeblu. Na pierwszy ogień poszedł jednak siuhy, gdy dowiedzieliśmy się, że jego kontrakt z Izako Boars wygasa. Potrenowaliśmy kilka dni, ale wówczas IB przedstawiło mu nową wizję zespołu, informując, że udało się sprowadzić mono i STOMPA – i to przekonało siuhego, by podpisać nową umowę i zostać pod skrzydłami swojej dotychczasowej organizacji.
Zakładając, że Izako Boars jednak nie przedstawiłoby tej oferty siuhemu, to czy ostatecznie znalazłoby się dla niego miejsce w Wiśle?
siuhy wypadł bardzo dobrze podczas testów, widać, że ma talent i cały czas robi progres. Zostawił po sobie pozytywne wrażenie, więc całkiem prawdopodobne, że finalnie wzięlibyśmy go do siebie. Chwilę po informacji, że jednak chce kontynuować swoją przygodę w IB, odezwaliśmy się do Goofy'ego, bo wiedzieliśmy, że to pewniak. Mieliśmy przekonanie do jego umiejętności strzeleckich, wiedzieliśmy, na co go stać. Jesteśmy więc szczęśliwi, że przystał na warunki zaproponowane przez Wisłę, do tego już zdążył w wielu kwestiach udowodnić nam, że był to dobry wybór i możemy razem zdziałać naprawdę dużo.
fot. GG League/Maciej Kołek |
W mediach pojawiał się też temat phr-a. Coś faktycznie było na rzeczy?
Testowaliśmy phr-a równocześnie z Goofym. Razem z nim graliśmy też oficjalny mecz, który jednak przegraliśmy. Po testach stwierdziliśmy, że Krzysiek wypadł lepiej, dlatego wybraliśmy jego.
Czy relacje Goofy'ego z jedqrem miały jakieś znaczenie?
Nie sądzę. Każdy z nas w jakimś stopniu go znał. Sam grałem z nim w drużynie na początku x-kom teamu i w tamtym czasie zdobywaliśmy duże osiągnięcia, dostaliśmy się nawet na V4. Bardzo dobrze wspominam grę z Goofym. Jeśli więc chodzi o ten transfer, to nie było tak, ze jedqr jakoś mocno naciskał i rekomendował, żebyśmy go wzięli. Mieliśmy wspólnie burzę mózgów i zgodnie stwierdziliśmy, że jest dla nas bardzo dobrą opcją.
Poza zmianami w składzie w ostatnim czasie na waszej drodze pojawiła się jeszcze jedna przeszkoda w postaci kary dla Loorda. Jak zareagowaliście na to jako drużyna?
Gdy w ubiegłym roku wyszła pierwsza informacja o banie, to wiedzieliśmy o tym nieco wcześniej i przygotowywaliśmy się na tę okoliczność. Teraz jakoś bardzo nas to nie przybiło. Dalej możemy współpracować z Loordem i może dawać nam dużo. Wiadomo, że jego wsparcie w trakcie meczów jest bardzo cenne i gdyby był z nami podczas spotkań w ostatnich miesiącach, to na pewno osiągnęlibyśmy jeszcze więcej. Musieliśmy się jednak z tym pogodzić, nadal pracować i nie zwalniać tempa.
CZYTAJ TEŻ: Loord: Sumienie podpowiedziało mi, że trzeba się przyznać i być wobec wszystkich fair |
Głośno było również o aferze dotyczącej slota na IEM-ie. Jak to wyglądało z twojej perspektywy?
Jako gracze nie mieliśmy nic do powiedzenia. Dowiedzieliśmy się o tym, że dostaniemy tego slota godzinę przed oficjalnym ogłoszeniem ESL. Nasz menadżer przyszedł do nas na TeamSpeaka w przerwie oficjalnego meczu, w którym grał z nami zresztą nawet phr, i powiedział nam o tym. Byliśmy w szoku, cieszyliśmy się.
Obiektywnie patrząc, uważasz, że to właśnie wam należało się to miejsce?
Wydaje mi się, że tak. Najbardziej fair było przyznanie slota nam, skoro Illuminar nie mogło wystawić swojej drużyny.
Slota na IEM można było zdobyć poprzez ESL Mistrzostwa Polski. To dobre rozwiązanie czy droga do jednego z najważniejszych turniejów w roku została za bardzo uproszczona?
To bardzo dobre dla polskiego CS-a. Dodaje to więcej prestiżu Mistrzostwom Polski, a drużyny coraz ciężej pracują i starają się, aby zwyciężyć.
Na trwającym bootcampie przygotowujecie się stricte pod IEM Katowice. Czujesz już, że jesteście gotowi na ten turniej?
Przed nami jeszcze sporo pracy. Z Goofym trenujemy od około dwóch tygodni, to bardzo mało. Musimy jeszcze bardzo dużo przepracować. mynio był bardzo ważną osobą w naszej grze, dlatego po jego odejściu musieliśmy sporo przebudować. Idzie to bardzo dobrze, widać progres. Chciałbym powiedzieć, że będziemy w 100% gotowi na mecz z Virtus.pro, ale mógłbym wtedy skłamać.
Tegoroczna edycja IEM-a będzie rozgrywana online, a turniej z Katowicami łączy się głównie poprzez nazwę. Nadal jest to bardzo prestiżowe wydarzenie, ale nie aż tak, jak w latach poprzednich. Czy to, że nadal w nazwie są Katowice, dodaje smaczku rywalizacji?
Tak, praktycznie każda osoba grająca w gry kojarzy Katowice. To na pewno przyciąga więcej osób na transmisję, więc fajnie, że nazwa się nie zmieniła. Mimo tegorocznej formuły gra na takim turnieju to nadal duży prestiż.
Z uwagi na aktualną sytuację na świecie pogodziliśmy się z tym, że nie będzie to lan. Jako gracz, który będzie jednak uczestnikiem IEM Katowice, czujesz z tego powodu jakieś rozgoryczenie?
Krążyły informacje, że turniej może się odbyć w studiu, jednak będzie to tylko online. Lekki zawód był, ale niewiele możemy w tej kwestii zrobić. Niezależnie od tego, czy to lan, czy nie, przygotujemy się do IEM Katowice najlepiej, jak to możliwe.
Wyznaczyliście sobie jakiś konkretny cel?
W zasadzie nie. Chcemy pokazać się z jak najlepszej strony i sprawić może kilka niespodzianek. Postaramy się o to, by zajść jak najdalej.
Wspominałeś już o Virtus.pro. Dla polskiego kibica to oczywiście mecz z podtekstami. Fakt, że zagracie z VP daje dodatkową motywację?
Nie traktuję tego jako dodatkowy bodziec, by pokonać Virtus.pro jako organizację. Przygotowuję się na to, że to całkowicie inna drużyna, zupełnie niezwiązana z tą polską piątką. Dla nas to mecz jak każdy inny, chcemy go wygrać.
Na początek zagracie w BO1 – dla was to przewaga czy wolelibyście zagrać do dwóch wygranych map?
W BO1 mamy większe szanse, by zaskoczyć niż w BO3. Dobrze przygotujemy się na każdą możliwość w tym spotkaniu i będziemy chcieli zaskoczyć oraz zdominować przeciwnika od początku. Jak to wyjdzie? Zobaczymy.