Kuba "KubiK" Kubiak kilka dni temu oficjalnie zakończył swoją nieco ponad półroczną współpracę z Virtus.pro. Współpracę, podczas której rodzimy analityk miał okazję współpracować z czołowymi polskimi zawodnikami Counter-Strike: Global Offensive.  Jak wyglądała kooperacja z reprezentantami rosyjskiej organizacji i jak w ogóle się zaczęła? Co zaskoczyło go, gdy dołączył do zespołu? Między innymi o tych tematach porozmawialiśmy z KubiKiem w przeprowadzonym wczoraj wywiadzie.


7 miesięcy – dokładnie tyle trwała Twoja przygoda z Virtus.pro. Dla Ciebie to tylko 7 miesięcy, czy aż 7 miesięcy?

Wydaje mi się, że tylko siedem miesięcy, zwłaszcza patrząc na to, ile czasu spędziłem w poprzednich organizacjach. Na przykład w przypadku PRIDE potrafiliśmy cały okres trwania kontraktu ze sobą współpracować, dwa lata. Kontrakt co prawda był podpisany na dłuższy czas, ale doszło do tych wszystkich zmian. I jak powiedział Roman (Dvoryankin – przyp.red), gdyby timing bardziej nam sprzyjał, to może dalej byśmy współpracowali, ale jako że doszło do tych zmian i nie miałem na to żadnego wpływu, to nasze drogi się rozeszły. Sam okres współpracy będę wspominał pozytywnie.

Jak w ogóle doszło do tego, że do Virtus.pro trafiłeś? Kto się do Ciebie zwrócił z takim pytaniem?

Musiałbym sobie przypomnieć. Wydaje mi się, że ja już wcześniej miałem kontakt z NEO przez to, że pomagałem mu konfigurować jego serwery DM i AIM i nie wiem czy to właśnie z nim nie zacząłem na ten temat rozmawiać, czy też nie było jakiegoś kontaktu pomiędzy eMine.pro i Virtus.pro. Powiedziałbym raczej, że pierwsza rozmowa była z NEO. Napisałem chyba do NEO, że doszły mnie jakieś słuchy, że możliwe, że będziecie potrzebowali jakiegoś pomocnika, więc jak coś to jestem, a on napisał, że akurat tak się składa, że naprawdę tego pomocnika szukamy. Później temat przejęła moja agencja i oczywiście włodarze VP i po negocjacjach doszliśmy do wniosku, że w formie konsultacji, żeby zobaczyć czy mogę wpłynąć na grę chłopaków, a później , po okresie testowym, udało się podpisać dłuższy kontrakt.

Kiedy zostałeś ściągnięty do drużyny, to czułeś, że jesteś swego rodzaju ostatnią deską ratunku? Co prawda wcześniej w drużynie też funkcjonowali analitycy, ale Ty byłeś tym najgłośniej ogłaszanym.

W żaden sposób nie czułem, że jestem ostatnią deską ratunku, tylko kolejnym etapem, który mógłby usprawnić grę chłopaków. Może ktoś z drużyny już wcześniej mi się przyglądał i wiedział, że kończę tę akademię, może wcześniej chcieli ze mną współpracować. Na pewno nie czułem, że albo ja, albo nic.

Co do poprzednich analityków, to nie zdziwię się, jeśli oni byli dłużej niż 7 miesięcy, tylko tak jak powiedziałeś raczej oni współpracowali po cichu. Nie wiem też, czy mieli kontakt z zespołem, czy tylko z kubenem.

Jak wyglądała ta współpraca w praktyce? Współpracowałeś tylko z kubenem, czy z całą drużyną?

Na papierze nazywałem się analitykiem, a przez pierwsze miesiące analitykiem od rozpracowywania rywala w ogóle bym siebie nie nazwał, bo wydaje mi się, że tak postrzegany jest analityk w naszym kraju. Bardziej byłem pomocnikiem zespołu.

Podczas komentowania zapisywałem sobie różne ciekawostki i później podczas treningu mówiłem chłopakom, że w tym i tym meczu widziałem coś takiego i sugerowałem, żeby to u nas wprowadzić. W czasie treningów też pracowałem z chłopakami na TS-ie. Cały dzień z nimi spędzałem. Zaczynaliśmy treningi o 12:00, kończyliśmy o 20:00 i przez cały ten czas byłem.

Miałem okazję działać z każdym z chłopaków. Część z zawodników chciała, żebym współpracował z nimi mocniej, inni tego nie potrzebowali. Nie mogę zatem powiedzieć, że z każdym współpracowałem na tym samym poziomie.

