Pojawienie się VALORANTA w ogromnym stopniu uderzyło w scenę Counter-Strike'a. Od takiego zdania można byłoby zacząć ten tekst i z jednej strony byłaby to prawda, ale też mocno nagięta. Bo – po pierwsze – nie uczyniła tego sama gra Riot Games, ale też pandemia COVID-19. Po drugie – o ile cios otrzymało całe CS:GO, tak w największym stopniu oberwała Ameryka Północna, która straciła nie tylko wsparcie wielu organizacji, ale także i sporą liczbę talentów. Te bowiem z uwagi na poszukiwanie bardziej opłacalnych możliwości postanowiły przenieść się do nowej, dopiero rozwijającej się, ale posiadającej już ogromne wsparcie gry. I jedną z takich osób był Tyson "TenZ" Ngo.

Niemrawe początki i przełom

Kanadyjczyk mimo młodego wieku pierwsze kroki na scenie CS:GO stawiał już w 2016 roku. Niemniej wówczas rywalizował głównie w barwach mniej znanych miksów i ekip, bezskutecznie próbując zaistnieć w takich rozgrywkach, jak Esports Championship Series czy też ESEA Premier. Szersza publika usłyszała o nim natomiast dopiero w roku 2018, gdy wraz z subtLe wystąpił na światowych finałach World Electronic Sports Games 2017 w Chinach. A potem już poszło – przez jakiś czas Ngo grał jako zmiennik w Dignitas, a potem łączono go również m.in. z Lazarus oraz Teamem Envy, czyli czołowymi wówczas przedstawicielami północnoamerykańskiej sceny. Ostatecznie jednak po kilku miesiącach gry w Bad News Bears, które bezskutecznie poszukiwało pracodawcy, nastolatek wylądował w ATK. Również tylko jako stand-in. Ale to był tylko przedsmak tego, co stało się w lipcu 2019 roku, bo wtedy do jego drzwi zapukało słynne Cloud9.

Znalazł się on w naszym składzie, bo jest on zdolny do tego, by miażdżyć swoich rywali. Reszta zależy od tego, czy będziemy w stanie pomóc mu w staniu się lepszym. Niemniej z uwagi na jego świetne nastawienie pokładam w nim sporo wiary – komplementował nowy nabytek ówczesny Head of Data, Soham "⁠valens⁠" Chowdhury. – Gdybym miał porównać TenZa do kogoś z NRG, to wybrałbym Brehzego. To jedyny gracz, który mógłby z nim rywalizować. TenZ to zawodnik o niesamowitym aimie i mechanicznych umiejętnościach, ale brakuje mu wiele doświadczenia, które posiada każdy w top 15 czy 20. Będzie to kwestia wytężonej nauki. Pewnie po drodze przyjdzie kilka porażek i te porażki będą czymś dobrym w kwestii budowania jego pewności siebie. Wielu graczy w NRG dużo przegrywało, nim osiągnęło sukces, przed nami więc pewien proces – wtórował mu prowadzący ekipy, Damian "⁠daps⁠" Steele.

Krótka przygoda z C9

fot. ESL/Carlton Beener

W tamtym okresie C9 dalekie było już od swojego peaku i znajdowało się w okresie, w którym próbowało odbudować swoją pozycję na światowej scenie. Poza dapsem i TenZem pomóc w tym mieli również Timothy "⁠autimatic⁠" Ta, Oscar "⁠mixwell⁠" Cañellas oraz Kenneth "⁠koosta⁠" Suen. Debiut formacji przypadł na BLAST Pro Series Los Angeles 2019, gdzie zajęła ona czwarte miejsce na sześć możliwych. To z kolei dało jej ogromny awans w rankingu HLTV o ponad 280 pozycji, co wywołało spory niesmak z uwagi na fakt, że Cloud9 na BLASTA zostało zaproszone i nie musiało się kwalifikować. Tak czy inaczej, potem nowy skład pojawił się również na Arctic Invitational 2019 w Helsinkach, gdzie dotarł do półfinału, oraz wziął udział w regionalnej dywizji 10. sezonu ESL Pro League. Niemniej EPL zakończył się totalną katastrofą, bo drużyna nie wygrała żadnego meczu i zajęła ostatnie miejsce w grupie B.

Tydzień po ostatnim spotkaniu oficjalnie potwierdzono, że tak słaba gra będzie mieć swoje konsekwencje. Głową za wyniki zapłacił TenZ, który wylądował na ławce rezerwowych. – Jestem prowadzącym, który prawdopodobnie grał z największą liczbą młodych talentów i muszę powiedzieć, że pod względem nastawienia i doświadczenia nie jest on po prostu gotowy do gry na profesjonalnym poziomie. Nie twierdzę, że nigdy nie wejdzie na ten poziom, ale brakuje mu o wiele więcej niż jakiemukolwiek z pozostałych młodych zawodników, z którymi grałem – mówił bez ogródek daps, prezentując zupełnie inny ton niż zaledwie trzy miesiące wcześniej. Nikt wówczas nie spodziewał się, że dla Ngo będzie to końcówka przygody z CS:GO. Po wylądowaniu na ławce wspomagał jeszcze przez krótki czas Riot Squad Esports i ATK. A potem przyszedł kwiecień 2020 roku.

"Najlepiej będzie, jeśli zmienię grę"

 Po uzyskaniu dostępu do zamkniętej bety VALORANTA bawiłem się bardzo dobrze, dlatego też zdecydowałem się na ten krok. Pomyślałem, że najlepiej będzie, jeśli zmienię grę. Jestem bardzo podekscytowany tym, co kryje przyszłość tej produkcji – ogłosił późną wiosną TenZ. Dla wielu porzucenie Counter-Strike'a na rzecz nowej gry w wieku niespełna 19 lat było krokiem niewytłumaczalnym, zaskakującym, a nawet głupim. Mimo to nastoletni Kanadyjczyk już się nie wycofał, co na dobrą sprawę nie dziwi, bo od razu miał zapewniony angaż. Trzeba bowiem pamiętać, że przecież wciąż był on zatrudniony przez Cloud9, które zamierzało wykorzystać okazję i uczynić z młodego talentu pierwszego w swojej historii reprezentanta VALORANTA. W kolejnych tygodniach organizacja ściągnęła zresztą innych graczy z przeszłością w CS:GO.

Początki były naprawdę niezłe. Na rodzącej się dopiero scenie C9 było jednym z lepszych zespołów i regularnie docierało do strefy medalowej. Tak było m.in. podczas Immortals First Light, Pulse Invitational czy też PAX Arena Invitational. Spora była w tym zresztą zasługa samego TenZa, który na tle swoich kolegów zdecydowanie się wyróżniał. – Zdecydowanie czuję, że dość łatwo udało mi się przenieść moje umiejętności z Counter-Strike'a do VALORANTA. Nie wydaje mi się jednak, by nauka nowych map czy umiejętności były czymś niesamowicie trudnym – zapewniał. Problem w tym, że wraz z upływem czasu, pojawieniem się kolejnych drużyn i zawodników pozycja C9 zaczęła słabnąć. Dość powiedzieć, że cztery ostatnie imprezy w sezonie 2020 podopieczni amerykańskiej organizacji kończyli poza czołówką, najczęściej opuszczając serwer bez żadnych nagród pieniężnych.

Przerwa i nieoczekiwany powrót

Mimo to nie da się ukryć, że jeżeli spodziewano się zmian w szeregach Cloud9, to raczej nie Ngo miał być ich częścią. A jednak w połowie stycznia nastolatek niespodziewanie ogłosił zawieszenie profesjonalnej kariery. Wtedy na pierwsze miejsce w jego hierarchii wysunęło się streamowanie. – Mam nadzieję, że każdy będzie mógł wesprzeć mnie w tej decyzji. W czasie, gdy będę poza drużyną, zamierzam zaangażować się w rozwijanie moich własnych streamów i kanału YouTube, by tworzyć więcej zawartości. Powrócę do profesjonalnego grania, gdy uznam, że nadszedł ku temu odpowiedni moment – przyznał. Nie oznaczało to oczywiście, że definitywnie kończy on z graniem, bo kanadyjski strzelec nadal doskonalił swoje umiejętności w VALORANCIE. Aczkolwiek robił to tylko na imprezach pokroju Twitch Rivals, gdzie nie było znanej z profesjonalnej sceny presji.

