Team Vitality

Photon (KDA: 14/10/36)

Na początku warto zaznaczyć, że oceniane były jedynie występy zawodników, którzy rozegrali w zeszłym tygodniu po dwa spotkania. Wszystko po to, aby wyróżnić graczy, którzy na przestrzeni dwóch potyczek prezentowali się wybitnie, a co najważniejsze, stabilnie. Zatem spośród czwórki toplanerów najlepiej w minionej kolejce LEC pokazał się Kyeong "Photon" Gyu-tae. Ten był bardzo barwną, ale też niezwykle skuteczną postacią. Przedstawił się również z bardzo elastycznej strony.

Koreańczyk w trakcie czterech gier wybrał czterech różnych bohaterów. Tych cechował odmienny playstyle, co już było dowodem na to, że zasób herosów, jaki posiada zawodnik Teamu Vitality nie jest jednolity. Wszystko zależy od tego, co potrzebuje akurat drużyna. Photon bardzo dobrze zrozumiał swoją rolę w tych starciach. Co prawda, nie była mu poświęcana specjalna uwaga, ale taki właśnie był zamysł zespołu. Na cztery batalie tylko jedna była dość przeciętna, choć nadal po trudnym początku Jaxem był w stanie odnaleźć się w późniejszym etapie, by i tak wywierać wartościową presję. Warto zaznaczyć, że był on najbardziej krwawym górnoalejkowiczem, przodując w kwestii zabójstw i tym samym posiadając najmniej śmierci. Mimo iż nie był on głównym aktorem, to po cichu pracował na ogólny sukces formacji.

Team Vitality

Bo (KDA: 28/15/47)

W kwestii dżunglerów sprawa była dosyć jasna. Co prawda pod uwagę można było wziąć dwóch z nich, gdyż zarówno Zhou "Bo" Yang-Bo, jak i Théo "Sheo" Borile zaliczyli naprawdę dobrą kolejkę, będąc ważnymi elementami swoich drużyn. Niemniej większy wkład w ogólny wygląd zespołu i końcowy wynik bez dwóch zdań miał Chińczyk. Ten pokazał nam dwa swoje oblicza.

W pojedynku z MAD Lions nie wypadł najlepiej. Zwłaszcza w pierwszej grze miewał problemy, lecz starał się dawać swojej drużynie jak najwięcej. Nie bez powodu grając Maokaiem zdecydował się na użytkowy build, którym chciał wspomagać swoich sojuszników. To wyszło bardzo dobrze, bowiem ci siali postrach na Summoner's Rifcie. Lepiej Bo wyglądał już jako Wukong, choć tu też nie obyło się bez potknięć. Wszystkie swoje winy leśnik z Państwa Środka odkupił w meczu z Astralis. Tam dwukrotnie skradł show, demolując przeciwnego dżunglera oraz jego towarzyszy. Zawodnik Vitality na przestrzeni dwóch gier zanotował statystyki na poziomie 23/5/26.

Team BDS

nuc (KDA: 26/6/25)

Bez dwóch zdań najtrudniejszy był wybór najlepszego midlanera. Znakomicie podczas zeszłego tygodnia poradzili sobie Ilias "nuc" Bizriken oraz Luka "Perkz" Perković. I choć Chorwat zaliczył trzy gry bez zanotowania ani jednej śmierci, tak finalnie wybór padł na Francuza. Czynnikiem decydującym był wkład w zwycięstwo drużyny i to, że zawodnik Teamu BDS był po prostu niezbędny swojej ekipie, aby osiągnąć taki sukces.

nuc zaprezentował się dwukrotnie z dokładnie tych samych stron. W pierwszej grze obu serii decydował się na Syndrę, a w kolejnej na Cassiopeię. I mimo że wszystkie występy były naprawdę solidne, to w pojedynku z KOI pokazał, jaką siłą naprawdę dysponuje. W batalii tej zdobył łącznie 18 eliminacji przy zaledwie 3 zgonach i aż 20 asyst. Takie wartości budzą respekt. Co więcej, Bizriken przodował stawce także pod względem złota na minutę oraz w kwestii średniej zabójstw. Miał też bardzo dobry współczynnik zdobywanych stworów na minutę, który wyniósł 8,67.

Team BDS

Crownie (KDA: 25/4/30)

Zdecydowanie najłatwiejszą decyzją było wybranie najbardziej wartościowego strzelca. Tym bezdyskusyjnie został Juš "Crownie" Marušič. Spośród całej stawki to właśnie słoweński marksman pokazał się nie tylko z najstabilniejszej, ale też z bardzo efektywnej strony. Przy tak dobrej dyspozycji nie był w stanie doścignąć go nawet Elias "Upset" Lipp, który również ma za sobą dobry tydzień, lecz bez tak znaczących sukcesów.

24-letni gracz BDS dosłownie w każdej grze był wybitny. Seria z SK Gaming to dwie niemal bezbłędne potyczki, w których najpierw zagrał Jinx, a później Xayah. Łącznie udało mu się wyeliminować dziewięciu rywali, dokładając do tego dwanaście asyst i upadając zaledwie raz. W meczu z KOI wydawałoby się, że będzie można przyczepić się do pierwszej bójki, w której w pewnym momencie miał trzy śmierci i zaledwie jedno zabójstwo. Wszystko zmieniła akcja w 24. minucie, kiedy to Marušič popisał się swoimi umiejętnościami i po trudnej walce zdobył pentakilla, ratując swój zespół przed przegraną bijatyką. Po tym występie dostał wiatru w żagle i w drugim starciu z Karpiami był już nieomylny, posyłając do piachu aż dziesięciu oponentów.

Team Vitality

Kaiser (KDA: 5/5/58)

Dość trudnym zadaniem była też selekcja wśród wspierających. Głównych kandydatów było oczywiście dwóch – Norman "Kaiser" Kaiser oraz Labros "Labrov" Papoutsakis. Po dłuższym namyśle wybór padł na Niemca. Ten był bardzo istotnym elementem korzystnych wymian nie tylko na dolnej alei, ale też i w późniejszym etapach rozgrywki. Szczególnie grając inicjatorami zawodnik Vitality był w stanie wyczuwać dobre momenty na wejście i stwarzać dobre okoliczności do zdobywania zabójstw przez jego sojuszników.

Naprawdę dobry spektakl Kaiser zaliczył w pojedynku z MAD. Tam mogliśmy oglądać go jako Lulu i Nautilusa. Dwa różne style nie przeszkodziły przed dorzuceniem swoich trzech groszy do obu batalii. Co ciekawe, większy wpływ na wygląd gry 24-latek miał sterując Wróżkową Czarodziejką. Absolutnie nienaganne starcie w wykonaniu supporta Pszczół zobaczyliśmy w decydującej bójce z KOI. Władając Rakanem po prostu robił wszystko niemal perfekcyjnie. W efekcie w zaledwie 23 minuty był w stanie zaliczyć dwadzieścia asyst, jedno zabójstwo i przy tym nie upaść ani razu. Jest to bardzo imponujące, gdyż grał inicjatorem.


LEC wraca już dziś, jednak obecnych tutaj zawodników zobaczymy dopiero w poniedziałek. Po więcej informacji na temat Spring Splitu europejskich rozgrywek zapraszamy do naszej relacji tekstowej, w której znajdziecie się po kliknięciu poniższego baneru: