Fnatic | 3:2 | G2 Esports |
Niepozorne początki istnego szaleństwa
Zaczęło się całkiem przewidywalnie. G2 rozpoczęło budowanie swojej przewagi już od pierwszych minut. Eliminacje, obiekty neutralne, opancerzenia wież – to wszystko napełniało kieszenie Samurajów po brzegi. Fnatic bezskutecznie szukało odpowiedzi, ale pojedyncze zabójstwa to jedyne, na co było stać Czarno-Pomarańczowych. Była to gra do jednej bramki i baza FNC stanęła w płomieniach po niecałych 27 minutach. Niejeden Nostradamus powiedziałby, że po takim początku mistrzowie LEC idą prostą drogą po 3:0. Nic bardziej mylnego. Marek "Humanoid" Brázda i spółka zdołali odpowiedzieć już w drugiej odsłonie serii. Kompozycja ekipy Rasmusa "Capsa" Winthera oparta na trzech strzelcach wyszła na prowadzenie we wczesnym etapie gry, ale problemy zaczęły się w walkach drużynowych. Tam za to ich rywale błyszczeli, a największym bohaterem potyczek okazał się niespodziewany Bard w rękach Yoona "Juna" Se-juna. Doczekaliśmy się zatem wyrównania.
Grę numer trzy trudno nawet opisać słowami, choć "typowe El Clásico" najlepiej oddałoby jej klimat. Obie drużyny starały się grać wokół swoich mocnych stron i zainwestowały w skalowanie. G2 posiliło się Duszą Smoczycy Chemtechowej, Fnatic zaś miało po swojej stronie ulepszone przez Ornna przedmioty. Nic więc dziwnego, że starcia wokół kluczowych obiektów szły raz w jednym, raz w drugim kierunku. Nikt jednak nie spodziewał się tego, do jakich rozmiarów urosną te wymiany. Mecz w LoL-a przeobraził się w mecz ping-ponga i naprawdę nie dało się przewidzieć, co wydarzy się za chwilę. Eldery, Barony, wieże i inhibitory sypały się jeden za drugim. Ostatecznie walka o drugiego Smoka Starszego potoczyła się po myśli podopiecznych Tomáša "Nightshare'a" Kněžínka, mimo że sama bestia trafiła do G2. FNC stanęło więc w punkcie meczowym.
Fnatic awansuje do finału LEC po pełnym BO5 rodem z horroru
To nie był koniec szaleństwa. Żądni krwi zawodnicy wyglądali, jakby duchem wciąż byli w poprzednim akcie tego pojedynku. Mnóstwo solowych zabójstw, dzikich zagrań i niezrozumiałych decyzji... W tym zamieszaniu Samuraje odnaleźli się znacznie lepiej i już po kilkunastu minutach mogli cieszyć się pokaźnym prowadzeniem. Wszystko zmierzało zatem w stronę pełnego BO5. Iván "Razork" Martín Díaz i spółka szarpali, szukali swoich okazji i niejednokrotnie udawało im się znaleźć nagrody pocieszenia, ale jedna wygrana walka wystarczyła G2, by przejąć Nashora, otworzyć Nexus i w końcu dopiąć swego z kolejnym wzmocnieniem. Oczywiście wciąż w akompaniamencie chaosu i zawirowań.
Bohaterem pierwszych minut ostatniej odsłony serii bez wątpienia był za to leśnik Fnatic. Odpowiedzią na dwie eliminacje na koncie Nidalee były natomiast dwa zabójstwa w posiadaniu przeciwnej Caitlyn. Podopieczni Dylana Falco również mieli więc sporo do powiedzenia. Mocne strony obu zespołów wybrzmiewały w potyczkach, choć na pierwszy pełnoprawny teamfight okupiony większą liczbą ofiar musieliśmy długo poczekać. A ten potoczył się... Po myśli Czarno-Pomarańczowych. Od tej pory wszystko rozgrywało się już pod ich dyktando. Smoki, Barony, wrogie struktury. W końcu przyszła pora także na Nexus. Jego upadek zagwarantował wicemistrzom LEC Spring udział w kolejnym finale – tym razem z pominięciem drabinki przegranych. I z pewnością ogromną satysfakcję, bowiem ci nie zaznali smaku wygranego BO5 z G2 od wielu splitów.
Już jutro przeniesiemy się do dolnej drabinki play-offów, gdzie cztery kolejne ekipy zawalczą o przetrwanie. Transmisja ze wszystkich spotkań fazy pucharowej LEC dostępna będzie w języku polskim na kanałach Polsat Games w telewizji, na Twitchu oraz w serwisie YouTube. Po więcej informacji na temat letniej edycji rozgrywek zapraszamy do naszej relacji tekstowej.