Wczoraj rozpoczęło się Copenhagen Games 2018, czyli największe święto duńskiego esportu. Impreza ponownie zgromadziła wokół siebie setki zapaleńców, którzy w turniejach BYOC podjęli się rywalizacji z bardziej profesjonalnymi ekipami. Nie obyło się niestety bez problemów i to z natury raczej tych poważnych.

Już sam start zawodów zwiastował, że coś jest nie tak. Serwis HLTV pierwotnie zapowiadał obszerną relację zarówno ze zmagań kobiet, jak i mężczyzn. Nagle jednak wszystkie zaplanowane mecze zniknęły z bazy popularnej strony z powodu... braku kontaktu z organizatorami CPH Games. To był dopiero początek, bo stale powiększające się opóźnienia zaczęły sięgać kilku godzin. O wszystkim informowała m.in. Patrycja "inn" Tęcza, która pojechała do stolicy Danii wraz z reprezentantkami Riot Gaming:

Problemy dotyczyły nie tylko pań, bo także i na męskim turnieju działy się rzeczy niesamowite. Problemy z internetem czy też awarie serwerów były tam chlebem powszednim. Dochodziło do absurdalnych sytuacji, gdy z powodu winy adminów Bułgarzy z Mortal Kombat stracili cały przebieg jednego ze swoich spotkań, które w efekcie musieli rozgrywać od nowa. Więcej na ten temat opowiedział menadżer x-kom Teamu, Max Kieturakis:

Wygląda więc na to, że w Kopenhadze wszystkie drużyny zmagać się musiały nie tylko ze swoimi rywalami, ale także z przeciwnościami fundowanymi przez niedbalstwo organizatorów. Nic zatem dziwnego, że Paweł "innocent" Mocek ze Sprout Esports nie zamierza więcej przyjeżdżać na tę imprezę:

Korzenie Copenhagen Games sięgają jeszcze zamierzchłych czasów Counter-Strike'a 1.6. W przeszłości impreza ta była ważnym punktem każdorocznego kalendarza imprez, zaś po triumf w niej sięgały takie formacje, jak m.in. mTw, VeryGames czy też Fnatic. W 2011 roku wygraną w zawodach świętować mogli także Polacy z Frag eXecutors.