Nazywanie jednak TERRA PC-GAMER ELITE od Wortmanna "piecykiem", choć mające na celu pieszczotliwe zdrobnienie słowa "pecet", już nieco dyskredytuje ten sprzęt. Cóż, testowany PC raczej nie rozwiąże problemów z ogrzewaniem w pokoju – ani biorąc pod uwagę temperaturę panującą wewnątrz maszyny, ani też waszej krwi podczas gier lub samego uruchamiania. W przypadku tego drugiego wręcz lepiej sobie przygotować wszystko zawczasu, zwłaszcza jeśli dotychczasowe osprzętowienie przyzwyczaiło was do tego, że między wciśnięciem przycisku Power a realną możliwością korzystania z dobrodziejstw technologii XXI wieku mieliście szansę podłączyć wodę na herbatę, zalać wrzątek, a także odśnieżyć podjazd i jeszcze ulepić bałwana. Oczywiście przesadzam, ale tutaj nawet wlanie sobie napoju do szklanki czy ubranie bluzy może skończyć się tym, że to komputer będzie czekał na was, a nie odwrotnie.
Ale panie Jarosławie, konkrety. Niczym wf-ista z podstawówki ze stoperem w ręku mierzyłem czas od wciśnięcia przycisku umiejscowionego przy magicznym pudełku aż do momentu, gdy moim oczom ukazał się pulpit oczekujący na moje dalsze wskazówki. I dla porównania – niewykluczone, że wam czytanie tego akapitu zajęło już więcej czasu, niż ja musiałem czekać na kompletne odpalenie sprzętu od Wortmanna. Wiem, że jestem gamingowym boomerem, pamiętającym jeszcze czasy Celeronów czy radość z otrzymania kości RAM zawierającej niebotyczne 256 MB, ale mimo wszystko mam świadomość, że na przestrzeni tych kilkunastu lat technologia nieustannie pędziła FTL. Aż takiej prędkości co prawda sprzęt Wortmanna nie oferuje, ale wciąż nie mogę wyjść z podziwu, że potrafi być gotów już w 15 sekund.
Okej, może trochę się za bardzo ekscytuję tym czasem, przyznaję. W ramach testów nie pobierałem też tak wielu aplikacji z dostępem do autostartu, nie wspominając już, że sam dysk też jest świeżynką, więc po miesiącach użytkowania ten kwadrans najcieńszą wskazówką na zegarze analogowym mógłby się nieco wydłużyć. Do tego też trzeba wziąć na poprawkę fakt, że większość ostatnich lat spędziłem raczej w towarzystwie notebooków i laptopów – choć nie najgorszych, to nie mających (prawa mieć) takich samych osiągów co dedykowana jednostka centralna. No i wreszcie – czym byłaby zawrotna prędkość uruchamiania, gdyby sama praca (bądź rozrywka) była istną męczarnią? Na szczęście tak nie jest, ale o tym później. A wcześniej jeszcze trochę zdjęć i tego, co sam Wortmann przysłał do testów.
Rozpakowujemy to pudło
Oprócz cudownej skrzynki cudów zawierającej cuda ogromne pudło zawierało też trzy dodatkowe pakunki. W jednym z nich znajdowało się dodatkowe okablowanie do zasilacza (z którego poza samym przewodem zasilającym nie musiałem korzystać – na szczęście), w drugim kilka komponentów dołączonych do obudowy, w trzecim zaś myszka Cherry MC 9620 FPS. Na żadnym z tych elementów nie będziemy się jednak koncentrować zbyt długo – w końcu głównym elementem pozostaje komputer znajdujący się w nieco mniejszym pudełku.
Co w obudowie piszczy?
Przyszedł więc czas na rozpakowanie tego mniejszego pakunku i zerknięcie do wnętrza zawartego komputera. Mózgiem jest Intel Core i7 12700F chłodzony bezpośrednio przez Arctic Liquid Freezer II. Poza chłodzeniem procesora w oczy (przynajmniej za dnia) rzuca się również zaszczytny napis GEFORCE RTX skrywający ASUS-owego RTX-a 3070. Jest grafika NVIDIA, procesor Intel, jest też "dysk TYSIONC", a dokładnie SSD Samsung PM9A1 1TB, a do tego dwie kości RAM-u po 8 GB w każdej, również od koreańskiego potentata technologicznego. Wszystko to spięte pod płytę główną ASUS-a i opakowane przez COOLER MASTER Masterbox MB511 RGB, co w całości daje ucztę dla oczu, ale nie tylko.
