Illuminar Gaming żegna się z dotychczasowym składem Counter-Strike'a. Chciałoby się napisać, że było to do przewidzenia od samego początku i bynajmniej nie byłoby to czcze gadanie już po fakcie, gdy każdy może się mądrzyć. Tak naprawdę już w momencie prezentacji owego składu w połowie lutego coś unosiło się w powietrzu, coś dobitnie wskazywało, że raczej nie będzie to współpraca usłana sukcesami, a raczej projekt "na przeczekanie". Ale wobec wszystkich okoliczności nie mogło być inaczej.

Wszyscy pamiętamy, jak wyglądał przełom 2020 i 2021 roku w wykonaniu Illuminar. Pożegnania z zawodnikami, kompletna cisza w mediach społecznościowych i niepewność co do przyszłości zasłużonej dla rodzimej sceny marki. A przecież jeszcze kilka tygodni wcześniej włodarze warszawskiej organizacji mogli świętować zdobycie mistrzostwa Polski i liczyć związane z tym profity. Potem jednak z uwagi m.in. na tarcia na najwyższych szczeblach całość rozpadła się jak domek z kart, a iHG musiało zaczynać od nowa. W momencie, gdy formacja w końcu przemówiła, większość jej dotychczasowych reprezentantów znalazła już nowe miejsce zatrudnienia, toteż o utrzymaniu choćby trzonu ówczesnej kadry nie było mowy. A to była dopiero jedna z kwestii, która przesądziła o tym, że zespół spod znaku wielkiego oka w krótkim odstępie czasu spadł z krajowego topu w odmęty przeciętności.

Zespół sklejony w pośpiechu

Kolejnym czynnikiem była opieszałość. Gdy na polskiej scenie CS:GO szał zakupów i wymian trwał w najlepsze, Illuminar zbierało się z kolan, przemodelowując swoje struktury. Gdy więc sytuacja w organizacji w końcu się uspokoiła, nie za bardzo było już kogo kontraktować, bo co smaczniejsze kąski zostały zagarnięte przez innych. A czasu nie było dużo, bo przecież zbliżały się eliminacje do ESL Mistrzostw Polski, co oznacza, że trzeba było sklecić coś na szybko. To znaczy, to tylko moje podejrzenia, ale kadra, którą ostatecznie zaprezentowano, naprawdę sprawiała wrażenie takiej, która została zbudowana w ogromnym pośpiechu. Jakby po prostu zagarnięto tych, którzy z jakichś powodów nie załapali się na transferową karuzelę, i podjęto próbę budowy z nich zespołu. Jak już dziś wiemy, próbę nieudaną.

Ale też już na starcie mało wskazywało, że będzie ona udana, bo Illuminar wyraźnie postawiło na kierunek, na którym już wcześniej przejechało się AVEZ Esport. To znaczy, postawiło na zawodników o ciekawych nazwiskach, aczkolwiek po przejściach. I tak do ekipy zawitał Patryk "Sidney" Korab, który większą część ubiegłego roku spędził w drugim składzie x-komu AGO. Trafił do niej też Dominik "GruBy" Świderski i pewnie gdyby transfer ten miał miejsce w 2018 roku, to uznalibyśmy go za prawdziwy hit. Problem w tym, że 26-latek od dawna już daleki był od formy, która trzy lata temu zwróciła na niego uwagę włodarzy Virtus.pro i już podczas końcowego roku gry w AGO wyraźnie odstawał. Do tego wszystkiego dokooptowano też zmieniającego zespoły jak rękawiczki Piotra "morelza" Taterkę. Jedynie Mikołaj "mouz" Karolewski i Kuba "Markoś" Markowski wydawali się jakkolwiek bronić sportowo, ale to było zdecydowanie zbyt mało.

Czas na odbudowę Illuminar?

Tak czy inaczej, Illuminar podjęło próbę powrotu w górne rejony krajowej czołówki i przegrało. O ile bowiem początek nowej drużyny był obiecujący, bo przyniósł on triumf w ESEA Cash Cup, tak potem projekt, o ile można tutaj w ogóle mówić o jakimś projekcie, zaczął coraz wyraźniej zmierzać w kierunku bolesnej przeciętności, która nijak nie licowała z marką iHG. Podjęto więc chyba jedyną słuszną decyzję i zwyczajnie się pożegnano. Teraz organizacja ma postawić na budowę młodej ekipy i wydaje się to ruch ze wszech miar słuszny, chociaż wiele zależeć będzie od tego, w jaki sposób stołeczni działacze się do tego zabiorą. Samo zaangażowanie kilku talentów to przecież nie wszystko – muszą jeszcze one do siebie pasować i dobrze by było, gdyby miały od kogo się uczyć. Poniekąd można powiedzieć, że iHG wraca do korzeni, bo przecież podobne założenia towarzyszyły powstawaniu też pierwszego zespołu.

Wówczas zabrakło jednak cierpliwości oraz funduszy. Tym razem nie powinno być z tym problemu.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn