Świetne wejście w FIFAe Nations Cup 2022
Damian "damie" Augustyniak, Kacper "Furman" Furmanek oraz Bartosz "bejott" Jakubowski, a także Jarosław "Rdk" Radzio – ten kwartet przeszedł do historii jako reprezentanci Polski na FIFAe Nations Cup 2022. Turniej ten rozegrał się w Kopenhadze pod koniec lipca 2022 roku, a udział w nim wzięły łącznie 24 drużyny. Całość była transmitowana również na TVP Sport w telewizji oraz internecie z polskim komentarzem, za który odpowiadali Krzysztof "Mr.Cogito" Lenarczyk, Kornelius "N3jxiom" Rzeźwicki oraz Jakub "Pobo" Pobożniak. Już pierwszego dnia Polska pokazała się ze świetnej strony, zajmując pierwsze miejsce w swojej grupie po trzech wygranych i dwóch remisach. Drugiego dnia Biało-Czerwoni ponieśli pierwszą porażkę na tych zawodach, ale było to w momencie, kiedy i tak już mieli pewny awans z grupy.
Zażarta walka o półfinał
Z 24 najlepszych drużyn na placu boju po dwóch pierwszych dniach pozostało tylko szesnaście. Tym razem nie było miejsca na błędy – przegrana w dwumeczu oznaczała eliminację z turnieju. Na szczęście Polska owych błędów nie popełniła – najpierw odprawiła z kwitkiem Zjednoczone Emiraty Arabskie, wygrywając kolejno 1:0 i 2:1, a następnie pokazała hart ducha, wyrzucając Portugalię za burtę. Spotkanie to było już znacznie trudniejsze, bo to ekipa z Półwyspu Iberyjskiego prowadziła po pierwszym meczu, aczkolwiek tylko jedną bramką. Polacy szybko podnieśli się z kolan, bo już w ósmej minucie drugiego pojedynku (czyli niespełna minutę po starcie w czasie rzeczywistym) udało się wyrównać wynik dwumeczu i ostateczne zwycięstwo wciąż było sprawą otwartą. Na kolejną bramkę musieliśmy już poczekać do 70. minuty wirtualnego starcia, ale najważniejsze, że była to bramka zdobyta przez naszą reprezentację. Piękne przyłożenie od Furmanka dało gola na wagę awansu.
Pogrom zaserwowany Szwedom – Polska w wielkim finale
Polscy kibice dzięki naszym reprezentantom mogli iść spać w dobrych nastrojach przed finałowym dniem zmagań. W tym momencie na placu boju pozostały już tylko cztery drużyny – Polska, Szwecja, Brazylia oraz Włochy. Na początek decydującego naprzeciw siebie stanęli Canarinhos oraz Azzurri, serwując zażarty bój o finał. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie, ale po jednym dłuższym momencie stagnacji wydawało się, że Włosi utrzymają jednobramkowe prowadzenie i wywalczą przepustkę do decydującego starcia. Brazylia jednak na dziesięć wirtualnych minut przed końcem równie wirtualnego regulaminowego czasu gry doprowadziła do dogrywki, w której zadała jeszcze dwa ciosy. Włosi złapali jeszcze na moment kontakt, ale na nic się to zdało – porażka 4:5 przekreśliła ich marzenia o mistrzostwie.
W drugim półfinale zmierzyły się Polska oraz Szwecja. Ci, którzy liczyli na podobną dawkę emocji, musieli się rozczarować. Choć akurat kibice Biało-Czerwonych pragnący zażartego widowiska nie mogą mówić o żadnym rozczarowaniu – a przynajmniej nie ze strony naszej reprezentacji. Ta bowiem rozprawiła się ze Szwedami w przekonującym stylu. Pierwsza z gier wygrana została 3:0, a po krótkiej przerwie nasi rodacy szybko powiększyli prowadzenie. W tym momencie już tylko cud mógł uratować Szwedów, ale o żadnym cudzie nie było mowy. Chyba że w kontekście dyspozycji Polaków, bo akurat ich formę mogliśmy określić mianem cudownej. Po jednej jedynej straconej bramce Furman i Damie wrócili na właściwe tory i dołożyli gola numer pięć. Jeszcze przed wybiciem regulaminowego czasu gry wbili gwóźdź do trumny rywali, ustalając wynik półfinałowego dwumeczu na 6:1.
Mazurek Dąbrowskiego i doping kibiców
Po dłuższej przerwie przyszła pora na ostateczne rozstrzygnięcie. Już tylko jeden mecz dzielił naszych rodaków od upragnionego triumfu. Zanim jednak obie drużyny zmierzyły się na wirtualnym boisku, miały one okazję – rzadko widzianą w esporcie – przypomnieć sobie w najlepszy sposób, o co toczy się gra w rywalizacji narodów. W niej bowiem nie zabrakło miejsca na hymny przed startem finałowego meczu. Najpierw z dumą i ręką na piersi swój hymn odsłuchali reprezentanci Brazylii, a później przyszła pora na Mazurka Dąbrowskiego, podczas którego reprezentanci Polski nie szczędzili gardeł jeszcze przed startem meczu. Ten moment warto przeżyć jeszcze raz:
Polska o włos od sukcesu
Poniesieni hymnami reprezentanci obu narodowości stanęli do ostatecznego boju. W teorii bój ten odbywał się w tej samej formule, co wszystkie poprzednie mecze play-offów, czyli w ramach dwumeczu. Niemniej pierwsze ze starć zakończyło się bezbramkowym remisem, a więc o wszystkim musiało przesądzić starcie numer dwa. Przez długi czas zanosiło się na to, że otwarcie wyniku nastąpi dopiero w drugiej połowie tego pojedynku, ale tuż po wybiciu 40. minuty fenomenalne dośrodkowanie na wybieg zakończyło się bramką dla Biało-Czerwonych. Do końca pierwszej części gry Brazylia nie była w stanie wyrównać i to nasi jako pierwsi znaleźli się na drodze do finałowego sukcesu.
Radość trwała jednak tylko do 64. minuty. Wtedy to Canarinhos wyrównali rezultat meczu i zwycięstwo ponownie było sprawą otwartą. Przez kolejne minuty Polacy próbowali znaleźć lukę w defensywie oponentów, ale bezskutecznie. Minuty mijały nieubłaganie i zanosiło się na kolejną dogrywkę. Ale zanosiło tylko do czasu. Tuż po wybiciu 90. minuty na zegarze Brazylia wgniotła polskich fanów w ziemię, zdobywając bramkę na 2:1. Polacy po wznowieniu gry szybko stracili futbolówkę, a Brazylijczykom pozostało już tylko utrzymać ją na tyle długo, aby wybrzmiał końcowy gwizdek. Jego dźwięk rozpoczął euforię brazylijskich graczy oraz kibiców. Zrozpaczeni Biało-Czerwoni musieli przełknąć gorzką pigułkę, ale po kilku minutach zdruzgotania wstali, by pogratulować swoim oponentom, a później podziękować kibicom. – Boli to, w jaki sposób przegraliśmy, ale jestem dumny i szczęśliwy z chłopaków przez to, jaką drogę przeszliśmy. Dziękuję za wsparcie, coś pięknego – skwitował swój występ Furman. – Jest to duże, duże osiągnięcie. Nie ukrywam, że jestem dosyć smutny, bo ten finał mógł pójść w drugą stronę – powiedział z kolei damie w krótkim wideo.