Maciej Petryszyn: Kampania 2024. De facto nie miałeś w tym czasie zespołu, w którym od samego początku grałbyś w podstawowej piątce. Z drugiej strony zagrałeś na dwóch turniejach Masters. W tej sytuacji wydaje się, że to musiał być dla ciebie szalony sezon.
Patryk "paTiTek" Fabrowski: Tak, był szalony. Nie spodziewałem się w ogóle, że pojawi się taka szansa, jaką dostałem od Heretics. Szczególnie po tym, jak zakończyła się moja przygoda z Case, gdzie dostałem kozika, bo wzięli argentyńskiego trenera, który mnie nie polubił. Mimo to neilzinho wziął mnie do Heretics, ale na początku nie wyglądało to dobrze. Dopiero z czasem zaczęło nabierać kolorów. Gdy udało nam się zakwalifikować na pierwsze Masters w Madrycie, to było to duże osiągnięcie. Szczególnie dla mnie, bo zawsze chciałem grać na takich międzynarodowych turniejach. Zawsze chciałem grać na największych scenach, więc dla mnie to było coś dużego. Niestety w Madrycie nie udało się niczego osiągnąć, szczególnie z uwagi na to, jak grałem. A Szanghaj to Szanghaj – została tam napisana historia.
Jak w ogóle doszło do tego, że znalazłeś się w Heretics? W przeszłości grałeś tam już przez chwilę, ale czy w tej sytuacji miało to znaczenie? Czy też wyniknęło z czegoś innego?
Nie wydaje mi się, by miało to znaczenie. Bardziej chodziło o to, że obecny trener Heretics prowadził mnie na początku w G2. I myślę, że możliwe, iż to właśnie to przyczyniło się to do tego, że zagrałem w Heretics. Z drugiej strony miałem też za sobą bardzo dobry sezon w Case. Ogólnie, gdy grałem w VCL, czyli w Diamant, a potem w Case, to w tier 2 udało mi się odbudować moją markę. Tak więc neilzinho do mnie napisał i to był no-brainer, by to wziąć.
Twoja przygoda z VALORANTEM generalnie zaczęła się z wysokiego konia. Było przecież słynne G2, gdzie dominowaliście całą Europę. A potem sam wiesz.
Tak, był zjazd.
Były momenty, gdy sądziłeś, że już nie wrócisz na poziom tier 1? Czy może cały czas liczyłeś, że uda się odbić, bo uważałeś, że masz umiejętności, by grać tak wysoko?
Wiesz, z tyłu głowy zawsze są takie myśli. Zaczęło się zajebiście i naprawdę wygrywaliśmy wszystko. Potem pojawiły się rozmyślania, że co, jeżeli faktycznie, w przeciwieństwie do tego, co zawsze myślałem, nie jestem w stanie reprezentować poziomu tier 1? Ale udało mi się. Zawsze wierzyłem, że po prostu mi się uda. Mam tak, że nie obchodzi mnie, co ludzie myślą i mówią. Udaną karierę mogę zdefiniować w taki sposób, że najpierw trzeba przebić się przez to całe szambo, bagno w tier 2, jeżeli ma się grać w tier 1. Nauczyć się pewnych rzeczy, jak działać w zespole i jak pracować z ludźmi. I dopiero wtedy można wejść na poziom tier 1. Najwidoczniej w 2020 roku nie byłem na to gotowy, by utrzymać ten poziom. Ale po trzech, praktycznie czterech latach się udało.
Przez te cztery lata był moment, gdy chociaż przez chwilę zastanawiałeś się nad tym, by wrócić do Counter-Strike'a?
Tak. Miałem jeden moment, gdy trener Anonymo napisał do mnie, czy nie zagrałbym z nimi testów. I po chyba dwuletniej przerwie od CS-a zagrałem z nimi praki. I no tragedia była. Jak się nie gra w CS-a tyle czasu, a potem się próbuje to... Niby to jest to ta sama gra, ale meta się zmienia, smoke'i się zmieniają. Szczególnie że wrzucili mnie oni na outside na Nuke'u. Byłem w szoku, nie wiedziałem, co mam zrobić. Próbowałem robić rzeczy, które wychodziły w 2017 i one nie wychodziły. Więc trzeba było po prostu wrócić do VALORANTA i nawet nie kombinować z CS-em.
Czyli mówisz, że skutecznie wybiło ci to z głowy?
Tak, no wybiło, wybiło <śmiech>.
Wracając do Heretics – jako stand-in wskoczyłeś do składu, potem jako awaryjny zmiennik pojechałeś na drugie Masters. Pojawił się cień nadziei, że przed Champions może znowu będziesz potrzebny?
Była taka myśl. Ale bardziej w stylu, że okej, jeżeli będą mnie potrzebować, to wiadomo, znają mój numer i mogą zadzwonić. A ja polecę. Ale bardziej było tak, że wiedziałem, że mają już zarezerwowany skład na Champions. Więc myśli były, ale to tyle.
Po Szanghaju wiele osób zaczęło się dziwić, że jakim cudem nie masz jeszcze drużyny? Że jak zawodnik grający tak, jak ty może nie mieć jeszcze zespołu? Możesz zdradzić czy pojawiły się już jakieś oferty z VCT na przyszły sezon?
Tak, na ten moment rozmawiam z jedną drużyną z VCT i mam na przyszły tydzień umówione testy. Także zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Skoro już mowa o VCT, to przejdźmy do tegorocznych Champions, gdzie niestety nie ma ani ciebie, ani żadnego innego Polaka. Kogo uważasz za faworyta turnieju? Jednak będzie to Gen.G, czy może ktoś zaskoczy gospodarzy turnieju?
Myślę, że spore szanse ma Leviatán. Sądzę, że po zmianie sztabu szkoleniowego, skąd odszedł goked, a przyszedł Itopata, oni w końcu rozgryźli swój system i grają bardzo dobrze. Także stawiałbym właśnie na Leviatán i właśnie na Gen.G. Uważam, że Gen.G na ten moment jest poziom wyżej od wszystkich pozostałych drużyn.
A jak według ciebie wypadnie region EMEA? Mamy na mistrzostwach cztery ekipy.
Oczywiście kibicuję Heretics, wiadomo. Kibicuję im, żeby wygrali. Myślę zresztą, że dadzą sobie radę, może nawet wygrają. Jeżeli chodzi o cały region EMEA, to zobaczymy jak im pójdzie. Ale uważam, że to Heretics i Fnatic zajdą najdalej.
Heretics zaczęli od wygranej z FPX i teraz będą grać właśnie z Gen.G. To może być ścieżka zdrowia, biorąc pod uwagę, w jakiej formie są Koreańczycy. Wygrali Masters, wcześniej byli wicemistrzami. Wydaje się, że trudno będzie sobie z nimi poradzić.
Będzie trudno, ale myślę, że mają z nimi szansę. Mogę to powiedzieć na przykładzie finału w Szanghaju. Ogólnie uważam, że wygralibyśmy ten finał, gdyby nie to, że Gen.G miało tam przewagę, bo weszło z górnej drabinki i dzięki temu miało dwa bany. W innym wypadku myślę, że byśmy to wygrali. Ale wiadomo, że to wszystko zależało od nas, bo gdybyśmy my weszli z górnej drabinki, to mielibyśmy dwa bany. Tak czy inaczej, kolejny mecz Heretics na Champions jest z Gen.G. Jest to best-of-three i myślę, że w BO3 Heretics mają duże szanse.
Mówisz, że będziesz miał testy w ekipie z VCT. Niemniej nawet jakby, nie daj Boże, coś nie wyszło, to zawsze możesz rozważyć karierę w VALORANCIE na konsoli. Tutaj na deathmatchu dobrze ci poszło [paTiTek wygrał jedną z konkursowych rund DM – przyp. red.].
Słuchaj, nie spodziewałem się, że będą siadać takie heady <śmiech>. Na konsoli grałem kiedyś za dzieciaka. Zaczynałem na PlayStation 3 grać w Call of Duty Modern Warfare 2 i 3. Black Ops 1 i 2. Miałem więc trochę styczności z joystickiem. Ale wiadomo, VALORANT to nie Call of Duty, to są dwie totalnie inne gry. Zobaczymy, może zostanę streamerem na konsoli <śmiech>.
Jak ogólnie wrażenia z konsolowego VALORANTA?
Myślę, że premiera na konsolach jest bardzo dobra dla gry. Wielu ludzi gra właśnie na konsolach, więc jest to dobre dla społeczności. Na pewno więcej osób będzie się interesowało społecznością VALORANTA. Może będą wchodzić w esport. Uważam, że to bardzo dobry ruch. A jeżeli chodzi o samą grę, to myślę, że dobrze ją zrobili. Jest to zrobione w taki sposób, że ułatwia strzelanie. Bo strzelanie nie jest przecież łatwe, więc musieli to jakoś nadrobić.
Pad nie jest jednak tak precyzyjny jak myszka i klawiatura.
Tak, dokładnie.
Na koniec mam nadzieję, że przy okazji kolejnej rozmowy będziemy już dyskutować o twoich występach w VCT, a nie znowu o stand-inowaniu w jakiejś ekipie.
Też mam taką nadzieję. Naprawdę warto byłoby znaleźć jakąś stabilizację. Mam już dość stand-inowania. Chcę po prostu mieć drużynę i grindować. Bo to o to w tym chodzi.
No to tego ci życzę.
Dzięki, stary.