Świat fanów League of Legends przeżywa swoje najlepsze dni od dawna. Kiedy jedno święto LoL-a się kończyło, już na horyzoncie pojawiło się kolejne. Po niezwykle emocjonującym rozstrzygnięciu najlepszego (sic!) finału w historii sceny esportowej Riot Games dostaliśmy kolejny prezent. Mowa oczywiście o serialu w uniwersum League of Legends, czyli Arcane, którego zapowiedzi ciężko było przeoczyć. Wchodziłeś do Fortnite'a, miałeś skórkę Jinx przed oczami. Wchodziłeś na Reddita i dostawałeś kolejne przesłanki o tym, że zbliża się coś dużego. Ba, nawet wyjście na ulicę mogło się skończyć napotkaniem reklam albo samego autobusu, który miał promować nową produkcję.

A ja, trochę nieprzekonany, a trochę ciekawy, po prostu obserwowałem. W myślach winszowałem Riotowi niezwykłej wydolności płuc, ponieważ nadmuchał balon gargantuicznych rozmiarów. Do akcji dołączali kolejni artyści i influencerzy, a całej paradzie towarzyszył energiczny utwór Imagine Dragons. W niedzielę już od rana na Twitterze wszyscy zachwycali się animowaną produkcją Riot Games i naprawdę trudno było przegapić to wydarzenie. Nie dało się też nie dystansować od powszechnego zachwytu. Tak naprawdę cieszyłem się z Arcane, ale ogromny balon latający nad moją głową groził sporym rozczarowaniem. Kiedy byłem już po seansie pierwszego odcinka, okazało się, że nie bez powodu jest właśnie takiego rozmiaru.

Arcane, czyli spacerek po (nie)znajomych ulicach

Fani LoL-a długo domagali się ekranizacji lore gry. Kolejne krótkie formy pokazywały przecież, jak ogromny potencjał drzemie w historiach i świecie stworzonym przez Riot. Moim zdaniem nie bez powodu akcja Arcane dzieje się w Zaun oraz Piltover. To mały ukłon w stronę wyjadaczy tej produkcji, ponieważ krainy te były, delikatnie mówiąc, zaniedbane. Ostatnia postać z Piltover to Seraphine, a wcześniejszą była dopiero Camille. W Zaun było jeszcze gorzej. Dlatego osadzenie całej fabuły w tych konkretnych lokacjach i spowicie jej wokół najstarszych oraz jednej z najbardziej rozpoznawalnych postaci jest swego rodzaju rekompensatą. I to sowitą. Podchodząc do serialu miałem wrażenie, że Vi i Jinx będą absolutnym centrum wydarzeń i to one będą wyznaczać tempo animacji. I chociaż w gruncie rzeczy tak się stało, to dostaliśmy o wiele więcej niż tylko siostrzaną relację na brudnych ulicach Zaun.

Kamera śledzi bowiem też znane postacie jak Jayce, Caitlyn czy też Heimerdinger, ale również zupełnie nowe twarze. W samym środku konfliktu pojawiają się zupełnie nowi bohaterowie, o których nie słyszeliśmy wcześniej ani słowa. Stare waśnie pomiędzy Vanderem i Silco to klucz do tej historii i jednocześnie powód, dla którego Arcane jest czymś więcej aniżeli genezą szaleństwa Jinx.

To dopiero początek!

Akcja rozgrywa się to w Piltover, to w Zaun i nie da się pozbyć wrażenia, że w pierwszych trzech odcinkach doświadczamy momentów przełomowych dla obu frakcji. Widzimy znajomych nam druhów, którzy nie do końca są sobą z League of Legends. To nie finalna forma, to nie koniec, coś wielkiego się zaraz wydarzy – sygnalizują nam twórcy animacji. I faktycznie, budowane napięcie poprzez muzykę, akcję i enigmatyczne różnice bohaterów w końcu zwracają się w trzecim odcinku. Nie brakuje też cliffhangera, który śmieje nam się w twarz, mówiąc: "to nawet nie jest początek tej przygody". Sam współtwórca serialu też podgrzał atmosferę na Twitterze podobnymi słowami:

Fabuła jest świetna, a przedstawienie postaci naprawdę dobre. Dlaczego tylko dobre? To cena podróży po różnych alejach tego świata. Z pewnością dostaliśmy dużo Vi, Jinx i Vandera, ale część Piltover jest dopiero skubnięta. Tam "naszymi oczami" jest Jayce, którego też udało się całkiem dobrze poznać. Pozostaje jednak pewien niedosyt w stosunku do Viktora czy też Caitlyn. To postacie niezwykle ważne w tej historii, a na razie zaledwie epizodyczne. Odniosłem jednak wrażenie, że to zaplanowany zabieg i w następnych odcinkach się to zmieni. I szczerze mam taką nadzieję.

Animacja, muzyka i dubbing na piątkę

Jeśli chodzi o animację, jest to aspekt, o który nie obawiałem się ani przez chwilę. Riot Games przyzwyczaiło nas już do pięknych obrazków i wiedziałem po ogromnej promocji premiery, że tym razem naprawdę chce nam pokazać coś niezwykłego. Nie zawiodłem się. Najwięksi miłośnicy estetycznych doznań z pewnością znajdą tu coś dla siebie. Kontrasty pomiędzy dwoma tajemniczymi krainami, niezwykła dbałość o szczegóły i bardzo dynamiczne sceny sprawiają, że będzie to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów tego typu produkcji. Znajomość z oryginalną grą z pewnością pomaga, ale nie wydaje mi się, żeby była aż tak znacząca.

To wszystko w połączeniu z dobrze dobraną warstwą muzyczną, dobrymi dialogami i świetnymi aktorami głosowymi zapowiada naprawdę dobry serial. Ba, to może być prawdziwy klasyk w swoim gatunku, który przyciągnie kolejne pokolenia graczy. Poprzeczka postawiona przez pierwsze trzy odcinki jest naprawdę wysoko, a balon nadmuchany przez Riot Games wciąż frunie coraz wyżej. Dlatego ponownie usunę się w cień sceptycyzmu i zakładam, że trochę się jednak rozczaruję w nadchodzących tygodniach. Pierwszy akt był naprawdę piekielnie dobry i życzę nam wszystkim, żeby ten balon leciał bez przerwy. Jak jednak będzie, przekonamy się w następnych tygodniach. Z oceną poczekam na ostateczne rozwiązanie serialu.