Podczas gdy wzrok może delektować się tańcem kolorów oraz ogólną estetyką wnętrza, którego z pewnością zazdroszczą najbardziej doświadczeni chirurdzy, słuch nie będzie musiał wypalać w mózgu żadnych negatywnych wspomnień. Jak już wspomniałem, trochę nie po drodze mi było z PC-tami w ostatnich latach, aczkolwiek fakt, że nawet w bardziej obciążających warunkach testowana TERRA działa ciszej niż mój laptop gamingowy jest poniekąd przerażający. Nawet na profilu "Silent" ASUS TUF Gaming F15 w moim posiadaniu zdaje się mieć w swojej elektronicznej rzyci akustykę, czego zdecydowanie nie można powiedzieć o sprzęcie Wortmanna. Chyba tylko podczas odpalenia testów "stresowych" komputera praca wewnątrz zdawała się dawać jakkolwiek we znaki. Podczas samych gier trudno było zwrócić na to uwagę i jeśli myślicie, że to może wynikać z siły słuchawek, to tylko zaznaczę, że przez pewien czas grając na tym sprzęcie celowo wyjmowałem swoje "pchełki", żeby tylko posłuchać... czy faktycznie jest czego słuchać. A nawet gdy już zakładałem z powrotem, to budżetowość moich słuchawek nie pozwala wygłuszać wszystkiego. Nieironicznie nawet pisząc ten tekst, który właśnie czytacie, donośniejsze są dźwięki klawiszy klawiatury, aniżeli wiatraki działające wewnątrz komputera stojącego tuż obok. Klawiatury notabene i tak dość cichej, mianowicie Dell KB216 z technologią QuietKey.
Testujemy!
Oczy widzą, uszy słyszą, niech palce zatańczą z klawiaturą i myszą (o, nawet się rymuje). Po sporej dawce pozytywnych bodźców ze strony estetyczno-kulturalnej sprzętu przyszła pora go przetestować. Zanim jednak rzuciłem się w wir wirtualnej rozgrywki, postanowiłem zerknąć, co o wydajności komputera powiedzą rozmaite oprogramowania testujące. Z trzech, które przeprowadziłem, zaprezentuję wam dwa – jeden z nich, niefortunnie ten pierwszy, dał nie dość, że mało szczegółowe wyniki, to do tego prezentując je w dziwnie zabugowanej formie. Jakie to było dokładnie oprogramowanie pozostanie moją słodką tajemnicą, bo recenzja recenzją, ale antyreklamy nie będziemy nikomu ani niczemu tutaj robić.
Zawieść się natomiast nie musiałem na programie PerformanceTest, który przez kilka minut serwował na moim monitorze nieco psychodeliczne efekty, aż wreszcie obwieścił, jak faktycznie sprawuje się sprzęt Wortmanna. I w teorii poniższy screen z końcowych wyników testu może wyrazić więcej niż tysiąc słów, z drugiej zaś percentyl na poziomie 98% nie może przejść bez echa. Dla tych, którzy z (chyba) bardziej zaawansowaną statystyką nie byli do końca "na bakier" napomknę tylko, że oznacza to tyle samo, co "98% testowanych komputerów wypadło tak samo albo gorzej". Innymi słowy, tylko dwa procent wypadło lepiej. A wynik ponad dwukrotnie lepszy niż średnia światowa jest na pewno dodatkowym atutem.
Numer dwa wśród naszych testów (przynajmniej z tych zakończonych sukcesem) przeprowadziło oprogramowanie od UserBenchmark. Z samym UserBenchmarkiem miałem już do czynienia wcześniej podczas składania jednostki dla kogoś z mojej rodziny i byłem zafascynowany tą stroną. Teraz była okazja wypróbować jej software i powodów do rozgoryczenia nie miałem żadnych – a do zadowolenia co najmniej dwa. Po pierwsze, same wyniki były dokładne, ale co ważniejsze testy te tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że maszyna stojąca obok mnie jest naprawdę solidna, mówiąc delikatnie. Co prawda nie były to aż tak astronomiczne wyniki jak w przypadku PerformanceTest, ale UserBenchmark momentami chwalił komponenty testowanego komputera bardziej niż ja gdziekolwiek wyżej w tym artykule. Procesor i karta graficzna wypadły "outstanding", zaś SSD wręcz "exceptional". Dla tych, którzy nie panimajut pa anglijskij – jest tak dobrze, że ojejku i że praktycznie lepiej się nie da.
Uczta dla prawdziwych tygrysków
Czymże jednak są testy z użyciem oprogramowania wobec realnych doznań w samych grach? (Odpowiedź to "niezbyt ważną rzeczą", jak coś). Nadeszła wreszcie wiekopomna chwila testów już na prawdziwym polu bitwy – dosłownie i w przenośni (no może jednak nie tak dosłownie, bo pola bitwy były wirtualne, ale wiecie, o co mi chodzi). Przyszła pora zanurzyć się w świecie gier – zarówno tych mniej, jak i bardziej wymagających.