Podczas treningów, o których mówisz, byłeś tylko Ty, czy kuben też był obecny?

kuben też był obecny! Może raz w przeciągu siedmiu miesięcy zdarzyło się, że go nie było. I to wyłącznie z powodów organizacyjnych. Wtedy sam byłem na treningu. On był praktycznie na wszystkich treningach.

Dosyć ciekawa sprawa jest taka, że miałem tylko kilka razy w tygodniu uczestniczyć w treningach, nie na stałe. Ale jak już odłożyłem na bok komentowanie, to skorzystałem z dostępnego czasu i chętnie uczestniczyłem w treningach i łapałem kontakt z chłopakami. A posiadanie tego kontaktu w drużynie jest bardzo ważne, żeby w momencie pojawienia się mniej przyjemnej sytuacji nie było problemu ze zwróceniem uwagi na jakieś błędy. Jeśli nie miałbym tego kontaktu, to byłoby trudno działać w takich momentach. Wydaje mi się, że byłem dla chłopaków całkiem sympatyczny i wiedzieli, że mogę im udzielić wsparcia. Mieli świadomość, że co innego dzieje się na serwerze, a co innego jak ktoś patrzy na wydarzenia z boku, bo taka osoba może zobaczyć więcej.

Odpuszczałem treningi tylko, gdy mieliśmy naprawdę dużo oficjalnych meczów. Wtedy skupiałem się na obowiązkach typowego analityka.

I która forma Ci bardziej współpracowała – ta, gdy byłeś obecny również na treningach, czy ta, kiedy bardziej zajmowałeś się analizami?

Oczywiście odpowiedź jest prosta – funkcja numer jeden, czyli taki pomocnik drużyny. Chciałbym być osobą, która może coś podszlifować, dodać jakiś szczegół, zauważyć, że można zmienić pozycje. Może nie upiększać, bo to zbyt ładnie brzmi, ale osoba zajmująca się poprawą szczegółów w grze – to chyba rzecz, która mi się najbardziej spodobała.

fot. fb.com/kubikcs

Wracając jeszcze do początków współpracy – było coś, co Cię w Virtus.pro zaskoczyło zaraz po dołączeniu?

Zaskoczył mnie bardzo pozytywnie pasha, bo nie wiedziałem, że aż tyle rzeczy robił w czasie gry. Spodziewałem się, że jest to po prostu snajper. A u niego zawsze podobała mi się po stronie broniącej: "chodź, coś Ci zaflashuje", "chodź, coś zrobimy". Takie źródło pomysłów.

A oglądając te spotkania nigdy nie spodziewałem się, że to pasha jest osobą od dawania spontanicznych pomysłów w drużynie, bo tego nie było widać na streamie. Ale będąc w drużynie zauważyłem, że Jarek potrafił wprowadzić bardzo fajne schematy.

Jeśli z kolei chodzi o pracę zespołu, to wszystko przebiegało bardzo profesjonalnie, a zaskoczyło mnie tylko, że chłopaki tak uważnie mnie słuchali. Przyszedłem tam jako osoba, która przez pewien czas nie miała kontaktu z grą drużynową na europejskim czy światowym poziomie. Albo chłopaki się zgadzali, albo nie, ale nigdy nie było sytuacji, że ktoś mnie olał. Za każdym razem była dyskusja, co mi się podobało. Nie było wywyższania się, nie było przeświadczenia, że skoro oni grają w tę grę tyle lat, a ja siedzę na scenie tyle, to oni mogą mi to pokazywać na każdym kroku. Tego w ogóle w drużynie nie było.

Rozumiem zatem, że czułeś się szanowany i potrzebny w tej drużynie.

Tak, patrząc na ogół jako zespół, to ta współpraca przebiegała tak, że zawsze mogłem przekazać jakąś uwagę. Jeżeli chodzi o zespół, to z reguły wszyscy zawodnicy brali je do siebie.

Współpraca z kubenem też przebiegała poprawnie?

Nie dochodziło do żadnych spięć. kuben wiedział, że to on dowodzi, a ja byłem wsparciem, więc w momentach, gdy ja chciałem przekombinować, to on potrafił mnie stopować i sugerować, żeby nie robić wszystkiego nazbyt gwałtownie. Nigdy nie było jakiegoś wywyższania się.

Skoro już przy kubenie jesteśmy, to jakbyś miał się odnieść do opinii tych wszystkich internetowych ekspertów hejtujących go, to co byś powiedział? Jedni mówią, że jest wyłącznie od klepania po plecach, inni, że pracuje w VP dzięki znajomościom, a ostatnio pasha w wywiadzie u nas powiedział, że wykonywał masę roboty.

Nigdy nie było z czymś większych problemów, na przykład natury organizacyjnej, a należy pamiętać, że kuben łączy dwie funkcje – menadżera oraz trenera. Jak chodzi o działania menadżerskie, to nigdy nie mieliśmy problemu na przykład z harmonogramem meczów. To zawsze było dopięte na ostatni guzik, na dwa tygodnie przed wiedzieliśmy doskonale co robimy. Chłopaki z tego co wiem kilka miesięcy przed wiedzieli kiedy będą mieli wakacje, więc jak chodzi o profesjonalizm kubena, to nigdy w życiu nie mógłbym mu czegokolwiek zarzucić. Ja oceniłbym jego pracę na poziomie bardzo dobrym.

Czysto trenersko tak samo?

Czysto trenersko w niektórych sytuacjach mieliśmy inną wizję, ale nie powiedziałbym, że to były rzeczy, które na moją ocenę powinny wpłynąć negatywnie.

Nigdy nie było tak, że kuben nie przyszedł, że nie poprowadził treningu. Zawsze wszystko było przygotowane dla chłopaków. Nie było sytuacji np. takiej, że nagle okazywało się, że nie mamy taktyk na daną mapę czy coś w ten deseń.

A jak chodzi o opinie ludzi, to się nie dziwię, bo społeczeństwo jest nauczone sportem tradycyjnym, że w pierwszej kolejności, gdy nie ma wyników, to leci trener. Tutaj akurat sytuacja wygląda tak, że wyników nie było i nie mieszano w sztabie szkoleniowym, a w drużynie. Ludzie myślą, że nie ma wyników, to trzeba zmieniać trenera, a prawda jest taka, że nie wiemy, co by się stało, gdyby do wymiany trenera doszło.

No tak, z jednej strony ludzie odnoszą się do tego, jak wygląda to w tradycyjnym sporcie, ale z drugiej trzeba mieć też na uwadze, że przez długi czas społeczność nie miała dostępu do tego, co działo się w Virtus.pro.

Dokładnie. Widzimy jaka jest zmiana u kubena po ogłoszeniu nowego składu. Nie wiemy czy Kuba czuje potrzebę dzielenia się z ludźmi, czy jest nowa filozofia w organizacji, że takie sprawozdania są dostępne. Ja od połowy grudnia nie uczestniczę w życiu drużyny i sam śledzę te posty, bo chcę wiedzieć co słychać w Virtus.pro, a przeglądając komentarze, to negatywnych nie widzę. Opinia ludzi się trochę zmienia, a kuben pracuje pewnie tak samo, jak pracował przez te wszystkie lata.

Przez te siedem miesięcy w VP porażek było niestety więcej niż zwycięstw, a więc i smutnych momentów było mniej niż radosnych. Obwiniałeś się w jakiś sposób za porażki, które odnosiło Virtus.pro?

Na pewno w pierwszych tygodniach współpracy w jakiś sposób to odczuwałem. Może wtedy, gdy komunikacja jeszcze zawodziła, to wtedy mocniej się obwiniałem, ale później towarzyszył nam wyłącznie smutek drużynowy i drużynowa odpowiedzialność. Nie było zwalania winy na jednostki.

Z początku ja się uczyłem jak pracować z chłopakami, a oni jak pracować ze mną. Próbowaliśmy budować most między tym, czym warto się sugerować, a tym, żeby nie przesadzać.

fot. fb.com/kubikcs

I w pierwszych turniejach czasami dochodziło do sytuacji, że ja uprzedzałem o tym, co rywal może zrobić, a w tym momencie za bardzo skupialiśmy się na kontrowaniu i nie graliśmy swojej gry. To było problemem na początku, a na końcu mieliśmy już balans pomiędzy tym jak chcemy grać i jak chcemy kontrować rywala.

A jak w zasadzie drużyna reagowała na porażki – motywująco, może demotywująco? Co się działo po przegranych?

Gdy jeszcze grał z nami byali, i gdy już mieliśmy informację, że Paweł będzie chciał przejść na ławkę rezerwowych, to raczej nie analizowaliśmy tego wszystkiego. Jednak w momencie, gdy skład był kompletny i byli w nim NEO, pasha, michu, morelz i snatchie, to po każdym turnieju staraliśmy się rozmawiać. Wspólnie oglądaliśmy powtórki, całą siódemką, wspólnie próbowaliśmy to naprawiać.

Najbardziej drastyczny moment, to turniej w Dallas, gdzie ja niestety nie poleciałem z Virtus.pro i nie wiem co tam się wydarzyło, nie wiem co stało się po spotkaniu, czy były jakieś błędy, czy jakieś załamanie.

Nie ukrywam, były momenty, w których towarzyszyła nam złość i tak dalej, ale po większości spotkań siadaliśmy i próbowaliśmy omawiać, więc ambitnie chcieliśmy podejść do kolejnego spotkania.

Przypuszczam, że zawody w Dallas i kwalifikacje do Minora to był dla Ciebie okres szczególnie pracowity?

No tak, nawet nie pojechałem z chłopakami do Dallas, bo pracy było bardzo dużo, a na miejscu mogło być z tym różnie. Różnie bywało z internetem, a i sama podróż to sporo straconych godzin. Lot w jedną stronę to 10-11 godzin, a należy doliczyć dojazd na lotnisko, odebranie bagażu itd. – w tym czasie jestem w stanie przygotować analizy kilku drużyn. To był taki chyba najbardziej pracowity okres – Malta, następnie Dallas, a potem walka o Minory. To był okres, gdy chodziłem spać o 5, a wstawałem o godzinie 9, później godzinna drzemka w ciągu dnia.

Zakładam zatem, że skoro tyle czasu i energii włożyłeś w przygotowania chłopaków, a ostatecznie nie udało się dostać ani do Pro Ligi, ani na Minora, to było to jeszcze bardziej bolesne.

Nie, raczej na to nie patrzyłem, to moja praca i po prostu muszę to robić. A to, czy się uda wygrać, czy nie, to ja na to w czasie spotkania nie mam wpływu. Po samym Dallas martwiłem się o to, że nie było mnie tam i nie wiedziałem do końca jaka była sytuacja. Nie wiedziałem, czy doszło do załamania, czy będzie dalej chęć pracy i poprawienia błędów.

Bardziej myślałem o tym, co dalej, a organizacja wybrała to najbardziej drastyczne podejście, czyli rotacje w składzie, ale moje prywatne odczucia nie miały znaczenia i w żaden sposób się na tym nie koncentrowałem.

A tych zmian w składzie spodziewałeś się już po powrocie z Dallas?

Nie, w żaden sposób.

Czyli dopiero po Minorze przyszły oficjalne informacje.

Tak, tego samego dnia była podjęta decyzja, że skład będzie zawieszony. Ja nie czułem po Dallas, że zmiany nadejdą. Pytanie, czy tak samo było w przypadku chłopaków, czy może byli wcześniej informowani. Jeżeli czegoś mam najbardziej żałować, to właśnie tego, że nie poleciałem do Dallas i nie wiedziałem co się działo.

To był taki chyba najbardziej pracowity okres – Malta, następnie Dallas, a potem walka o Minory. To był okres, gdy chodziłem spać o 5, a wstawałem o godzinie 9, później godzinna drzemka w ciągu dnia.

Ale w takiej sytuacji przydałby się również trener mentalny czy też psycholog sportowy.

Możliwe, ja psychologiem nie jestem. Doświadczenie sportowe mam duże, bo od podstawówki gram w kosza i zawsze życie drużynowe to było to, co mnie kręciło i zawsze w sportach drużynowych uczestniczyłem. Później sport zamieniłem na esport.

Gdy jeździłem na turnieje w kosza i zdarzały się problemy, to udawało mi się je rozwiązać na żywo i jak byłem na turniejach z Virtus.pro, to jakiegoś totalnego kryzysu podczas tych zawodów, od pierwszego – w Szanghaju, do ostatniego – na Malcie, nigdy nie było. Nie było załamania i sytuacji, że ktoś się kompletnie nie odzywał. Oczywiście, psycholog przydałby się, bo wiedziałby więcej ode mnie, ale na pierwszy rzut oka większego kryzysu chyba nie było.

Niemniej jednak wydaje mi się, że każda profesjonalna drużyna powinna z psychologiem współpracować, bo kto wie, co psycholog mógłby wyłapać.

A teraz, gdy kilka dni temu dowiedziałeś się, że to koniec Twojej współpracy z Virtus.pro, to byłeś zawiedziony?

Nie, spodziewałem się takiego ruchu, bo wydaje mi się, że TOAO i snatchie wspominali w wywiadach, że czas na zmiany.

Czy byłem załamany? Nie. Mogłem się przygotować na tę decyzję. Poza tym, najfajniejszy kontakt złapałem z chłopakami, którzy częścią drużyny już nie są. Możliwe, że z członkami aktualnego składu też bym się zakumplował i byłoby fajnie, ale tak się nie stało.

Bardzo szybko zapomniałem o tym, że mój kontrakt nie został przedłużony, bo skupiam się na turnieju w Katowicach. Ale nie oznacza to, że nie będę chciał spróbować sił w innej drużynie. Nie zdążyłem zaimplementować wielu rzeczy będąc jeszcze w Virtus.pro.

Nie mam również zamiaru narzucać na siebie limitów. W ostatnim czasie nie chciałem analizować gry VP na streamie, czy komentować meczów tej drużyny, bo byłem z nią związany. Teraz? Teraz myślę o tym, że będę miał luz i że będę mógł to robić.

Co będzie dalej? Zobaczymy. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie w fajnym kierunku.

Ten "fajny kierunek" oznacza, że otrzymałeś już jakieś propozycje?

Na ten moment od propozycji się nieco odciąłem, bo jest Major w Katowicach – największe esportowe święto, więc na tym trzeba się w pełni skupić.

A czy po tych siedmiu miesiącach możesz stwierdzić, że ten okres był dla Ciebie owocny?

Zdecydowanie. Totalnie zmieniło się moje spojrzenie na grę. Byłem osobą z zewnątrz, która szukała perfekcji, a teraz wiem, że perfekcyjnego CS-a nie ma, taki CS nie istnieje i nawet Astralis takiego CS-a nie gra, choć sam kiedyś komentując mecz Duńczyków stwierdziłem, że grają perfekcyjnie. To jest chyba najważniejsza rzecz, która się u mnie zmieniła.

Sama współpraca z zawodnikami to też element, który mógł się dzięki Virtus.pro poprawić. Wiem, że muszę podchodzić mniej ambicjonalnie i pamiętać o tym, że zawodnicy mogą czuć zmęczenie po kilkugodzinnym treningu. Growo to nawet nie będę wspominał, jak bardzo to był dla mnie owocny okres i ile nowych spojrzeń na grę – czy to kubena, czy NEO, czy snatchiego, czy MICHA lub morelza – poznałem.

Czy trenersko, czy jeśli chodzi o pracę analityka, to był to dla mnie najlepszy okres w życiu. Kiedyś otrzymanie takiej lekcji mógłbym sobie tylko wymarzyć.

I, co by nie mówić, taka współpraca powinna również procentować w przyszłości. Nawet mimo nie najlepszych wyników.

Wydaje mi się, że coś w tym jest.

W takim razie nie zamykasz się na komentowanie, nie zamykasz się na trenowani, ani także na bycie analitykiem. Jednak gdybyś mógł wybrać bycie trenerem, ale musiałbyś porzucić komentowanie, to byłbyś gotów to zrobić?

To byłaby bardzo trudna decyzja i musiałbym ją skonsultować z osobami, które mnie wspierają decyzyjnie – czy to z eMine.pro, czy z ESL. To nie jest tak, że nagle przyszedłem i powiedziałem: "dzięki, fajnie się komentowało, idę do Virtus.pro". Była rozmowa, powiedziałem, że będę mniej aktywny, oczywiście ESL to uszanowało.

Takie w pełni etatowe komentowanie i w pełni etatowe bycie trenerem nie idzie ze sobą w parze. Jak miałbym wybór bycie trenerem i rezygnację z komentowania, to byłaby to cholernie trudna decyzja i nie byłbym w stanie odpowiedzieć ani teraz, ani za tydzień. Potrzebowałbym jeszcze więcej czasu.

Czego zatem mogę Ci życzyć na koniec? Komentowania, bycia analitykiem czy może trenerem?

Aktualnie bycia komentatorem i udanego turnieju w Katowicach, aby to było najfajniejsze wspomnienie w tym roku.

A w przyszłości – pogodzenia tego wszystkiego?

Fajnie by było, ale trudno powiedzieć, w którą stronę konkretnie chcę iść, bo naprawdę wszystko mnie bardzo mocno jara i trzeba jednak wyciągnąć karteczkę, wypisać plusy i minusy, by w końcu podjąć decyzję. Więc może łatwości w podejmowaniu decyzji, tego można mi życzyć!

Więc tego właśnie życzę! Dziękuję!

Dzięki!