Niemniej ostatecznie ten rozbrat z profesjonalną sceną nie był szczególnie długi, bo trwał zaledwie dwa miesiące. Jednakże nie stałoby się tak, gdyby nie wydarzenia, które miały wówczas miejsce w Sentinels. Czołowy przedstawiciel Ameryki Północnej przygotowywał się w tamtym czasie do kolejnego występu w VALORANT Champions Tour Masters, ale wtedy wybuchła prawdziwa bomba obyczajowa. Członek drużyny (notabene mistrz świata w Overwatchu), Jay "sinatraa" Won, został oskarżony przez swoją byłą partnerkę o napastowanie seksualne. Zarzuty były poważne, a sprawa skomplikowana. A przy tym wszystkim nie było zbyt wiele czasu, bo na okres śledztwa Amerykanin został zawieszony zarówno przez Riot Games, jak i swojego pracodawcę, a przecież przez kolejnym etapem VCT Sentinels musieli posiadać pełny skład. Zwrócono się więc do Cloud9 z prośbą o wypożyczenie jednego z graczy.

Wykup za siedmiocyfrową kwotę?

fot. Riot Games/Colin Young-Wolff

Tym graczem okazał się rzecz jasna TenZ. – Jestem niezwykle podekscytowany możliwością gry ze składem Sentinels, dodajmy temu turniejowi nieco pikanterii! – nie krył zadowolenia nastolatek z Kanady, który oficjalny debiut w nowych barwach zaliczył zaledwie kilka godzin później przy okazji starcia z Luminosity Gaming. Zresztą zarówno ten mecz, jak i kolejne rozegrane w ramach zawodów Masters w pierwszym etapie VCT były niezwykle udane dla samego zawodnika, jak i jego drużyny, kończąc się zresztą zdobyciem mistrzowskiego tytułu. Bardzo szybko rozpoczęto więc rozmowy na temat przedłużenia wypożyczenia, co raczej nie dziwi. Tym bardziej że w drugim etapie VCT Sentinels znowu byli najlepsi, tym razem wygrywając lanowe zawody w Reykjavíku. Sam Ngo był zresztą głównym współautorem tego ogromnego sukcesu, za co został nagrodzony tytułem MVP zawodów.

Nie było więc zaskoczeniem, że pojawiły się plotki o możliwości permanentnego wykupu młodego gracza z Cloud9. Jednocześnie mówiono jednak, że ta przyjemność może kosztować Sentinels nawet 5 milionów dolarów! Czy faktycznie tyle zapłacono? Tego prawdopodobnie nigdy nie się nie dowiemy, ale faktem pozostaje, iż 1 czerwca transfer definitywny TenZa doszedł do skutku. A jego ekipa w trakcie trzeciego etapu VCT zachwycała nadal i wydawał się głównym kandydatem do zgarnięcia kolejnego mistrzostwa. Niemniej niespodziewanie jej rajd w Berlinie zakończył się już w ćwierćfinale. Powodów tego rozczarowania było kilka i jednym z nich na pewno była słabsza niż dotychczas dyspozycja Ngo, który aż pięć z jedenastu rozegranych przez siebie map kończył z ujemnym K/D Ratio, co wcześniej zdarzało mu się tylko okazjonalnie.

Nieprzewidywalność losu

Ale to wszystko działo ponad dwa miesiące temu i nie mamy powodów, by sądzić, że Sentinels nie wyciągnęli odpowiednich wniosków. Wobec tego do VALORANT Champions 2021 ponownie przystąpią oni jako główni kandydaci do tytułu i nie ma w tym nic zaskakującego. Wiele jednakże zależeć będzie od dyspozycji TenZa, który dla drużyny jest kimś takim, jak Oleksandr "s1mple" Kostyliev dla Natus Vincere. I jest to status w pełni zasłużony, ale też zaskakujący, gdy przypomnimy sobie, że jeszcze kilkanaście miesięcy temu 20-letni dziś strzelec bezskutecznie szukał dla siebie miejsca na scenie CS:GO, a następnie porzucił profesjonalne granie na rzecz streamowania. Historia Ngo jest więc najlepszym dowodem na to, jak bardzo nieprzewidywalny potrafi być los. Pytanie tylko, czy w stolicy Niemiec czeka nas happy end tej historii, jakim byłoby zdobycie przez Kanadyjczyka upragnionego mistrzostwa świata?

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn