Jak wiele dzieli sukces od niepowodzenia? O tym, jak cienka jest granica, boleśnie przekonało się Anonymo Esports. Na papierze występ naszych rodaków w trzecim sezonie Flashpointa wypada po prostu blado. Jedno zwycięstwo, cztery porażki – z takim bilansem nie da się zawojować świata. I nic nie zmienia fakt, że polski Counter Strike i tak jest najbliżej Majora od 2018 roku. Że o rozstrzygnięciu czterech BO3 decydowały detale. Że na samym początku turnieju Anonimowi z nieswojej winy zostali poszkodowani. Że trzech graczy po raz pierwszy w karierze mierzyło się z tak wielkim wyzwaniem. I wreszcie nie zmienia też nic, że dzięki Anonymo nasze serca przez długie godziny biły zdecydowanie mocniej. W ostatecznym rozrachunku musimy oceniać wyniki.

Nikt o zdrowych zmysłach nie oczekiwał, że Polacy będą rozstawiać po kątach europejską śmietankę. Nie było przecież ku temu żadnych podstaw. Po stworzeniu zespołu Anonymo bynajmniej nie rozpychało się łokciami na międzynarodowej arenie, a kwalifikacje do Flashpointa były jednym z nielicznych jasno świecących punktów na karcie osiągnięć. To właśnie wtedy podopieczni Adriana "IMD" Piepera wreszcie udowodnili, że mogą regularnie wygrywać z innymi marzącymi o przebiciu się do najlepszych. ENCE, Dignitas czy Double Poney to w końcu także średniacy, których najczęściej można spotkać wspólnie z całą polską elitą na drugim szczeblu rozgrywkowym. I było tak: 2:0, 2:0, 2:0. Niech jednak nie zmylą nikogo rezultaty – Anonymo wywalczyło sobie przepustkę, triumfując w trzech wyrównanych meczach. Do tego doszły jeszcze przegrane z mousesports i Complexity oraz zwycięstwo ze Sprout, kolejnym członkiem szerokiej grupy goniącej czołówkę. 

Powtórzę raz jeszcze: kluczem do awansu były wygrane z równorzędnymi rywalami. To właśnie stabilna forma na zapleczu czołówki otwiera drzwi do regularnej walki z najlepszymi. Problem tylko w tym, że we Flashpoincie tej bardzo potrzebnej skuteczności zabrakło. To, co w kwalifikacjach było największym atutem Anonymo, teraz stało się zmorą ekipy. Jakże inne byłyby nastroje, gdyby udało się znów pokonać francuskie Kuce. Albo nawet chociaż Sprout. A wszyscy wiemy, jak w obu przypadkach było blisko… Blisko, ale jednak za daleko. I tak oto bezpośrednie zaproszenie na następny turniej RMR prawdopodobnie odjechało w siną dal, choć w zaistniałych okolicznościach dość niespodziewanie (dwa miesiące temu jakiekolwiek połączenie słów “Major” i “polska drużyna CS:GO” było abstrakcją) znajdowało się ono w zasięgu Anonimowych. Na razie na dziesięć gier z ekipami pokroju Double Poney rodzima ekipa wygrywa jednak pięć, a nie osiem czy dziewięć. 

I choć tym razem Anonymo przegrało bitwę z kretesem, to wojna nadal trwa. Stary Kontynent wyśle na Majora aż jedenaście drużyn. Po Flashpoincie Polacy w rankingu będą plasować się na dwunastej lokacie z niewielką stratą do pozycji premiowanej awansem. Kolejne turnieje RMR będą oferowały uczestnikom coraz więcej punktów. Nadwiślańskiej ekipie nie grozi spadek na poziom morderczych otwartych kwalifikacji. Przestrzeń do rozwoju wciąż wydaje się ogromna, a pierwszym z brzegu przykładem jest pula map. – Możemy się jeszcze rozwinąć, bo ciągle mamy pewne braki w zagrywkach, taktykach i nawet wzajemnym wyczuciu – potwierdzał kilka dni temu Janusz "Snax" Pogorzelski. Cóż, ja chcę w to wierzyć. Chcę wierzyć, że to dopiero początek pięknej historii.