Zacząłem od delikatnego kalibru, bo na pierwszy ogień poszły Counter-Strike: Global Offensive oraz League of Legends, czyli gry, gdzie można było spodziewać się wysokiego wyniku w jakichkolwiek warunkach, ale biorąc pod uwagę esportowy potencjał obu tytułów kluczowa tu była niezawodność. I tę faktycznie otrzymaliśmy. Obie gry ustawione na maksymalną możliwą jakość i w przypadku CS:GO FPS-y nie spadły ani razu poniżej 300, zaś jeśli chodzi o LoL-a, to cap 240 FPS-ów ograniczał co prawda prawdziwy potencjał, ale i tak 210 w najgorszym momencie powinno zadowolić każdego (tym bardziej tych, którzy nie boją się nieco przesunąć suwaków w menu graficznym nieco w lewo).
Większym wyzwaniem, zgodnie z oczekiwaniami, okazały się natomiast Hunt Showdown oraz Control, czyli gry wydane znacznie później. Raz jeszcze postanowiłem nie żałować i ustawiłem opcje graficzne na absolutne maksimum. FPS ze stajni Cryteka oscylował w okolicach 160 FPS-ów podczas konfrontacji z mniejszymi wrogami oraz samym bossem lokacji, natomiast w bezpieczniejszych strefach (o ile w ogóle można o takich mówić w przypadku Hunt Showdown) liczba klatek na sekundę wzrastała do około 190. Z Control sprawa wygląda już zgoła inaczej, bo tu w "normalnym" środowisku (czyli nie w Płaszczyźnie Astralnej) o pułap 100 FPS-ów było już znacznie trudniej, a zdarzały się nawet dropy poniżej 60 klatek, jeśli akurat zdecydowałem się na wzmożoną ingerencję z otoczeniem.
Najwięcej jednak czasu spędziłem w Cyberpunku 2077. I tutaj sytuacja jest jeszcze inna, bo z progu 60 FPS-ów częściej wartość ta lądowała w dół niż w górę. Spadki klatek nie były notoryczne, a te faktycznie zauważalne wręcz bardzo rzadkie – prawdę powiedziawszy pamiętam tylko jedną sytuację, gdzie faktycznie dało się odczuć drop. Miało to miejsce w wąskiej alejce, gdzie trzeba było się przeciskać między przechodniami. Poza tym trudno było zarzucić brak płynności, a warto mieć na uwadze, że dalej mówimy o grafice ustawionej na "ultra". Ponieważ jednak ultra ultrowi (ultrcie? ultrze? nieważne, ustawienia ustawieniom) nierówne, poniżej wgląd w to, jakie dokładnie ustawienia stosowałem.
Aczkolwiek Cyberpunk ma to do siebie, że oprócz godzin zabawy udostępnia też możliwość automatycznego testu osprzętowienia na bazie wgranego skryptu w grze. Mówiąc prościej, uruchamiamy test, kamera przemierza jednoznacznie określone rejony (które się nie zmieniają), a gra od razu zwraca wynik, ile wynosi aktualny licznik FPS-ów oraz, już na koniec całego testu, ile wynosi średnia, minimum i maksimum osiągniętych klatek. I w zasadzie test ten potwierdził tylko to, o czym wspominałem w poprzednim akapicie. Średnia 60 z lekkim odchyleniem w dół i – co ciekawe – niezależnie, czy testowaliśmy grę w oknie, czy w pełnym ekranie. Samą rozgrywkę toczyłem oczywiście na fullscreenie, ale jeśli bardzo potrzebne jest Wam ciągłe alt-tabowanie, z testu wynika, że nie odczujecie aż takiej straty wydajności podczas wyboru gry w oknie.
Ostateczny werdykt
Czy wyniki wykręcane w samych grach są satysfakcjonujące – to pozostawię już wyłącznie Waszej indywidualnej ocenie. Mi podczas samych testów trudno było przyczepić się do czegokolwiek, bo nie dość, że osiągi były (co najmniej) zadowalające, to sam sprzęt prezentował się pięknie, zachowując jednocześnie kulturę pracy. Jeśli chcecie sprawdzić we własnym zakresie, co jeszcze Wortmann ma do zaoferowania, zapraszamy na stronę internetową dostępną w tym miejscu, gdzie znajdziecie więcej informacji dotyczących najbliższych salonów sprzedaży.