Rozpoczął się kolejny rok, do którego przystępujemy z nadzieją "może tym razem", "może w końcu". Może nareszcie polski CS na dobre zadomowi się w szeroko pojętej europejskiej czołówce. Cóż, czekaliśmy na to w poprzednich latach i tak naprawdę poza pojedynczymi wyskokami takich formacji, jak Aristocracy czy Illuminar Gaming, było to czekanie raczej bezowocne, bo nadal zdajemy się być zaściankiem Starego Kontynentu. No nic, szukamy dalej tego idealnego polskiego zespołu, który jako kolejny podejmie rękawicę i rzuci wyzwanie zachodowi. Niedawno podczas IEM-a zrobiła to Wisła All iN! Games Kraków, aczkolwiek z raczej marnym skutkiem. No to kto następny?

Odpowiedź na to pytanie da nam ruszający dziś nowy sezon ESL Mistrzostw Polski. Sezon, w którym znowu oglądać będziemy aż dziesięć drużyn – a każdy z owej dziesiątki ma swoje ważne powody, by pokazać się jak z najlepszej strony. Tytuł mistrzowski jest tylko jeden, ale swoje ugrać można, nawet zajmując nieco niższe lokaty i zwyczajnie zaprezentować się dobrze. Toteż nawet ci outsiderzy, którzy na papierze wydają się być tylko przyszłymi dostarczycielami punktów, będą mieli do odegrania swoją rolę i swoje zadania do wykonania. A że koniec końców ktoś musi przecież spaść, tym ciekawiej będzie podglądać, jak z tym jarzmem radzą sobie ci, którzy rozpaczliwie walczą o zachowanie obecnych posad.

Teoretycznie przecież głównymi kandydatami do spadku wydają się składy reprezentujące obecnie Pompa Team oraz Team ESCA Gaming. Obie drużyny od momentu zakończenia poprzedniej edycji ESL MP zdążyły zmienić pracodawców, ale nie będzie przesadą stwierdzenie, że ich przyszłość w dużej mierze zależeć będzie od tego, co pokażą w kolejnych tygodniach. Pompa na przykład chciałaby zapewne znowu włączyć się do gry o wyższe lokaty, które w przeszłości zajmowała w krajowych mistrzostwach. Poprzednia ekipa nie była w stanie tego osiągnąć – ba, jej nie udało się nawet utrzymać, więc tym bardziej oczekiwania względem byłych reprezentantów Teamu Gaminate na pewno będą spore. Swoje do udowodnienia mają także los kogutos, którzy długo szukali dla siebie nowego miejsca po rozstaniu z PGE Turowem Zgorzelec i znaleźli je w organizacji, która wcześniej z CS:GO nie miała do czynienia i nie wiadomo jak zareaguje, gdy wyniki dalekie będą od oczekiwań.

Mamy też tzw. murowanych faworytów, czyli zespoły, które zwyczajnie muszą walczyć o czołowe miejsca. Nie mogą, ale muszą – trudno przecież wyobrazić sobie, by w warszawskim gnieździe ktokolwiek był zadowolony, gdyby x-kom AGO finiszowało w top 6, chociaż nie jest to wcale takie tragiczne położenie. Jastrzębie, ale też wicemistrzowie poprzedniego sezonu ze wspomnianej już Wisły All iN! czy przystępujące do gry w roli beniaminka Anonymo Esports – to prawdopodobnie trzy ekipy, które z dużą dozą pewności możemy uznać za te z największymi szansami na mistrzowską paterę. Ale, jak zostało już wspomniane, tytuł jest tylko jeden, więc koniec końców rozczarowanych będzie więcej niż tych zadowolonych. Rozczarowanych i być może nawet sfrustrowanych, bo w budowę składów AGO i Anonymo włożono spore fundusze, stawiając na znaczące na naszej scenie nazwiska i tworząc coś, co może być najbliżej szerzonej od dawna koncepcji polskiego "dream teamu".

No i mamy też grupę pościgową, którą możemy określić też mianem "całej reszty". W niej znajdziemy np. Izako Boars i MAD DOG’S PACT, które w przeszłości poznały już smak podium ESL MP i z chęcią zasmakowałyby w nim ponownie. Po pierwszych tygodniach 2021 roku możemy uznać, że większe podstawy, by w ogóle mieć takie chęci, mają Dziki. Wzmocniona STOMPEM i mono drużyna zdążyła w przeciwieństwie do PACTU kilkukrotnie pokazać już, jak to na dziki przystało, kły. Czarnym koniem może być też HONORIS, ale szczerze mówiąc, to na dwoje babka wróżyła. TaZ, NEO i spółka są oczywiście zdolni do osiągania naprawdę dobrych wyników, ale trudno nie odnieść wrażenia, że stać ich też na nieprzystojące porażki, które z ich strony oglądaliśmy już wielokrotnie. Spory znak zapytania należy postawić przy Illuminar Gaming i Tarczyński Protein Teamie. Owszem, oba zespoły pokazały nam już próbkę swoich umiejętności, ale to nadal tylko próbka, a przecież mówimy tutaj o nowych, sformowanych naprawdę niedawno składach. Te mogą cierpieć na typową przypadłość wieku dziecięcego, przez co w ich wypadku nadchodzący sezon będzie prawdopodobnie sezonem przejściowym.

To wszystko to jednak tylko wróżenie z fusów, chociaż oparte na ostatnich wynikach, posiadanych nazwiskach i szeroko pojętym "przeczuciu". Wszystko i tak zweryfikuje serwer – i może nawet lepiej by było, gdybym wszystkie powyższe oczekiwania i przewidywania mógł zwyczajnie wyrzucić do kosza. To by znaczyło, że wiosenny sezon ESL Mistrzostw Polski był zaskakujący, a dzięki temu ciekawy. A biorąc pod uwagę fakt, że tym razem na liście uczestników mamy dosłownie całą krajową czołówkę, to szansa na to, że czekają nas niespodzianki i nieraz złapiemy się za głowę, patrząc na tablę, wydaje się naprawdę spora. Czego sobie i wam życzę.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn